Monthly Archives: Sierpień 2023

Światło (Lipiec 2019-Październik 2019)

Zwykły wpis
Światło (Lipiec 2019-Październik 2019)

-To mi wyglądałoby bardziej jak JaśniePanienki za przeproszeniem niezły burdel- Bezzębny Rycerz wyciągnął długie nogi w stronę ognia.

-Tam zaraz burdel. Dbaliśmy jak o swoje. Pomijając jedna leniwą bździnę, baby by sie nie powstydziły takiego obejścia.

Baby się zakręciły na drewnianych balach i poprawily chusteczki.

-A kiedy płakanie będzie? – spyatła jedna niewiasta a reszta pomruczała przytakująco.

-Będzie. Cierpliwości baby, będzie.

_______________________

I tak minął maj i czerwiec. W tym czasie Leon, jako nowy manager obsikiwał podwórko a Czterogłowa Hydra powoli przełykała ślinę przez cztery gardełka. Szybko okazało się że z Leona jest zacny człek i nie trzeba było się kryć i burdelem i zabawami na całego. Ale miał też własne zdanie i plany na co Hydra już nie do końca się zgadzała. Przyczaiła się wiec za biurkami, cichutko przemykała po zakamarkach Magazynu, owijała się wokół nóg krzeseł i knuła.

I tak nadszedł lipiec i mnie, Maisie, Kubę i Michasia wysłali na konferencję Organizacji. Konferencja miała na celu nie wiem co bo bawiliśmy się cały dzień, oglądali helikoptery, jedli i brali udział w zabawach. Taki doroczny zjazd integracyjny chyba. Leon zabrał mnie, Maisie i Kubę swoim autem, Michaś przyjechał 40 mil swoim.

Po porannej sesji montowania Pojazdu Z Czego Sie Da i wyścigu w poszukiwaniu materiałów do jego budowy nadszedł czas obiadu i grzecznie ustawiliśmy się w kolejce po paszę. Już w tym czasie Kokainka była raczej tajemniczo wycofana i milcząca jak to Kokainka ma w zwyczaju, jakoże stała w jednej romantycznej kolejce do bufetu z Michasiem. Maisie, o duchowości równie solidnej co kamień przy drodze myślała że Kokainka zabolała na coś i niedobrze się czuje….

_________________________

Baby westchnęły unison…

_________________________

Dotarli w bólach istnienia do bufetu gdzie okazało się ze zapomnieli o wegetarianach jak Kokainka i o ile nie zadowoliłaby się gotowaną kukurydzą i suchą sałatą, nie miałaby co jeść. Więc potulnie zgodziła się na kiełbaski, żeby tylko nie wyjść na rozpieszczoną. Albo żeby nie było że wybrzydza. Usiadła więc Kokainka przy stoliku, na prost Leon, obok Michaś, Maisie po ruchu konika szachowego.

Kiełbaski. Kokainka nie jadła mięsa od ponad roku! Monika walała kiełbaski w oceanie musztardy żeby tylko zabić smak mięsa. Kiszki skręcały się z powodu kiełbasek równie intensywnie co z powodu Michasia co wybrał sobie krzesło tuż obok. I jak to introwerycy mają w zwyczaju zajęła się intensywną rozmową z Leonem siedzącycm na wprost jednocześnie nie słuchając wcale Leona tylko próbując podsłuchiwąc Michasia i Masie. A on prawił o tym jak długo musi jeździć do pracy a jeszcze psa rano wyprowadzić i tak dalej.

Wtedy puknął Kokainkę w ramię i szepnął że to niesprawiedliwie karmić wegetariankę kiełbaskami więc bez pytania oddał jej swoją kukurydzę. Na co załączam dowód w sprawie:

__________

Baby westchnęły tak że aż zadrżały liście na drzewach. Chłopy ziewnęły ostentacyjnie

__________

Introwertyczna część Kokainki zwinęłą się jeszcze ciaśniej i odebrała jej zdolność do oddychania.

Po obiedzie dosiadła się Polka pracująca w Organizacji i oddały się plotkowaniu po polsku. Wtedy pojawił się u boku Michaś i zapytał czy chciałby może Kokainka herbaty? Brakowało tylko ręczniczka przez ramię. Polka wybałuszyła oczy bo raczej łatwo sobie zrobić herbatę samemu stojąc trzy kroki od urny z gorącą wodą i cukrem w papierowych tubkach ale Kokainka zgodziła się być potraktowana jak dama. Michaś wywiedział się już jaką herbatę pija Kokainka, że pół na pół z mlekiem i że dwa cukry i zanim otworzyła usta, już wiedziała że ma szpiega w szeregach. Rozejrzała się po Maisie a ta stała na schodach i szczerzyła zęby jak debilka i kręciła rufą jak statek na mieliźnie. Herbatę dostała, wypiła pod bacznym okiem obojga a potem została odeskortowana w pole gdzie wszyscy podziwiali helikoptery. W drodze powrotnej do sali zabaw, została również eskortowana do własnej grupy przez Michasia który tym czasie wymieniał z Kokainką jakieś urywane wymiany pośpiesznych myśli zanim nie rozłączyły ich osobne stoliki.

I reszta sesji zabawowej umknęła Kokainkowej uwadze. Zauważyła co prawda że jej wrotka ze skrzydełkami zajęła drugie miejsce w wyścigu ale reszta rozpłynęła się w odmętach mózgowego rozpierdolu emocjonalnego. Zajęła się natomiast robieniem zdjęć i potem miała co oglądać w tajemnicy przed światem. Po konferencji, w tłumie zgubiła Kokainka wątek ale znalazł się Leon i zapakował szybko ekipę do auta. W drodze powrotnej wymyślił żeby zaparkować w jakimś pubie bo szkoda było kończyć fajny dzień o 16:00. Pub stał nad rzeką, na rzece łódki, Kuba coś tam mówił, Leon coś tam prawił, Maisie odpalała papierosa od papierosa i łykała piwo jak wiedźma na zlocie. A Kokainka nie mogła oddychać.

Wieczorem Masie napisała na Watsupie ‘Jak smakowała Kokaince herbatka?’ I od razu sie wydało że sucz wzięla sprawy w swoje ręce.

I było to tak, że po tym jak Kokainka dostała kukurydzę gratis, Masie zapytała Michasia na papierosie od kiedy rozdaje kukurydzę obcym laskom. Na to Michaś zczerwieniał po końcówki uszu. Masie wydobyła z Michasia milczącą prawdę i kazała mu ruszyć dupę i iśc zrobić Kokaince herbatę jak na mężczyznę a nie dupę przystało. I ruszył. I ruszyła wraz z herbatą lawina pod którą do dzisiaj lokalni Szerpowie szukają ciał.

Masie dowiedziała się również że nie tylko od dawna Michasiowi ucieka pokład spod nóg ale i Kokainka również nie zasypuje gruszek w popiele tylko żadne nie ma odwagi nazwać rzeczy po imieniu.

___________

-Jak ja i mój chłop, o tam ten bez zęba!- pokazała palcem jedna z Bab na co chłop splunął w trawę, zawinął się derką i udał że zasnał. Inni chłopi zarżeli, baby zachichotały

-Waćpanka to ma napukane w tej swojej ślicznej główce.- odezwał się wioskowy kowal- Za łeb i do ołtarza od razu takiego jak powiedam!

