W ramach wyjaśnienia- dnia pewnego zadzwoniła kuzynka Susła, jakaś Ważna Pani w siedzibie T. w Krakowie i zapytała czy nie mieliby ochoty z Bratem pojechać do UK? Mieli. Zdali testy językowe, poznali swoich przyszłych współlokatorów i nim minął miesiąc- Suseł już pakował manaty przed podróżą w świat.
No i oczywiście- Misio i Suseł to nadal ta sama osoba. 🙂
środa, 01 czerwca 2005
Dzień Bachora
Dzieci słodkie i kochane, pachnące mlekiem i ciepełkiem, z mięciutkimi rączkami i polisiami. Uśmiechnięte, radosne…Tylko w reklamach.
-Mamoooooo!……Ja nie ce makaronkuuuuuu!….Ce socek! Socek! Socek!
-Dobrze, nie będzie soczek, tylko z ciepłą wodą.
-Nieeee!! Mamoooo, nie cem! Nie z ciepłą! Aaaaa!
Bieganie między stolikami, wrzaski, ryki, pętanie się między nogami, balonika, balonika, balonika! Rurkę, a mogę jesce jedną dla blaciska?
Taaaak, idę dziś do pracy. Będzie uroczo.
Jedno jest pewne: to mój ostatni Dzień Bachora w tej Firmie. Nie obsłużę już też następnych Walentynek, Dnia Kobiet, Orkiestry Świątecznej Pomocy. Już ja się o to postaram! :))))))) Teraz ja będę przychodzić i robić wieś…..
***
Ciąg dalszy wprawek do bycia całkiem sama. 3 godziny łaziłam po księgarniach. Wydałam wszystkie napiwki. Po Radzie Starszych z której znowu nic nie wynikło, poszliśmy na kolację do Sphinxa. Konkretne, pyszne żarcie w rozsądnej cenie. Z polotem, luzem i klasą. Nie to co u nas. 😛
Potem, jak ostatnia desperatka- poszłam do kina na Królestwo Niebieskie. Całkiem sama. O 23:00. Sala pusta, cztery fotele zajęte, film całkiem, całkiem. Spośród wszystkich najnowszych superprodukcji pod znakiem miecza, najbardziej przemyślany, mądry i zapadający w pamięć. Moja wyobraźnia podpowiadała mi straszne obrazy moich zwłok znalezionych między fotelami po seansie albo mrocznych ekscesów uskutecznianych w ostatnim rzędzie przez jakiegoś zboczeńca kinnomaniaka… brrr… :)))))) Kiedyś dostałam na gg propozycję od prawnika: założysz siatkowe rajstopy, pódziemy do kina a ja w ostatnim rzędzie będę wąchał ci stopy…
Wróciłam sobie do domu o 2:00 a Mama z awanturą :gdzie tak naprawdę byłam, jaaasne, do kina o 23:00, uhmmm…., nawet nie chciała obejrzeć biletu. Kij w oko. Po raz kolejny, przypomniała mi, że mam 27 lat i tłumaczę się z każdego kroku. Wrrr….Tyle na temat wolności.
***
Informacja potwierdzona. W przedwczorajszej burzy we Wrocławiu zginęła 21-letnia dziewczyna . Jechała rowerem i uderzył ją konar. Na miejscu. 😦 3 osoby zginęły, 15 zostało rannych, 34 domy i 143 samochody zostały uszkodzone, 183 budynki zalane, 217 miejscowości bez prądu, 22 000 mieszkańców pozostało bez prądu jeszcze w środę, 104 czaple ginęły we wrocławskim ZOO, jest czwartek a tramwaje nadal nie jeżdżą po Wrocławiu jak trzeba. Na Klecińskiej leży tramwaj przecięty drzewem na pół.
Klimat, klimat…..
wtorek, 07 czerwca 2005
Mrrrauuu, mraaaauuuuuuu!!!!
Nasza syjamska kotka, Frytka wpadła na pomysł, że tym razem bez faceta nie da rady. Mama sprowadziła do domu rewelacyjnego amanta- grube łapki, szeroki łepek, pysznie umaszczony- syjamski cud! A jajka jak cohones!!
No i zaczęły się gody. Tyle tylko, że Główna Zainteresowana nagle straciła ochotę (nura pod wannę!), zainteresowany Amant zwrócił uwagę na Bułkę, która ma go za nic (dostał po papie aż zadudniło) a zainteresowanie względem amanta okazała Sonia, której chętki ma z kolei za nic ów Amant. Snuje się, pomiałkuje, śpi i nic go nie obchodzi.
