Monthly Archives: Marzec 2024

Noc (Październik 2019- Grudzień 2019)

Zwykły wpis

Karczma opustoszała, klientela przechodnia weszła, wypiła i wyszła, klientela stała podchmielona przysypiała w ławach koło kominka. W cieniu zakurzonej zasłony siedziała Kokainka i Bezębny Rycerz. Podczas kiedy pospół zrobił się śpiący i marudny, baby wzięły dzieciary pod pachy i poszły w ciemność gdzie chłopy oprawili konie i wytrzepali derki. Bezzębny Rycerz wydawał się nie mieć nie tylko zębów ale i zamiaru spać.

Ale umiał dobrze słuchać, nawet wtedy kiedy Kokainka po prostu siedziała na niskiej ławie, owinięta peleryną i obracała w ręku pusty kubek. Czasami wycierała łzy, czasami uśmiechała się gorzko do własnych myśli… Rycerz czekał cierpliwie wyglądając przez brudne okienko, tam gdzie za kilka godzin miało wstać słońce. Trwała ciemna i długa noc.


Telefon na poduszce wibrowal wiadomosciami od Maisie. A gdzie bylismy a co robilismy, ulala! Kokainka nie byla w stanie odpowiedziec na zadna wiadomosc przed kilka nastepnych godzin. Michas dojechal do domu i od razu napisal ze dotarl i ze boli go glowa od tego calego plakania. Rozmawiali jak zwykle wieczorem. Kokainka byla kompletnie zdezorienowana ale w koncu zebrala sie na odwage i napisala do Maisie:

-To koniec.

Maisie weszla na wysokie tony- jak to koniec, jaki koniec?? KONIEC?? Co sie stalo?? – Kokainka wyjasnila niewyjasnione, ze sama nie do konca rozumie co sie stalo ale wyglada na to ze juz po wszytskim. Wtedy Maisie rzucila bombe glebinowa numer 1:

-Nie martw sie. Daj se spokoj. Wielkie mi co.

Kokaninka pisala jeszcze chwile ale widziala ze Maisie czytala wiadomosci ale nie odpisywala. W koncu zrozumiala ze Maisie ma inne super wazne zajecie o 23:00 i przestala pisac. Po jakiejs godzinie, do Kokainki napisala matka Maisie – z awantura. Ze Kokainka smie stresowac jej dziecko jakimis historiami sercowymi ktore nikogo nie obchodza. Kokainka zatrzasnela sie w skorupie i nie odpisala. Miala wrazenie ze rzeczywistosc wywinela sie na lewa strone i wszystko co dobre stalo sie nagle zle a wszystko co zle stalo sie nagle jak najbardziej w porzadku. Ten szok towarzyszyl jej przez kolejne miesiace kiedy rzeczywisc po prostu spedzala wolny czas na odnajywaniu Kokain i trzaskaniem jej po pysku nastepna osoba ktora zaprzeczala wszystkiemu w co Kokain dotad wierzyla.


Bezzębny Rycerz podniósł głowę znad kufla piwa.

-Że jak?

-Tak jak słyszysz mój przyjacielu, że to nic takiego, mam olać i tyle. Olać, zapomnieć, najlepiej od razu. Bo co to tam, jakaś pierdoła nie warta nagrobka…. Zrobiło mi się niedobrze. Fizycznie, chciało mi się wymiotować. Szok całego dnia był wystarczający żeby jeszcze na koniec dowiedzieć się, że wszystko to marność nad marnościami. Maisie spytała co wezmę jutro na lunch. Nie odpisałam…


Na drugi dzień, wstała, ubrała się, wyprawiła Dzieciusie do szkoły, poszła na przystanek i stała czekając na autobus. Jak słup soli. W autobusie, przez 40 minut poranne słońce raziło w oczy próbując ścigać autobus. Bez ruchu, bez śladu emocji. Jak słup soli.

Weszła do Biura, przywitała się, usiadła. Jak w gęstej wodzie, zimnym kiślu. Zmuszała się do poprawnych reakcji, pytała samej siebie co zwykle robiła rano? Kawa. Nie chcę kawy, jest mi niedobrze. I będę musiała wejść do kuchni, a On tam może być… Nie wejdę. Boję się. Nie chcę płakać. Nie słyszę go, zwykle jest już w Magazynie. O ile się nie spóźni. Jeśli się spóźni to zajrzy przez okienko a ja się nie uśmiechnę. Nie umiem. Jest mi niedobrze, będę płakać…..

Przyszła Maisie, nawet nie spojrzała na Kokainkę, usiadła w swoim krześle na wprost i zaczęła nawijać coś o weekendzie i jaką świetną imprezę udało nam się zaliczyć. Ani słowa. Managerka i Żmije owinęły się wokół nóg- a opowiadajcie! Kokain siliła się na uśmiech i wyszła. Prosto do toalety gdzie płakała bez szelestu przez kolejne 4 miesiące.

Czekała. Nie przyszedł do pracy. Telefon milczał. 9:00, 10:00, 12:00….. I tyle, posiedziala, zjadla kluski z wrzatkiem i zapadla w telefon. Zwykle gadaly do upadlego, smialy sie do lez z glupich dowcipow, plotkowaly a ostatnie 10 minut ‚szly na papierosa’. Czyli Maisie wentylowala pluca, Kokainka wdychala swieze powietrze a ekipa z Magazynu przychodzila na plotki. W tym Michas. Siadali na starych poduszkach po sofach rzuconych na beton i rozwazali istotne kwestie moralne i duchowe: ‚Jak nazwac tajemnicze pudelko po butach ktore George trzyma pod lozkiem, w tajemnicy przed Babcia, do ktorego co wieczor wysyla swoje nienarodzone potomstwo?’ albo ‚Kto chce zobaczyc matke mojego dziecka w neglizu, szybko, to Snapchat, zaraz zniknie!’. Kokain siedziala i patrzyla na Maisie i czekala na jakakolwiek reakcje odpowiednia do sytuacji. Tym razem Maisie wstala, zabrala miske i poszla palic sama.