-Ta, do ołtarza…. – zaśmiały się Baby., zakrywając uśmiechy chusteczkami gotowymi na płacz

____________

Minęło dni kilka i trochę więcej odwagi wstąpiło w oboje. Kokainka zabroniła kategorycznie Maisie mieszać się w dalszy ciąg wypadków ale obiecała trzymać ją w jednoosobowym kręgu zainteresowanych ze WSZYSTKIM co się wydarzy od tego momentu. Więc chichotały razem w alejkach między półkami jak nastolatki, Kokainka nagle nabrała błysku w oku i włos napił się nagle słońca. Kokainka została napchana przekonaniem że 9 lat różnicy to żadna różnica, szczególnie w TAKICH okolicznościach które rozgrywały się przed jej oczami. Niezbędna dawka samokrytyki, samozwątpienia i niedowierzania musiała zostać solidnie wywałkowana z myśli Kokainki przez Masie w wielogodzinnych nasiadówkach na Wasupie do 3 nad ranem i juz w autobusie w drodze do pracy.

W tym czasie Michaś dokonywał ruchów wojsk o których nic nie wiedziałam dopóki się nie dowiedziałam. Zamiast raz dziennie, na pakowanie, był w biurze co chwila. A to użyć drukarki bo nasza lepsza, a to maszyna do pompowania folii bąbelkowej czuła się lepiej w biurze niż w magazynie, a to postać po Kokainkowym biurku jak słup telegraficzny a to ukraść Kokaince krzesło i biurko żeby się rozejrzeć, pobawić jej maskotkami i pootwierać szuflady.

Powoli kawałki układanki znajdowały swoje miejsce w tej historii przez miesiące więc opowiem jak było w miarę rozwijania się jej. Otóż kiedyś Masie zapytała Michasia o jego dziewczyną na co podsłuchująca Kokainka usłyszała że ‘jest dziwnie’. Jego dziewczyna po 3 latach mieszkania razem przestała wracać do domu i na chwilę wtedy obecną nie było jej w domu 2 miesiące z okładem. Czyli sprawa była otwarto-zamknięta. Nijaka taka.

Pomiędzy 19tym a 26tym lipca ruchy wojsk zostały dokonane i decyzja zapadła- Kokainka wstąpiła na ścieżkę wysypaną płatkami róż. 26 lipca, Kokainka po raz pierwszy napisała do Michasia na co Michaś odpowiedział, że myślał że już nigdy to nie nastąpi. I tak nastało dwoje ludzi którzy nawet nie musieli mówić o co chodzi bo doskonale wiedzieli że nie trzeba. W ciągu kilku dni godziny pracy mijały na nieustannym wyciąganiu i wkładaniu telefonu do kieszeni bo nie przestawał wibrować. Ich biurka stały 5 metrów od siebie, oddzielone ściankami z regipsu ale nawet ściana z ołowiu poddawałaby się na wieść że idzie wiadomość od jednego do drugiego. Maisie ogryzała akryle z emocji i planowała sukienkę na ślub.

Pod koniec lipca, Michaś nie przyszedł do pracy. Akurat mieliśmy falę upałów tak nieznośnych że w Magazynie panowało 40 *C więc włączyliśmy darowaną zamrażarkę i zrobiliśmy worki z lodem żeby się nimi okładać. Magazyn to jednak puszka z metalu z oknami na suficie….Nie przyszedł w poniedziałek, potem we wtorek, telefon milczał. W środę wrócił. Kokainka udawała że ma cały regał do przepakowania i czekała aż Michaś odfajkuje opowieści o ‘pracy z domu’ i przyjdzie się wyspowiadać. Przyszedł w lunchu, kiedy Kokainka siedziała z Maise w kantynie na piętrze. Oficjalnie Maisie o niczym nie wiedziała więc kiedy usiadł i zabrał Kokaince kubek z herbatą żeby się z niego napić (co każda inna osoba wyłapałaby jako dowód na jakieś procesy pod i międzykomórkowe) Maisie zrobiła zeza. Ostentacyjne momenty dokonywały się nieustannie ale większość była zajęta zabawą i nikt nigdy nie dodał 2 do 2. Michaś opowiedział co następuje:

-Siedzę sobie w niedzielę i nagle klucz w zamku i drzwi się otwierają. Nie uwierzycie kto to?

-Święty jego kurwa mać Mikołaj?- Masie miała w zwyczaju mieszać swoje pochodzenie do każdej rozmowy.

-Nie, moja dziewczyna, to znaczy eks dziewczyna. I opowiada mi że jedzie do Szkocji mieszkać tam ze swoją koleżanką i żebym się z nimi zabrał. Na co mi skoczyło ciśnienie więc wyprowadziłem ją za drzwi, potem do auta i kazałem pozdrowić Edynburg. A potem w domu rzuciłem telefonem o ścianę.

Kokainka trzymając rolę pokiwała głową, Masie udała że opowieść się udała a teraz oddaj kubek i idź sobie.

Wieczorem Kokain dostała pełną opowieść od Michasia. Jego eks nigdy nie pracowała bo miała Syndrom Ehlera-Danhlosa czy jak mu tam było. Czyli nadelastyczność wszystkich stawów w ciele, łatwość o kontuzje, bolesne siniaki itp. Więc od samego początku Michaś powziął się odpowiedzialności za swoją dziewczynę i uznał że nie musi pracować skoro ulega kontuzjom. Ona przywitała to z entuzjazmem i od tego czasu on pracował a ona wydawała. Aż musiał wziać drugą pracę na barki bo ona wydawała za dużo. Wieć zaczał składac komputery wieczorami. A tu wakacje na Islandii a to we Włoszech a to nowe mebelki a to lepsze auto. I tak nie pracowała ale również nie prała, nie sprzątała i nie gotowała. Z racji tych możliwych kontuzji. Więc prał, sprzątał, gotował a ona całe dnie spędzała z najlepszą przyjaciółką. A to jeździła z nią na zloty podobnych jej Syndromowców a to tamto i siamto. Aż przestała wracać na weekendy, potem na dłużej, potem na kilka tygodni. I tak rozmowa podsłuchana na dwa miesiące przed tymi wydarzeniami nagle nabrała sensu.

I kiedy Michaś postanowił sprawę zamknąć i wkroczyć na nową ścieżkę, Ex pojawiła się jak duch w drzwiach i zaproponowała przeprowadzkę do Edynburga, żeby rzucił pracę, karierę, rodziców, przyjaciół. Z tych powodów i Kokainkowych przede wszystkich pokazał jej drzwi. A potem rozbił telefon o ścianę. I spędził dwa dni pod kołdrą.

Jakoś tak wtedy Kokainka przestała jeść i spać. Dopiero potem zdała sobie sprawę z powodu ale w tym czasie nie jedzenie jej sprzyjało a nie spanie nie miało znaczenia. Nocne godziny wypełnione były rozważaniami, myślami o własnym życiu i sensie istnienia. Rozmowami do późnej nocy z Michasiem i zasypianiem kiedy na dworze robiło się błękitnie.

Kokainka i Michaś ustalili wspólnie że nie będą z nikim dzielić się swoim szczęściem bo w Magazynie zrobiliby z nich siekane kotlety dowcipami bez absolutnie żadnych granic. Michaś znał Grzesia wystarczająco dobrze żeby wiedzieć że Grześnie spocznie póki nie wyciągnie z niego każdego najdrobniejszego szczegółu i nie zrobi z nich cyrku na kółkach i Kokainka, znając bezceremonialne komentarze na tematy szeroko rozumiane jako ‘międzyludzkie’, zgodziła się.

