Monthly Archives: Marzec 2007

Wychodzi na to, że trzeba sie przyodziać…

Zwykły wpis

Serdeczny Pozdrawiaczu! 🙂

Nie wiem kim żeś ale mam kilka nazwisk na liście podejrzanych. Pan Misiek to Suseł rzecz jasna, więc nadal pląsa po scenie. Pan Temat zaś… cóż, wypadek przy pracy. Dosłownie, nic w przenośni.

Daj znać i rzuć jakąś wskazówką skąd cię znam…:D

Dziś już księżyc swoje podwoje otworzył, ale jutro nadrobię zaległości. Wspomnę tylko tyle, że FakiJapi nie pląsa mi już na widoku a temat Tematu ruszył znowu z miejsca (w uroczym stylu).

pszzttt..pszttt…..koniec transmisji.

I poszli w siną dal

Zwykły wpis

Minęło parę godzin. Szybko się uwinęli z przeprowadzką, mieli wszystko ustalone od dwóch dni. Znalazł się gość do przewózki, zabrali kartony, Dzieciaka i poszli. Jeszcze dziś wrócą, zostawili łóżka i naczynia, więc co najmniej do jutra zostaną.

Suseł jest w kawałkach. Młodsza siostra, którą trzeba było się zawsze opiekować, która wymagała troski, rady, pomocy dziś odwróciła się do niego plecami i puściła obrzydliwego bąka. Najbardziej boli to, że Suseł za cholerę nie wie „jak tak można?”. Obcy ludzie potrafią uprzedzić się o zmianach w umowach z miesięcznym wypowiedzeniem, ona olała nas gorzej niż obcych. Nie powiedziała nawet słowa, w ciągu 12 godzin staliśmy się wrogami, śmieciami niewartymi uwagi. Sprowadził ją tu, ja ją karmiłam, Truffel nocowała, załatwiłam jej pracę, Suseł nauczył jak tu żyć, jak załatwiać formalności, byliśmy na każde zawołanie. Nie zdarzyło się, żebyśmy czegoś odmówili. Trzymaliśmy ją w szafie w tajemnicy przed poprzednim landlordem, zbierałam cięgi za jej gadatliwość, która uniemożliwiała nam pracę.

Mamy 6 dni na znalezienie domu. Na trzy osoby i perkusję.

Ja pasuję.

I już po dniu.

Zwykły wpis

/Na wstępie przepraszam za słowa nieparlamentarne./


Kurwa mać! Bo nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Wstaję rano, siadam na zydelku i słyszę: „Bo my Kokainko idziemy zaraz zobaczyć mieszkanie do wynajęcia, super nie?” a potem „Koteczku, musisz iść z nami BO JA NIE MAM CIĘ KOMU ZOSTAWIĆ!”

Kurwa, kurwa! Spierdolić życie sobie, komuś jeszcze, zapędzić otoczenie w kozi róg wyrzutów sumienia, doprowadzić do sytuacji, kiedy bliżsi i dalsi znajomi zadają krępujące pytania na które nie wiadomo jak odpowiedzieć a pewnego dnia powiedzieć Aloha!

Nie powiedziała: „Chcemy sie wyprowadzić i żyć na swoim, ale jak wy sobie poradzicie? Trzeba będzie poszukać 2 lub 3 mieszkań tak, żebyśmy mogli się wyprowadzić w tym samym czasie, żebyście nie musieli płacić 50% wypłaty na czynsz. Jak to rozwiązać?

Nawet nie zapytała! I jeszcze stoi i pierdoli mi nad uchem, że jak dobrze pójdzie to załatwi mieszkanie nawet do najbliższej wypłaty- 2 tygodnie! Kupiła gazetę, którą przeglądali przez ostatnie dwa dni ale NIC nie powiedzieli! Słyszałam szepty wczoraj i przedwczoraj, nagle zaczęli dużo palić i ciągle przebywać na dole, ale nie przyszło mi do głowy, że knują plan ewakuacyjny!