Zamykala sie regularnie w toalecie i plakala w absolutnej ciszy wiec nie bylo sensu siedziec i udawac ze je lunch. Poszla usiasc na kibelku i plakac przez kolejne 25 minut. Wycierala potem nos, brala gleboki oddech i otwierala drzwi aby stanac twarza w twarz z prawda, jakakolwiek by nie byla. Kibelki byly dwa, Kokain wziela swoje plakanie do tego dalszego, do ktorego rzadko kto chodzil.

Nie przyszedł do pracy.

Kolejnego dnia też nie. Rano Kokainka zrozumiała- tak jak 10 tygodni wcześniej kiedy Ex przyszła obwieścić mu plany na przyszłość i nie przyszedł do pracy przez 3 dni…. Nie było go 3 dni. Cały Magazyn jak zwykle poszedł w plotki a tym razem Managerka wiedziała już że jeśli jest ktokolwiek kto będzie wiedział gdzie ukrywa się Michaś- to będzie Kokainka. I wtedy Żmije zauważyły że Kokainka wygląda i zachowuje się jak duch. Zaczęło się polowanie na czarownicę. Najpierw od pytań ‚kto umarł’ i ‚kto ci zabił kota’ po ‚ale tak serio, wyglądasz jak śmierć’. Maisie po raz kolejny postanowiła zabawić się dobrą ciocię od porad a głupia Kokain posłuchała- powiedziała Żmijom które nie dawały jej spokoju że Managerka wiedziała już od ponad tygodnia o niej i o Michasiu i że w międzyczasie sprawy się pokomplikowały i Kokainka nie chcę o niczym rozmawiać ale sprawy nie wyglądają najlepiej.

Tego im trzeba było! Weszły do Biura, ‚z papierosa’ i Managerka rozpoczęła tortury:

-Dziewuszki, a ja mam ochotę na romantyczne piosenki! Co my tu mamy, Billie Eilish, Taylor Swift… może playlista dla zakochanych? Jak tam Team Leaderka, wysłałaś już zaproszenia na ślub? Już czas! Fajnego faceta łapie się raz! Poczekasz chwilę a się zawinie! ….

Na trzeci dzień Maisie wypowiedziała słowa które do końca życia będą Kokaince dźwięczeć w głowie za każdym razem kiedy pomyśli o tym żeby zbliżyć się do kogokolwiek w poszukiwaniu ‚przyjaźni’:

-Strasznie smętna cipa się zrobiłaś. Weź daj mi znać kiedy ci przejdzie.

Kokain przestala tez jesc. Wkladala pasze do ust w domu, zeby sie socjalizowac ale tyle ile tylko mogla a nie mogla duzo. Do dzis w salonie, na polce stoi pomarancza ktora Kokain wziela ze soba do pracy dnia pewnego z planem zjedzenia czegokolwiek. Pomarancze Kokain kocha bardzo wiec byla szansa ze zmusi sie do obrania jej ze skorki i chociaz zasmakowania soku. Pomarancza po lunchu usiadla na biurku Kokainki nie obrana. I tak kilka dni z rzedu. Pomarancza do dzis jest nie obrana, brozowa ale nie pomarszczona. Dobrze sie zestarzala, jest sucha, twarda i pusta w srodku.


-Płakałam w drodze na przystanek. Padał deszcz, nawet nie wycierałam ryja. Stałam i czekałam w deszczu na autobus a niebo szczało tego wieczora niemiłosiernie. Stałam i płakałam jak dziecko. W domu Rodzicielka nie pomagała: ‚I co?’. ‚I nic’. ‚Ale jak, cisza?’. ‚Cisza’. A cisza była straszna. Ostanie miesiące byłam otoczona radosnymi ludźmi którzy łapali życie i wyciskali jak cytrynę. Byłam szczęśliwa jak nigdy w życiu, czułam się chciała, śliczna, na miejscu, widziana i słyszana. I nagle, ta straszna kurtyna opadła a za nią nie było nic. Straszna cisza i straszna ciemność.

Rycerz milczał. Nie spał. Tym razem zabrakło mu kurew do miotania.


Michaś przeszedł do pracy w czwartek. Nie wiedziała kiedy, pewnie wcześnie rano. Usłyszała że ktoś chodzi po piętrze, gdzie podłoga była cienka jak papier. Spojrzała na sufit i słuchała

-To Michaś. – powiedziała od niechcenia Managerka- Postanowił odkurzyć stare biuro i przenieść tam swoje biurko.

-Serio? Tam nikt nie pracował od lat, zimno, manekiny i pudła!

-Nie pytałam. Burknął coś i poszedł na górę.

A teraz Michas niosl swoje biurko na pietro- zastawiony pudlami i skarbami jakich swiat nie widzial poligonie poddasza. Stalo tam wielkie zwierciadlo jak z Harrego Pottera, manekin bez rak, potezny pluszowy mis wysokosci 2m ktorego nie mozna bylo wyslac poczta bo zaden kurier nie chcial go dostarczyc do klienta, kartony z winylami, ksiazkami…. I Michas z biurkiem i laptopem. Nie zszedl na dol caly dzien.