Jednak rozmowy toczyły się mimo tego że Michaś twierdził że trzyma tajemnicę. Kiedyś Kokainka pakowała pasztetowo porcelanowe lale na wózek gdy zza pilśniowej ścianki usłyszała jak Michaś, Grześ, Kuba i Siostrzeniec Kena rozmawiali na jakiś tajemniczy temat i Siostrzeniec nagle powiedział:

-Ona ma poukładane w głowie, ma własny dom, dzieci, możecie mieć własne w każdej chwili! Jesteście jak stworzeni dla siebie!

Odpowiedzi nie usłyszała ale oczywiste było że Chłopaki jednak plotkowali jak stare przekupki. No i że o Sprawie wiedziały przynajmniej 3 dodatkowe osoby.

I tak minał koniec lipca i większość sierpnia. Lato było obrzydliwie upalne, Masie pojechała na urlop do Grecji i transmitowała plażę live podczas gdy my nienawidzieliśmy jej zdalnie.

Potem Leon nigdy nie wrócił do pracy. I zagadka. Wtedy to Ken, nienawidząc Czterogłowej Hydry i węsząc że Kokainka będzie chciała przejść na stronę Kena opowiedział jej co się wydarzyło. Otóż Leon miał pomysły a to był bład. Zaproponował jakieś misz-masz project i wysokie szefostwo bardzo się tym pomysłem zainteresowało. Nawet przyszedł do Kokainki razu pewnego i spytał czy chciała by się tym w przyszłości zając jako manager. Kokainka zachciała i Leon kazał nikomu jeszcze nic nie mówić ale wieści były pozytywne. I został nagle ‘poproszony o wyjście z Organizacji’ w trybie natychmiastowym. Ken powiedział że do tego projektu potrzebował statystyk ze sprzedaży na eBay i Amazonie żeby zaplanować budżet. Poprosił Hydrę o dostęp do danych na do Hydra odmówiła. Ale nie otwarcie, nie- raczej troskliwie, żeby sobie tym główki nie łamał bo one znają Magazyn od podszewki i wiedzą jak to przygotować i zrobią to dla niego. Niech sobie usiądzie i zostawi Hydrze resztę. Tym  czasie napisały skargę do biura że Leon zmusza je do pracy za niego, grzebanie się w statystykach i pisanie budżetu za niego i zarywanie nocy za niego. Ale zrobiły to na wieczór przed spotkaniem Leona z szefostwem podczas którego miał prezentować dane. Prosił i pytał czy już dane są gotowe dzień po dniu ale Hydra wciąż ‘pracowała’ nad budżetem. W budżet wsadziły kompletny kit i Managerka z Team Leaderką przyjechały na spotkanie, wcisnęły mu Excela w rękę i życzyły powodzenia. W czasie spotkania, Leon prezentował coraz bardziej niedorzeczne idiotyzmy aż się zająknął i zamilkł, Szefowa (która już przeczytała maila ze skargą) zapytała jak chce Leon wprowadzić projekt w życie skoro nawet nie umie napisać budżetu. Na co Dwugłowa Hydra podniosła łeb i powiedziała że Leon nie wie co prezentuje bo to one napisały prawdziwy budżet, o tu, na tym memory stick a specjalnie napisały banialuki w liczbach żeby pokazać, że nie to że nie napisał sam to jeszcze nie przeczytał nawet tego co napisały za niego. I że ‚ukradł’ ich zasługi i prezentuje jak swoje. Nie miał jak się bronić bo Szefowa miała macki Hydry w mózgu już od kilku lat i nawet przez myśl jej nie przeszło, że Hydra to suka na kółkach. W akcie litości nad przepracowaną Hydrą, Leon został zwolniony na pniu. I wszystko w Magazynie wróciło no równowagi. Leon za drzwiami, Hydra u władzy. Można usiąść.

Kokainka nie wierzyła własnym uszom. Wtedy Ken opowiedział jej jak Hydra próbowała się również pozbyć Michasia niecałe pół roku wcześniej, w pierwszym miesiącu po zatrudniueniu. Tylko wtedy się nie udało bo zatrudniała go sama Szefowa a Michaś był tak uroczy i wygadany że Szefowa uległa urokowi zew- i wewnętrznemu że nie dała go wypchnąć za drzwi. O czym powiedziała Kenowi dla Michasia protekcji, żeby Ken miał na Michasia oko.

Wtedy to Kokainka została zaproszona w szeregi Kena. W tajemnicy oczywiście. Kokainka nie miała głowy do koalicji i podchodów ale cała sprawa, podszyta również proroczymi słowami  Ciężarnej ‘Shady fuckers’ dała Kokaince do myślenia. Nie mogła o niczym powiedzieć Maisie bo Maisie miała macki Hydry wyłażące jej z uszu więc Kokainka przeszła w tryb obserwatora.

W tym również czasie Kuba dostał załamania nerwowego i poszedł na odwyk gdzieś między lipcem a sierpniem. O czym dowiedziała się Kokainka od Michasia w kolejnej odsłonie tajemnic Magazynu. Kuba często dostawał ‘przelania się zupy do zlewu’ i zaczynało się od tego że przestawał odpowiadać na wiadomości, wtedy zwykle Ken wsidał w auto, jechał do Kuby, pukał do drzwi, ojciec z matką, super zainteresowani pukali do drzwi sypialni Kuby a ambulans był już w drodze. Ken uratował Kubę juz kilka razy. Podobnie i teraz.

Tymczasem lato w rozkwicie- Rocky dostał przykaz malowania płotu w rodzinnym domu, podejrzewał również że mama go nie kocha, siniały mu jaja z nieużytku i nieustannie gwizdał co doprowadzało Masie do absolutnego szału. Rocky gwizdał, Masie dostawała szału, Kokainka próbowała jednocześnie zabawiać więdnącego Rockiego, pocieszać Masie, kontnuować niestanną konwersację z Michasiem przez telefon i nadążać z podwyższonym celem dziennym aukcji z 25 na 30. Nadal nie spała ale mało ją to obchodziło. Michaś pisał wiadomości nawet będąc w tym samym pomieszczeniu. Spotykali się w kuchni robiąc herbatę na pułku wojska, która to herbata często stygła jakoś w mgnieniu oka i trzeba było robić nową. Pod koniec sierpnia, znajomość wkroczyła na nowe obszary po tym jak po 17:00 Michaś nie chciał jechać do domu po pracy i w rezultacie wraz z Kokainką przywitali poranek na parkingu przed Magazynem. Bezdomni.

A Hydra żyła w niewiedzy większości tego co się działo w Magazynie w tym czasie. Nadal organizowała codzienne napady rozrywki, wszyscy uczestniczyli bo w sumie, pomijając Kubę gdzieś w czeluściach NHS, wszyscy byli szczęśliwi. Dwa śluby w drodze, kasa się grzała, pomyślnym aukcjom nie było końca, Ukraińcy kupowali ubrania na 2 szesnastokołowce na raz, dwa razy w miesiącu, bonanza. Kokainka zamówiła Maisie kubek z Grey i Yang z Grey’s Anatomy ale z imionami Kokainki i Maisie, że niby przyjaciółki do grobowej deski, Maisie płakała ze szczęścia, zaplanowały nawet wakacje razem. Maisie chciała zobaczyć prawdziwe góry więc Kokainka obiecała zabrać Maisie w Tatry. Maisie obiecała zabrać Kokainkę na koncert Rammsteina.  Michaś nie wiedział że Maisie wie, Kokainka nie wiedziała, że Grześ wie, Masie nie wiedziała że Grześ wie i odwrotnie ale oboje próbowali wybadać nastroje dla wspólnego dobra i szczęścia do grobowej deski.