Zdecydowaliśmy sie na Zamczysko, bo jest wielkie, piękne, nie musimy żyć w pudełkach na buty. Wie dobrze, że kochamy ten dom. Mamy piękne, przestronne pokoje, Truffel zainwestowała w wymarzoną perkusję, bo miała gdzie ją wstawić… Teraz nie tylko nie będzie mogła walić, ale pewnie będzie musiała ją sprzedać. I z Trufflem będziemy mieszkać u kogoś bo nie uda nam się wynająć dwusypialnianego lokum na własność. Czyli: spierdalaj do obcych.

Wszystkie sprzęty w domu są wspólne: pralka, lodówka, mikrofala, nawet głupi kosz na śmieci. Teraz dojdzie do podziału dóbr na cztery części. Pralki nie będzie chciała, bo się psuje, lodówkę będzie chciała, „bo dziecko”, ale nie dostanie. Czajnik, toster są po Bobku, więc ona zabierze. Zostanie nam mikser. Fantastycznie. Fanta-kurwa-stycznie. Nie to, że od pół roku dopłacamy jej do czynszu, ponieważ przypadł jej w udziale pokój z okienkiem strzelniczym, to teraz dopłacamy do pokoju, bo mieszka w nim z Tatą i Dzieckiem. Ale w pokoju z okienkiem nie mieszkała w sumie dłużej niż 3 tygodnie a teraz zarabia najwięcej z nasz wszystkich! I za co te 60 funtów mniej do czynszu??

Truffel pisnęła tylko coś o nas i o „co z nami?”, ale Faki nie zareagowała. Zawinięta w kocyk podreptała więc do siebie i cichutko zamknęła drzwi.

Koniec Komuny. Czas iść przed siebie.

Nadal toczę pianę. Dobrze, że poszli, bo doszłoby do rękoczynów. Albo przynajmniej do awantury na miarę tej sprzed pół roku. Wtedy krzywdziła Susła, więc kiedy mi sie ulało, wrzeszczałam na nią bez przerwy przez pół godziny. Teraz chodzi o mnie, więc jak mi się uleje, czeka ją naprawde długa noc. FakiJapi myśli głównie o sobie, stąd wszystkie problemy, komplikacje i konflikty z otoczeniem. Walczyła z Rachel i Cathy, walczyła z Małą Mi, Bobkiem, mną, Susłem, nawet chciała powalczyć z BananaManem (ale jest za duży). Kiedy osiąga apogeum, trzeba ją ocucić gumowym młotkiem? Zrobi się.

/:Wumpscut: – „Golgotha”, żeby mi para nie uleciała/

Wrócił Suseł. Wkurwiony, bo spotkał Faki na mieście, gdzie głosem dziewicy oznajmiła mu, że właśnie wybiera pieniądze na mieszkanie. Przyleciał do domu jak na skrzydłach, a tu spotkał mnie, gdzie usłyszał, co sądzę o jego siostrze i przez które okno ja wyrzucę jak tylko wróci do domu. Poleciał dzwonić do Mateczki, poskarżyć się i pożalić, bo nic innego już nie pozostało do powiedzenia.

W tym czasie wróciła Faki- ukradli jej rower z korytarza. Wiadomo- mieszkańcy mieszkania B, nic mnie to nie obeszło, co dałam jej wyraźnie do zrozumienia. Suseł wziął ja na rozmowę, siedzą teraz w kuchni. Niewiele słyszę, ale wiem, że tym razem to Suseł ma głos. Mam tylko nadzieję, że nie kupi jej obiecanek i aktów skruchy jak ostatnim razem. Wszystkie kłopoty, jakie mieliśmy w Komunie w ciągu ostatnich 8 miesięcy spowodowane były łatwowiernością Susła (czyt. miłością braterską). Powinien był wtedy wsadzić ją do samolotu i odesłać do domu. Bez dyskusji.

Nadal rozmawiają, liczą pieniądze.