Łaził po piętrze cały dzień. Pod koniec zniósł na dół tony barachła, manekiny, świąteczne gnomy, starą szafę i wciągnął na górę swoje biurko z Klatki. Zawsze nazywał piętro ‚swoim biurem’ bo podobno było mu przypisane ale nigdy tam nie pracował. Czasami chodzili tam na chwilę z dala od tłumu i chichotali jak dzieci skradając się między plastikowymi ludźmi. W jednym z rogów tego ‚biura’ stała sofa z Ikei. Siadali na niej i udawali że są u siebie, wykładali nogi na malutki stolik do kawy i siedzieli przytuleni 20 minut podczas gdy świat zatrzymywał się bez ruchu….. Kiedyś powiedział, że odkupimy tą sofę od Firmy i będzie nasza.

Tego dnia kilka razy był na dole. Cały czas w kurtce, z twarzą w szaliku, że niby jest chory i nie chce nikogo zarazić…. Wtedy Ken stwierdził że Michaś wygląda jak po własnej stypie i powinien przestać ściemniać i powiedzieć kto umarł naprawdę…. Niewiele osób łączyło wtedy kropki.

Kiedy skończył, w piątek, prawie tydzień po Czarnej Niedzieli, Żmije wpadły do Biura i kazały nam iść i obejrzeć cudo… Na górze. Poszłam. I upadłam w drzwiach. Piętro było piękne, wysprzątane, światło zapalone, ogrzewanie włączone. Na samym środku stało jego biurko a na wprost- sofa i maleńki stolik na kawę. W tym samym kącie gdzie zawsze ale teraz na widoku. Spojrzał na mnie i zrobiło mi się słabo- bo patrzyłam w lustro, widziałam siebie, tylko w nim. Odwróciłam się i zeszłam po schodach, do toalety, gdzie płakałam cichutko…. przez kolejne 4 miesiące.


-Nigdy tego nie zrozumiem. Patrzeć na kogoś każdego dnia i poddawać się torturze patrzenia. I pozwalać żeby druga osoba przechodziła przez tą samą torturę bycia widzianą. Na odległość. Bez dotykania.

Rycerz nadal milczał, wyciągnął rękę i złapał rękę Kokain. Ścisnęła i nie puściła.

-Wtedy przy życiu trzymała mnie Billie Eilish. Zawdzięczam jej życie. Każdy dźwięk jej głosu, każda nuta była jak deska której się trzymałam żeby nie utonąć. Od rana do wieczora, nieustannie w jednej słuchawce, Billie Eilish oddychała za mnie. Przez miesiące.


Minęło kolejnych kilka dni, jakiś weekend podczas którego nie wyszłam z łóżka. Kochane Dzieciusie robiły mi herbatkę, poprawiały kocyk i o 21:00 gasiły światło. W tym czasie Kokain przestala spac. Lezala w lozku godzinami, czytajac wiadomosci od Michasia, od poczatku, jeszcze raz i jeszcze, szukajac momentu gdzie popelnila blad. Albo momentu w ktorym nie zauwazyla czegos bardzo waznego. Albo zeby przez chwile poczuc jakby czytala te wiadomosci po raz pierwszy, kiedy byla najszczesliwszym czlowiekiem na swiecie….. Czasem drzemala godzine miedzy 4 a 5 nad ranem. Z telefonem w reku zawsze wiedziala ile spala. Po tygodniu podsumowala ze spala lacznie 6 godzin. Ale mozg wszedl na nieznane jej dotad obroty. Byla jak robot. Wszystko robila automatycznie, do ostatniej kropki, precyzyjnie i bezblednie. W domu nikt nie widzial sladu tego co dzialo sie w Kokaince. Dzieciusie byly dopieszczone, najedzone, ukochane, mama rozpadala sie na kawalki poznym wieczorem a rano wygladala swiezo i ladnie. Byly dni kiedy nie spala wcale 3 dni z rzedu. Medycyna mowi ze na tym etapie czlowiek ma halucynacje. Gowno prawda.Wtedy napisał po raz pierwszy… O 1:00 nad ranem, potem później w nocy…

-Śpisz?

-Nie.

-Ja też nie.

Czasem o 2, czasem przed 4 nad ranem…. I to wszystko.

W Magazynie nie chodziłam do kuchni. Skończyło się robieniem wszystkim herbaty. Też nie połączyli kropek…. Raz byłam na drabinie, kiedy już wrócił Grześz chorobowego i zrobiło się raźniej, szli sobie razem z papieroska, Michaś otwierał drzwi Klatki, Grześ stał i rozmawiał ze mną i wyraził ubolewanie że nie robię mu już herbaty. Stwierdziłam że kiedy go nie było, skończyli się chętni na moje napary…. Grześ odwrócił się do Michasia, spojrzał na niego, potem na mnie i zawyrokował: ‚Zaufaj mi: powiedz słowo a ten tutaj wypije dla ciebie morze herbaty’.

-Uwierzę jak wypije. – stwierdziłam i poszłam do toalety……

Razu pewnego, ulało się nam obojgu- siedziałam w kantynie sama, bo Maisie przeniosła swój lunch na 12:30 żeby nie siedzieć ze ‚smętną cipą’ i od tego czasu gaworzyła ze Żmijami. Siedziałam sama, z moim małym laptopem, słuchałam czegoś na jednej słuchawce, za cienką ścianką stała sofa z Ikei. Wiedział że o 12:00 chodzę sama na lunch, zauważył przez parę dni udając że musi przejść przez kantynę do swojego biura, chociaż wcale nie musiał. Przez kantyne było na około i bez sensu.

