Monthly Archives: Czerwiec 2009

Oznaki życia zawsze jednak jakieś

Zwykły wpis

Ostatni miesiąc naszego życia przypominał podróż łupinką orzecha, po nieskończonym oceanie, bez steru i żagla gdzie jednego dnia obijasz się o plaże Grenlandii a następnego, budzisz się na brzegu a nad tobą pochylają się zdziwieni kanibale.

Suseł zmienił pracę raz, potem jeszcze raz, a w poniedziałek rozpoczyna kolejną. Dzwonią agencje, oferują jedno, na miejscu okazuje się drugie, takie tam.

A ja dostałam to o co walczyłam, o czym donoszę z dumą i podniesioną głową bo nie musiałam iść na żaden kompromis. Żaden. Co do joty, Firma zrealizowała wszystkie moje prośby a nawet poszła o krok dalej! Bo dostałam idealne godziny odpowiadające moim mamuśkowym potrzebom ale nie na stanowisku o które prosiłam ale o na o niebo lepszym. Prosiłam o dot.com, czyli całodzienne, nieskończone podróże kolubryną na kółkach pomiędzy alejkami w poszukiwaniu puszkowanej fasolki i papieru toaletowego. Kto wytrwały pamięta, jak klęłam po tysiąckroć kiedy jeszcze pracowałam jako pikerka i jak bardzo nienawidziłam tej roboty. Tym razem wytłumaczyłam sobie, że stresy i walka z wiatrakami jako Team Leaderka jest o wiele bardziej frustrująca niż szarpanie wózka i w liście do Personalnej napisałam, że pchanie przed sobą zakupów internetowych napawa mnie entuzjazmem. :/ No bo co miałam napisać? Personalna pojechała na Bora Bora na 2 tygodnie a ja siedziałam każdego dnia w kantynie godzinę i modziłam list do proboszcza.

Nie wiem kto przeczytał list, nie wiem kto z kim i co ale kilka dni później wezwano mnie na rozmowę do Personalnej. Z uśmiechem od ucha do ucha, niczym naukowiec, który odbiera właśnie Nagrodę Nobla za wynalezienie leku na raka, oznajmiła mi, że znalazła dla mnie świetne godziny. Zamiast 8-5, 7-4!!
Siedzę więc i patrzę na nią.
Ona na mnie.
Mijają sekundy.
Ona na mnie.
Ja na nią. Więc pytam:
-7-4 i co?
-Świetnie, nie?
-Nie.
-Nie?
-No nie, bo przecież nadal jestem poza domem 11 godzin, Suseł kończy pracę o 5, więc skończę o 4, będę czekać godzinę na ławce i wrócę do domu jak co dzień.
-Acha… to co teraz?- spytała, jakbym to ja siedziała po jej stronie biurka.
-No JA nie wiem.
-No to ja jeszcze pomyślę.
Myślała nad tym tydzień a wymyśliła bzdet, który sam ją zdziwił. Ale cóż, taka kobieta chyba.

Wspomniałam też o planowanej operacji na cieśni nadgarstków i ucieszyłam ją potrójnie informując, że po zabiegu dostaje się zwolnienie od pracy fizycznej na 4 tygodnie. Na jedną rękę.

Czyli wyszłam z gabineciku nadal nie wiedząc co ze mną będzie, z dodatkowym problemem na głowie, bo kto będzie chciał wziąć mnie na nowy dział z 2 miesiącami L4 w zanadrzu?? Obiecała dać mi odpowiedź do końca przyszłego tygodnia…ale już na drugi dzień Tony Postrach Ludzkości poprosił mnie o pięć minut w biurze. Noga pode mną zadrżała, od razu przypomniałam sobie, że spóźniłam się 3 minuty w czwartek, że noszę pod bluzą nieprzepisową podkoszulkę, że mam imię na identyfikatorze naklejone zamiast wydrukowane i w ogóle, gdyby to było wojsko, w tym momencie stawiłabym się przed majorem w rozchełstanym mundurze, z zamienionymi butami i czapką tył na przód.
Tony przybrał niespotykany wyraz twarzy i z uśmiechem niczym dziadek dający wnusi czekoladki Merci spytał mnie o szczegóły listu, który napisałam do Personalnej. List był przydługi, więc streściłam go pośpiesznie na co Tony machnął ręką i spytał jakie stanowisko chciałabym najbardziej?

