Monthly Archives: Wrzesień 2007

I pojechałam

Zwykły wpis

Kochani moi! Pojechałam na wakacje a w międzyczasie dostałam tyle komentarzy, że nie wiem za co się zabrać! 

Tym razem wyjazd do domu był podwójnie radosny. Wizyta u Mamy i Psa to jedno, zejście Teściowej z oczu to całkiem co innego. Wieczór przed wyjazdem nasiedziałam się w kuchni, nasłuchałam się więcej jadu i podłości niż razem przez ostatnie dwa tygodnie. Jacy to my jesteśmy nieszczęśliwi, jacy ucieśnioni w tej podłej Anglii, jacy nieprzystosowani, biedni i nieporadni. A bieda aż piszczy! Kurwa jej mać!

W szczytowym momencie monologu Teściowa stwierdziła:
-Bosze, Bosze, najlepeij by było gdybym zabrała Syneczka do domu, tam gdzie ja i Ojciec, żadnych tam dziewczyn (JA!), żadnych fanaberii, wyjazdów. Bo on tu zginie, taki niedospany on.
-Ale tu ma możliwości, jakich nie ma w małym dolnośląskim miasteczku. Jest praca, są pieniądze, jest święty spokój od ZUSów, Urzędów Skarbowych, biurokratów. Nie musi brać pożyczek, kredytów ani zastanawiać się czy ma na paczkę ryżu!
-Nie musiałby się zastanawiać czy go stać na życie w wielkim mieście gdyby nie miał fantazji mieszkać z jakąś dziewczyną! (MNĄ!!)

Mówi o mnie, do mnie, w trzeciej osobie!!

Tym razem doprowadziła mnie prawie do płaczu, szmata podła. Poszłam do siebie pakować walizkę i kiedy Suseł spytał czemu jestem zła, wybuchłam. Że przepraszam go z góry za to co powiem ale moja Mama przy jego, to małe Miki. Jest wredną, podłą szantrapą i mam nadzieję, że jak wrócęjuż jej tu nie będzie i nie będę się musiała z nią kontaktować przez następne 9 lat.

W samochodzie, w drodze na lotnisko dowiedziałyśmy się od naszego kolegi Elektryka, że człowiek wytwarza prund elektryczny dzięki temu, że ma żołądek i kwasy żrące, które działają jak bateria. Nie spytałam czy w wypadku obwymiotowania kogoś może dość do porażenia prundem. Po co drążyć temat?

W samolocie Ryanair’a jak zwykle obejrzałyśmy performance na temat zakładania kapotek ratunkowych i dawania drapaka przez wyjścia ewakuacyjne. Niedługo z Trufflem same będziemy mogły odbębniać tę część przy odprawie. Paniusia koło okna całą podróż marnowała widoki drzemiąc z rozwartą paszczą, oparta o wizjerek. Nawet nie było jak sięgnąć i cyknąć zdjęcia bo wszędzie elektryzowały jej włosy. Do kanapki, na książkę, łobłed. Oganiałam się od nich przez dwie godziny. Może miała refluks i prund jej przebijał z żołądka?

Wylądowałyśmy w Krakowie. Celnik w okienku powitał mnie tradycyjnym, polskim spojrzenien z byka, zerknął w paszport, majtnął go przez szparkę i jakoś nijak nie odpowiedział na mój przygłupi, prowokacyjny uśmiech wioskowego debila. Myślałam, że tylko wrocławscy celnicy mają problemy z mimiką twarzy ale wygląda na to, że uczą ich tego na szkoleniach. „Zastosowania spojrzenia służbowego w procesie dezorientacji podróżnych wracających do kraju ojczystego.”.

Internet twierdził, że tuż obok Lotniska znajduje się stacja PKP z której można wskoczyć do pociągu jadącego do Zakopanego. Kolejny punkt dezorientacji podróżnych. Jeden znak wskazuje PKP 5 minut w prawo, drugi PKP 200m w lewo. Poszłyśmy na piechotkę, nasłuchując gwizdów i ciuch-ciów. Stacja okazała się wysepką w środku zarośniętego trawskiem pustkowia a pociąg rozklekotanym, starym blaszanym tworem, w którym poziom hałasu przekraczał wszelkie normy europejskie. Konduktorka przejęzyczyła się twierdząc, że bilet kosztuje 3zł, na bilecie napisała 6zł a od pary Anglików nie wzięła opłaty wcale.

Ale pociąg do Zakopanego ostatecznie wyrwał nas z europejskiego snu. W toaletach brak papieru, wody, mydła, zasuwki, pociąg pokonuje 140 km w 4 godziny, co chwila rozsuwają się drzwi między wagonami, okna opadają siłą grawitacji, półki są zbyt wąskie, żeby wetknąc tam bagaże a konduktorzy zmieniają się równie często co współpasażerowie za każdym razem sprawdzając bilety z dokładnością co do najmniejszej literki. Stoi taki zamundurowany nad tobą, lampi się w bilet w nieskończoność z grobową miną a ty tylko czekasz na pytanie w stylu: „A co tu Pani ma? Przecież to zły bilet!”

Pociąg jechał 5 km w przód, 12 w tył, w końcu straciłyśmy rachubę i orientację w terenie. W międzyczasie zaczął padać deszcz i kiedy w końcu wysiadłyśmy z pociągu, już przy drzwiach napadła nas grupka goroli z tekturowymi karteluchami z napisem POKOJE. Dwa lata temu molestowali turystów przy wyjściu z dworca, teraz wilcze stado podchodzi już pod wagony. Niedługo będą łowić ofiary w Krakowie!
Panocek spytał mnie:
-Sukajo panienki kwaterki?
-A szukamy. A po ile?
Gorol zerknął na walizki z doklejonymi nalepkami lotniczymi, ocenił i sypnął:
-A po 25.
-25? Patrz Truffel, po 25 zł!
-Złotych? Pani, jakich złotych? Euro! 25 Euro! Z telewyzorem!
Jakoś się nie skusiłyśmy. Jakieś małżeństwo czekało na gospodynię u której zwykle pomieszkują w Zakopanem i okazało się, że jest u niej miejsce na dwie dziewuszki po 22 za dobę. Złote. Gorol krążył wokół nas jak sęp i machał karteluchą przed nosem dopóki mu nie powiedziałam, że przyjechałyśmy chodzić po górach a nie gotować obiady w mikrofalówce i oglądać „M jak Miłość”. Chyba się obraził.