Wszedł, usiadł na krześle pod ścianą i siedział w milczeniu. Strasznie długo.

-Siedzisz tu sama.

-Nie mam z kim jeść lunchu. Jestem persona non grata.

-A Maisie?

-Maisie nie je lunchu ze smętnymi cipami.

Cisza.

-To moja wina.

-Nie, to wina Maisie. Myślałam że ma 21 lat a nie 12.

-To moja wina.

-No to masz, proszę: twoja wina. Od razu mi lepiej.

-Jest mi przykro.

-Nie, nie jest. Nadal masz przyjaciół, wszyscy z tobą rozmawiają, użalają się nad ‚smutnym Michasiem’. Powiedziałeś im dlaczego? Nie? Dlaczego nie? Ja powiedziałam i jestem powietrzem. Nikt ze mną nie rozmawia, jestem jak śmierdzące jajko. Torturują mnie romantyczną muzyką i rozmowami o męzach i chłopakach. Pomijają mnie w każdej rozmowie ale śledzą na każdym kroku. Nie jem, nie śpię….

-Ja też nie śpię.

-I dobrze ci tak! -już płakałam- wyobraź sobie rakietę. Wziąłeś się za pilotowanie rakiety ze mną w środku. Umówiliśmy się że nie będziemy lecieć za szybko żeby się nie rozbić o najbliższy mur a ty wbrew wszystkiemu dodawałeś gazu. Mówiłam, że się rozbijemy a ty udawałeś ze masz kontrolę. W ostatniej sekundzie pociągnąłeś za uszko i katapultowałeś się zostawiając mnie na moment przed uderzeniem w ścianę. A teraz płaczesz nad resztkami? I dziwisz się że ‚coś mi się przytrafiło?’??

-Dlaczego wydaje ci się, że mnie nigdy tak nikt nie potraktował?

-A dlaczego miałbyś mnie tak potraktować? Bo ktoś inny tak ci zrobił? SERIO? Zrobiłeś ze mnie strzęp człowieka bo ONA zrobiła strzęp z ciebie? Gdzie ja się podpisałam pod takim cyrografem?? Myślałeś że mi przejdzie po 2 dniach? A tobie przeszło po 4 tygodniach? Jakoś nie! Jak często siadasz na tej cholernej sofie kiedy nikt nie patrzy??

Zamurowało go. Jak jeleń w światłach czołgu.

-Ponosi nas…

-I dobrze że ponosi! Może w końcu trzeba coś powiedzieć? Bo jedyne na co cię stać na dole, to udawanie że nic cię to nie obchodzi, aż ci się uleje tak bardzo, że sprawdzasz czy żyję o 4 nad ranem! Nie żyję! Płaczę, czytam twoje słowa i staram się zrozumieć gdzie popełniłam błąd? W którym momencie nie zauważyłam że jestem kompletną idiotką?

-Nie jesteś idiotką! Ja też czytam! I też nie śpię, zamykam oczy i widzę ciebie! Jadę samochodem i siedzisz obok, nawet jak pada deszcz to myślę o ……

I wywiazala sie klotnia. W czasie ktorej oboje powiedzieli sobie rzeczy ktorych potem bardzo zalowali. O tym kto kogo wykorzystal, kto jest samolubnym gnojkiem, kto ma problem ze zrozumieniem ze Kokain nie jest wigilijnym szczeniakiem ktorego znajduje sie pod Choinka tylko po to zeby oddac go do schroniska po Nowym Roku. O tym ze nikt niczego nikomu nie obiecywal na co zostaly przytoczone slowa ktore jeszcze 7 dni temu stanowily dla nich caly swiat. O tym co jest klamstwem a co nie. O zerwanych obietnicach, slowach bez pokrycia i udawaniu ze nic sie nie stalo.

_____

-Tchorz. – postawil diagnoze Karczmarz.- widze takich w karczmie co wieczor. Siedza i pija tanie wino i czekaja az im przejdzie- odwaga albo strach. A jak przechodzi to juz nie trzymaja sie na nogach i trzeba ich rzucic na siano w stodole do rana. Maja gdzies kogos, kto na nich czeka ale za grosza jaj zeby podniesc dupe ze stolka i isc tam jak prawdziwy maz. A nie cipa bez honoru.

-Jak juz zaczal wychodzic z dziupli, Grzes smial sie ze zaszyl sie na gorze zeby ludziska nie widzieli czerwonych slepi i zasmarkanego nosa.

-Ten Grzes, wiedzial wszystko, co? – spytala Zielarka

-Wszystko, od poczatku. I bardzo chcial wywiedziec sie co do nastrojow wiec przychodzil do mnie na plotki.

-Szpieg Szoguna.

-No, a Szogun byl tchorzem.

_____

Az uslyszeli ich na dole. Managerka weszla na schody i popukala do drzwi. Zastala oboje w trakcie krzyczenia na siebie i zarzadzila rozjem. Michas trzasnal jednymi drzwiami, Kokainka drugimi. Michas przez kolejne dni siedzial calymi dniami na gorze i tylko Ken, z racji urzedu mial prawo wchodzic na gore. Za kazdym razem kiedy chodzil, mijal biurko Kokain i krecil glowa. Widzial wczesniej ze Kokain i Michas czesto przestawali w swoim towarzystwie, robili wszystkim herbaciane maratony, czesto smial sie ze nie rusza dupy po herbate bo wie ze M&K niedlugo spytaja wszystkich ‚Ktos herbate?’ i przyniosa z dostawa pod nos. Jesli wiedzial, to podswiadomie.

