Monthly Archives: Kwiecień 2017

ScheissenSchmaltzenOffizer

Zwykły wpis

Tak kiedys nazwal Malego Szefa jeden klient-milioner, dunczyk z pochodzenia, spadkobierca dunskiego imperium boczkowego. Poniewaz milioner to mial na tyle jaj, zeby powiedziec to glosno i bez konswekwencji. Wtedy sie zdziwilam, dzisiaj juz rozumiem.

Mielismy pogadanke. Maly Szef nas poszatkowal, przecisnal przez maszynke do miesa, dosolil, dopieprzyl, rzucil na podloge, podeptam i naplul. W kazdym razie tak sie w trojke poczulismy. Do konca dnia nikt sie do nikogo nie ozdywal, humory byly porzednie, powiadam Wam. W poniedzialek sie nam ulalo, zamknelismy drzwi i wyrzucilismy z siebie cale to swiete oburzenie na doznana krzywde.

Bo krzywda byla. Wielka. Moge wziasc na garb kazda wine jesli jest moja i zawiniona ale taka zabawa nikomu nie odpowiada.

Instalatorka, podobnie jak kazdy w biurze tak kaszle, ze od ponad dwoch tygodni doslownie wypluwamy pluca. Wina jest jak sadze caly ten pyl budowalny w jakim pracujemy, cegly, zywice epoksydowe, jakies barwniki, kleje. A wszytsko w przesycie bo naraz w calym budynku pracuje 4-5 roznych ekip i kazda sieje swoj smrod. Zaczelismy kaszlec jakies 3 tygodnie temu i nie przestajemy. Przechodzi nam w weekendy. Maly Szef wpadl na pomysl zebysmy pracowali w maskach przeciwgazowych.

🙂

Nie zartuje. Duzy Szef, jako ojciec-zalozyciel wysmial go przy nas i powolal sie na klauzule sumienia. Ale kaszlemy dalej.

W czwartek w zeszlym tygodniu Instalatorka zmeczona kaszlem i sikaniem w pieluche zostala w domu. Przyszedl mail od niezadowolonego klienta bo zadrapanie na ramie okna pomimo prob naprawy nadal wyglada jak szrama z wojny stuletniej. Maly Szef dostal szalu o ktorym to szale nie wiedzielismy do nastepnego dnia kiedy zorganizowal „szczyt motywacyjny” podczas ktorego nastapilo trawienie kwasem tkanek miekkich.

Zaczal od tego, ze nie bedzie milo, ze bedzie przykro i brzydko, ze bedziemy sie zloscic ale ze mamy wyjsc z usmiechami na twarzy, zapomniec i ruszyc do boju z nowa energia. Nasze brwi zamiotly sufit ale , dobra, kupujemy twoja bajke koles, o co chodzi?

Bo klient byl niezadowolony z naprawy. I ze by nie wyszlo gdyby nie to ze Instalatorka byla jeden dzien na chorobowym i to dalo szanse „gowienku” zeby wyplynelo na powierzchnie. Instalatorka zaczela tlumaczyc ze to zadne gowienko tylko jej normalny dzien w pracy, jak on uwaza ze to jakies wielkie wydarzenie to moze powinien popracowac z nia ramie w ramie przez tydzien zeby przekonac sie ze ona ma takich „gowieniek” po kapelusz kazdego dnia: a to instaltor zbil szybe, a to klientka pociela sobie nowiutkie drzwi nozykiem do dywanu a to klamki nibt takie same ale jadna bardziej niklowana a to inny instalator z braku pomocy pociaganal francuskie drzwi po laminowanej podlodze i panele sa do wymiany….