Przyjechała Gorolka, zapakowała bagaże, dowiozła na miejsce i oworzyła przed nami swoje podwoje: wymalowany na ciemno pomarańczowy kolor pokój ze stołem, szafą, szafką, dwoma pufami, szafką z telewizorem i dwoma łóżkami ściśniętymi na 9 metrach kwadratowych. Połowa pokoju wygryziona została skośną ścianą poddasza. Przestrzeni! Przestrzeni! Poprzestawiałyśmy meble tworząc z pokoju nieustawnego i zagraconego pokój jeszcze bardziej nieustawny i zagracony. Żeby wyjść na korytarz trzeba było skakać z łóżka na łóżko, mijać walizki i przestępować przez kable, których nawiozłyśmy całe zwoje.

Obok zamieszkało Małżeństwo z dzieciarem, który przez cały tydzień płakało. Dziwny dzieciak, ani razu się nie zaśmiał. Co chwila tylko burczał, kwękał i piszczał i wył.

I w kimę.

/I nic nie leciało w tle, bo wokół pełno samochodów, klaksonów, ludzisk aż uszy bolą./

Looney House

Zwykły wpis

Zostałam wezwana na górę, do biura. Susie podała mi list gratulacyjny ogłaszający me walory i oficjalnie stwierdzający, że od 27 sierpnia jestem oficjalnie Team Leaderem. 3 minuty później Susie poinformowała mnie, że w środę do Miasteczka zjeżdża komisja poszukująca talentów i jestem kandydatem sklepu na polskiego managera. Assessment odbędzie się tu a nie w Cirencester, jak w styczniu i nasi managerowie będą członkami komisji- Susan i Berecik. Już to widzę- oboje mnie wygrzali pod skrzydełkami i przecisną mnie nawet przez dziurkę od klucza. No i nie pobyłam TL długo.

Berecik się w sumie zmartwił bo czekał na odpowiedniego kandydata pół roku, dostał mnie na trzy miesiące i żegnaj Gienia.

Ale co tam, najważniejsze jest, że moje wynagrodzenie skoczy o 120% w górę, co automatycznie podniesie mnie do rangi mieszkańca miasteczka starającego się o kupno własnego domu. Suseł zmienia pracę, o jakieś 50% lepiej płatną, więc pięcioletnie Volvo jest w zasięgu ręki.

***

Moja Rodzicielka nadal milczy. Wyrzuciła mi porcję żali na GG i obraziła się po raz enty. Za 11 dni jadę do domu i wygląda na to, że powinnam odsprzedać komuś bilety po przystępnej cenie bo po wyzycie w Zakopanym nie mam się gdzie podziać. Znajomi jadąc na urlop do Polski spędzają w domach dwa dni. W międzyczasie wojażują, odwiedzają znajomków, pieką się na plaży 
albo kajakują. Ja mam ciche dni bo umyśliłyśmy sobie z Trufflem, że polecimy do Krakowa, stamtąd do Zakopanego gdzie spędzimy tydzień w głuszy pełnej turystów a potem na 9 dni przyjedziemy do domów. Gdzie tam! Obraziła się i kaplica! Nie odbiera wiadomości na gg, milczy jak zaklęta.
Co robić?

***
Dziś wyprzedaż. Kupiłam fotoreprodukcję mapy Oxfordshire sprzed 200 lat, na której zaznaczone jest nasze Zamczysko. Przy okazji, w internecie dogrzebałam się historii tego domu i okazało się, że w 1861 roku urodził się tu Arthur Cobb a parę lat później jego brat Charlie- narodowe gwiazdy krykieta. Arthurowi zmarło się w Zamczysku, u szczytu sławy, w wieku 22 lat a Charlie dożył sędziwej starości i odmeldował się z tego świata w Londynie. I tak oto wyszło szydło z worka i już wiadomo jak się nazywał ród, który postawił tą prześwietną budowlę.

Anyway, kupiłam:
*tą mapę w wielkiej ramie, za szkłem,
*doniczkę do powieszenia na zielistkę,
*mini pici szkatułkę na biżuterię w kształcie toaletki, z szufladkami i klameczkami,
*książkę z projektami kaligraficznymi,
*dwie książki na temat malowania i ozdabiania mieszkań i mebli z paletami kolorów, metodami na odnawianie i postarzanie stołów, podłóg i biebelotów,
*torbę na ramię Animala, 
*solniczkę i pieprzniczkę ze szczotkowanego metalu w kształcie bardzo futurystycznym
*i coś co można nazwać zwisem przypępkowym- długaaaśny łańcuszek do małej czarnej z gdzieniegdzie nanizanymi perełkami i kamyczkami.

Zaplanowanego stojaka pod wina nie mogę kupić już od miesiąca.

***
Oglądam Twin Peaks. Kiedy leciał w polskiej telewizji miałam ze 12 lat i problemy Laury Palmer nie wydawały się mojej Mamie odpowiednie dla młodej nastolatki. Pamiętam tylko czołówkę z tematem muzycznym, bo, kiedy czołówka się kończyła a zaczynał się odcinek odsyłali mnie do kołyski, w objęcia misia.
Teraz, to całkiem inna historia. Dale Cooper nie chce przelecieć Audrey, chociażby chciał, w odróżnieniu do reszty bohaterów, którzy przelatują wszystko co się rusza- czy chce czy nie chce. Odjechany serial na maksa. Na tyle się wkręciłam, że zripowałam sobie wszystkie odcinki na iPoda i po wieczornej dobranocce, oglądam na lunchu jeszcze raz.