Minał październik, przyszedł listopad. Grześ wiele razy przychodził na spytki. Nigdy nie zapytał otwarcie ale nieustannie mnie obserwował. Czasami próbował zagaić o niego ale jakoś brakowało mu odwagi. Po powrocie z chorobowego nie poznał miejsca. Nagle Michaś był sam, ja sama, Żmije i Maisie urządziły z Biura jakiś koszmar- paradowały w sukniach ślubnych! Do dzisiaj mam zdjęcia Grzesia w Szkockim kilcie i przymierzających babskie rajtuzy ale jak sam stwierdził rewia ślubnej mody była śmierdząca.

-To była rewia dla mnie ‚Ślubna Tortura czyli patrz, wszystkie jesteśmy zamężne lub zaraz będziemy a TY NIE’. Ostatnio nawet rozmawiały o ‚byciu porzuconą’ i o tym jak to kobiety w pewnym wieku dają tylko kwaśne mleko. Pytały się nawzajem o ‚najgorsze porzucenie’ w życiu i rechotały jak wiedźmy nad kotłem.

Nie uwierzył. Dobry był z niego dzieciak. Zaczął widzieć więcej kiedy Żmija postanowiła upokorzyć mnie do końca. Stwierdziła że Michaś jest smutny (co do tego czasu było już ogólnie uznanym elementem wystroju) bo siedzi na górze sam-samiusieńki i ‚zaprosiły’ go do naszego Biura. Grześ też się przeniósł bo w Magazynie tej jesieni temperatura spadała do 10*C. I dały mu biurko na wprost mnie. A ja w tym czasie na bezsennym haju pracowałam jak wół. W tym czasie dzienna norma aukcji wynosiła 25 a ja pewnego dnia zrobiłam 68. Tak działa na ludzi wysoko funkcjonalna depresja. Jak wysokoprężna maszyna, robiłam 45-50 dziennie, nieustannie zadziwiając Duże Biuro za co Managerka zbierała laury. Znieczulałam się ciężką pracą. Straciłam 10 kilo w 6 tygodni. Żeby tylko nie patrzeć, żeby tylko nie słyszeć jego głosu.

Minal pazdziernik. Kokain nie spala, nie jadla, pracowala jak wol, odwracala swoja uwage od wszystiego osiagajac coraz to nowe rekordy w sprzedazy. Az robila sie kolejka do podsumowania tygodnia gdzie Kokain byla nieustannie na szczycie, surfowala na fali bezsennosci i maksymalnej wydajnosci. Nocami sluchala yTuba ale byl problem- nie mogla sluchac meskich glosow, w kazdym slyszala glos Michasia. Babskie glosy ja draznily wiec nocne godziny wypelnialy buddyjskie mantry, ambientowe nastroje z Harrego Pottera… az robilo sie jasno za oknem.

A one w tym czasie…. to się nadawało do korpusu Inkwizycji. Robiły mu herbatkę, wspomniał że ma suchą skórę, któraś przyniosła mu krem ‚bo jakaś kobieta musi o niego dbać’. Pytały o życie, o rodzinę, o tatę co miał zawał przecież…. O Eks, co tam u niej. ‚O, oddałeś psa?’ Czy już szuka sobie kogoś, czy mu przeszło, kiedy przejdzie bo widać że smutny, może Tinder, na numerek…. -Powinienes sobie znalezc jakas mloda (!), ladna, cicha dziewuszke, zrobic jej stadko dzieci i niech ci gotuje obiady. Strasznie ostatnio schudles. Dobrze sie odzywiasz? Samotny facet lubi sobie odpuscic. Odpuszczasz sobie Michas? Moze idz z Grzesiem do jego weekendowego studia masazu, od razu poczujesz sie lepiej jak sie zajmie toba jakas Tajka….

A ja słuchałam tego wszystkiego z boku. Nie spowiadał się. Coś tam odbąknął od czasu do czasu…. Raz Managerka podniosła komórkę i wysłała mi wiadomość: „Az szkoda patrzeć na niego, jak cień człowieka’. Przeczytałam, spojrzałam, na nią, ona na niego, na mnie, z ‚troską w oku’, wstała, obeszła jego krzesło i zrobiła mu masaż ramion. Nie przestając patrzeć na mnie. Michaś zbaraniał, podniósł głowę i natrafił na moje spojrzenie. Wyglądał jak znak zapytania… bezgłośnie wyszeptał ‚WHATDAFUCK?’ i kazał jej przestać. Wyszłam.

Do tego czasu jednak Hydra zaczela owijac sie wokol Kokain. Powoli zaczelo sie od falszywej troski. Ktora szybko zostala wykorzystana przeciwko Kokain. Bo przeciez- jakiez lepsze lekarstwo mozna zaoferwac komus ze zlamanym sercem niz niekonczace sie maratowny romantycznych piosenek puszczanych na pelen full w biurze? Do tego potrzebny byl interaktywny glosnik ktory znalazl sie w darach i od tego dnia do playlisty na Spotify dolaczyc sie mogl kazdy dorzucajac swoje ulubione hity. JBL przez caly dzien serwowal Eda Sheeran, Billie Eilish, Taylor Swift, Harryego Styles ktorzy nieustannie zalamywali rece nad Jego Niebieskimi Oczami, nad tym jak Beda Ja Kochac po Wsze Czasy i o tym jak Upadam, Upadam, A Co Jesli Jestem Osoba o Ktorej Nie Chcesz Rozmawiac? I nieustanne rozmowy o zwiazkach, zerwaniach, zdradach, zakochaniach. Opowiadania o planach na przyszlosc, nadchodzacych slubach, wstazkach i wiankach, obraczkach i bylych kochankach. Nigdy wczesniej Hydra nie interesowala sie romansami, zwkle rozmawialy miedzy soba polglosem i rzadko zapraszaly do rozmowy kogos z zewnatrz. Ale, czasy sie zmieniaja.