Szuranie krzesłem

Zwykły wpis

Potrzebuję się zdekoncentrować. Zdezorientować, oszołomić, cokolwiek co oderwie mnie od robienia obiadu, prania i polerowania umywalki. W Komunie panuje chora, pusta cisza. Dotąd były śmiechy, dyskusje, objawy życia wewnętrznego- teraz nawet owsiki siedzą cicho, bo cóż zostało do powiedzenia? Cisza przy stole, cisza w saloniku, „o, coś ci spadło”, „może zjesz kalafiorka?”, „tak, kalafiorka”.

Dziś nie padło żadne śmieszne stwierdzenie. W sumie może 20 zdań wymienionych z otoczeniem. Tendencja spadkowa.

Truffel znowu nie wyszła z pokoju do 21:00. Przypomniałam jej o wczorajszej niedokończonej teorii o różnicach między gotami a emokami ale odparła apatycznie, że już nie pamięta.

Mama i Tata milczą siedząc przy stole, lampiąc się w paczkę słonecznika, którą skubią w takim zapamiętaniu jakby na jej dnie kryła się tajemnica istnienia. Na dnie nie ma nic, milczenie przedłuża się a rano otwierają nową paczkę. Małżeństwo.

Nawet gdyby wydarzyła się jakaś niewiarygodna historia, nie byłoby komu podnieść łba, żeby ja skomentować. Słychać tylko otwierane i zamykane drzwi, kiedy idą na fajkę, szelest kurtek, szuranie krzeseł w kuchni i ciszę.

Ta pustka drąży mnie od środka jak taka okrągła łyżka do lodów. Zdrapuje warstewkę po warstewce, zostawiając te półokrągłe ścinki i drapie dalej. Narysowałam rano Krasnoluda-z-Toporem. Tak mnie znudził, że nawet nie spojrzałam na efekt końcowy. Kiedy tylko oderwałam kredkę od papieru po raz ostatni, wstałam i schowałam go do teczki. Nie pamiętam już jak wygląda…

Rok temu, w styczniu nie było dnia, żeby ludzie z którymi pracowałam i studiowałam nie wymyślali czegoś odjechanego i niepowtarzalnego. Wtedy czas też się zlewał, w niekończący się pochód chińskich smoków, gentelmanów na księżycowych bicyklach, żonglerów, amerykańskich astronautów i uciekinierów ze szpitali dla psychicznie chorych. Dziś ci sami ludzie biadolą coś o swoich pracach, których nie mogą zdobyć lub rzucić, o wymaganiach, szarzejących aspiracjach i że nie pamiętają z kim chodzili do podstawówki. Mają nie więcej niż 29 lat, dzieciaki na głowach, kredyty, samochody, teściów i dyplomy poukrywane w szufladach. „Nigdy już nie będzie takiego lata…”

Nie mogę tak żyć. Od roku nie byłam na żadnej imprezie, nie wypiłam piwa w towarzystwie spontanicznych, radosnych ludzi, nie szłam ulicą roześmiana i niepomna dnia wczorajszego czy jutrzejszego. Nie byłam w parku, nad wodą, w lesie. Susłowi się nie chce, Truffel nie uważa tego za ciekawe zajęcie (no, pomijając las), FakiJapi – sama nie wiem co FakiJapi. Nie była nawet obejrzeć lasku (kpina nie lasek), który rośnie za domem. 

Tej wiosny miałam to wszystko robić z Tematem- las, wiecznie zielone angielskie wzgórza, piwo, jeszcze jedno, puby, planowaliśmy lot nad Oxfordshire, skoro już Temat ma licencję pilota. I żadne z nas chyba nie wie, co się stało. Coś musiało, coś boli, coś swędzi, coś nie daje zasnąć. Czarny punkt na granicy widzenia. Coś, co zatrzymuje mnie rano w łóżku, odbierając chęci do wstania. Bo wiem, że czeka mnie kolejny dzień bez Niego. Od początku wiedziałam, że zniknie, ale miałam siłę, żeby się z tym zmierzyć. Ale nie spodziewałam się, że okoliczności zadecydują za mnie i zamiast zniknąć, będzie pojawiał się od czasu do czasu, żeby posłać spojrzenie miękkie jak flanela i znowu rozpłynąć się we mgle.