***

Właśnie dostałam sesemesa od Temata- coś mu się zapomniało o wypadzie z 1 września i pyta czy chcę towarzyszyć mu na Christmas Party z całym moim poprzednim departamentem. Napisałam mu, że pewnego dnia oberwę mu łeb i jeśli myśli o tym serio, pozostawiam zapytanie o to Susan jemu. Niech się pomęczy. Zaprasza, niech weźmie odpowiedzialność na siebie. Już widzę zdziwienie załogi i ploty 🙂 Mały Temat bierze na Party swoją dawno zapomnianą, dużo starszą przyjaciółkę zza Żelaznej Kurtyny.
(Pięć minut później) W odpowiedzi, to czego się spodziewałam- taki młody a pamięć taka zaśniedziała. Był na urlopie i zapomniał. Obiecał, że zapyta, kupi mi drinka i będzie patrzył jak się będę upijać. Już raczej ja będę patrzeć- dziewusie zza Żelaznej Kurtyny mają głowę do picia odziedziczoną po królowej Jadwini i jej siermiężnych, brodatych kamratach z toporami za pasem.
(dziesięć minut później) Odpisał, że nie robi wielkiego wrażenia na ludziach kiedy jest pijany- tylko zachowuje się głupiej niż zwykle. Boże, czy MountEverest może być jeszcze wyższy?-odpisałam.

***

W dziale „Kurioza i siurpyzy”

*teściowa nie wierzy w ewolucję. Już za jej czasów, w szkołach uczono, że ewolucja nie istnieje i człowiek po prostu był, siem pojawił. Ponieważ wiem, że Teściowa obraziła się na liceum w 3 klasie, podejrzewam raczej, że coś się jej popierdoliło z wychowaniem religijnym. Ale przy okazji, okazuje się, że temat negowania teorii ewolucji jest dla mnie wyjątkowo drażliwy. Objawia się to niekontrolowanym drżeniem całego ciała, pianą toczącą się z ust, kurczowym zacisakaniem pięści i słowami nieparlamentarnymi cisnącymi się na jęzor. Nauka ma dla mnie największą wartość i kiedy słyszę jak jakiś niedouczony pustak podciera sobie otwory fizjologiczne jedną z największych myśli naukowych minionego wieku, mam ochotę cofnąć się do etapu moich przodków sprzed królowej Jadwini, gryźć i szarpać tętnice.

*Teściowa oskarża. Oskarżyła Lokatora, że jej niknął paczkę fajurek, Kamieniarza, że mi podchłeptał dwa litry zupy i kogoś, że mi pożarł obiad.
Paczkę fajurek pewnie sama wyćmiła tylko wstyd się teraz przyznać bo okazało się, że zupa jak stał w lodówce tak stała a Teściowa ma wybiórczą zaćmę i nie rozpoznaje zupy, która nie jest w garnku. Tymczasem obiad (o tym zaraz) stał sobie grzecznie na mikrofalce zamiast w tejże po tym jak Truffel pichciła sobie kawę z mlekiem. Więc wybłagałam u Susła obietnicę, że ma matkę trzymać na łańcuchu zanim zrujnuje nasze stosunki z Lokatorem i pojedzie piździec.

*Teściowa biega do Wnusia co drugi dzień. Żonka grzecznie ją podwozi a ta jeszcze stroi fochy, że się musi z Wnusiem pożegnać i założyć kapotę i zgasić fajurę, i… Żonka ma powoli dość. Ale to nas do siebie zbliżyło i Teściową szlag trafia bo Ona, ta Baba wkupia się w moje łaski podstępem- sadzi mi cytrynkę i ananasa i obiecała mi, że Lokator przywiezie mi szczepkę jakiejś fikuśnej roślinki, którą mają od czterech pokoleń. Tłumaczenia, że to jest serdeczność i objaw sympatii jakość do Teściowej nie trafiają.

*Teściowa siedzi, szczeka, pali fajury i biadoli, że nie wie co ze sobą zrobić. Ja wracam z pracy, z wypiekami na pysku z niedospania, idę podrzemać 3 godziny, nieustannie dobudzana przez jej poszczekiwanie w kuchni, a kiedy wstaję o 20:30, żeby wyprawić Susła do pracy, okazuje się, że Teściowa jakoś nie wpadła na pomysł, że Synuś nic dziś nie jadł. 
Więc montuję w pośpiechu obiad- cud kulinarny, którego ona nie będzie
jadła bo jadła u FakiJapi a i tak wtranżala cały talerz oblizując się tym nieustannie kłapiącym jęzorem.

*Teściową dopadła obsesja aukcji. Łazi na zrzutki z aukcji i znosi sprzęty bez których się nie obejdziemy- termos, dziadka do orzechów, żaroodpornego naczynia pół, bez pokrywki i cud kryształową wazę, prosto z etażerki prababci Gieni i paletkę do pinponga- jedną. Natomiast Lokator i Żonka- „nachap
ują się!, zagarniają!!, wyszarpują bibeloty!!!” a to wszystko podbudowuje szerokimi gestami rąk i paskudnym wyrazem twarzy. Przepiękny wazon w kolorze krwi i rzeźbionego w hebanie słonia z drugim słoniem wyrzeźbionym jakimś cudem w jego środku.

*Teściowa mówi na Truffla „Ta dziewczyna”. Na nic moje ciche podpowiedzi, że Truffel ma na imię…Truffel. Co więcej, Ta Dziewczyna jest bardzo dziwna i nie wiadmo co. Teściowa nie wiedziała, że znamy się z Trufflem dłużej niż z Bolkiem i Lolkiem i Reksiem razem wziętymi, ale i tak Ona  j e s t  dziwna. Mama Olafa powiedziała, że Truffel jest klawa dziewucha a Teściowa
wszy na mózgu. Wszyscy kochają tą kobietę.

*Teściowa zużywa antymaterię.

*Niech Teściowa już jedzie.