-Hej, Maisie- opowiedz nam jakie najwieksze swinstwo wykrecil ci facet?

-Hej Maisie- opowiedz nam jaki ten twoj koles jest w tych sprawach? Nie pytamy Kokain BO PRZECIEZ ONA JEST SAMOTNA!

Telefon brzeczal nieustanna wymiana absolutnie chamskich dowcipow na grupie Magazynowej a ona, w chmurze chichow i smichow, niezauwazalnie nie brala udzialu w zabawie. A zabawy byfy tak przednie, ze gdyby byla to jakakolwiek inna firma w kraku, polowa pracownikow wylecialaby z pacy z hukiem a druga polowa skladala by pozwy do sadu o odszkodowanie za fizyczne i psychiczne znecanie sie, obraze majestatu, kumoterstwo, chamstwo, seksualny harasment, dzielenie sie wiadomosciami o seksualnie niewlasciwym zabarwieniu, homofobie, rasizm i koklusz. Wszystko bylo dozwolone i nikt sie nigdy nie obrazal. Za obrazenie sie dostawalo sie jeszcze wiecej na talerz.

Np. Na widok pudla w ktorym kos cos poukladal jak transformers, a ktore teraz odmawialo posluszenstwa i nie dalo sie w zaden sposob upchnac tych samych przedmiotow do srodka ktos kiedys powiedzial: ”Kupmy przez Dark Net jakiegos chinskiego szescioletniego szczyla co bedzie siedzial i wpychal rzezcy do kartonow za miske ryzu i seks z Grzesiem’. Ryk slychac bylo po drugiej stronie ulicy. W Anglii to jakies 7 paragrafow w jednym zdaniu.

Albo, nagle bzyczy grupa Magazynowa na Watsupie. Zdjecie od Grzesia. Zdjecie muszli klozetowej w magazynowej meskiej toalecie, obskurnej jak Dworzec Glowny we Wroclawiu w latach 80tych.

-Po co nam zdjecie kibla? Grzes, ale umyj rece! Grzes znowu miga sie od odkurzania komputerow…..

-Otworzcie zdjecie! – podpowiada Grzes

Pootwierali i krzyki bylo slychac ze wszystkich biurek, niezaleznie od grubosci sciany – bo Grzes zrobil zdjecie swojego Ptaszka i chcial sie dowiedziec czy ten pryszczyk na koncu to syf i czy ma isc z tym do lekarza… Maisie wybiegla z kantyny, stanela na szczycie schodow i krzyczala w strone kibla- ‚Jestes swinia i kocham cie!”

Nie bylo tabu, nie bylo granic i nie bylo fochow. Nigdy wiecej nie bedzie dany Kokain taki zaszczyt w kraju gdzie mozna obrazic druga osobe jakoscia spojrzenia. Wiec kiedy oglosili nabor na nowy narybek, delikatna struktura (haha) zespolu byla zagrozona… a co jak dostaniemy jakas obrazliwa ciumcie-drumcie ktora nie doceni dowcipow ktorymi zyje Magazyn?

W końcu listopada przyszedł do nas Barry i Betty. Plus jeszcze 2 czy 3 nowe osoby do których już się nie przywiązywałam. Poprosiłam czy zamiast napierdalać aukcje, skoro już mamy siłę zespołu za dziesięciu, mogę przenieść się do magazynu i tam kierować ruchem towaru na aukcje. Pomysł był nienajgorszy i dostałam zielone światło. Zbudowałam sobie z palet zagródkę, postawiłam lampkę bo w magazynie wieczorami było ciemnawo z dala od lamp, radio, laptopa i całymi dniami rozpakowywałam pudła z towarem. Towarzystwo oszczędzało na czasie, towar tylko czekał żeby go zgarnąć i wystawić na sprzedaż. A ja mogłam celebrować wysoko funkcjonalną depresję, bezsenność i być z dala od koszmaru Świętej Inkwizycji. Wchodziłam do Biura ogrzać się od czasu do czasu. W innym wypadku NIKT nie przychodził, całymi dniami.

Oprócz Barryego, który szybko wywęszył partię do wyrwania.

Wujek Barry byl w wieku Kokain. A mimo to wszyscy nazywali go Wujek Barry po tym jak miesiace wczesniej Kokain ukula okreslenie na bardzo szczegolny rodzaj butow ktore czesto pojawialy sie w darach po ‚zmarlych dziadkach i wujkach’. Otoz but ten byl skorzany, prawdziwy nie zadne tam PCV, od bialego po czarny ze wszystkimi mozliwymi kolorami teczny pomiedzy, z dziureczkami nabijanymi w skorze dla ozdoby, z dlugim czubem jak u mrowkojada. Buty te, jak okreslila Kokainka nosili panowie typu ‚wujek Barry’ na sluby i wesela, na Majorke i Minorke lub na niedizlene Bingo zeby wyrywac starsze panie do tanca. Wujek Barry mial krzaczasta piers i hawajska koszule, pachnial zelzalymi perfumami i jeszcze mogl.

Wiec kiedy pojawil sie Barry i zostal oficjalnie przedstawiony, wszyscy glosno zakrzykneli:

-WUJEK BARRY!- i tak zostalo.

Barry jako jedyny nie był ślepy. Dodał 2 do 2, połączył kropki i bez niczyjej pomocy wykminił o co chodzi w tym Jebutniku. Przyszedł pewnego dnia przepraszać (chociaż zostawił mi otwartą furtę na wypadek gdybym zmieniła zdanie i postanowiła wziąć go do domu. Mojego).