Maly Szef dostal szalu wersja 2.0 i przerzucil sie na Carlitto- ze ma chaos i nie wie jakich dostaw sie spodziewac, kiedy co s przzyjezdza i co? Ze planuje dzien a tu nadjezdza ciezarowka o ktorej on nie ma pojecia co rujnuje dzien. Carlitto na to, ze przeciez od tygodni nie mielismy problemu z dostawami a chaotycznie przyjezdzaja dostawy z drzwiami i okanmi do trzech showroomow naraz DLATEGO ZE Maly Szef i Laleczka zamawiaja, nie mowia nam co, nie wrzucaja zamowien do systemu i dostawy przychodza niezapowiedziane.

Maly Szef dostal szalu wersja 3.0. Ja bylam na koncu- ze mam „balagan na biurku”. Nawet zrobil zdjecie i zamachal mi przed nosem komorka. Zeus swoim trojzebem nie poszarpalby mi jelit tak jak ten numer. Mialam biurko prawie 3 metrowej dlugosci, 6 szuflad na teczki z formularzami, wlasne smieci, dlugopisy i inne manele, 4 wiszace na scianie pojemniki na dokumenty i jedna strone biurka cala w teczkach kontraktow w porzadku chronologicznym. W ciagu ostatnich 3 tygodni stracilam biurko, przenioslam sie na inne, potem mniejsze, potem na stol kuchenny ktory po dwoch dniach doslowienie sprzedal mi spod tylka na Ebayu, od dwoch dni siedze przy jego biurku. Mam dwa wielkie kartony dokumentow, szafe z fakturami za ostatnie 6 miesiecy, wszystko stoi pod biurkiem bo nie ma gdzie tego dac. Moje biurko na 50 centymentrow dlugosci. Jak mam pracowac pomiedzy nieustannym pakowaniem sie i rozpakowywaniem? Jednego dnia przesuwali moj stol kuchenny 3 razy! Za kazdym razem rozlaczanie elektroniki, wrzucanie wszyskiego do pudel i tak apiac w kolko. Kazda kupka teczek i dokumentow n=ma swoje miesce nawet na takim malym biurku- a to faktury niepoplacone, a to poplacone a to godziny pracy instalatorow do wprowadzenia do systemu, tam kontrakty zamowione, tam nie zamowione…. Jakbym nie miala porzadku w tym pierdolniku pokrytym kurzem to bym sie dawno nie pozbierala.

Maly Szef dostal apopleksji wersja 1.0, rozwojowa po szale wersja 3.0.

Wstal z krzesla, zaczal szukac butami, lazik tam i spowrotem, krzyczec ze on nie musi, ze nie musial nam robic remontu w biurze z okazji remontow w showroomie, wydal na nas 50 000 funtow, kupuje nam sniadania a my jestesmy niewdzieczni! On wstaje o 5 nad ranem od dwoch miesiecy, stara sie a my co? No co? I sniadanie jemy w pracy? To przychodzcie sobie 30 minut wczesniej- patrzcie na A. On przychodzi do pracy o 7:30 nieproszony, pracuje do lunchu, wychodzi na godzine, wraca i pracuje do 19:30 nieproszony.

-Ale on nie ma rodziny, ma 25 lat, mieszka z rodzicami, praca to jego jedyne zajecie, wsiada do auta i za 3 minuty jest w domu gdzie pakistanska mama stawia mu przed nosem gotowy obiad. Ja mam dzieci do odwiezienia do szkoly, do domu 20 kilometrow, zaledwie 30 minut przerwy podczas ktorych (z astma) mam do Tesco 12 minut w jedna strone na piechote, 6 minut zeby cos kupic do jedzenia, 12 minut do biura i nie zostaje mi czasu tego zjesc. Po pracy jade do domu ugotowac obiado-kolacje dla 5 osob i spedzic z dziecmi 2,5 przed pojsciem do lozka. Podczas mojej 30 minutowej przerwy w biurze, odbieram telefony z pelna buzia, przyjmuje polecenia i wlasciwie nie mam tej przerwy. Nie ma gdzie pojsc bo okolice to hurtownie i sieciowki, najblizsza lawka w parku jest za kanalem, 10 minut drogi stad. Moge usiasc na krawezniku zeby dac do zrozumienia ze mam przerwe. – obie z Instalatorka stracilysmy nerwy.- A kto nie docenia tego co dla nas robisz? Pracujemy w syfie, organizujemy kartony, transport, godzinami sortujemy zawartosc szaf, targamy meble, robimy obicia, szukamy w sieci mebli ktore sie nam podobaja, pomagamy ekipom ktore pracuja nam pod nogami, mamy wlosy sztywne od kurzu, produkujemy dziennie dziesiatki kubkow z herbata i myjemy naczynia w ilosciach ktorych nie powstydzilaby sie niejedna restauracja. A przy okazji pracujemy i robimy wszystko co co normalnie w warunkach ktorych odmowiloby niejedno biuro pelne sekretarek.

