Moje kieszenie są pełne notatek. Postanowiłam zapisywać sobie wszystko o czym warto by Wam napisać, kieszenie pękają…. a ja po powrocie z pracy maluję kuchnię. W łazience nadal czeka jedna ściana a ja wzięłam się za kuchnię. Łazienka czeka bo Kokainka umyśliła sobie cud natury i od tygodnia tłucze pustą dyńką w ścianę bo nie wie co dalej.
A było tak… Kokainka poszła na kasy na pół godzinki. Do taśmy podpłynęła pani słusznej posturki i wyłożyła biustonosz w kolorze nieba o rozmiarze N (Nieprawdopodobnieobszernościowy). Używając obu rąk, Kokainka przeciągnęła biustonosz nad skanerem…. i zamarła. Bo na (sporej wielkości kartonie) tekturce reklamującej produkt wydrukowali Kokaince wzór do łazienki. Taki wymarzony i wyśniony. Sprytna Kokainka spytała więc szybciutko czy przypadkiem nie chce zostawić wieszaka w sklepie i na co Pani Obszerna zgodziła się chętnie i już po chwili Kokainka pobiegła do szafki na górę, schować swój cud przez pożądliwymi oczami innych.
A w czym problem? Na czarnym, matowym tle nadrukowali wzorek czarnym, błyszczącym lakierem, więc ani skaner ani aparat nie dadzą mu rady. Więc od tygodnia chodzę i myślę jak przetrasportować wzór do Corela, powiększyć, wydrukować na giga formacie, wyciąć, nakleić na grubaśny karton, pomalować i przykleić na ścianę. Jak widzicie, wszystko mam obmyślone, prócz jednego kroku. 😦
Tymczasem, przy okazji malowania kuchni odkryliśmy kolonie i kultury obcych, gromadzące się na ścianie za narożnikiem. Jakoś tak sprytnie dosunęliśmy mebel do rogu, że naturalna wilgoć kuchni zbierała się na regipsie aż zainteresowali się nim kosmici. Dziś eksterminowaliśmy więc kosmitów Domestosem i opalarką, zamienialiśmy drzwi, skrobaliśmy framugę, malowaliśmy ściany, szpachlowaliśmy, szlifowaliśmy… idą Święta. Jedni myją okna, inni rysują po ścianach wzorki.
Suseł odbił lufcik, który zamalował poprzedni właściciel i teraz wilgoć z gotowania pójdzie w niebo.
Przy okazji oczywiście- pozdrowienia dla poprzedniego właściciela, którego wiecznie żywy duch partacza nadal towarzyszy nam na każdym kroku. Dziś lufcik, wczoraj drzwi od boilera, jutro pewnie się okaże, że dom stoi na starym indiańskim cmentarzysku. Dzięki Bogu, to tylko upierdliwości, żadne poważne wady.
***
Święta uważam więc za zainaugurowane. A już na pewno w pracy. Noszę na piersi kiść dzwoneczków na złotych wstążkach i całymi dniami podryguję i kręcem nadwoziem w takt świątecznopodobnych pieśni, którymi raczy nas TESCOwy głośnik. Piewrsze dwa tygodnie doprowadzały mnie do szału, teraz odnajduję perwersyjną przyjemność w upajaniu się hitami takimi jak np ten.
A więc stoję sobie na wysokiej drabinie, spoglądam na sklep z bardzo wysoka i wtóruję „kolędzie” RAP PA PA PAM!!!!
Mam też przemyślenia. George Michael ma poważny problem i już czwart rok z rzędu przekonuję się, że jest gwiazdą na taką skalę, że aż nmikt nie ma sumienia powiedzieć mu że każdego roku robi z siebie ofiarę losu.
But the very next day, You gave it away
This year, to save me from tears
I’ll give it to someone special
Kiedy wysnułam tą teorię, Joe zaproponował lepszą: ktoś powiedział Georgowi Michaelowi, że karta dawcy organów jest trendy i na topie, więc popłynął w temacie na całego. Nie doczytał jednak drobnego druku a i nikt mu nie powiedział , że przy przeszczepach w grę wchodzą odrzuty lub niezgodności tkankowe, oraz, że raz podarowany organ jest tak jakby bezużyteczny. A już na pewno po roku trzymania w lodówce.
Podsumowując: NIENAWIDZĘ TEJ PIOSENKI!!!!!! i zawsze nienawidziłam. Tym bardziej, że z jakiegoś chorego powodu Anglicy uważają ją za kolędę (sic!) i puszczają tę parszywiuchę na jednej liście z Nat King Cole’m i jego „Christmas Songiem”.
***
Napisałam do Cejrowskiego po tym jak skończyłam jego książkę. Automat odpisał, że WC jest w Meksyku, podał datę powrotu, więc czekam.
***
***
MAJA. 😀
Maja to dziecko natury. Maję trzeba poddawać kompletnej biologicznej odnowie po każdym spacerze, bo lezie w każde błoto jakie widzi i zanim uda się dobiec, wkłada w nie rączki albo kijaszka, albo placka bucikami… Rzuca się pleckami na mokrą, jesienną trawę i robi : „Uaaaaaa……” z przyjemnością taką jakby kładła się na pościel z jedwabiu. Ze spaceru wraca więc mokra, z butami i nogawkami w błocie, z rękawiczkami w błocie, z kijaszkiem w rączce, zimnymi polikami i jest bardzo nieszczęśliwa z powodu końca spaceru. Aha, specjalizuje się w robieniu Halloween przez cały rok, czyli podchodzi i wali ludziom piąstkami do drzwi.
