No właśnie się nie da oknem. Odpisuję wszystkim, którzy mieli świetny pomysł…w Polsce. 🙂
Okna są, owszem ale sztuka udałaby się gdyby otwierały się jak okna u normalnych ludzi- na boki. Tymczasem te okna dbają o jedność i stabilność rodziny. Żeby gospodyni albo pan domu nie fiknęli za okno podczas parapetowych ekscesów. Okno jest podzielone, przez środek, wszerz. Otwiera się tylko górna część, jak klapa w górę i można przez nią podać coś nie większe niż 80×50 cm. I nie jest to łóżko.
A łóżko było (bo już leży w drzazgach) najprostszym łóżkiem typu British Standard- dwie wydmuszki z listewek w kształcie pudła obitego materiałem, które zsuwało się razem i na to szedł materac.
British Standard to również wszystko to o czym pisał Radek. Wynika on z bardzo prostej zależności. Anglików jest jakieś 56 milionów, każdy chce mieć dom, Wyspa jest mała, nie ma już lasów, jest dużo rond, a między rondami domy- pudełka od zapałek. Ale wielkość nic nie tłumaczy. Nadal można zachwać rozsądek i trzymać się zasad budownictwa. Ale wyobraźni brak. Zauważyliście jak Anglicy zachwycają się wszystkim wokoło? Podnieca ich ręczna robota, własny pomyślunek, nietypowe rozwiązania… bo sami nie są do tego zachęcani. Bo nikt nie każe dzieciom brać papieru, kleju i nożyczek do łapy i kleić własnego domku dla lalek, gdzie spotkałby się z kwestią rozwiązywania problemów architektonicznych na małą skalę. Oni mają domki ze sklepu, plastikowe i już absurdalnie zaprojektowane. Lala Barbie ma 20 cm wysokości, okna ma na wysokości pasa ale co tam, przecież prawie cały czas siedzi w różowym foteliku, który proporcajmi ma się nijak do pomieszczenia. Wyobraźnia i finezja nie leżą na półce w supermarkecie.
Młody angielski architekt, który kombinował ze nożyczkami postawi londyńskiego Ogóra, taki co nie kombinował będzie projektował domki na prowincji, gdzie inwestor szybko zmienia zdanie i zdarza się, że przez noc, z ciągu przylegających do siebie 20 domków musi wycisnąć 25. Poprzesuwa ściany, okna zostaną, kibel się przeniesie do kącika na kalosze, będzie miodzio. I terminy dotrzymane.
Dlaczego w ty wszystkich domach są tak małe okna? Dlaczego nie można ich otwierać po ludzku? Dlaczego schody są wąskie, kuchnie małe, pokoje tylko na łóżko…ale w każdym musi być kominek, kaloryfery zamiast pod oknem montują na środku przeciwległej ściany, gdzie można by coś postawić? Podwójne krany do parzenia rąk, ogródki na jedną marchewkę, progi drzwi przez które trzeba przestępować jak czapla… taka lista się nie kończy. Okna, których nie można umyć kiedy ma się chwilę- trzba dzwonić po gościa z pałąkiem z włókna węglowego, żeby popsikał wodą, potarł i wział 15 funtów za okno.
I ich kanalizacje i orurowania budynków- żadna rura ściekowa nie idzie wnętrzem domu, wszystko wyprowadzone na zewnątrz, biegnie sobie malowniczo szarą rurą kanalizacyjną środkiem fasady, do niej dołączją się zlewy i umywalki a potem wszystko razem ginie gdzieś w chodniku. Lub co gorsza leci w kratki odpływowe. Tak mieliśmy w Zamczysku- kanalizacja szła do ziemi, reszta rurkami, kończącymi się 20 cm nad kratkami, tuż przy murze. W zimie, kiedy pralka spuszczała gorącą wodę, parowały okna do 3 piętra bo woda praktycznie leciała w trawnik gdzie potem marzła sobie lub podlewała mieszkanie A.
Instalacja elektryczna leci tymi cudnej urody plastikowymi prowadzidełkami bo murarka w tym kraju kosztuje (ręczna robota) i zajmuje czas. Włączniki prądu w pokojach- wiele hałasu o nic- wielka grucha plastiku przyklejona do ściany a na nim jeden pstryczek- elektryczek. Żarówki na prztyczek zamiast na wkrętki, nigdy nie wiadomo jaką kupić jak już stara się przepali bo w jednym domu te mają gwinta a tamte prztyczka.
Co do murarki- zamiast wyprostować ściany jak Bóg przykazał kiedy podarował światu Złotą Kielnię, okładają regipsem, którego nie dociskają do ściany na klej, tylko na śruby. Kradną sobie w ten sposób 3 cm miejsca a wystarczy się oprzeć, żeby ściana się wgięła.
Jak wiecie, siedzę właśnie w roboczym wdzianku i klnę na dekoratora w postaci poprzedniego lokatora. Co ten facet (faceci? brygady? sąsiedzi?) porobił na każdym kroku, matko!! Najlepsze kwiatki planuję wkleić na bloga w postaci zdjęć ale na razie dam kilka przykładów.
*plastikowe, podwójne okna. Plastikowa, ładna rama.. była sobie kiedyś bo ktoś pomalował ją białą olejną. Olej do plastiku nie przywarł, farba zebrała się, powstały krople, potem zżółkły i dziś stanowią piękny wzorek na futrynie okna. Z obu stron. Pomijam, że nie znają instutucji Szmatki na Podorędziu- gdzie kapnie, tam zostaje, gdzie się zajedzie, tam wyschnie ku chwale przyszłym pokoleniom.