„-W końcu przyzwyczaisz się, że będę daleko. Ale wiem, co masz na myśli, ja tez będę tęsknił. Ale to jeszcze nie teraz.”

Teraz Maleństwo. To już teraz.

Chcę wrócić do 31 grudnia, chcę zobaczyć jak to było- mieć nadzieję, nie móc zasnąć całą noc ze szczęścia, czytać jednego sms’a tysiąc razy, na wypadek gdyby okazał się halucynacją. Mieć nadzieję, że ten rok będzie nowy, inny, lepszy.

Niech go wezmą tam gdzie chce iść. Niech pojedzie tam gdzie chce pojechać, niech wiem, że jest 2000 km stąd a nie na wyciągnięcie ręki po telefon.

Smutny wpis, smutny dzień, tydzień, ostatnie 6 tygodni. Już 6. Niedługo 56, a ja będę się zastanawiać jakaż to ja byłam wtedy smutna? Trochę bardziej blada, bardziej milcząca, widać można żyć…

/Woven Hand wciąga niewiadomo jak i kiedy. Wczoraj mogłam znieść tylko „Bleary…”, dziś wałkuję ten dół pełen żałości w kółko i w kółko. Szykuje się kolejny album bez którego nie można żyć./

 

Truly Truly Je Je Je

Zwykły wpis

Zaczęło się od tego, że porobiły mi się wgniecenia w iPodzie. IPod ma tydzień, do dzisiejszego poranka był lśniący, nowy, opatulony w skarpetkę (nie „skarpetkę”, tylko „skarpetkę”), bezpieczny na dnie kieszeni. Do momentu, kiedy nie znalazł się na jezdni, bęcając sobie radośnie po asfalcie. Gdzieś po drodze mignęła też duża ciężarówka ale nie pamiętam szczegółów bo już się zastanawiałam jak wcisnąć kit w Argosie, że „po prostu przestał działać”. No więc wgniecenia się „porobiły” ot tak sobie ale nie jest źle. Na upartego mogę powiedzieć, że jest grawerowany w plemienne wzory.

Na hali ciężej niż kiedykolwiek. Nie ze względu na pracę, bo żadna mi to praca, żeby się męczyć. Tłum staje sie bezkształtną szarą masą, buczącą i ruszającą się bez ustanku we wszystkich kierunkach. Przypomina mi twór z „Solaris” Lema- samoświadomy glut, którego jaźń jest co prawda faktem ale za cholerę nie wiadomo po co to żyje. Wyjące dzieciary, zasmarkana gównarzeria, tlenione osiemdziesięciolatki, fumfle w gajerkach z buteleczką soczku i pudełeczkiem sushi sterczący przy ekspresowych kasach, rodzinne spędy wygarniające z półek co sie da w ilościach hurtowych, dziadkowie o laskach trzęsący sie nad puszkami z tuńczykiem. Nienawidzę tego kołowrotka. Nienawidzę gotyckich nastolatków, którzy kupując marchewkę na sztuki wyglądają jakby juz stali nad brzegiem mogiły. Bladzi, wypacykowani, obwieszeni łańcuchami, żeby ich byt był jeszcze bardziej ciężki i nieznośny. A pacykują się tylko po to, żeby pójść do SuperStora po marchewkę! W takim miasteczku jak to, plotka rozprzestrzenia sie lotem błyskawicy, wiec lepiej nie ryzykować utraty pozycji najmroczniejszego 16 latka w okolicy… Co oni wiedzą o nastoletnim cierpieniu?

Cudem dobrnęłam do końca pięciodniowego maratonu. Na przerwie odbębniłam z Pik rozmowę o instalacji anteny satelitarnej, pasjonującą wyjątkowo. O tym, że wredny landlord nie chce założyć im talerza na swój koszt i o tym jak ignoruje smsy. Ja sie nie dziwię, Pik i Pok tak.