***

Temat chyba zasnął bo odpowiedzi w naszej chorej elektronicznej konwersacji nie otrzymałam. Zauważyłam już, że Temata morzy sen ok 23:30. Wiadomo, dzieci lubią misie, misie lubią dzieci.

A więc poooora na dobranoc, bo już księżyc…

Przetarg na Teściową

Zwykły wpis

Ogłaszam przetarg. Oddam Teściową na profesjonalną muszkę snajperską, w zamian wezmę pod czuła opiekę panią w średnim wieku, bez nałogów, chętnie z psem lub kotem, z poczuciem humoru i dystansem do życia. Dopłacę.

Teściowa nienawidzi wszystkiego co się rusza i żyje. Kapciorem rozgniata muszki, ćmy i inne nocne stworzniea ciągnące do lampy w kuchni.
-Zabij, zabij, zabij!! Po co to lata?

Teściowa nie uważa, żeby istniały takie twory jak „kobiety maltretowane”.
-Jak jest na tyle głupia, żeby dać się prać po pysku, to nawet żałować nie ma co. Do roboty! A domy dla matek z dziećmi, które uciekają z domów i nie mają się gdzie podziać? Żałosne!

Teściowa zwróciła mi dość dobitnie, że nie mamy wiadra do mopa, ścierek do tego i tamtego i szmat do podłogi. Mop to taki wynalazek bez sensu, a ścierki gąbkowe długo schną. I nie ma tu porządnego kaloryfera. A w zlewie leżą kawałki pomidora i makaronu.
-Moja druga synowa też ma takie coś w zlewie. Nie umiałam tego wykorzenić, nie umiałam.

Teściowa uważa okna w naszym domu za skandal. Otwierają się w górę, nie można ich umyć. Przy czym oczywiście zasugerowała, że m a m   b r u d n e   o k n a. Tłumaczę, że na tym polega interes: masz brudne okna, oni mają sprzęt i dwudziestometrową drabinę.
-Bezsens!

Teściowa uważa, że ten dom to koszmar, bo okna w górę, bo pola wokół, bo obcy w domu i Murzyni na przeciwko. Bo dom stary jakiś i pewnie zimno w zimie i rury na zewnątrz. Nie ma sensu tłumaczyć, że do ma 200 lat, że jest zabytkiem. Ale po co ja sobie będę strzępić jęzor, sami oceniecie jutro, kiedy wrzucę zdjęcie.

Teściowej wszystko puchnie. To przez to powietrze. Bo w Londynie np. to powietrze jest wyśmienite. I nic jej nie puchnie.
-A tu nogi puchną mi i cała się czuję taka napompowana, to musi coś złego być w powietrzu. Stąd się t r z e b a wyprowadzić!

Wnioski końcowe: cokolwiek powiem, cokolwiek zrobię- będzie źle. Nie ma sensu dobrze gotować, myć, odkurzać czy dyskutować. Wyrok zapadł zaocznie a czas na wniesienie odwołania minął. Ogłoszenie tego faktu umknęło mojej uwadze, ponieważ zostało wywieszone w gablocie, zamkniętej w szafie, w skrzyni z napisem „Uwaga leopard”, głęboko w piwnicy jakiegoś zapomnianego urzędu- tej samej w której ogłoszono usunięcie Ziemi w celu pobudowania międzygalaktycznej autostrady w „Przewodniku „Autostopem przez Galaktykę””.

Amen.

Od dzisiaj przechodzę w tryb Agenta Specjalnego Dale’a Coopera i postanawiam cieszyć się smakiem placka wiśniowego i sikać ze szczęścia na widok kaczek pływających po jeziorku. A newsy o Teściowej wrzucać na koniec posta w dziale „Kurioza i siurpryzy”.

A w pracy było super.

Branoc.

Teściowa!! Kryć się!!

Zwykły wpis
Zwariuję, hej!
I stane na gowie
Zjem berło i zacznę kicać!

Jak mały króliczek na łące zielonej
Przez trawy będę umykać!!

Król Bul

Jak Bozię kocham, dostanę pierdolca! Teściowa jest osobą kompletnie nie do przyjęcia i zaczynam się serio martwić o najbliższe 3 tygodnie. Zaczynam obserwować u siebie niepokojące objawy, ale o tym zaraz.

A więc napisałam, chyba w sobotę, że Rodzina podrzuca ją jak kukułcze jajo, do naszego gniazda i niech kuka. Cóż za prorocze to były słowa!!

Dziś rano, niczym taki drewniany ptaszek, wparowała mi przez drzwiczki do pokoju radośnie ogłaszając godzinę 7:30.  7:30!! Kiedy mam do pracy na 9:00!!! Tylko po to, żeby szepnąć nadwyraz głośno: O, ŚPI! i wyjść, zostawiając otwarte drzwi.

Ale od początku, czyli od wczorajszego wieczora zaczynając:

Baba i ja, czyli razem z Żonką, poszłyśmy na szaber po aukcji. Teściowa z nami rzecz jasna. Wyhaczyłam piękny, błękitny dzbanek na herbatę o rozsądnej pojemności, koszyk wilkinowy, maleńkiego śpiącego kotka 
rzeźbionego w granicie, mieszczącego się w dłoni, kilka doniczek i komódkę
z szufladami i lustrem- idealne do czesania długich włosów na chwilę przed snem i pudrowania noska przed wyjściem na przyjęcie u ambasadora. Boże, ile ja się nasłuchałam, jaka ta komódka piękna. No piękna, przestań już!!- moje okrzyki myślowe zaznaczam kursywą.

Nieustanny monolog pierduł w stylu:
-Bosze, toż to taki piękny mebel że aż się nie chce wierzyć! I ani nic nie zniszczone i jak pięknie to tu pasuje, patrz, ta doniczka różą i ta róża taka piękna, biała taka, ja bym ją Ace wybieliła bo trochę przyżółkła ale piękna, piękna trochę Ace i będzie jak nowa ja tak dużo rzeczy ratuję, i ten świecznik też bym tym Ace…

Aaaaa…!!!