Wtedy aresztowali Grzesia za napaść i groźby śmiertelne. I miał chłop rację. Otóż Wariatka wychowująca dziecię Grzesia zabroniła Grzesiowi widywać się z dzieckiem. Grześ zwykle brał córeczkę na cały dzień, przychodził z nią do Magazynu gdzie wszyscy dostawialiśmy szału macicy na jej widok. Nawet ci co macicy nie posiadali, jak na przykład Michaś. Kokainka brała dziecię na ręce i wąchała pachnącą głowkę, szła do Magazynu i zabawiała je misiami i pierdułkami. W tym czasie Michaś bawił się w wujka i oboje wyobrażali sobie jakby to było. Nie rozmawiali o tym ale obserwujący a wtajemniczeni zostawiali ich samych sobie. Z dzidziusiem.

Grześ kochał dziecię ponad życie więc kiedy jakiś Chav z Miasteczka powiedział mu że do Wariatki wprowadził się jakiś nowy gach i handluje z domu w którym mieszka jego córeczka narkotykami, włączył się Grzesiowi gadzi mózg. Przeszedł całe Miasteczko na piechotę, popukał do drzwi, strzelił w ryj gachowi, obalił go na ziemie, postanowił udusić Wariatkę ale za bardzo wierzgała wieć ja puścił, zabrał dziecko z domu i wrócił na piechotę to babci. W nocy przyjechała Policja, oddała dziecko pół uduszonej Wariatce a Grzesia zwinęli do aresztu.

I tak Michaś został managerem Działu Jednego Człowieka.

Tydzień później jego ojciec miał zawał. Michaś już nauczony witać Kokainkę porannym Dzieńdobry z odległosći 40 mil nie odezwał się tamtego ranka. Kokainka siedziała prawie godzinę na przystanku i w autobusie i wpatrywała się w milczący telefon, bez oddechu, na granicy zatrucia dwutlenkiem węgla.  W drzwiach do Magazynu dostała wiadomość że ojciec miał zawał i Michaś sie odezwie. Nikt w Magazynie nie wiedział czemu Michasia nie ma w pracy, tylko Kokainka wiedziała. Michaś milczał dwa dni. Ojciec miał zawał, był w śpiączce ponad dobę ale udało się. I kiedy z ojcem żegnali sie wszyscy, od brata po kuzyna, Michaś myślał tylko o tym żeby mieć tam ze sobą Kokainkę, zanim ojciec nie będzie miał szansy jej poznać. Kokainka płakała.

Wtedy cała ta Tajemnica zaczęła być logistycznym wyzwaniem, bo robiła się za duża i za ciężka. Jak nie wpaść z jakąś pierdołą? Jak nie wpaść kiedy ktoś wejdzie w nie tą alejkę co trzeba? Tankowali raz paliwo na pobliskiej stacji bezynowej, Kokainka w aucie, Michaś przy kasie a tuż obok do auta podciągneła boa dusiciela Team Leaderka. Kokainka założyła na głowę kaptur i spłynęłą pod fotel. Michaś nic nie wiedząc minał Team Leaderkę na co ona zawołała radośnie ‘’że się kurwa patrzę na cię cały dzień to jeszcze musisz mi tankowanie psuć’. A Kokainka tuż za szybą, jak ofiara porwania. Raz nawet stali wszyscy w pubie i Kokainka musiała łapac ostatni autobus dnia więc musiała ‘sobie iść’ tylko po to żeby czekać na Michasia który musiał odczekać spory kwadrans z hakiem dłuższym niż kwadrans żeby znaleźć ją w Subwayu na stacji. No jakiś koszmar. W tym czasie jednak dużo osób podpytywało Michasia I Kokainkę o powód dla którego w widoczny sposób obojgu ‘słońce tańczy we włosach a i cera świeża i młodzieńcza pąk liczka rozjaśnia’ ale nikt nie dodał dwa do dwóch. Do pewnego stopnia było to zabawne i ekscytujące, do pewnego jednak wcale.

W tym czasie, a był to już wrzesień, Michaś ciągnał ostatkiem sił. Nadal sam bo Grzesia wypuścili z aresztu ale poszedł na operację przegrody nosowej i wyglądał jak Dzwonnik z Notre Damme i nie mógł wdychać kurzu. Ojciec wyszedł ze szpitala i dochodził do siebie. Kuba nadal lizał rany po odwyku ale już w domu. Ale Michaś miał regularnie 20 godzinny dzień, od wyprowadzania psa rano po psa w absolutnej desperacji do wyprowadzenia o 2 nad ranem po tym jak sam jadł w okrągłodobowym McDonaldzie. A po drodze jeszcze Kokainka. W końcu września Ex przyjechała po swoje rzeczy. Nawet dobrze to zniósł, chociaż zabrała prawie wszystko, łącznie z niektórymi meblami ‘bo ona je przecież wybrała’. Oddał jej psa. Kiedy Kokainka usłyszała dlaczego, wizja bycia szczęśliwą do końca życia była bardziej klarowna niż kiedykolwiek. Jego pies był jego skarbem ale oddał go pod opiekę Ex żeby móc spędzać cały swój wolny czas z Kokainką. Bo Kokainka zasługiwała na swój czas a pies zasługiwał na opiekuna który nie będzie go zmuszał trzymać zaworów przez 18 godzin. Dla Kokainki to był akt którego się nie spodziewała i o który nigdy by nie poprosiła.

Podczas kiedy Kokainka rozumiała że Michaś musiał posprzątać swoje życie, nie nalegała, nie pośpieszała, Michaś w tym czasie prosił o odrobinę cierpliwości. Nagle ograbiła dom z mebli i nie tylko że dom był 40 mil dalej to jeszcze pusty jak wydmuszka. Michaś postanowił kupić własny dom w okolicy. Po raz kolejny Kokainka umarła ze szczęścia, Maisie planowała schematy kolorów na przyjęcie weselne. Michaś wypełniał papiery, składał wniosek o hipotekę, Kokainka zastanawiała się głęboko jak Varius Manx ‘co dalej jest?’ a Michaś nieustannie przekraczał swoje własne reguły i ustalenia. Miało być powoli a Michaś rozpędzał się do prędkości dźwięku. Kokainka szczęsliwa na każde spotkanie a każde spotkanie przebijało poprzednie. Jakby niebo nie miało granic.

Mieli spędzić swój pierwszy prawdziwy weekend razem, gdzieś w przestworzach, z dala od ludzi, na trzydniowych wakacjach. Michaś planował, Kokainka czekała. Jeszcze dwa tygodnie…

W środę, pażdziernikowego dnia napisał że ponad wszysko chciałby zabrać Kokainkę na spacer w deszczu żeby pocałunkami zbierać krople z jej twarzy. I że to dopiero początek, jest tyle rzeczy których muszą się o sobie nauczyć….