No i tak, od dwóch dni po domu chodzi czwórka nieszcześliwych łazęgów. A kocich bejbisów nie będzie.
Jak w życiu. MORAŁ: jak facet ma orzeszki zamiast jaj, to nawet harem mu nie pomoże.
***
Maluję półki, rok po ich zamontowaniu. 🙂 No, wiedziałam, że ten moment kiedyś nadejdzie, ale żeby tak szybko? :)))) Truję się farbą, zabijam szare komórki i wykichuję je na bieżąco. Robię mazy. Maaazy…..
środa, 08 czerwca 2005
Dekoral i trochę poezji
Rozpiździel na kompanii! Wszystko leży na podłodze, w stosach, wieżyczkach, górkach. Tyle na temat malowania sukcesywnego. Tak się zapędziłam, że zamiast po kawałeczku, nim się obejrzałam wyprułam zawartość wszystkich półek, pomalowałam nie tylko meble ale i drzwi, framugę, fragment podłogi i bluzę Miśka. Maaazy… 🙂
Obejrzałam wczoraj „Constantina”. Baaardzo mi się spodobał. Keanu nie wspiął na szczyty talentu aktorskiego, nabrał maniery Matrixowej i stosuje politykę Niewzruszonej Twarzy. Początek rodem z „Egzorcysty” ale później bardzo oryginalnie. Dużo mocnych efektów specjalnych, dobra charakteryzacja. No i przewrotny morał jest, jak w każdym filmie w którym występuje Lucyfer (Lu :). W sumie film na dużego plusa.
Przy okazji malowania zanalazłam Poezje Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Miodzio.
Ciaew… coś dla Ciebie:
„Nike”
Ty jesteś jak paryska Nike z Samotraki
o miłości nieuciszona!
Choć zabita, lecz biegniesz z zapałem jednakim
wyciągając odcięte ramiona…
sobota, 11 czerwca 2005
Jutro pożegnalna impreza. Potem jeszcze jeden dzień razem i wyjazd. Na pół roku? Na rok? Na dwa lata? Pojadę, zostanę? Znowu jestem, Proszę Pana na zakręcie.
I idę na urlop. Zasłużony. Dwa tygodnie klikania, drukowania, trochę nerwówki ale jest szansa, że opuszczę ostatecznie mury mojej Ukochanej Uczelni i wypłynę na szerokie wody kariery zawodowej. Oby. Jak na razie kolejne spotkanie z Ulubioną Promotorką znowu skończyło się fiaskiem. Jest połowa czerwca a ja nie miałam jeszcze „pierwszego czytania”!.
-O, jak dobrze Panią widzieć! Kiedy Pani do mnie przyjdzie?
-…właśnie przyszłam. (brew mi poszła do góry i ciśnienie)
-Oooo, jaka szkoda…Dziś są wybory nowego Kierownika Zakładu!
-Poczekam. Godzinkę, dwie?
-Godzinkę, zaraz będę wolna.
Czekałam na korytarzu 2,5 godziny i niech nikt się nie dziwi, że się wkurwiłam i poszłam sobie. Ona latała tam i spowrotem z obłędem zaaferowania w oczach, jakimiś papiurami w łapach i nawet na mnie nie spojrzała. Stary kurwiszon. A JA MAM PRAWIE TRZYDZIESTKĘ I PRZED SZEŚĆDZIESIĄTKĄ CHCIAŁABYM SKOŃCZYĆ STUDIA!!!!
Ten Dzień
Nastąpił.
Misiek spakował ubranka, książki, płytki i pojechał. B., UK.
Płakaliśmy całą noc. I ranek. Przy wypalaniu płytki z naszymi ulubionymi kawałkami, przy „to zostawiam, to zabieram”… Teraz patrzę na kapcie, które stoją przy łóżku tak jakby Misio poszedł po chlebek na dół….
Wiem, że tak trzeba.
Ale co mi po tym? Mam dwa kaputki, bluzę w kratkę, tysiąc płyt, milion książek, tryliony gwiazd i jedną siebie.
.
Minęło 8 godzin. Deprecha. No, grzebię w Sieci bez celu, montuję wieżowce bzdetów… pliczki, pierdułeczki…
.
Minęło 9 godzin. Dziwne uczucie. Dziwne uczucie miniętych dziewięciu godzin. Co będzie po 24h ?
.
Cud numer 1: moja Mama i Misia Mama płaczą sobie razem przez telefon. Nasiadówka jakiej świat nie widział! A jak nie doleci? A jak się zgubi? A czy kurtkę ma?