I dalej do wieczora w stylu takim:
-No tego ananasa zjedz bo się przcież zmarnuje na miłość boską. Synu, ty tak się zapracowujesz, boże ty jesteś taki biedny, niedospany, twoja siostra też taka zmęczona, jak cień. Wy wszyscy tacy bladzi i to nie przez słońce, nie, to chorobowe jest! I Wnusiu bladziutki, twoja siostra i ONA (ja.) też. To choroba jakaś musi być, ja widzę u Anglików tak samo, chociaz na nich nie patrze, bo mnie nie obchodzą tacy tam. 

-Ten mój syn tak się zapracowuje, wszystkie nadgodziny bierze jak leci, boże, taki zmęczony jest. Siostra tak samo, tak oboje ciężko pracuję, boże. Jak właśnie byłam u nich przed chwilą, to wróciła z pracy taka skonana, że nie wiedziała za co się łapać, za obiad czy za dzieciaka czy sprzątanie, boże, boże! Ta firma to jakiś koszmar!

Właśnie wróciłam po 9 godzinach z pracy, stoję, gotuję jej zupkę i nie jestem skonana!?! A Suseł ma alergię na nadgodziny i bierze tylko wtedy, kiedy mu nie starcza na nowe części do komputera. Cholera!

Ale najgorsze jest to, że zaczynam pączkować. Miła Misia się chowa, zniesmaczona zalewem żenady a na wierzch wyłazi Kokain. 
A Kokain zaczyna świadomie drażnić Teściową, chociaż Brat Susła ostrzegał,
że jeśli Teściowa się nie zgadza z teorią, należy natychmiast ustąpić.

Zaczęło się coś o polityce i rządzie naszym kaczym, kiedy wygłosiłam swoją ulubioną kwestię, że jestem emigrantem politycznym- nie zgadzam się z rządem mojego kraju co do szczegółu i ogółu, nie mam zamiar klepać biedy, pacierzy i liczyć groszy do pierwszego. Matko! Co to się z tego zrobiło!
Teściowa głosen nie znoszącym sprzeciwu:
-Jeśli mówię to do Anglików to o mnie to jak najgorzej świadczy, bo to że jest w kraju źle, nie znaczy, że ja mam o tym głosić! Lepiej zostawić to sobie i udawać, że jest świetnie a nie dawać o sobie złe świadectwo. Taki Pakistan na przykład- widzę Pakistańców tych i mam złe o nich zdanie. 
I to ocałym kraju od razu!
-Najważnieszy jest mój własny komfort i czy to kaczory, czy inne gadziny, rząd się zmienia co mgnienie oka i nie mam zamiaru udawać, że pałam do nich miłością i gdakać jak oni! Sieją zamęt, pluja jadem, ograniczają wolność o którą walczyli moi rodzice i nie mam zamiaru się dla nich poświęcać. A tu jestem wolna i jak mam ochotę być transeksualistą i jeździć na jednokołowym rowerze bez siodełka to mam szansę pojawić się w lokalnej gazecie. Nie mam co prawda takiej ochoty ale nikt mi tu nie mówi co mogę a czego nie.
-Lepiej klepać biedę w kraju niż tak żyć jak żyjecie!- oświadczyła tak, jakby mieszkała na śmietniku.
-Jak? Że w półtora roku mam w domu wszystko czego potrzebuję a jak czegoś mi brakuje, to idę do sklepu i sobie kupuję? Mamy pralkę, lodówkę, dwa komputery, 40 calowy telewizor, Tera miejsca na dyskach, za trzy miesiące chcemu kupić Volvo za gotówkę a za dwa lata własny dom.
-W Polsce też można.
-Można, na raty. Albo za łapówki lub pieniądze rodziców.
-…  Ale tu daleko wszędzie, do miasta, nie ma nawet autobusów!
-2,5 kilometra to połowa mojej trasy z domu na uczelnię, którą pokonywałam na piechotę przez 5 lat.
-…  Inną pracę byście znaleźli!
-Moja praca płaci rachunki i to mi wystarczy. Życie zaczyna się po pracy.
Maluję obrazy, robię zdjęcia, piekę własny chleb, odnawiam moje własne antyki a jeżdżę rowerem do pracy bo mieszkamy na odludziu a wokół cisza i owies.
-To koszmar jakiś jest przecież.

Ale naprawdę mnie wpieniła, kiedy po achach i ochach nad 200 metrami kwadratowymi powierzchni mieszkania, rzędami okien, winoroślą, okolicą i Zamczyskiem, jak osioł zaczęła powtarzać, że stąd się musimy wyprowadzić. I w sumie bez argumentu, bo wie, że w centrum domy (sic!) mają powierzchnię połowy naszego mieszkania a pokoje na piętrach potrafią mieć 2×3 metry. Ale uparła się i koniec.

W oknie w kuchni, zamiast izolacji wetknięte są czyjeś dresy. Nic z tym nie robimy bo okno w sumie nadaje się do wymiany a ja nie będę robić landlordowi remontu. Pytanie Teściowej: dlaczego te spodnie są czarne i tak brzydko wyglądają? Odpowiedziałam, że widocznie poprzedni lokatorzy tylko takie mieli. No to się dowiedziałam, że powinnam kupić jakiś materiał czy np jasne dresy i zmienić to coś. Albo włożyć jakieś swoje ubranie. Bez komentarza.

Na jej przyjazd doprowadziliśmy do do stanu błysku absolutnego. Malowaliśmy trawniki i układaliśmy liście na drzewach ale ona znalazła właśnie te spodnie i wierci mi dziurę w brzuchu, że to tak tam tkwi.

A Żona, czyt. Baba, odwiozła ją dziś do Wnuka własnym samochodem, odebrała i przywiozła do domu ale nadal jest BABĄ. Żadnej wdzięczności, żadnej. Kiedy dzwoniła do Teścia i musiała powiedzieć, że miała transport tak wysyczała „podwiozła mnie …p a n i  która tu mieszka”, że aż mi było głupio spojrzeć na Żonę.