-Nie bedzie juz sniadan! Nie bedzie juz nic-nie-bedzie! Ja wam sniadanie kupuje nawet raz w tygodniu czy cos! Nie bedzie! Nie ma pogaduszek, telefonow, ja tu buduje firme warta 3 miliony! Talerza na stole tez nie bedzie, w kuchni nie bedzie odgrzewania jedzenia, to ma byc showoroom a nie kantyna w supermarkecie!

No zglupial. Juz wiecej nic nie powiedzielimy bo nie byalo sensu, ulalo mu sie z jakiegos tajemnego organu w ciele i nie przestawalo leciec. Potem nawrzeszczal na nas ze Pani X zamiast zaplacic za okna ktore wlasnie mielismy jej wstawic, zaplacila 6 000 funtow weterynarzowi za ratowaniue psu zycia- BEZ KONSULTACJI Z NIM! MALYM SZEFEM! I co my na to?

Problem polega na tym, ze nas interesuja tylko pieniadze ktore dostajemy na koniec miesiaca. Jezeli kobieta jest w chwili obecnej niewyplacalna to nikt nic na to nie poradzi. Bedzie wyplacalna- zaplaci. Gowno sie przytrafia. Ale my nie bedziemy spedzac nieprzespanych nocy bo Pani X uratowala psu zycie za nowe okna. To cena posiadania wlasnego biznesu. Z drugiej strony- ja dopinguje Pani X, wiec mam mu odpowiedziec na pytanie „co ja bym wybrala” mowiac, ze 6 miesiecy temu, gdybym miala pod reka £6k zeby uratowac Bostona- zrobilabym to bez wahania?

Maly Szef nienawidzi zwierzac a psow w szczegolnosci bo (tu nastepuje cytat z oryginalu) „niuchaja mu krocze”, Instalatorka wierzy w koty, psy sa fuj a Carlitto ucieka na widowk kazdego pluszaka. Uciekal raz na koniec pokoju kiedy jedna taka przyniosla w klatce kroliki ktore mial wziac jeden z instalatorow. On ma 5 psow, 2 koty, weza, 3 kury, 2 wspomniane kroliki, gekona i rybek cale lawice. Lubimy sie i robimy na zlosc towarzystwu rozmawiajac o zwierzetach.

Ale do brzegu.

Siedzielismy i patrzylismy jak na wariata. Wyszlismy z nosami na kwinte i jak kocham bogow Sumeru- do konca dnia nikt sie do nikogo nie odezwal. Czulismy sie ponizeni, upokorzeni, oskarzeni o cuda wianki, co tam tylko jest na skladzie w slowniku psychologicznym. W poniedzialek ulalo sie nam po weekendzie przemyslen i dowiedzialam sie, ze nigdy wczesniej Maly Szef sie tak nie zachowywal. Zamknelismy drzwi do biura i wylalismy wlasne zale. Opinie nie byly podzieloe – „lac na cwoka” i tyle.

Caly tydzien chodzi i probuje nas rozsmieszac. Nie dziala. Nosimy pudla, pracujemy, mopujemy nowa pogloge, beznamietnie patrzymy jak skladaja nasze nowe meble, ktore mialy byc powodem do frajdy i ekscytacji a staly sie karta przetragowa. Bo Maly Szef patrzy na nas jakbysmy wlasnie mieli rozpakowywac pierwszy w zyciu rower znaleziony pod choinka a widzi kompletny brak rekacji. Kara. Ktos w tym towarzystwie musi poczuc sie lepiej.