-Taka laska a tak sie marnuje. I slepa tez, wystarczy przyczaic jak ten caly Michas sie za toba oglada kiedy nie patrzysz. Kiedys mu tak szyja zostanie. Ja tam was jeszcze nie znam ale jak dla mnie, to na jedno slowo a poszedlby za toba na koniec swiata. – zebrane osoby, jedne potrzebowaly slow Barrego zeby zauwazyc oczywiste, inne dostaly napadu kaszlu, jeszcze inne …. dopiero teraz dostaly wylewu. Ale o tym pozniej.

Pamiętacie South Park i sceny kiedy Mr Garrison, nauczyciel rzucał jakąś sensacją czy obelgą w dzieci a one tylko siedziały i ‚plimkały’ oczkami? No to tak siedziałąm i plimkałam.

-No nie patrz tak, przecież widzę i ciebie i jego i nie trzeba nawet pytać….. No co ja takiego powiedziałem? Czego rykasz?

Rykłam. Przeprosiłam. Toaleta.

Barry poszedł do Grzesia. Tam się wszystkiego dowiedział. I pewnie więcej bo Grześ miał wiadomości z pierwszej ręki. Wrócił i stwierdził że jak tak dalej sprawy się będą miały to wyginą dinozaury ale nie będzie się mieszał bo rykam.

Billie natomiast miala wszystko i wszytskich tak gleboko w odbycie ze czasami zagladalo tam slonce od gory. Billie lat 22, zareczona (kolejny slub w planach), miala w dziecinstwie raka oka a potem zlamala kregoslup na trampolinie i miala stalowe ozebrowanie wokol kregow i prety. To wazne, tak samo jak kosc udowa Barrego, jak sie potem dowiecie. To byla druga praca Billie w zyciu bo dotad pracowala w Sainsburym (supermarkecie, dla polskiego czytelnika) i w zasadzie tyle jesli chodzilo o doswiadczenie i edukacje. Billie byla na wpol ‚srebrna lyzeczka’, po matce z Dobrego Domu. O czym dosc szybko sie dowiedzielismy. Sama o sobie mowila ze jest uprzedzona do wysztkiego sarkastyczna prukwa, nie lubi sie wysilac, kocha popludniowe drzemki, kupuje najdrozsze maslo (Lurpak!) i boi sie latajacych owadow. Jej narzeczony jest jej narzeczonym poniewaz jest przysojny a na lubi byc widziana w ladnym opakowaniu. Ma samochod ale nienawidzi jezdzic, woli byc wozona. Dzieci chce miec jak najszybciej po slubie zeby moc nie pracowac, potem jeszcze jedno i jeszcze jedno i dzieki temu zostac Matka Kath Kidston czyli karmic dzieci z najdrozszych sloiczkow i wybierac probki tkanin na zaslony….

Jak mozecie sie domyslic Billie nie przypadla do gustu nikomu oprocz dwumetrowego misia na poddaszu. Mis tez mial na wszystko wyjechane. W Magazynie pracowalismy ciezko bo za kazym funtem bylo uratowane z wypadku zycie. Mielismy robocze buty, spodnie brudne na kolanach, workowate polarowe bluzy i wlosy zwiazane guma w szykowny chaos. Lapy byly nie raz brudne wiec rekawiczki sciagalo sie tylko w drodze do biura, do kuchni i na siku. I nikt nie narzekal ze z nosa kapaly smarki jak w Magazynie robilo sie -10*. Magazynu nie dalo sie ogrzac wiec kazdy mial wlasny grzejniczek wiejacy na kolana. Kazdy funt razy 1700 i kolejny uratowany pacjent…. I KAZDY (oprocz Billie) wierzyl w to co robil.

Billie nigdy nie otwierala glownych drzwi kiedy rozlegal sie dzwonek. Ani dla gosci ani dla klientow odbierajacych wieksze zamownieia, ani dla listonosza odbierajacego od nas paczki kazdego wieczora, ani dla kurierow ani nawet dla wyzszego szefostwa. Nawet dla tych co wyszli na fajke i zatrzasneli sie za bocznymi drzwiami.

Billie nidgy nie wystawila na eBaya (bo Amazona sie nie imala bo miala kregoslup Terminatora i ten nie wspolgral z drabina pod sufitem) wiecej niz przykazane 30 aukcji na dzien. Nawet jesli miala jeszcze troche czasu przed koncem dnia- nie. 30 to 30. Nigdy nie wypelniala swojej roli wedlug grafiku sprzatania. Organizacja nie placila za sprzatanie wiec wszystcy podzielili Magazyn na zony i kazdy mial cos do postprzatania kazdego dnia. A to dziaiaj oproznic kubly, a jutro zamowpowac kuchnie i upchac smieci w koszu, a w srode odkurzyc pod biurkami. I tak zawsze lsnilo. Billie NIGDY nie przeczytala grafiku. Nigdy nie robila nikomu kawy ani herbaty (w koncu towarzystwo pogodzilo sie z tym ze M&K przestali odwiedzac kuchnie w celach kulinarno-matrymonialnych) i zaczeli na nowo robic herbaciane obchody. Billie zawsze pila ale nigdy nie robila.

I tak dalej, Billie robila tylko i wylacznie to za co jej placili i nadrzedny cel Organizacji byl jej tak obcy i obojetny jak problemy ekonomiczne Nigerii. A wszystko to stanie sie wazne potem.