I tak strasznie stara się znaleźć sensację i argumenty przeciwko wszystkim i wszystkiemu, że wpadła w panikę, kiedy do Żony przszli goście. Kuzyn z żoną, 4 letnim synkiem i „9 dziennym” oseskiem.
-Na jak długo oni tu przyjechali?? Jak długo zostaną? Dwa tygodnie??
-Nie, jakie dwa tygodnie? Na chwilę!
-Jak na chwilę?
-No, w gości przyszli, pochwalić się dzieciaczkiem.
-Gdzie oni mieszkają?
-Tu w Miasteczku!
-Boże a jak się zasiedzą?

Ale najlepsze zostawiłam na koniec. Żona przyjechała na dwa miesiące, Teściowa na miesiąc. Na tych samych zasadach- jako odwiedzająca rodzina. Jedzą, śpią, korzystają z wody, prądu i gazu jak wszyscy ale nie płacą, bo jakże tak. Ale Teściowa nie omieszkała wysyczeć, że to skandal sprowa
dzać żonę i za nią nie płacić drugiego czynszu! Przecież ona zużywa media!!

A co zużywa Teściowa? Antymeterię??

Chyba zacznę brać nadgodziny żeby być w domu jak najrzadziej. Ale wtedy będę podłą synową, bo nie będę kuchcić dla Synusia.

-Właśnie, a Rodzina Susła w tym Londynie to i do polskiego sklepu ma blisko i z okien widać London Big Eye. I Cappucino mają polskie i tanie.
-Nie piję cappucino.

***

Szkoda. Szkoda, że nie mogę jej opowiedzieć o Wielkim Wybryku FakiJapi. A tak bym chciała! Opowiedziałabym o Pierwszym Tygodniu i o poszerzaniu kontaktów międzynarodowych, puściłabym jej nagranie z Wielkiego Picia Grzańca i skończyłoby się międolenie o biednej, bladej córuni co tak pracuje w pocie czoła. Zgasłaby jak świca. Teściowa i jej córunia. A na koniec dodałabym od niechcenia jakie to plany na najbliższą przeszłość
ma Faki i co o tym myśli jej przyjaciel- Anglik.

W cholerę z rodzinami. Moja nie istnieje i jest git. Załatwiłam sprawę raz na zawsze i przynajmniej nie muszę się martwić, że mi się ciotki, wujki i kuzyni zwalą w odwiedziny, pełni miłości braterskiej, pachnący kulkami na mole.

Mam Mamę i Psa. Pies mało dzwoni a Mama znowu robi fochy na odległość. Za dwa tygodnie jadę do Domu a mamy kolejne ciche dni na GG.

Chore to wszystko. Poskarżyłam się Susłowi, pocieszył i kazał mi zamykać się w pokoju i oglądać Discovery Historia. Kochany Suseł- ma złotą radę na wszystko. Jutro mam go doszarpać do stanu przytomności, to wstanie i weźmie Matkę na wybieg- do lasu. Dam mu łopatkę i folię.

Wyć mi się chce. Truffelek natomiast posłuchała w milczeniu, podeszła, poklepała słabiutko po pleckach i powiedziała:
-Widzisz, możemy zaoszczędzić na bilecie lotniczym dla mojej Babki. Efekt jest ten sam. Nie rycz. Ryczysz wewnętrznie.
-Ryczę.
-Nie rycz. Chodź, poniosę ci ten kubeczek.
Dzięki ci Boziu za tego Truffelka. I Mumio.

Jest północ, nie obejrzałam dziś ani jednego odcinka Twin Peaks bo na nadążaniem za agentem specjalnym Dale’em Cooper’em trzeba być chwilowo  nieźle odjechanym.

Branoc. Ciekawe, którą godzinę ogłosi jutro Teściowa?

Ta Baba!

Zwykły wpis

Matko! To będzie ciężki miesiąc.

Teściowa wróciła od Wnusia i wpadła w sam środek herbacianej rozmowy o starych czasach. Żona opowiadała jak wyglądało życie w Londynie 6 lat temu, kiedy nie byliśmy jeszcze częścią UE, na deportację można było zarobić krzywym spojrzeniem a jedyną prację jaką można było zdobyć było „u Mahometa na kwiatkach”. Opowieść niesamowita. Polska mafia, chowanie się przed Policją za śmietnikami, brak pewności co do pracy i co do tego, że po powrocie z fabryki będzie jeszcze stało łóżko z poduszką do której będzie można przyłożyć głowę. Opowiadała o pakistańskich alfonsach, którzy łapali każą Polkę która miała nogi na za piętnaście dwunasta i robili sobie z nich egzotyczne utrzymanki, jak stawiali Polakom wódkę i uwodzili ich żony, jak dawali premie bożonarodzeniowe w postaci skrzynki Żytniej.

Żona opowiada, ja się dziwię ale widzę, że Teściowa milczy i fajczy odwrócona do okna. W końcu Lokator zawołał po coś, Żona wyszła na 15 sekund a Teściowa rzuciła spojrzenie bazyliszcza i wysyczała:
-Co ona tak gada?
-Kto?
-Ta B A B A!

No padłam. Żona jest świetną osobą, sympatyczną, poorientowaną w tematach ogólnych i szczególnych, ułożoną itd. Ale Teściowej nie leży. Masz babo placek.

Olałam więc Teściową i z jeszcze większym zainteresowaniem oddałam się rozmowie. Kiedy zaczęły się delikatnie spierać w kwestii polsko-pakistańskiej, ucięłam narastającą obrzydliwość sytuacji gongiem na kawę. Żonka oddaliła się pielęgnować Lokatora a Teściowa rozjechała mnie kolejnym tekstem. Do kuchni wszedł zaspany, zaciapkany Suseł gotujący się do pracy.