/Kierownika Sklepu?/
/Personalnej?/
/Managerki od klimatyzacji?/

Ponieważ przytkało mnie chwilowo, spytał więc czy byłabym zainteresowana stanowiskiem oficjalnie należącym do Kontroli Zasobów ale w rzeczywistości stanowiskiem …stworzonym specjalnie dla mnie…przez samego Kierownica.

???

Byłabym. Chyba. A co to za robota?…

… i robota okazała się wymarzona.

Od pięciu dni jestem Jednoosobową Lotną Brygadą do Spraw Specjalnego Programu Iana. Czyli pracuję 6-12:30, 6 dni w tygodniu, do moich zadań należy… sprawdzanie jakości pracy nocnej zmiany. Ogólnie. A w szczególe moim zadaniem jest sprawdzenie dziennie 3 kejdży z towarem w kierunku poprawności w wypełnianiu półek, robieniem zdjęć, dokumentacją błędów i pozostawianiem feedbacku nocnym managerom oraz ogólny „remerchandising”, czyli mam prawo zdjąć z półki, przesunąć, zmienić rozkład towaru i zrobić wszystko co spowoduje, że będzie ładnie, stylowo i co najważniejsze- towar nie będzie zalegał w magazynie zamiast w wózkach klientów. Mam prawo nosić przy sobie swoją komórkę, robić i drukować zdjęcia, nie muszę chodzić na wezwania na kasy, nie muszę uczestniczyć w „rumble hour”, nie muszę chodzić na spotkania. Jeśli zostanie mi czas (a wierzcie, że zostaje) moim drugim zadaniem jest „treasure hunt”, czyli losowe skanowanie Pierdolniczkiem PC towarów na półce i w magazynie w poszukiwaniu takich, które leżą samopas a System nic o nich nie wie. Zeskanować, przeczytać, policzyć na paluszkach, poprawić cyferkę i rozglądać się dalej.

W pierwszy dzień, na sklepie już czekał na mnie Kierowniś. I zaczął szkolenie za które w Polsce płaci się tysiące złotych na prywatnych studiach merchandisingu. Rysował, tłumaczył, opowiadał o swoim Wielkim Planie. Kiedy przyszedł do nas 2 miesiące temu, po nocnej zmianie w magazynie zalegało ok 120 kejdży z zapasami. Na nich wszystko, a ponieważ nie ma takiej ilości rąk do pracy, żeby wypchnąć i przerobić je wszystkie w czasie dziennej zmiany, towar leżał aż się zleżał, bo każdego dnia dojeżdżają do sklepu nowe dostawy. W ten sposób sklep tracił obrót, miejsca w magazynie brakowało nawet na namiot dla mrówki a miesiąc po miesiącu spirala złego zarządzania naszego poprzedniego Geniusza doprowadziła do tego, że po nocnej zmianie nie wiadomo było w co wsadzić łapy.

A potem było już tylko lepiej. Wracam do domu o 13:00, wchodzę do ogródka a tam na poduszce, na samym środku patia siedzi Majek w samej pielusi, w czapce z pętelka na czubku i pluszcze się w  wodzie jak kijanka. W wanience pływa miska z przyssawką, konewka i łopatka, klocki i miś a ja patrząc na to wszystko wiem, że podjęłam właściwą decyzję i dobrze mi. I już.