MOJA MAMA SĄCZY ŁEZKI Z OKAZJI POZBYCIA SIĘ ZIĘCIA Z DOMU! (Marek przekręci się ze śmiechu!)
Pół doby samotności
Mama mnie pociesza, znajduje mi zajęcia, a może to…, a może tamto…
Niewiele to daje. Kapcie leżą tam gdzie leżały.
.
Normalnie, czuję się porzucona! Mówię do Miśka: jak mnie chciałeś zostawić to nie trzeba było wpuszczać rodziców w długi bankowe na wyjazd! 🙂
Byłam „porzucona” tylko raz w życiu ale nie pozostała mi po tym szafka pełna ubranek, pół chleba w kuchni i wspólne konto w banku. 🙂
To pół chleba boli mnie najbardziej. Ciekawe, bo widzę analogię. Kiedy umarła Babcia, sprzątając i pakując jej rzeczy roztkliwiałam się nad wieloma drobiazgami ale dopiero zwartość lodówki wpędziła mnie w histerię. Trzymałam się twardo, do momentu kiedy przyszedł czas ją otworzyć. Pół pomidora, otwarty słoik dżemu, rzeczy, które powinny być zużyte a leżą w lodówce zaskoczone bezczynnością. I nikt ich nie zje, na nic się zdadzą… Książki, pamiątki są bo są, nie zmieniają się. Ale świadomość, że ktoś odszedł szybciej niż zwiędła rzodkiewka wpędza mnie w obłęd. Głupie, ale niedokończona kanapka bardziej przypomina mi o „memento mori” niż nieskończona książka, nieodpisany list.
Pusto tu. „Misia, co obejrzymy? Misia spaciu mi się chce. Misia pewnie chce herbatkę. A koki koki?”
Misia koki koki. Korespondencyjnie.
wtorek, 14 czerwca 2005
Zaczyna się schizo
No, stało się. Po raz pierwszy pomyślałam sobie, że coś Miśkowi pokażę jak tylko wróci… Wróci, za dwa lata, to co chciałam mu pokazać chyba ostro się zdezaktualizuje…
Jutro zrobię podwójne kanapki, herbatkę w zielonym kubku i truskawki ze śmietaną zmiksuję bo Miś nie lubi z mlekiem…..A potem usiądę przy stole i zapłaczę gorzko nad swoim żałosnym losem.
I zamknę szczelnie okna na noc, bo Misiowi podwiewa…
czwartek, 16 czerwca 2005
Powoli tracę cierpliwość
Tak! Spotkałam się dzisiaj ze swoją Promotork
! Skonsultowałyśmy się, poczytałyśmy, pooglądałyśmy…. Potem wsiadłam na pokład mojego prywatnego Jumbo Jeta i śmignęłam sobie do Nowego Yorku kupić waciki….
Tyle jeśli chodzi o marzenia…
Znowu pocałowałam klamkę. Krowy nie było w Instytucie. Płacą jej ciężkie pieniądze za to, że prowadzi prace magistrantów a nawet nie chce się jej rzucić zezem na GOTOWĄ pracę, do której nie przyłożyła nawet palucha! Nawet nie ma pojęcia jak korzystać z Ilustratora albo Photoshopa…
Gdyby była byle jaką Biurwą w podrzędnej Instytucji złożyłabym na nią skargę.
Tyle. Lepiej mi 🙂
Misio spędzi ostatni wieczór w Polsce w towarzystwie Smoka Wawelskiego. Kompan dobry jak każdy. 🙂
A samolot startuje jutro, o 6:45 rano. (Tak Kiciu, będziesz leciał samolotem!) 🙂 2,5 godziny i zacznie się jego przygoda życia.
Aaaaa, smutno mi się robi…
piątek, 17 czerwca 2005
Boeing sponsorem dzisiejszej notki
Misiek doleciał na miejsce. Oj, zazdroszczę dwóch lotów samolotem w jednym dniu! Tak mu się podobało, że piszczał przez telefon: ” Nie zostaję tutaj, lecę dalej, jeszcze, jeszcze, dajcie mi tu jakiegoś Boeinga!” i „Widziałem swój plecaczek w Roentgenie!”, „Siedzę prz oknie, widzę skrzydło, wiesz, że w skrzydle jest paliwo?” , „Fotel jak w wahadłowcu!”, „Gdzie jest pilot, jest jakiś? Jak nie, to ja się piszę!”… Wpuścić technokratę do samolotu!! :))))
W B., domek piętrowy, nowo wybudowany. Z windą! Łazienka jak salon, salon jak boisko do piłki, w lodówce można ukryć zwłoki całej drużyny. A w pralce sędziego. Wszystko nowe, pachnące, w folii. Jedzenie w lodówce, pościel, ręczniki, przybory toaletowe. Do Tesco 5 minut, do miasta 5 minut, tylko do plaży daleko 🙂 Opiekun pod telefonem 24 h na dobę.