W czwartek Kokainka stała na 10 metrowej drabinie pod sufitem Magazynu i segregując książki podziwiała widok Michasia z lotu ptaka, ot taka tajemna rozrywka. Zadzwonil mu telefon. Po dłuższej rozmowie, przeszedł na koniec Magazynu, pod pluszaki i oparł się plecami o ścianę, nadal na telefonie. Kokainka pomyślała że na rozmowę z Biura to już nie wygląda. Przysiadła na drabinie, schowana między pólkami obserwowała jak Michaś powoli kurczył się w sobie, głowa spuszczona jak u zbitego psa, zgarbiony… Do tego czasu Kokainka czytała już Michasia jak siebie samą a to co widziała było Straszne. Pomyślała że coś stało się ojcu…. Ale czasami Michaś coś gestykulował jakby przekonywał…. i już Kokanka wiedziała że dzwoni Ex. Rozmowa trwała 40 minut, kiedy sie skończyła, Michaś wyszedł z Magazynu, wsiadł do auta i odjechał. Wrócił po najdłuższych w życiu Kokainki 20 minutach. Nie pytała bo nie chciała żeby wiedział że obserwowała go spomiędzy półek. Zamknął bramę do Klatki (stalowa klatka Faradaya wielkości biura gdzie trzymali komputery przed czyszczeniem dysków) i siedział w środku, przy komputerze do końca dnia.

___________________

-Panienka przestanie, nie chcę słuchać co było dalej…- zapłakała jedna z Bab

-Cichajże babo, Jasnie Panienka musi to z siebie w końcu wyrzucić. To jest jak za przeproszeniem ztwardzenie. Człowiek się nie poczuje lepiej póki w krzaki uczciwie nie pójdzie.

-A tak w krzaki, Mości Rycerzu, tak obuchem w historię miłosną zamierzać!

-Siedź cicho babo, widzita przeca że Mości Rycesz mordę mokrą ma i tyle. Żal mu się Jaśnie Panienki zrobiło jak i nam. Tylko to mąż jest prawy i prosty w sercu więc i przynośnie ma, proszę ja ciebie proste a celne. – stanął w obronie Rycerza kowal spod wozowego koła.

Rycerz smarknał soczyście w ogień.

-Jaśnie Panienka niechaj opowiada dalej…..

Kobieta zmienną bywa czyli Kokaince się nudzi czyli powrót do 2019 (Maj 2019-Lipiec 2019)

Zwykły wpis

Pewnie dlatego że od dwóch dni siedzę i czekam na hydraulika…. Ale należy docenić że jestem.

A może dlatego że wokół nie ma żadnych dorosłych z którymi można się podzielić woimi myślami a może dlatego że doznałam wczoraj kolejnego szoku z rąk mojej sąsiadki. Jakoś się nagromadziło…

Spojrzałam na ostatnie wpisy i przypomniałam soebie gdzie skończyłam opowiadać epopeję ostatnich czterech lat…


-Sobie Jaśnie Panienka w końcu przypomniała! Jaja odmarzają, chrust się kończy a Panienka jak myślała tak myśli a my tu siedzim pospołu i czekam!

-Oj już, już, cichaj dobrodzieje, cichaj- odezwała się JaśniePanienka Kokainka i rozdała usmarkanym dzieciom czekoladki- Już sobie wszytsko poukładałam, teraz cichajcie bo będzie się działo…

JaśniePanienka Kokainka wzięła głeboki oddech.

-Niechaj Baby chusteczki czy inne szmaty powyciągają i na podorędziu mają bo będzie płaczno. Chłopom też chlipać pozwalam, jak co komu.

Baby szmaty powyjmowały, na kolanach rozłożyły, chłop jeden bacznie przypatrzył się własnym rękawom i sprawdził czy jeszcze miejsce między smarkami jest i rozparł się wygodnie pod kołem wozu.

-Gotowyście?

-Gotowim- odparł Bezzębny Rycerz.

-To był, Wam powiadam…. Maj 2019…..

….Złożyłam aplikację, oddzwonili, pojechałam na rozmowę kwalifikacyjną i pracę dostałam. W tym czasie jedyne co mnie obchodziło to to że praca była rzut kamieniem od przystanku autobusowego więc już nie musiałam bać się owiec w drodze na piechotę jeśli padłoby auto. Przystanek autobusowy- szczyt priorytetów bo płacili 15k funtów na rok czyli gdyby nie dzieci i dodatki od rządu jedlibyśmy kit z okien. Ale udało się pracę dostać.

Nauczona doświadczeniem z Samochodów, postanowiłam KATEGORYCZNIE nie robić sobie żadnych znajomości, z nikim się nie przyjaźnić, przychodzić do roboty, robić swoje i wychodzić do domu, na przystanek, do autobusu, z dala od ludzi. Jak to Wszechświat słucha uważnie i ma w dupie nasze postanowienia….

Udało mi się przez dwa tygodnie.

Praca polegała na tym że Organizacja, charytatywna, jedna z większych w kraju i bez wątpienia jedna z najważniejszych, dostawała datki od obywateli w postaci wszystkiego, od sofy dziadków po stare kalosze Dolce Gabana. Szkło, meble, porcelana, obrazy, antyki, lalki, miedź, książki, albumy i atlasy, płyty DVD, analogi, zabawki, ubrania, buty, wędki, namioty, deski do prasowania, teleskopy…. co sobie tylko wyobrazicie co już nie jest nikomu potrzebne a z czego organizacja charytatywną się ucieszy. Więc cały też złom był odbierany z domów darczyńców lub przynoszony do sklepów Organizacji w miasteczkach (a jest ich dziesiątki) i kiedy tylko manager sklepu ocenił że daną rzecz była warta więcej niż 5 funtów, pakowali to do kartonów i kierowcy przywozili to do nas. Centralny magazyn Organizacji mieścił szaloną mieszankę absolutnie wszystkiego co można było sobie wyobrazić- w jednym wielkim stalowym budynku.

Moim zadaniem było iść do magazynu, zgarnąć na wózek garść takich cudów, przywieźć do biura, do swojego biurka, zaparkować, obejrzeć, przetestować, wygrzebać jakieś info dotyczące danego przedmiotu, wiek, producenta, cokolwiek, zrobić zdjęcia, i wystawić na eBayu lub Amazonie. I tak sobie woziłam, nosiłam, fotografowałam, wystawiałam, nadawałam numerek do lokalizacji. I tak 25 razy dziennie. Bo tyle trzeba było wyrobić dziennego celu. Robota była lekką i przyjemną, podobało mi się że magazyn był jak pudełko czekoladek Foresta Gumpa- nigdy nie wiedziało się na co się trafi. Przy tym uczyłam się co chwilą czegoś nowego i ode mnie zależało jak reklamowałam aukcję żeby zgarnęła jak najwięcej kasy. A wierzcie mi – kasy w tym biznesie były rzeki. Rzeki miodu! W pierwszym tygodniu sprzedałam jedną książkę wydawnictwa Folio za 370 funtów. Zegarek Citizena za 793 funty itd.

Takich jak ja było kilku z nas. Teraz, jak w sztuce, greckiej tragedii w 17 aktach przedstawię Wam głównych bohaterów:

Kokain– matka samotnie wychowująca, z przystankiem autobusowym na szczycie życiowych priorytetów, zalednie 4 miesiące od ‘stania się’ samotnie wychowującą, która od 20 lat nie była nigdzie sama i rzadko kiedy myślała o sobie inaczej niż tylko ‘Kokainka-mama’.

Maisie (imiona podobne acz przypadkowe)- rocznik 1999 czyli 20 lat różnicy. Blond farbowana, z wielkimi rzęsami, ciężkim makeupem i plastikowanymi paznokciami młoda dama z okrągłą rufą. Z chłopakiem, nocnym strażnikiem, mieszkający w jednym pokoju razem z jego wędkami i jej zestawami do akrylowych paznokci, w domu jego matki. W tym czasie z mocnym postanowieniem zaoszczędzenia pieniędzy na kupno domu za 2-3 lata, jakimś dzidziusiem może i życiem w Miasteczku jako standardowa, councilowa rodzina, z papierosem w kąciku ust i koszulką na ramiączkach. Potem się okazało, że chłopak strażnik zajmował się pieniędzy zarabianiem i puszczaniem ich z nurtem rzeki w internetowych kasynach. Taki nowoczesny hazardzistą z telefonem w ręku. Więc Masie zarabiała na oboje. Ale o tym mi nigdy nie powiedziała.