:/

 

 

 

 

 

Nie ma szalu

Zwykły wpis

Teraz bede pisac czesciej. Poniewaz przerwa w pracy wiaze sie z siedzeniem za tym samym biurkiem i unikaniem odbierania telefonu przez 30 minut, polaczone z jedzeniem goracych zupek chinskich i przewijaniem Facebooka, postanowilam, ze bede w tym czasie blogowac. A wiec spodziewajcie sie zalewu informacji z radiostacji Kokainki.

Ktos ostatnio wspomnial w komentarzach, ze widac, slychac i czuc ze czuje sie dobrze w mojej pracy. I prawda to zaiste choc jest jeden niespelniony warunek- nie ma pasji.

Nie ma chorych ludzi, moczu, krwi w fiolkach, wynikow wymazow, psychiatrycznych konsultacji i autentycznej troski o drugiego czlowieka. Przynajmniej z mojej strony. Nie ma tej zapierajacej dech w piersiach satysfakcji ze pomoglo sie komus w autentycznej potrzebie, ulzylo w bolu, pomoglo poczuc sie lepiej. Tak zaprawde mysle, ze Bog mnie pokaral odbierajac checi do kucia jak glupia w liceum- dzisiaj moglabym byc lekarzem i bylabym najbardziej spelniona osoba w zyciu.

Nie ma szalu bo nie ma pasji. Nie ma pasji bo to w koncu drewno, plastik i szklo. Jest fajnie bo pracuje sie dobrze, duzo sie dzieje i zyskuje mnostwo doswiadczenia ale lapie sie na tym, ze nazwiska klienotw nic dla mnie nie znacza. W Przychodni pamietalam imiona, nazwiska, nawet adresy, leki, choroby, osobiste preferencje… Jakos samo zapadalo w pamiec. Tutaj, klient to wlasciwie nazwisko na wydruku, nie rozmawiam z nimi przez telefon, nie widze ich twarzy, nidgy nie spotykam osobiscie. Z tego powodu nazwisko nie zapada w pamiec o ile nie jest to klient wredny lub szczegolnie wymagajacy. A to tez idzie w niebyt tydzien po zalatwienieniu papierkowej roboty…

Wpada, wypada, pozamiatane.

Ale przynajmniej bedziemy mieli teraz pikne biuro. Od tygodnia codziennie przenosze sie z miejsca na miejsce z moimi manelami i praca przypomina kemping na swiezym powietrzu ale juz niedlugo dostaniemy nowe meble, biurka  (zaprojektowane przeze mnie! ), nowe oswietlenie, drewniane sciany itp. Czyli nie bedzie szalu ale przynajmniej w ladnym otoczeniu.

 

Duzo drzazg z Austrii

Zwykły wpis

Mam ten pomysl na lazienke i dzis zdarzyl sie cud logistyczny.

Lazienka ma wygladac jak kabina na statku- drewniany sufit, potem w dol- sciana w kolorze „Karaibskiego horyzontu o 7:00 rano w dzien letniego przesilenia”, potem pojedynczy rzad kafelkow w kolorze „Kamien wegielny pod Katedra w Cantebury”, potem wanna  z takim samym jak sufit, drewnianym panelem i drewniana podloga. Sciana z lustrem i umywalka w drewnie, prostokatny ceramiczny zlew wmontowany w super gruby kawal dechy, lustro w drewnianej ramie. Kolka na reczniki, papier toaletowy i tym podobne ustrojstwa ze stare stali, w stylu recznie ciagnietego zelaza, wiecie.