A więc trollom w rodzaju pana z komentarza sprzed kliku postów- wykiwać się dają tylko ci, którzy nie umieją walczyć o swoje lub maja problemy z określaniem priorytetów w swoim życiu. I  na pohybel. 🙂

A moja Personalna po DWÓCH TYGODNIACH przypomniała sobie dzisiaj, że miała dać mi jakąś odpowiedź…? Przydreptałam na oppcasikach i pyta co ja teraz robię?
-Pracuję na Kontroli Zasobów.
-Acha. A z kim to ustaliłaś?
-A Mangerem Kontroli. I z Kierownicem oczywiście.
-Acha.
-No i pracuję 6 godzin dzienne, 6 dni w tygodniu.
-Acha.
-No.
-Acha, No to dobrze. Sorted.

***

Dość o pracy. Od początku tego postu minął tydzień, właśnie umarł Michael Jackson, czyli jest szansa, że z końcem postu obejrzymy koniec świata.

***

Maja.
Czyli o Majku teraz będzie.
Maja rośnie jak bambus i mam już pełną walizkę jakoś takoś za małych ubranek.

I ma takie nowe umiejętności /powiedział Piesek z Mumio/!
*umie klaskać w łapki- ciap, ciap, ciap;
*umie machać łapką na powitanie i na pożegnanie- tu podkład dźwiękowy z Teletubisiów- hejooooo, albo coś bardzo zbliżonego do heeeooooo;
*umie sama jeść rączkami kanapkę pokrojoną w kosteczkę, małe marchewki, makaronik- mniam, mniam
*oraz, od wczoraj- sama je łyżeczką!! Po prostu dałam jej potrzymać, żeby sobie poud
awała, wsadziła w jedzenie trzy razy złym końcem, potem do buzi złym końcem, a potem zjadła resztę sama jak przystało na roczne dziecko. A przypominam tu, że Majek ma miesięcy 10. Posiłek trwa ponad godzinę, trzeba po nim przebrać dziecię wliczając w to skarpetki ale jaka duma rozpiera młodych rodziców i babcię? A jak pies się cieszy z tego ryżu na podłodze? 😀

Maja odkrywa świat, jeździ wózkiem na siedząco, do wszystkiego wyciąga rączki i szczerzy się do każdego przechodnia. Mazia kredkami po dywanie, liże telewizor, rozbiera roślinki na części pierwsze, otwiera szafki, robi samodzielne wycieczki do ogródka i żre papier. Ten świat jest zaczarowany!

Ponieważ najnowsze zdjęcia zalegają na aparacie póki nie skończy się miejsce na karcie, wrzucam Wam Majkę sprzed dwóch, trzech tygodni.

 

Przesypia całe noce choć nie da się jej uśpić bez butelki. No nie da się, będzie sie podnosić, łazić po łóżeczku, bawiu-bawiu, pierdziu-pierdziu a godziny mijają. A weź ją biedny rodzicu na ręce, żeby pobujać zatykając dziobka smokiem! BŁAD, duży błąd! Natomiast butelka mlesia załatwia dziecko już między 4 a 5 podziałką i to skutecznie, bo dziecię więdnie i można jej nawet tak uszy poczyścić. 😀

***

Minęło dni trzy czy cztery, wpisu część kolejna traktować będzie o stomatologii.
1) Mamę bolał ząb tygodni dwa z rzędu;
2) Majkowi wyrzyna się właśnie Trzeci Ząbek- górna, prawa jedynka, o czym przekonała się Mama kiedy Dziecko schrupało zieloną fasolkę prosto z krzaka.

***

Jest gorąco okropecznie i niniejszym ogłaszam tęsknotę wielką za wrocławskim latem- upał jakby komuś poszły bezpieczniki a wieczorem oberwanie chmury, że okna trzeba zamykać coby pierun na pokoje nie wskoczył i szkód w obejściu nie narobił.

… bierze mnie wena, ale mam inne zajęcie na tera.

Pa!