Poza halą- wiosna. Do domu dojechałam roznegliżowana. Co skrzyżowanie zrzucałam z siebie kolejną warstewkę ubrania więc dojechałam do domu jak obwoźny lumpeks. Potem 4 godziny snu o które wrzeszczał mój mózg przerywane co chwilę odgłosami demolowanego Zamczyska. Nastoletni sąsiad z B prawdopodobnie zakatrupił ojca- tyrana i zakopał w polu bo od tygodnia nikt nie zmusza go do zamiatania deszczu a i Policja nie składa tacie częstych wizyt. Za to znalazł sobie kolegę i wespół z dwiema rozczochranymi paniusami metodycznie rozbierają dom od dachu po piwnice. Truffel rzuciła w nich dziś kurwą po tym jak zauważyła dachówki latające za oknem. Siedzą na murze, palą fajki i ujadają całymi dniami, tuż za jej oknem- 3 metry nad ziemią. Uwiesili do drzewa węża ogrodniczego i wspinają się na mur. Albo plastikowymi rynnami okładają ścianę zaraz pod moimi oknami, jeżdżą na ramie roweru bez kół, wyłamali drzwiczki komody, która stała w korytarzu i pozbawili szafy nóżek. Więc szafa niewiele myśląc obaliła się Trufflowi na rower. Drzwi do budynku otwarte są na oścież cały dzień i ktoś rozrywa naszą pocztę. Trzeba będzie poskarżyć.

Po tym udanym wypoczynku wstałam, żeby wymienić garść informacji o Pracy,pogodzie,jedzeniu z FakiJapi i zdenerwować Truffla. Bardzo chciała podzielić się ze mną swoimi przemyśleniami na temat różnic między gotami a emokami ale Faki skutecznie ją zagłuszyła tematem… nawet nie pamiętam jakim. Więc kazała mi ugryźć się w dupę i poszła do pracy.

A jutro- wolne. I Dzieciak zostawiony Susłowi pod opieką na czas kiedy Rodzice będą załatwiać kolejne formalności w bankach. Pewnie posadzi Dzieciaka na nocniku, da bułkę i każe oglądać Telepotwory. Kiedyś sadzało się dzieciara na zapiecku albo na kupie siana, dawało makówkę do żucia i szło się w pole robić. Jak się dzieciak ućpał makiem, wrzucało się go na wóz i po problemie. Tak Babcia opowiadała. Teraz wychowanie, wzorce, bezpieczeństwo i uwaga skierowana na rozwój psychomotoryczny. Psia mać.

/Woven Hand na tapecie. „Bleary…” jako piosenka pozbawiona linii melodycznej i większego sensu jest wyjątkowo upierdliwa, kiedy nucę ja cały dzień w kółko. Czepia się tylko fragment „je je je je..” i „truly, truly”./

A ja siedzę w piżamie i bluzie z kapturem naciągniętym na głowę, spozieram na ekran spod zwisa, który noszę z dumą początkującej emołki. W wieku 29 lat! A co tam, mogłabym mieć dziecko a to dopiero byłaby porażka!

Dość tych pierduł, czas na powrót pod kołderkę. Mózg ma swoje prawa.

PS. Już wiem dlaczego Truffel po czterech dniach bycia Cioteczka Truffel odmówiła współpracy z Dzieciakiem. Truffel jako osóbka wyjątkowo uporządkowana ( i kompletnie rozpierdzielona), logiczna (i kompletnie niezrozumiała) oraz dobrze wychowana (choć czasem jak coś powie, nie wiadomo czy płakac czy się dąsać), nie wytrzymała nerwowo zabawy w „ciężarówkę i plucie”:

Osoby: Truffel, Dzieciak
/Ciężarówka jedzie, ślina w buzi./

Truffel: Pokaż mi tą ciężarówkę…

/ślina na Trufflu, Dzieciak zostaje wystawiony poza pokój. Ciężarówka chwilę potem/

I tak długo wytrzymała, ja staram się nie zabrnąć aż tak daleko, żeby znaleźć się sam na sam z Dzieciakiem. Szacuneczek.