Rocky– w tym czasie 25 letni, prawie-prawiczek (do czego przyznawał się nawet nie pytany), super inteligentny Asperger, studiujący matematykę na Uni. Dawno po fazie trądzika, zadbany i bardzo ogarnięty ale życiowo bezradny jak dziecko we mgle. Mieliśmy wspólne zainteresowania, mogliśmy rozmawiać o nauce godzinami. Podobnie ja Truffelka, miał Aspergera więc miałam do niego instrukcję obsługi. Marzyły mu się szeksualne ekscesy ale jego jedyna jak do tego czasu przygoda polegała na tym że koleżanka zaproponowała mu oglądanie DVD, co Rocky zrozumiał bardzo dosłownie i w czasie ‘oglądania DVD’ odebrała mu dziewictwo. A potem płakała i kazała mu sobie iść. To było 6 lat wcześniej ale Rocky nadal pamiętał co miał na sobie tamtego pamiętnego dnia. Zrywaliśmy z niego boki bo powiedział nam tez z owa dziewczyna została w końcu lesbijką i wszyscy jednoznacznie stwierdziliśmy że po zasmakowaniu w Rockym, nie było już na świecie faceta lepszego od niego więc zostały jej tylko dziewczyny.

Ciężarna – której trzeba było słuchać od początku, w tym czasie 23 letnia, w ciąży z 50 letnim chłopakiem. Taka sytuacja. Ciężarna odchodziła na macierzyński, ja miałam ją zastąpić. Ciężarna już zapowiedziała że nie będzie wracać bo ma zamiar budować rodzinę z 50-cio letnim dziadkiem więc mój roczny kontrakt był tylko na papierze. Po 2 tygodniach Managerka zaproponowała mi zostać na stałe z czego bardzo się ucieszyłam. Ciężarna powiedziała mi że Managerka i reszta jej dworu to ‚shady fuckers’ ale nie miałam do czego tego dokleić.

Bobby- 21 lat, z pretensjami do czego sama się przyznawała. Praca w Magazynie była jej drugą pracą w życiu. Wczesne lata młodości spędziła na rekonwalescencji po raku oka i pękniętym na trampolinie kręgosłupie. Taka mieszanka przypadków. Może to spowodowało że miała wszystko i wszystkich w absolutnej czerni dupy. Dołaczyła do nas razem z Wujkiem Barrym i zajmowała się powolnym osiąganiem dziennego celu 25 aukcji i nie ruszyła palcem nawet kiedy zostawało jej trochę czasu na koniec dnia. Ale fizycznie nic jej nie dolegało, bynajmniej. Ale nigdy nie otworzyła drzwi wejściowych kiedy zadzwonił dzwonek, nigdy nie robiła dla innych herbaty co było Magazynowym kultem dnia. Nigdy nie była w dalszej częsci magazynu bo po co, nie wiedziała że można nawet chodzić dookoła. Kiedy zastanawiałyśmy się z Masie jak ona wynosi zepsute graty do skipa, zrozumiałyśmy że po prostu odnosi Bercia zepsute antyki do Magazynu i ustawia je ślicznie po kątach żeby ktoś inny je znalazł, obejrzał i zabrał do kontenera na wywózkę. Taka leniwa prucz. Bobby też planowała ślub na 2020 ale narzeczony jej był klasowy, taki wyjechany, nie następny Chav z ziemistą cerą, w dresach i nożem w kieszeni.

Nami, początkowo czwórką a potem trójką opiekowała się Team Leaderka i Managerka, jakby jednej nie wystarczyło:

Managerka -Taylor Swift tylko że mniejsza. 26 letni, upakowany w ciało drobnej i ślicznej dziewczyny potwór, hydra o czterech głowach, tysiącu macek i każda macka szybko doklejała się do każdej osoby przekraczającej próg Magazynu. Na poziomie profesjonalnym, prywatnym, mentalny, psychicznym i toksycznym. Przyznam, że z racji swojej słodkiej fizjonomii, zaczaiła się na mnie i zaatakowała od tyłu czego się nie spodziewałam. Managerka była w wieku lat 26, zamężna od 4 miesięcy, jeszcze dojadaliśmy cukierki z jej ślubnego przyjęcia. Podobnie jak nad Team Leaderką, unosiła się nad nią szarańcza motylków. Mąż był Producentem Muzycznym! Potem okazało się że siedział w domu, przed keyboardem jak Ross z Przyjaciół i generował ‘dźwięki’ które sprzedawał do sieci jako dodatki do gier. Nie chciał mieć jeszcze dzieci, na co 26 letnia macicą Managerki nie do końca się zgadzała. Dla niego Dźwięki miały absolutny priorytet i swój maciczny pęd Managerka zamieniała w pęd ku karierze. Do Magazynu przyjeżdżała o 7:00, wychodziła o 19:00. Ponieważ Magazyn generował imponujące zyski, nikt nie pytał się o szczegóły i nikt z biura nie podejrzewał że w tym czasie w Magazynie trwał niekończący się karnawał.

Team Leaderka, 26, zaręczona, otoczona motylkami gdziekolwiek się nie ruszyła. Ruszała się mało z racji swojej pozycji w stadzie ale gdziekolwiek by nie poszła, jak Rocky i jego dziewictwo, wirtualnie brała że sobą swojego Narzeczonego, Mata. Mat był bohaterem o którym trzeba było słuchać bo akurat zdawał do Policji, był taki przystojny i ach i och, że te motylki składały jajka na absolutnie wszystkim. Nad głową Team Leaderki wisiał wirtualny licznik odliczający dni do Ślubu- styczeń 2020. Team Leaderka była Najlepsiejszą Przyjaciółką Managerki ale nie tak Najlepsiejszą jak Roza.

Sian– siostra Managerki. Jeśli istnieje gdzieś piękniejsza, bardziej eteryczną istota niż Sian, to musi mieć skrzydła, mieszkać w lesie i kusić ludzi do bezdennego źródełka. Managerka i Sian miały związek toksyczny. Managerka chciała być piękniejsza, Sian już była ale w zasadzie, o ile nie próbowały sobie nawzajem udowodnić która jest lepsiejsza, atakowały razem, stadnie. Sian miała chłopaka z którym grała w związkowe Bingo- każda z nas wymyślała dla zabawy co dzisiaj jej bezrobotny chłopak robi, pod nieobecność Sian- gra w gry, ogłada P***N, zdradza ją, pali trawę, je, dzwoni do kolegi, łazi po mieście bez celu, wyrywa panienki pod Aldim. I zawsze któraś z nas trafiła.

Roza- była najlepsiejszą przyjaciółką Managerki z lat szkolnych. Nijaka z wyglądu, grzała się w blasku urody Managerki i Shian ale służyła jako Szara Eminencja. Miała swój mini dział ‘Produktów Nowych’ i była managerką Sian. We dwie robiły mało przez większą cześć roku, chyba że przychodziłyŚwita i pakowały kartki świateczne na sprzedaż w sklepach Organizacji. Róża była również zaręczona, spośród wszystkich wspomnianych narzeczonych chyba najlepszy bo mało się o nim słyszało. Mnóstwo natomiast o nadchodzącym ślubie w maju 2020. Roza była cichym mścicielem, miała podsłuch absolutnie wszędzie i niewyobrażalny dar podpierdalania każdego w najbardziej niespodziewanym momencie. Dzisiaj, uciekałabym na jej widok.