(Kocham kamery internetowe!)
Tyle emocji, nowe miejsce, nowi ludzie. Tylko ja na starych śmieciach. W pustym pokoju. Nawet sama nie umiem wybrać filmu do obejrzenia. Co chwila: „A co Misiek by obejrzał?” albo „Nie, Misiek nie lubi tego filmu” I z domu trzy dni nie wyszłam, bo wszystko jakieś takie bez sensu jest… No i gary umyć sama musiałam! Zaopatrzyłam się w myjkę na kijku (w Tesco Polska, o ironio!) i płyn co zmywa teflon za jednym dotknięciem….Bleee!
Po co ja ten urlop brałam! Magisterka jak kwitła w lesie, tak kwitnie (ukłon w stronę Starej Krowy), siedzę w domu jak kołek i rozmyślam.
1000 godzin w powietrzu
Jak mi ktoś powie, że zwierzęta mają instynkt samozachowawczy to go wyśmieję.
Frytka znowu poczuła się pilotem sterowca i sperdzieliła się wczoraj w nocy z 4 piętra na trawnik pod blokiem. Ostatni raz i stłuczona dupka szybko wyparowały z pamięci. Tym razem zabrała ze sobą moskitierę.
Ale sprawa jest poważniejsza. Kiedy tylko Mama przyniosła ją na górę, poszła do kuwetki i zrobiła siku z krwią. Była w takim szoku, że miała kłopoty z oddychaniem a pyszczek w środu biały jak mleko. Nocna wizyta u weterynarza trochę nas pocieszyła, bo nie ma nic złamanego, w środku wszystko na miejscu. Ale może mieć uszkodzony pęcherz… Dostała kroplówki, zastrzyki, mnóstwo szprycek w tyłek.
Oto jak człowieka uszczęśliwia siku zrobione na kołdrę! „Jeśli zrobi sama siku to bardzo dobrze….”
Leży teraz i miną winowajcy zerka za boki. „Mamo, obiecuję, że już będę grzeczna! Już nigdy tego nie zrobię!”
Do następnego razu, 1000 godzin w powietrzu ma do wylatania.
Aha! I niech mi nikt nie mówi, że koty nie kochają się w stadzie. Sonieczka i Bułka całą noc warowały pod drzwiami, płakały, drapały drzwi. Wpuszczone, mimo tego, że same nie bardzo się lubią, zaczęły obwąchiwał Frytkę, lizać, trącać noskami. Kocie smutki.
sobota, 18 czerwca 2005
Cud Internetu!!!
Jak mówiłam, że nie zobaczę Miśka przez następne pół roku, to nie wiedziałam co opowiadam! Dziś objawił mi się Cud Internetu.
Telefon> Misiek: „Misia! Odpal B. Webcam i powiedz mi gdzie mam stanąć, żebyś mnie widziała!”
Kilka wskazówek: „Bardziej w prawo! Do jezdni!, Nie, w prawo, a nie w lewo!” i już widziałam Misia machającego mi do szklanego oczka!
Tak, tak, ten malutki facecik w czerwonej koszulce, stojący pod drzewkiem to Misio! A wokół rondo B.
A kamera, jak się okazało zamontowana jest w oknie wieży jakiegoś anglikańskiego Kościoła (odbicie słońca w szybie).
🙂 I tak chociaż wiem, że pojechał tam dokąd mówił (ech, ta podejrzliwość 🙂 )
Pomachaliśmy sobie, pogadaliśmy. Cud nowoczesnej komunikacji uświadomił mi, że jedno z nas mogłoby być nawet na Marsie a i tak widzielibyśmy się codz
iennie. Z małym, 27 minutowym opóźnieniem, ale jednak… Za to właśnie kocham sieć i twierdzę, że świadomie i twórczo wykorzystana może w przyszłości stać się jedynym, wszechogarniającym ośrodkiem, „eterem” w którym unosić się będą ludzkie umysły. Najlepiej już podłączyłabym się do interfejsu mind/machine….
Ech…ta technika…
poniedziałek, 20 czerwca 2005
Jeziuuu nareszcie…..
Cud nad Odrą! Moja Promotorka (psia jej mać) nareszcie obdarzyła mnie skrawkiem swojego cennego czasu!