Wiosenny kolaps

Zwykły wpis

  Bierze mnie bakteria, leci mi z nosa, mam tłuczone szkło w gardle i zasypiam na stojąco. Do tego stopnia sie nie wysypiam, że na hali chwilowo zaciemnia mi się wizja i tracę sygnał. Mój organizm ma dość 6 godzin snu na dobę. Na pytanie Rodaków, czemu nie chodzę spać wcześniej, odpowiadam, że 22:00 to chyba wystarczająco wcześnie na dorosłego człowieka. Wtedy następuje lepsze pytanie: co ja robię, że chodzę spać aż o 22:00? Odpowiedź: no jak to co? Oglądam, piszę, rysuję- żyję znaczy się. Komentarz nie następuje, tylko dziwny grymas twarzowy i spojrzenie w stylu: no, jak ty masz takie zachcianki…
Dziś aż byłam niemiła i skomentowałam sama: nie jestem tu, żeby zarabiać, tylko żeby żyć. Nie spotkałam się chyba ze zrozumieniem. Albo do teraz się zastanawiają czy się nie przejęzyczyłam i nie powiedziałam „pić”.


Suseł obiecał przemeblowanie mające na celu zwrócenie mi moich praw obywatelskich, ale przełożył realizację na jutro. Jak wczoraj.

Truffel barykaduje się w pokoju.

FakiJapi gotuje „kAASZę” a od samego brzmienia tego słowa gotuje mi się olej w misce.

Tato siedzi i nikomu nie zawadza, Dzieciak jest, śpi, je, blubla, je, robi siku, blubla, bawi sie jedzeniem a ja z dnia na dzień coraz bardziej skłaniam się ku scenariuszowi bezdzietnej, niezamężnej, zwariowanej starszej pani z mnóstwem zwierząt. Nie wiem tylko jeszcze jakich.

/Woven Hand- pan śpiewa, że ona go kocha truly/

She remains in this my age of reason
She loves me truly truly
If I withhold nothing it is my bleary eyed duty

A może tak zostać EMO? Potnę sie dla zasady, będę miała powód, żeby nosić przydługie rękawy, malować oczy czarną kredką i kupię sobie trampki za kostkę. Takie w szachownicę. Do tego łańcuch do spodni, rękawiczki bez palców i bluzę w paski z kapturkiem. Spodnie będą opadać mi do kostek, cały rok zakutana w szalik będę udawać, że to wszystko mnie obchodzi i martwię się. „To wszystko” to jeszcze nie wiem co ale coś się wymyśli.

Labirynt i kulka

Zwykły wpis

Szukam porządku w chaosie. Udaje sama przed sobą, że nic mi nie przeszkadza, że jest super i o nic mi nie chodzi.

Od trzech dni siedziałam przy swoich zajęciach może 3 godziny, cały czas pod okiem kogoś z domu. W pokoju cały czas jest ktoś, wokół ruch, szum, piszczki, Teletubisie, Tabaluga i inne koszmary dzieciństwa. Wstaje rano, wlokę się na halę, dreptam w kółko jak osioł mając nadzieję na marchewkę, zamieniam trzy zdania w ojczystym języku i 100 zdań o bzdetach w języku tubylców. Odliczam dziesięciominutowe odstępy czasu niczym koraliki różańca, jeszcze 20, 10 … przerwa. Na przerwie biorę muzyke i książkę i sama nie wiem po co, bo od kiedy Pik pracuje ze mną, puszczają mnie z nią na przerwę. Tak długo chodziłam na przerwy z Tematem, że nauczyłam sie jeść kanapkę i pić poranną kawę w wieloznacznej, wypełnionem szeptami ciszy. Tamte przerwy były niczym wyspa na oceanie, pusta, pokryta białym piaskiem, na środku stał mały stolik i dwoje ludzieńków gapiących sie w siebie i pijących herbatę z mlekiem.

Z Pikiem, to obłędny koszmar z którego strach się wybudzić na wypadek gdyby na zewnątrz było jeszcze gorzej. Biorę tę muzykę, książkę i nie wiem po co, bo nie mogę nawet na nie spojrzeć! Od krzesła zaczyna mędzić o miałkich bzdetach, płacach, pensach, funtach, wyprzedażach, budowie domu w Domu, kominku, jakiś kompletnych bzdurach, ubolewaniach i utyskiwaniach. Na pytanie co to za książka, odpowiedziałam. Usłyszałam, że jej Pok czyta teraz Harry’ego POttera i to jest NASUPERAŚNIEJSZA książka jaką czytał w życiu. Nie poprosiłam o rozwinięcie wątku.