-Boże, jak on wygląda! On jest na wpół przytomny, matko boska…
-To jego normalny stan o tej porze. Umyje pyszczka, rozbudzi się i będzie ok.
-Phi! Co tam, JA GO ZNAM, WIEM JAK WYGLĄDA KIEDY JEST ZMĘCZONY.
(czyt. a TY nie).

Mieszkam z nim 7 lat, piastuję od 9, od 5 lat macham wieczorem łapką na pożegnanie kiedy idzie do pracy I JA N I E WIEM JAK WYGLĄDA KIEDY JEST ZMĘCZONY!!!!

Ale ciii, Kokainka ma w sobie niespożyte pokłady spokoju na idealnie gładkiej kurwa tafli jeziora.

Kiedy Żonka poszła definitywnie, Teściowa pochyliła się nad Susłem i wygłosiła swoje zdanie:
-Boże, synu. Co ta Baba! Opowiada jakieś straszne rzeczy, kto to wogóle jest? Ona tak mówi ale mi się wydaje, że to w ogóle nieprawda co ona mówi, tylko, że przedstawia siebie w zupełnie innym świetle!
-Mamo, nie sądź po jednej rozmowie. Żonka jest ok.
-Ty wiesz swoje a ja swoje. ONA MI SIĘ NIE PODOBA!.

A kiedy Suseł poszedł do pracy, usiadła na mnie.
-Co to wogóle jest, żeby tak na Ty się tykać?? A bo to wiadomo kto oni? Z jakimiś Pakistanami się bratać? Czy ona mówiła, że p r a c o w a ł a dla jednego?? Przecież to nie do pomyślenia!

Wytłumaczyłam cierpliwie co następuje:
a) w tamtych czasach Pakistan był źródłem jedynego dobra dla Polaków w Londynie;
b) znam wielu Pakistanów, którzy są całkiem sympatyczni i złego słowa o nich nie powiem;
c) tu kontakt z Egipcjanami, Pakistanami, Hindusami, Brazylijczykami to chleb powszedni.
d) ja pracuję Z nimi wszystkimi i nie widzę w tym nic złego. Ludzie jak ludzie, tyle, że pastowani.

Komentarz nie nastąpił. Ale następne pytanie zwaliło mnie z nóg i tylko ta gładka kurwa tafla wody uratowała ją i mnie przed zakończeniem tej wizyty w trybie natychmiastowym:

-A tak wogóle, to to są OBCY LUDZIE! Staruchy jakieś!Co oni tu wogóle robią?? ŻEBY TAK MIESZKAĆ Z  O B C Y M I??

MIESZKAMY Z OBCYMI STARUCHAMI
BO NIE MAMY INNEGO WYJŚCIA!
PŁACĄ CZYNSZ BO TWOJA KOCHANA CÓRUNIA WYRUCHAŁA NAS BEZ MYDŁA I ZOSTAWIŁA NAS BEZ WYJŚCIA, BEZ PIENIĘDZY, Z RACHUNKAMI I CAŁĄ RESZTĄ KRAMU BO NIE UMIAŁA TRZYMAĆ DUPY ZAKORKOWANEJ JAK BÓG I PRZYSIĘGA MAŁŻEŃSKA NAKAZUJE!!!! B A B O !!

Tafla wody….tafla wody!!

Dzięki ci Susełku za laptopa dzięki któremu mogę zabrać się i iść do innego pokoju. Ale niestety, nie jest tak pięnie jak bym chciała. Na noc muszę wyłaczać komputer bo szumi Teściowej w wyniku czego nic się nie ściąga i nie mogę nic słuchać bo nie mogę się zdalnie podłączyć do źródełka z muzysią bo komuter jest zimny i cichy jak głaz w chińskim ogródku.

Masz Babo placek.

Wielki Dzień

Zwykły wpis

Kuraki piekły się dwa dni. Aromatyczne, chrupiące, o złocistym kolorze. Zupka pyrkała w garnuszku godzinami. Nazwałam ją zupą flisacką, bo Suseł, zamiast odcedzić wywar, zostawił
w niej wszystkie warzywa w wielkich kawałkach, co upodobniło ją do flisackiego spływu bal drewna. Cedziłam łychą. Ciasto nie opadło, czekolada pięknie zastygła, otaczając włoskie orzeczy śliczną kołderką.

Wszystko to marność.

Rodzina pojawiła się o 11:00, pojechała odwiedzić FakiJapi z przyległościami a ja w międzyczasie przygotowałam stół na 7 osób, jednocześnie zabawiając Tesciową opowieściami o raku płuc. Serio. Może nie będzie mi fajczyć w kuchni.

Kidy wrócili, podałam do stołu. Zachwytom nie było końca. Do tego stopnia, że dorabiałam puree ziemniaczane z pudełka i dogrzewałam kurczaka. Ciasto mignęło mi gdzieś w końcu stołu. Było wino, totamto i było świetnie. Metraż mieszkania i prezencja Zamczyska zadziwiła wszystkich i mam nadzieję, że Teściowa zauważyła oczywistą różnicę pomiędzy łóżkiem piętrowym FakiJapi a tym co mogła mieć, gdyby nie wycyckała nas jak świeżego szpiku.

Dostałam ozdobną konstrukcję z żywego bambusa i mnóstwo pochwał. Rodzina pojechała zadowolona, Teściowa została. Piszę te słowa w jednej z ostatnich chwil ciszy zanim wróci od FakiJapi i Wnusia. Mam nadzieję, że bardzo się za nim stęskniła i wróci za trzy tygodnie.

Oglądam Babylon 5 i jest cisza.