Zauważyliscie, że Managerka, Team Leaderka, Sian i Roza były jednocześnie czterogłową hydrą- Ciałem Zarządzającym magazynem jak i swoimi siostrami, przyjaciółkami i najlepszymi swoimi wrogami? Z tego nie miało prawa wyjść nic dobrego.

Ale były zabawne. Na tym polegała zabawa że trzeba było śmiać się z nimi a nie obok nich. Szybko zauważyłam że kiedy tylko ktoś miał coś innego w centrum uwagi, co nie do końca zapraszało Ciało Zarządzające do zabawy, robiło się niemiło. Od razu zaczynało się poganianie, jakieś sugestie o KPI, celach i wyższych dobrach organizacji. Propagandą z rękawa. Póki one siedziały przy biurkach w tym samym pomieszczeniu co my i dostarczały rozrywki było ok. Mogły zmarnować cały dzień na jakiejś zabawie ale o ile zabawa było odgórnie zabawna, wszystko było ok.

Wbrew moim planom, Miaise szybko przebiła się przez mur Kokainki i zanim się nie obejrzałam miałam najlepszą Przyjaciółkę która znała mnie od teraz, a nie od zawsze. Była pierwszą osobą, która poznała mnie jako nową Kokainkę, nie tą którą znali do tego czasu wszyscy inni. Byłam wolna, i mogłam robić na co miałam ochotę, 20 lat różnicy nie mało znaczenia, może moje chore poczucie humoru było wszystkim czego Miasie potrzebowała do życia, jej kompletny brak wiedzy jakiejkolwiek zupełnie mi nie przeszkadzał a Masie maiła kogoś kogo mogła spytać ‘do czego kurwa komuś była miedziana patelnia do łóżka’ i ja się nie śmiałam. Stan wiedzy Miasie był odzwierciedleniem wszystkiego co złe w angielskim systemie edukacji. Dla Miasie Churchill był buldogiem z reklamy. Ale była urocza się gęby się nam nie zamykały. W granicach totalnej akceptacji że strony Ciała Zarządzającego bo Masie chodziła z Shian do szkoły średniej i razem z Managerką znały się od lat. Czyli macki rozchodziły się po wszystkich. Z Maisie gadałyśmy odmordnie cały dzień, na Watsupie w drodze do domów i wieczorami. Robiłyśmy sesje Snapchatowe i produkowałyśmy miliony zdjęć w filtrach króliczków które potem drukowałyśmy i wieszałyśmy nad naszymi biurkami. Jadłyśmy razem, sikałyśmy razem, taki typ znajomości gdzie jedzenie wypadające z buzi, druga osoba łapała w powietrzu i wsadzała ci ponownie do gęby zaśmiewając się do łez.

Masie pracowała w Magazynie 2 tygodnie dłużej niż ja. W tym czasie do obszernego Ciała Zarządzającego dołaczył jeszcze jeden manager, bo dwóch było za mało:

Leon– postawny Wenezuelczyk czy jakiś innych Portorykańczyk, z żoną i piątką dzieci, wszystkie śliczne jak z obrazka. Leon był MEŻSZYCZNĄ więc od początku wisiał na sznurku, za cienką szyjkę i czekał aż Ciało Zarządzające naładuje broń. Ale o tym jeszcze nikt nie wiedział. Ciało Zarządzające bowiem tolerowało panów tylko wtedy kiedy panowie byli pod ich butem. Normalni faceci byli straceni od progu.

Do codziennej zabawy nie ustanego chichrania, plotkowania, gadania o dupach i dupie Maryny dołączali do nas dwa przedstawiciele Oddziału Komputerowego. Jak wszystko w tej firmie, przedmuchany Dział składał się z osób trzech:

Michaś– lat 31, manager Działu Komputerowego, dzielnie zarządzający Grzesiem. Michaś był zatrudniony od stycznia więc nadal ‘ogarniał temat’. Firmy oddawały swój stary komputerowy sprzęt Organizacji za darmo, Michaś, Grześ i Kuba, to czyścili, testowali i sprzedawali na eBayu za duże pieniądze. Michaś ‘miał i nie miał’ dziewczyny w tym samym czasie, co sprowadzało się do określenia ‘jest dziwnie’ w rozmowach które podsłuchałam. A podsłuchiwałam całkiem bezczelnie. Michaś mieszkał w mieście odległym o 40 mil i codziennie uroczo się spóźniał. Nie należał do klasy Chav ale raczej do średniej klasy społecznej w której rodzice nadal po ślubie 40 lat mieszkali w domu z tapetami z lat 80tych i dobrą ręką do wychowywania dzieci.

Grześ, 25, korona stworzenia brytyjskiego społeczeństwa. Wielki, poł tłusty, pół umięśniony niedżwiedź, pokryty tatuażami jak ściana kina plakatami. Wyrzucili go z podstawówki, potem że szkoły średniej, potem, w nowej szkole rzucił puszkę CocaColi wysooooko w kosmos i owa puszka spadła nauczycielce na głowę, wyzerowała jej liczniki i wyrzucili go że szkoły jeszcze raz 2 miesiące przez maturą. Już nie wrócił do szkoły bo w międzyczasie skończył 16 lat. Wyrzucili go z pierwszej pracy w stolarni w której na obrotowym heblu turlał drewniane penisy, wyrzucił go z auta instruktor jazdy, potem matka wyrzuciła go z domu a przyjęła babcia. Tylko dziewczyna go nie wyrzuciła, albo może wyrzuciła ale za późno bo zrobił jej dzidziusia, który kiedy dołączyłam do tego cyrku miał 6 miesięcy. Dzidziuś był uroczy, córeczka była idealnym małym stworzeniem które kochało Grzesia bezwarunkowo i wyciągało do niego rączki samo. Grześ kochał to małe stworzenie ponad wszystko. Dziewczyna Grzesia natomiast była prawdziwą wyjechaną w kosmos wariatką. Masie i Grześ w ich cudownym, beztroskim istnieniu jako British Chavs byli niewinnymi obywatelami w porównaniu z dziewczyną Grzesia. Wszystko najgorsze w kobiecie i matce zebrało się razem do kupy i powstała Dziewczyna. Ale o tym będzie więcej w toku opowieści. Policja kochała Grzesia. Miał opiekuna ‚naprawczego’ który raz w tygodniu uczył Grzesia jak kontrolować swój gadzi mózg zanim wkurw przejmie nad nim władzę i będzie musiał komuś przemalować wrota. Grześ koniec końców został moim trzecim dzieckiem i nieoficjalnie go adoptowałam. Pewne go dnia, przy stole do pakowania opowiadał nam, mi i Masie jak wyrzuciło go życie, jak bił go ojciec, jak chował się pod stołem kiedy ojciec wracał z pracy, jak zawsze ktoś dawał mu kopa w dupę, (zasłużenie albo i nie) ale nigdy drugiej szansy. I wtedy powiedział, że gdyby mógł wybierać, chciałby żeby jego mamą byłam ja, Kokainka. Poleciały mi łezki i poszłam przytulić niedźwiedzia. Do dzisiaj Grześ wysyła mi kartki na urodziny zatytułowane ‚dla Mamy’ a ja jemu ‚dla Synka’.