Maja nadal je prawie tylko brokuły. Rano jajeczka dwa, parówka i chlebek z serkiem albo omlet z serkiem i parówką (choć składniki te same, przynajmniej inaczej wygląda), potem jabłko (całe, nieobrane broń Boże) a na obiadek makaron świderki i brokuł. Piszę jeden brokuł (sztuk raz) bo zjada CAŁEGO na posiedzenie, popychając nowym kwiatkiem poprzedniego. A makaron sam, żadnego sosku! Rozsmakowała się również w kisielku a serki homogenizowane je 4 na raz. Ogląda bajkę i łazi od telewizora do sofy na kolejną łychę aż opróżni cztery kubeczki.
Maja nie jest gruba, choć jest pulchna. W porównaiu z angielskimi chucherkami w jej wieku jest ten tego, jakby dużawa. Ale niezależnie od tego co je i na co ma ochotę, na wzrost nie mamy wpływu. I tu właśnie leży problem. Bo Maja waży 15kg. A powinna 10,5kg. Tyle to ważyła w 6 miesiącu życia, choć jeszcze wtedy mieściła się w tabelkach. Teraz już się nie mieści. Wszystko dlatego, że jest wyższa od 97% dziewczynek w jej wieku (damy-czytelniczki wiedzą co to siatka centylowa) i choć ma 15 miesięcy, ubranka 18-24 msc pasują na nią na styk. Zaledwie. Wczoraj kupiliśmy 10 par nowych body i okazało się, że o zapasie centymetrów można pomarzyć. Pasują ślicznie ale na dwulatkę. I jakąś inną. Strach się bać co będzie dalej.
Maja mówi językiem plemienia Gołapupa i doskonale ją rozumiemy. Język jest kompletnie chaotyczny, składa się z niekończących się wiązanek sylab jak: A kabaka baka maka! Ale sposób w jaki Maja je z siebie wyrzuca nie daje najmniejszych wątpliwości co do intencji. Jeśli akurat grozi paluszkiem, to znaczy, że ma ci coś bardzo ważnego do zakomunikowania i spodziewa się, że przyłączysz się do dyskusji, przyznasz rację i okażesz skruchę. Jeśli ciągnie cię za rękę do jakiegoś przedmiotu i używając tych samych słów, kładzie ci rękę na tym czymś, znaczy to, że masz jej to otworzyć lub zamknąć (zależnie od sytuacji). Jeśli pokazuje ca coś paluszkiem sama, masz użyć rzeczownika, który co prawda nic jej nie powie na temat tej rzeczy ale nie każdy musi o tym wiedzieć. A więc pyta o wszystko: pokrywka, obieraczka, koperta, karta płatnicza, ładowarka, spinka, śrubokręt… Każde słowo jest równie ważne. Cioto? Cioto?
Maja nadal kocha książeczki. Zaryzykowaliśmy i dostała do oglądania książeczki o Tygrysku i Kubusiu, od Cioci, z prawdziwymi kartkami i nie podarła ani jednej. Kiedy znudzi ją bajka, idzie w kącik, wyciąga książeczki z półki, siedzi i kartkuje. Ale książkę telefonic
zną rozniosła w strzępy. I je swoje kredki świecowe lub raczej ostrzy je przez obróbke skrawaniem.
Maja uczy się kochać. I to chyba najważniejsze z całego postu. 😀 Maja tuli się do nóg kiedy tylko wchodzi się do salonu z kuchni. Podbiega i wtula nos między nogi, obejmuje rączkami i tuli aż tamuje krwi obieg. I całuje. Co chwila odrywa się od zabawy, podłazi na zmianę to do mnie, to do Susła i daje buzi. A potem sobie idzie. Tuli też misie i lale i Bostonka. A jak nie ma co tulić, obejmuje się ramionkami i mówi : „Aaaa!” kołysząc na boki. Jeśli chodzi o Bostonka, kładzie się obok niego na podłodze, z główką blisko pyska i całuje w nos. FUJ! Bawi się z psem jak równym sobie. Ucieka z piskiem póki jest gdzie a potem goni z piskiem, póki Boston ma gdzie uciekać. I tak w kółko po kuchni. Daje mu do pyska łopatkę i prowadzi za sobą a potem się zamieniają. Problem pojawia się kiedy Maja przynosi mu książeczkę. 😦
Maja i jej kochanie nie kończy się nawet kiedy zasypia. Obejmuję rączkami za szyję, przytula policzek do policzka i nie puści! póki nie zaśnie na amen. Albo jedną rączką mizia sobie we włoskach, drugą mnie. Czesze Tatusia grzebieniem i karmi własnym jabłuszkiem.
Dziecko zakochuje się na całego powoli i nieodczuwalnie aż wszystko wybucha pewnego dnia jak fajerwerki. A my mamy fory, bo kochamy je przecież na długo przed tym zanim się urodzi. I długo trzeba czekać na cień czułości ze strony Dzidzi. Ale jedno objęci łapkami za szyję i przytulenie się rekompensuje te wszystkie miesiące oczekiwania i odpłaca jak nic innego na świecie.
I tym oto łzawym akcentem… dobranoc.