*Listwy przypodłogowe. Dobre, drewniane, solidne listwy usunięto, choć nie wszędzie, nawet w obrębie jednego pokoju i zastąpiono je nowymi. Nowe się gną, powstają szpary między listwą a ścianą… co robi właściciel? Bierze tubę silikonu i leci- paluchem, wzdłuż listw, futryn drzwi, tu mu kapnie, tam mu zostanie pecyna…a na końcu maluje na biało-olejno. O kącie prostym nie słyszał, za to zagięcie wygląda jak tor bobslejowy.
*Zamiast usunąć stare, nieczynne gniazdka elektryczne, zapaćkano dziurki silikonem i pojechano farbą.
*ale to juest moje ulubione: z sufitu leci kabelek. Kabelek leci slalomem, którego przebiegu pilnują te takie kołeczki-chwytaczki. Kabelek kręci dwa zakręty, potem wpada w pudełeczko, które zajmuje się kontrolą temperatury w domu- na środku ściany w kuchni, wysoooko nad moją głową, gdzie dosięgnie go tyko pan domu. Kabelek jest długi, można by go dociągnąć do brzegu ściany i zamontować tuż przy włączniku światła ale po co?
*W kuchni, wszystkie gniazdka zamontowano na wysokości- oczu. Chyba żeby pozaglądać i a nóż widelec rozwiązać zagadkę prądu? Lodówka, pralka, zmywarka mają nie więcej niż 1,5m kabla…nie pozostaje nic innego jak opleść całą kuchnię przedłużaczami i powkładać je w te gniazdka na widoku.
* w ogrodzie stoi „szedka”. Takie drewniane pudło udające komórkę. Ogród ma 3m szerokości, szedkę postawiono prawie na środku, w skutek czego za nią, poza zasięgiem oka, do płotu jest jeszcze metr, nieużywanego ogrodu. Tam wiadro wpadło sąsiadowi, ślimaki mają świeżą trawę…
Załamuję ręce. Wszystko to pierdułki, każde na 30 minut pracy ale po co?
***
Wiele domów na wsiach (mam na myśli wsie murowane nie drewniane) ma zbiorniki na zimną wodę w ogrodzie. Co?? Krzyknie każdy Polak, przecież w zimie zamarznie i pęknie! Kiedy? Co najwyżej zardzewieje od deszczu.
Rozejrzyjcie się. Z czasem wiele bzdetów architektonicznych jakoś przestaje irytować ale wystarczy pojechać na 2 tygodnie do Polski, żeby wrócić…i wywrócić się w progu.
Anglia, ze swoimi pięknymi kamiennymi chatkami odchodzi do historii. Powstają osiedla z prefabrykatów, składane jak domki-powodzianki w tydzień, gotowe do zamieszkania. I zburzenia w każdej chwili.
Kiedyś, w epoce wiktoriańskiej w pokoju trzymano drewniane łóżko i skrzynię z pościelą, w salonie miało być miejsce na fotele i pianolę, żeby gościć sąsiadki a kuchnia służyła spotkaniom rodzinnym i musiała być duża. Miała pomieścić piec węglowy, duży, wiecznie używany stół (pod którym charty ogryzały kości), kucharkę, służące i kury dziobiące okruszki. Dziś kuchnia może być tak duża jak mała jest kuchenka mikrofalowa. A sypialnia wielka, na łóżko SuperKingSize, gdzie żona, mąż i partnerka żony będą mogli spędzać miłe duszy godzinki po porze na herbatkę.
Większośc domów stoi bez fundamentów. Ściany wprowadzone są w ziemię na jedyne 25-30 cm, potem na klepisko z ziemi położono płytki lub betonowe placki (to w nowszych) i heja do góry. Oni tu nie miewają piwnic, jak zauważycie bo: co zapasowe można trzymać w garażu, węgla się nie chomikuje, słoiki z przetworami odeszły w niepamięć a rower stoi przy bramce, bo i tak nikt nie ukradnie. Gospodarz domu, jak się nudzi, nie zaszywa się w piwnicy i nie myszkuje w pudłkach z gwoździami w dusznych klitkach oprószonych trutką na szczury, z dala od żony i dzieciaków, tylko idzie do pubu.
Widzieliśmy wiele domów podczas naszych poszukiwań. Absolutnie wszystkie były jakimiś koszmarami architektury i wykończenia. Odklejające się, milion razy malowane tapety, rolujące się wykładziny PCV podrapane przez psy, fioletowe saloniki, różowe sypialenki, wszystko oprószone miriadami zdjęć rodzinnych, ręcznie malowanych talerzy i jeleni na rykowisku a tuż przy wejściu- kalosze z pola. Nawet na puszkach farb, które kupiłam jest taki rysuneczek, który ma dowodzić nie wiem czego: podłoga wyłożona panelami, pięknie wymalowana listwa przypodłogowa, zsynchronizowany kolor ściany i KALOSZE. Zielone, małe i duże. Przesłanie?
„Kup naszą farbę. Twoje burackie kaloszki prosto z pola będą się czuły w twojej sypialni jak u siebie. Zielony też jest piękny”.
W Polsce, byłaby to jakaś laska w obcisłej, czerwonej sukience udrapowana wzdłuż pomalowanej Produktem ściany, kusząca kształtem i teksturą. W Anglii o tym jak dobry jest produkt, przekonują kalosze.
Komentarze?