A po przerwie wracam na hale i znowu odmierzam te odstępy jak koraliki. Po wszystkich wsiadam na rower i stoje na światłach raz po raz, na każdym skrzyżowaniu lampiąc sie tempo w zebrę.

W domu szum i hałas. Ktoś gotuje obiad, nie ma palnika, w moim pokoju stoi nocnik- pusty ale jednak plastikowy słoik na siuśki. Na komputerze odpalone Telepotwory, moje strony dyndają wystawione na widok publiczny i ciągle się zastanawiam kiedy ktoś podpatrzy mi bloga? Dzieciak przyzwyczajony jest do spania w dzień, więc ostatecznie idzie do łóżka o 21:30. Ja pół godziny później. I kończy się dzień. A zaczyna drugi- taki sam. I kolejny.

A to co po drodze, to ściszana muzyka, minimalizowane strony, ciągłe przerywanie tego co robię, pytania, odpowiedzi, stwierdzenia, dylematy na temat życia seksualnego pingwinów. I obietnice Susła, że on juz wszystko tak rozwiąże, że będę mogła żyć jak przedtem. Jakoś dzisiaj nie dotrzymał najmniejszej ze swoich kogucich obietnic.

A Truffel wyszła z pokoju 3 razy- siku, obiad, ostatni szlif i poszła do pracy. A taka była otwarta na nowości i odruchy dobrego serca. Trzy dni starczyły jej, żeby schowała sie do skorupy.

/Woven Hand- „Bleary Eyed Duty” i choć leci po raz 7, za cholerę nie mogę zmusić swojego otępiałego mózgu do wsłuchania się w słowa/

Dzieciak nadal tokuje a ja idę spać.

Nie jest dobrze.

Zwykły wpis

I przyjechali.

Truffel obejrzała dzieciaka jak nowy samochód pod domem i powiedziała: „Myślałam, że będzie większy. Taki mały”. A Mały po wstępnym szoku („Nie, nie, nie…”), zapragnął zwiedzać pokoje, czyli biegać we wszystkich kierunkach naraz, tworząc wokół siebie mgłę prawdopodobieństwa, niczym fizyk kwantowy. Suseł zadziwił go MOIMI misiami, moim Śpioszkiem i ogólnie moim pokojem. Cudnie. Nie mogłam iść spać bo Mały bawił się w moim pokoju.

Pierwsze wrażenie po przebudzeniu? COŚ jest w pokoju. Słyszę posapywanie. I stópki. Mam wolne, nie idę do pracy, czekałam na ten dzień od tygodnia i słyszę posapywanie!! O 8:00 rano.

Porównajmy: dotąd mój wolny dzień był długi, cichy, spokojny, Truffel i Suseł spali, FakiJapi męczyła współpracowników a ja do 18:00 piłam herbatę, słuchałam muzyki, rysowałam, wychodziłam robić zdjęcia. Czasami siedziałam godzinę w kuchni patrząc na drogę na Oxford, zamyślona, nieobecna i szczęśliwa.

Dziś, ten sam dzień ta sama pora: samolot z napędem na cztery koła uderzający raz po raz w fotel, „bu lu la siobie siamochód, ba! kjujik bedzie ałacha…”, kaszka bez rodzynek, nie będę jadł, pielucha w łazience (czemu tu tak pachnie kupą?), dzie mama? …

I nie wiem jak się rozmawia z dziećmi!
Mały: Cio to?
Ja: …Muzyka.
Mały: Jaka?
Ja: …/wahanie/ My Chemical Romance.
Mały: Aje jaka?
Ja:…

Chcę się utopić. Pogrążyć się w błogiej, chłodnej ciszy dna oceanicznego. Od czasu do czasu przepływająca płaszczka pyknie na mnie koprolita…Z czasem koprolity pokryją mnie całą i świat zapomni…
I nie jestem EMO!!