I skad wziac tyle drewnianych desek, ktore sa zwykle obrzydliwie drogie w UK? Deski z rusztowania ktorych uzylam do zbudowania kuchni sa za grube zeby polozyc je na podloge i nie musiec wstepowac do lazienki jak do konfesjonalu…

I wczoraj przyjechala do nas do Firmy wielka (serio-WIELKA) dostawa nowych super-duper-wyjechanych drzwi przesuwanych do nowego Showroomu. Wszystko z Austrii, zapakowane jak jajko w podroz dookoloa swiata. Po rozpakowaniu zostaly nam wyjechanie wielkie drewniane palety do pionowego transportu z ktorymi nie wiadmo co zrobic.

Ja wiem! Ja wezme! Moja lazienka! Moja lazienka!!

W ten sposob austryjackie lasy, przeformowane przez firme INTERNORM stana sie sponsorem mojej nowej pieknej lazienki.

20170404_133733

Teraz spedze kilka tygodni na polerowaniu desek, bejcowaniu i lakierowaniu…

Z ekscytacji nie moge usiedziec na krzeselku!

Od razu zadzwonilam do Susla, ktory jak sie okazde ponizej posiada mase przerobowa odpowiedniego kalibru i juz przyjechali ciac i rozkrecac. Nie pytam jeszcze w ktorym dokladnie miejscu naszego patio i ogrodu jest miejsce na caly ten las w plasterkach ale czego nie robi sie dla sztuki. 🙂

A Susel ma mase przerobowa bo nie tylko posiada teraz pomocnika ale i wlasnego vana oraz wlasna firme Budowanie/Malowanie/Dekorowanie/Co Tam Chesz.

Czyli taki kolejny krok w przoud w dziejach Kokainki i Susla w UK.

Jakis czas temu Dobrzy Ludzie ktorych znamy i podziwiamy, poprosili Susla o zamontowanie nowych drzwi do garazu. Ze wskazowkami od Specjalistki Okienno-Dzwiowej (tu wstawic mrugniecie okiem), drzwi garazowe zostaly wmontowanie z sukcesem i nawet ladnie. Potem zainstalowal Dobrym Ludziom halogen przed garazem… a potem zalatwilam stawianie scianki dzialowej w domu na sprzedaz u jednego takiego z Firmy. Przyjechali, w dwa dni postawili scianke, pomalowali oba pokoje, dokrecili cos tam jeszcze, umowili sie na budowanie sz==komorki w ogrodzie i parkinkgu na rowery i pojawila sie mysl o zalozeniu „jednoosobowej+pomocnik” firmy, ktora moglaby w koncu zastapic chodzenie do pracy 7-16. Dobrzy Ludzie, jak sama nazwa wskazuje podlapali pomysl i zaproponowali prywatna pozyczke. Pozyczke wzielimy, do splacania 15% z kazdej roboty do konca splaty kwoty pozyczonej. Kupilismy vana, troche narzedzi bo wiekszosc i tak juz mielismy. Firma zostala zarejestrowana, ma logo, strone internetowa, niedlugo nawet naklejki na auto, wizytowki i ulotki. I juz pracuje- Susel z Paprykiem.

Papryk?

Z Polski, od znajomych sprzed lat, Susel sprowadzil do UK chlopaka zaraz po szkole, ktory nie widzial przyszlosci w kraju. Od dwoch miesiecy szuka pracy bo z angielskim slabo. W wyniku turbulencji zakwaterowania zostal jednak bez pokoju. Postanowili pracowac razem i razem rozwijac firemke tak aby za rok zatrudnic jakiegos kafelkarza, hydraulika itp. Ale jak na razie chlopak szuka pokoju i spi w naszym vanie. Jest chorobliwie niesmialy, nie chce sprawiac klopotu i ma materac w vanie zaparkowanym przed naszym domem mimo, ze moglby spac na sofie. Ale szanuje wybor. Chlopak ma twardy tylek, podziwiam. Razem jezdza na roboty, ja gotuje, kreci sie.

A teraz beda mi wiercic dziury w lazienkowym suficie. 🙂