Kuba– lat 38 (wiekowy!) spokojny, powolny ‘specjalista od odkurzania komputerów’, alkoholik z wykształcenia. Najpierw pracował w szkole jako specjalista od komputerów, potem zaciągnął się na statek turystyczny i jako specjalista od internetu opłynął siat wzdłuż i wszerz. Tam nauczył się spędzać całe miesiące w samotnej koi i pić. Po kilku latach zszedł na ląd, zabrakło koi ale picie zostało. Nadal mieszkający z rodzicami, smutny, wyprany z życia, nawet inteligentny cień człowieka. Kolejną ofiarą Miasteczka gdzie drogi prowadzą do centrum ale żadna nie pozwala z niego uciec. Kuba był typu cichego więc kiedy już dostał załamania nerwowego, wszyscy się zdziwili. Kuby zabrakło w maju, wrócił w październiku, rozglądając się wokoło w poszukiwaniu Zespołu Radosnych Wariatów z których do tego czasu zostały wióry.

Chłopaki przychodzili pakować u nas sprzedane komputery. Po jednej stronie szerokiego i długiego jak lotnikowiec stołu stał Michaś z Grzesiem, po drugiej ja z Masie i pakowało się świat antyków w folię bąbelkową, potem do pudeł, owijało taśmą klejącą, wrzucało naklejkę na pudełko i do wora. A przy tym rozmowy o życiu, dupie, o czym popadło. Najczęściej o tym co wywinęła wczoraj dziewczyna Grzesia. Grześ często przepadał w mrokach Miasteczka na dzień czy dwa ale miał znajomości u Michasia więc nigdy nie miał z tego powodu problemów. Michaś i Grześ, ogień i woda, byli sobie bliscy jak czescy ‘Sąsiedzi’. Grześ czasami pisał do nas że akurat dzisiaj w pracy go nie będzie bo go aresztowali wieczór wcześniej i musi odsiedzieć ‘godzinki’. Mówiliśmy że Grześ to tykająca bomba wodorowa i mieliśmy rację. Samosprawdzająca się przepowiednia. Krzyczeliśmy zwykle ‘Grzeeeś!’ kiedy po tym jak obiecywał nam solennie i przed Bogiem klękając zaklinał się że już do niej nic nie napisze, wysyłał jej tego samego wieczora własne dick-piki i w zależności od humoru wariatki albo odsyłała mu własne naguski albo po godzinie pukała Policja i Grześ musiał spowiadać się z ‘aktu zbereźnego’.  Wszystko zależało od ciśnienia atmosferycznego jak tak patrzę wstecz. Bo sensu w tym nie było. Tyle tylko że Grześ, istota prosta i bez filtrów pokazywał nam znienacka naguski swojej dziewczyny. A czasami nawet swoje. Dla celów edukacyjnych bo pytał zwykle: ‘No sama powiedz, ujdzie czy nie ujdzie bo przecież takie cudo to każda laska chce mieć na własność.’  Czasem wysyłał na grupowego chata własne zdjęcia palącego trawę w komórce na miotły u babci albo ze stołu w klubie do masażu jeśli Dziewczyna miała zły humor dużej niż 2 tygodnie. Nie było tajemnic.

Całym tym komputerowym odkurzaniem, od góry zarządzał kolejny manager:

Ken– niski, czarnowłosy, z cienką nutą włoskiej krwi. Taki Ken od Barbie tylko w negatywie. Był jednocześnie Managerem Operacyjnym od Odkurzania Komputerów i Jeżdżenia Wózkiem Widłowym. Całymi dniami, razem z kolejnymymi trzema kolesiami pakowali stosy darownych ubrań do worów, każdy 700kg i układali je jak bele siana aż pod sufit. Raz w miesiącu przyjeżdżaka cięzarówka z Ukrainy i brała 300 ton od ręki. Ken był obdarowany przez życie piątką dzieci, z czego trójką z ówczesnego związku. Klasyczny facet w UK ‘moje dzieci są najważniejsze na świecie’. Kto zna, ten wie. Ken był mnagerem do dupy ale nikt się nie czepiał bo dobrze jeździł wózkiem widłowym.

Wujek Barry – Barry dołączył do nas w listopadzie 2019 kiedy już wszyscy chodzili opłotkami żeby tylko nie mijać się w korytarzach. W wieku Kokainki, wzrostu psa siedzącego na krawężniku, rozwodnik, z dziećmi specjalnej troski, mieszkający z mamą. Od lat żył z benefitów więc za pierwszą wypłatę poszedł i kupił na raty pierwszy samochód od kilku lat. Gadatliwy jak babcia w przedziale PKP, można było kraść z nim konie. Aż do czasu kiedy nie można było.

Ekipą od Wózka Widłowego – należy zaznaczyć że tylko Ken mógł pchać Wózek, resztą miała patrzeć i podziwiać jak robił tany Wózkiem na rampie i śmiać się z jego absolutnie niegodziwych dowcipów na temat kobiet, dzieci, małych Chińczyków, czarnych facetów i co tam jeszcze podeszło. Było ich trzech z czego jeden był siostrzeńcem Kena (żeby dla równowagi nie mógł narzekać że w biurze same siostry i przyjaciółki.) Jednego naywaliśmy Siusiek bo zawsze miał mokrą kropelkę na spodniach. Reszta nieustannie się zmieniała więc nikt się nie przyzwyczajał.

Ken NIENAWIDZIŁ Managerki. Managerka NIENAWIDZIŁA Kena. Każdy kto postawił nogę w Magazynie poza teoretyczną linia demarkacyjną miał przetrącone kolana. Ale śmiali się z dowcipów razem i dla przechodnia, wszyscy razem stanowili najlepszy zespół wariatów na Świecie.

Nadal uważam , że już nigdy więcej nie uda mi się znaleźć ludzi który będą brać życie tak jak jest, śmiać się, urządzać bitwy na NERF guny w godzinach pracy. Ścigaliśmy się wózkami inwalidzkimi, nosiliśmy wszystkie możliwe kostiumy jakie wygrzebaliśmy z darów, kapelusze, dzikie boa, Grześ paradował w szkockiej spódnicy po magazynie w dniu odwiedzin Wielkiej Szefowej. Chlopaki przymierzali sukienki, staniki rozmiar XXXXL, wiązaliśmy sobie włosy z pomocą odkurzacza, rzucaliśmy jedzeniem, pakowaliśmy najmniejszych z nas w kartony, zaklejaliśmy taśmą klejącą i turlaliśmy kartony po magazynie że kartony błagały o litość. Nosiłam skóry motocyklowe i kask, raz przegrałam zakład i cały dzień pracowałam w kostiumie paluszka rybnego. W Magazynie nikt nie był dorosły. Wszyscy byli jak dzieci. Robiliśmy nieprzyzwoite ilości pieniędzy i Szefostwo z centrali, nieświadome tego w jakim przedszkolu pracujemy gratulowali nam rozlegle tak, że cała Organizacja miała nas za supermanów. Interes się kręcił, zabawa była przednia, lato 2019.

Ostatnie z dobrych.

Kiedyś wszyscy zgodziliśmy się że nasza praca została idealnie odzwierciedlona na tym zdjęciu, więc powiesiliśmy wielką kopię nad drzwiami.

*

*

*

PS

Tu Magazyn po odjeździe Ukraińców, czyli pusty ale widać setki pluszaków siedzących na stalowej ramie dookoła całego budynku. Ktoś próbował je kiedyś liczyć i gubił się na 800…

i Siusiak na belach ciuchów na Ukrainę…

oraz setki pudeł i pudełek, gier i książek ważących 50 kg każda na pólkach Amazona. A takich regałów było z 80.