Znowu o Polaczkach w Anglii

Zwykły wpis

Pisałam już, że Polacy za granicą zajmują się zarabianiem kasy, piciem wódy i nieustannym kłóceniem się ze sobą nawzajem i wszystkimi innymi wokół. Ale scena, której byłam dziś świadkiem pobiła wszystkie rekordy. W ramach legalnego naboru z Polski, do naszego grajdołka zjechało ostatnio trzech łysych adidasów i panienusia. Już od pierwszego tygodnia dali się poznać z najgorszej strony: fochy, pretensje, nos wysoko ponad poziomem chmur, jeden z nich został przyuważony przez Polaka na wynoszeniu ze zmiany cytryn w kieszeniach spodni. Pierwsza jego wypłata wyniesie ok. 800 funtów a on wynosi cytrynę za 35 pensów. Stoją z rękami w kieszeniach, obgadują kogo się da lustrując otoczenie wąskimi ślepkami i strzyżąc szczurzymi uszkami.

W zeszłym tygodniu byłam świadkiem pięknej rozmowy między adidasami, którzy przyszli awanturować się o pierwszą wypłatę. A rozmowa wyglądała tak:

Osoby: Adidas 1, 2, 3

Adidas 1 (otwierając kopertę z payslipem)
-Chuj, jak mi nie zapłacą tyle co mówią to ich zajebię…Ja pierdolę, nieźle! Ile masz?

Adidas2
-370 funtów (tygodniówka, przyp. podsłuchiwacza)

Adidas3
-Co? Ile? A ja mam tylko 330?? Co jest kurwa!

Adidas1
-Ja też 330, ja ich zapierdolę!! (już wstając z krzesła) Dzie są moje kafle? Tyle samo pracujemy a mamy 40 mniej??

Adidas2
-Ale ja wziąłem nockę nadgodzin.

(konsternacja)

Adidas 1
-Ty, pojebany jesteś? Po co ci tyle szmalu?? Nie masz co robić??

Adidas 1 i 3 wystają i wychodzą na wpół obrażeni, bo koledze dają pieniądze za darmo.

Kurtyna

Wyżrą sobie brud z pępka a nie popuszczą temu kto zarabia więcej, ma lepsze stanowisko czy awansuje. Nawet nie chcę wiedzieć jak nazywają mnie- kozia dupa, teamleaderka, nigdy nie postawiła nogi na nocce a zarabia tyle co my. Kij im w oko.

Poprzedni nabór wpadł jak w śliwka w kompot w problemy mieszkaniowe ale załoga pomogła im jak się tylko dało. Pożyczono im pieniądze, znalazły się cztery łóżka w czterech różnych domach, kołderki i kubek do śniadania. Z nowym naborem nikt nie rozmawia. A po tym co sama usłyszałam, ja również udawać będę, że mówię tylko w narzeczu Jakotako.

Ale do rzeczy. Siedziałam sobie na lunchu, słuchałam 30 Sekund, kiedy otworzyły się drzwi i do kantyny weszła 15 osobowa grupa nowego narybku biorącego udział w tzw. Indakszyn Dey. Zbici w kuleczkę, przycupnęli przy stoliku, zaczęli rozglądać się po sali w poszukiwaniu znajmych twarzy.
W czasie kiedy Anglicy zaczęli już się socjalizowac, pewna para wybrała najdalszy stolik, tuż obok mojego kubeczka. Ja wybieram go, ponieważ stoi najdalej od telewizora i mogę w spokoju oglądać filmy na iPOdzie nie tracąc słuchu. Oni wybrali go, żeby usiąść jak najdalej od pogardzanego zbiorowiska Anglików. Ona, cicha myszka, popiskująca coś od czasu w dno kubeczka, nie wypuszczająca małej, białej torebki z drżących łapek. On, łysy jak moda nakazuje, w szarym swetrze, szarych spodniach, szarych trampkach, a pod spodem muskulatura rodem z osiedlowej siłowni NumberOne. Słyszałam tylko jego niekończącą się tyradę. Nie podejrzewał, że rozumiem każde słowo a ja postarałam się, żeby pomimo słuchawek nie umknęło mi żadne słowo- ściszyłam film do zera. I włosy stanęły mi dęba:
-Jebać ich. Co się tak lampisz, co? Nie możesz przynajmniej s p r ó b o w a ć zrozumieć czegokolwiek z tego co mówi ta managerka? Żygać mi się chce jak o tobie myślę. Tyle miałaś czasu, żeby się nauczyć języka ale ty się umiesz tylko zajmować sprzątaniem i gotowaniem, prawda? Nie umiesz nic innego? Jasne, że nie. Mam w dupie twoje gotowanie, słyszysz? Jezu…tylko to, tamto, sramto. I te twoje jebane jogurty. Ja pierdolę… Jak ty sobie poradzisz? Nic nie rozumiesz? Nic?? Jak można być takim głupim? Jezu!

I tak w kółko, przez godzinę. Dziewuszka prawdopodobnie dołączyła do swojego Misiaczka po kilku miesiącach jego pobytu w Anglii i przyszedł czas na znalezienie jej pracy. Nawet jej nie współczułam. Nie powiedziała ani słowa, nawet nie była smutna, kompletnie nie reagowała na jego plwocinę. Po prostu bezmyślnie miętosiła torebesię. Natomiast miałam wielką ochotę wstać i wylać swoją kawę na ten łysy łeb, na oczach wszystkich.
Należałoby mu się.

Średnio dwa razy w tygodniu na zakupy przychodzi do nas polskie małżeństwo. On nią szarpie, ona go odpycha, on na nią wrzeszczy, ona chce kluczyki od samochodu, on rzuca kluczyki, żeby sobie podniosła albo koszyk, żeby sama skończyła zakupy. Cyrk na cały sklep.

Nie umiemy inaczej? Nie potrafimy odrzucić całego tego jadu, który towarzyszy nam w Polsce na co dzień? Pieniądze uderzają do głowy jak woda sodowa? Jest nam tu za dobrze? Za wygodnie?
A może, nie sądzą, że ich ktoś rozumie i wypluwają z siebie wszystko to czego nie mogą wypowiedzieć na głos w Polsce? Łatwiej jest nazwać swoją żonę kurwą lub głupią szmatą, kiedy nikt nie słyszy i nawet sie tego nie powstydzić przed spojrzeniami obcych.

Parszywe bagno.