/obok przejechał plastikowy, poskrzypujący autek/

/Gerard śpiewa o tym jak wykorzystywali go w więzieniu. Rozumiem cię Gerard, masz tu pomarańczka/

I stało się jak przewidywałam…zabrali mi narzędzie przetrwania, jedyna iskre w moim emocjonalnie zwichrowanym życiu- komputer. Wyniosłam się więc ze swoją katatonią na czas oglądania „Transportera” opłakując swój gorzki los. Tak jak sadziłam, mój przechodni kącik stał sie centrum tranzytowym dla samolotów, piłek, pociągów i spodenkowych ślizgaczy. Suseł i Tato sterczą nad głową, FakiJapi krąży a najszczęśliwsza jest Truffel- nie wychodzi ze swojego pokoju, chyba, że potrzeba fizjologiczna
daje o sobie znać.

Dzień Zero

Zwykły wpis

Za wczoraj, za dziś…

Ruch w temacie Tematu! 😀 W poniedziałek skasował vana. Przyznaję, była „śnieżyca”, słaba widoczność, facio wjechał mu w zadek, potłukł szkiełka i zderzak. Ale wczoraj nie zdążył wyjechać z parkingu na rondo…a już zablokował trzypasmową jezdnię rozkraczonym vanem. Trzeba było pomocy5 m’gosów, żeby zepchnąć wraka powrotem do bazy. I co? Otworzyły się niebiosa i Temat utknął na 3 godziny przy zajęciu, które dzieliliśmy przez ostatnie 5 miesięcy. No i było pięknie, jak łatwo się domyślić.

Potem rozmawiałam z Mamą Tematu i dowiedziała się, że:
-wjechał w niego truck paliwowy;
-Temat płacze, kiedy zabierają mu samochodzik;
-ze wszystkim lata do Mamy i wykrzywia pyszczek, kiedy Mama radzi nie po jego myśli;
-nie powinien iść „tam gdzie chce iść”;
-jest idiotą.

Pysznie. Poleciałam w te pędy do Tematu i podzieliłam się nowinami od Mamy. A raczej tylko ostatnią bo i tak obejmowała resztę. Chciał się kłócić. 😀

Dziś, dzień długi jak tasiemiec na przepustce. Chłonę każdą minutę, sekundę wolności. Za 2 godziny FakiJApi i Rodzina przekroczą próg Zamczyska odbierając na zawsze ciszę i spokój tego domostwa. Suseł i Truffel nakrzyczeli na mnie, że histeryzuję. Tyle, jeśli chodzi o zrozumienie. Truffel ma swój pokój, do którego nie wchodzi nikt a nawet gdyby się paliło, reszta zastanawiałaby się czy popukać do niej czy nie. Suseł i tak oddaje się z poświęceniem swojej ulubionej rozrywce- spaniu i nie potrzebuje przestrzeni życiowej. Ja tkwię w pokoju przechodnim do kibla, na wprost pokoju Rodzinki. Teraz będę ściszać muzykę (dzieci maja wrażliwy słuch), nie będę mogła puszczać „wirówki dla kory i zwojów” (dzieci słuchają Fasolek i jakiejś tam Arki), nie będę mogła oglądać amerykańskich produkcji masowych (filmy wzmagają agresję).

Ryszard, Gerard i Ville siedzą, nosy na kwintę, Gerard grzebie w wiórkach i wyszukuje resztki marchewki, Ville ćmi resztę obrazoburczego peta a Ryszard pakuje Radiostację.

Posprzątałam cały dom sama, towarzystwo siedziało, jadło, poklepywało się po brzuszkach a ja posprzątałam kuchnie, przedpokój, łazienkę, poodkurzałam, wyniosłam resztę śmieci, które raczył przeoczyć Suseł. I nie wiem po co?

Może pójdę spać zanim przyjadą?

/Dead Can Dance- Lotus Eaters, czyli jak wyć w duecie, żeby brzmiało to jak sztuka i żeby publika klaskała aż do uciszenia na siłę/