Tymczasem Kokain…nadal plakala. Jesli nie lzami to wyla do ksiezyca 24h na dobe. Przechodzila wszystkie stadia zaloby: zaprzeczenie, zlosc, przekupstwo, depresja, akceptacja. Pierwsze trzy w pierwsze pol roku, Depresja przez kolejne 3 lata. Akceptacja, dopiero niedawno…

Nie widziałam wyjścia. Barry i Grześ wiedzieli to czego ja nie widziałam. Kuzynka Maisie, wtajemniczona w czasie nieszczęsnego piżamowego party zaraportowała wiele razy, że widziała na własne oczy jak Michaś stał na szczycie schodów przeciwpożarowych i słuchał mojej muzyki dochodzącej z kantorka z palet. Jak pytał Managerke czy mi tam nie za zimno na co ona wykipła go że niby sama chciałam to niech się teraz chłodzę w magazynie. Jak kilka razy czekał w aucie ze zgaszonymi światłami za zakrętem kiedy szłam na przystanek autobusowy. Odjeżdżał kiedy wsiadałam do autobusu….. Ale w tym samym czasie mijały tygodnie bez wymiany najdrobniejszego zdania. Czy spojrzenia. Jak obcy sobie ludzie. A w nocy, aktywny na FB Messengerze, jak zawsze kiedy rozmawialiśmy do późnych godzin. Czasami widziałam ‚bąbelki’ pisanej wiadomości, którą potem kasował…

Przyszedł grudzień. Zadzwoniłam do przychodni i poprosiłam o pomoc. Pomoc miała formę rozmowy telefonicznej z głosem jakieś pani, która próbowała ocenić czy chcę się zabić czy nie. Nie chciałam. Ale żyć też nie chciałam. Dzwoniła raz w tygodniu i próbowała wyciągnąć ze mnie alkohol, dragi, cięcie się zardzewiała puchą…. Nic z tego. Jeden z tych telefonów przypadł na godziny lunchowe i musiałam przeprosić towarzystwo na godzinkę. Managerka wysłała mnie…na sofę z Ikei. Taki sarkazm, chociaż niezamierzony. Usiadłam na parapecie w jego biurze i po raz kolejny opowiadałam jak czuje się osoba która nic nie czuje. Nie wiedziałam że Michaś wracając z McDonalda zauważył mnie w swoim biurze na parapecie. Przyszedł na górę. Popukał. Akurat skończyłam, chociaż sądzę że stał i czekał na koniec rozmowy.

-Hej. Widziałem cię w oknie i pomyślałem…

-……. – siedziałam na parapecie wpatrując się w parking na którym spędziliśmy raz całą noc.

-Pomyślałem że spytam co tam u ciebie….

-Żyję.

-Słucham czasem twojej muzyki którą puszczasz w Magazynie. – raporty Kuzynki miały jednak jakieś podstawy.

Stał i kiwał się. Postanowiłam dać mu szansę na wysłowienie się. Taki zawsze wygadany.

-Te rozmowy co tydzień… Zauważyłem.

-Tak?

-Z kim rozmawiasz?

-Z kimś kto słucha. Płacą jej za to.

-Pomaga?

-Mi? Nie.

-To po co odbierasz?

-Oszukuję samą siebie że staram się jak mogę.

Wyciągnął ręce i ściągnął mnie z parapetu. Najdłuższe minuty w życiu. Staliśmy tak przytuleni, bez słowa jakby Wszechświat zaraz się kończył i prawie słyszałam Billie Eilish szepczącą że zostały nam ostanie 5 minut i można by je spędzić razem. Ktoś wbiegł po schodach. Zanim okazało się kto, oboje wyszliśmy z biura różnymi drzwiami.


Maleńkie okienko w rogu karczmy zdradzało nadchodzący dzień. Brudna szybka wpuszczała na stół blado żółte światło. Rycerz wstał i razem ze starymi stawami rozprostował też wszystkie spawy swojej zbroi.

-Ranek już Jaśniepanienko a my ani krzty snu nie uwiedzieliśmy.

-Nie śpię.

-Nadal?

-Nadal. Rzadko. Czasami ciało się buntuje ale większość czasu noc jest dla mnie czasem kiedy mogę zamknąć oczy i Pamiętać. Zapachy, światło, kolory. Widzisz, z urodzenia jestem synestetką

-Syneczym?

-Synestezja. To taki pierdolec, który powoduje że słyszę zapachy, smakuję dźwięki. Wszystko wokół mnie jest jak nieustanne karuzela pokrzyżowanych zmysłów. Dla mnie liczby mają płeć, kolory mają zapachy a dźwięki mogą mieć teksturę. To powoduje że moje wspomnienia są jak ciągi powiązanych ze sobą odczuć które wyskakują z pudełka jak pajac na sprężynie. Jeśli wspomnienie jest pozytywne to proszę bardzo, zapraszam. Gorzej kiedy to wspomnienie negatywne, zapamiętane w stresie… wtedy nie jest miło smakować zimno czy czuć powierzchnię czyichś słów jak papier ścierny na zębach.

-Uuuch!

-No właśnie. Całe życie myślałam że wszyscy tak mają. Aż się dowiedziałam całkiem niedawno że niewiele osób smakuje Mozarta jak truskawki a Billie Eilish jak bezy.

-Jak tak można w imię Boga?

-Boga spytać jak mieszał w kotle….

-A On?

-Jak pamiętam? Jak powierzchnię liścia, chłodną z wierzchu ale ciepłą w głębi i gładką, pachnącą jak miętowe cukierki i marszmeloły.

-Diabeł w kotle Jaśniepanienki mieszał….

-A to bez wątpienia.