Zrobiła rewolucję, nabzdeciła, powymyślała jakieś idiotyzmy….
A ja właśnie ją olałam. Siedziałam od 13:00 do tej pory kombinując jak tu ją zadowolić i żeby owca pozostała w jednym kawałku. No i znalazłam w literaturze podobny przypadek, utwierdzający mój pomysł. Jak zacznie pleść androny to jej zamacham kserówką przed nosem. HA HA!
Kto pamięta KLF?
Czy żyje jeszcze ktoś kto pamięta tą grupę? Grali w początku lat ’90- elektronicznie-chilloutowo…
Jeśli nie, polecam…Last Train to Transcentral…
U mnie od trzech dni nie schodzi z playlisty. Kaseta zaginęła mi lata temu, ale dzięki cudom techniki biję pokłony DC++ i zasłuchuję się po uszy….
CENZURA w latach ’90???????
Kto z Was oglądał film Głębia (The Abbys)? Z lat ’90 o kosmitach żyjących na dnie oceanu i pierepałkach bohaterów w zepsutym, podwodnym habitacie…
Otóż: znam ten film na pamięć, bardzo lubię, oglądałam z 1000 razy.
Ale nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że zarówno w wypożyczalniach jak i w TV puszczali OKROJONĄ, OKALECZONĄ wersję z wyciętymi scenami, które nadają całemu filmowi sens!
Ściągnęłam wczoraj z DC++ „The Abbys -director’s cut” i okazało się, że wersja ma długość 2:51! Zdziwiłam się porządnie, bo wersja jest o godzinę głuższa od tej telewizyjnej!
Zapuściłam i zaniemówiłam! Jak można wyciąć 20 minut samego zakończenia, pozostawić jakieś pustawe treściowo skrawki i jeszcze ocenzurować „międzyfilmium”, żeby nie wyglądało jakby czegoś brakowało!!!!
PO CO, JA SIĘ PYTAM? Jakiś skrajnie upośledzony debil metodą nożyczkową ciachnął tu, ciachnął tam i KOMPLETNIE ZMIENIŁ TREŚĆ FILMU! (no, teraz kłania się Ministerstwo Prawdy z „Roku 1984”)
To tak jakby na przykład pociachać Titanica, wypierdzielić sceny tonięcia statku i potem zasugerować, że Jack był wrednym facetem, bo zostawił Rose i odszedł do innej w siną dal, rysować jednonogie prostytutki!
Tak czy inaczej: okazało się, że ci podwodni kosmici chcieli ZNISZCZYĆ LUDZKOŚĆ i rozmyślnie spowodowali katastrofę łodzi podwodnej niosącej głowice atomowe. W końcowych scenach „produkują” wielkie Tsunami, które ma zalać kontynenty i zmieść wszystko z powierzchni ziemi. Kiedy Brigman pyta dlaczego, pokazują mu sceny z wybuchów atomu, Oświęcimia, bestialskich mordów, masowych grobów, zamieszek, wszelkich podłości na które na co dzień stać ludzkość. Ale jest coś co ratuje Ziemię w ostatniej chwili: rozmowa Brigmana z tą swoją kochaną „wredną-suką-żoną” o miłości, poświęceniu itp, itd…I tu film nabiera sensu! Tsunami cofa się i Ziemia jest uratowana. Wszyscy się wynurzają i następuje takie tam cmok, cmok.
Ja się pytam: komu to przeszkadzało? Może jest to zakończenie patetyczne i amerykańskie do bólu, ale jakieś jest! Dobrze, że nie dokręcił dodatkowych scen w wannie z teściową w roli podwodnego habitatu, pewnie nikt nie zauważyłby różnicy!
Cenzura jakiegoś cioła anty-amerykanisty. Pogrzebałam w sieci i wygląda na to, że to jakaś polska cenzura, bo w USA film ma 2:51 długości. Nienawidzę tego i wściekłam się dlaczego ktoś ma decydować o tym, co zostanie a co nie zostanie pokazane w TV!
poniedziałek, 27 czerwca 2005
Noworoczne Obietnice
Taaak, to był Ważny Dzień. Potrzebny po to, żebym zrozumiała, że już ni chcę tam chodzić, nic mnie tam nie trzyma…
Spojrzałam na te szklanki, łyżeczki, filiżaneczki (i jakiś popieprzony indiański totem) i uświadomiłam sobie miałkość mojej egzystencji. Kompletny bezsens wykonywania kompletnie nic nie znaczących czynności. Rytualna pustka. I podjęłam decyzję, że wyjeżdżam jak tylko się obronię. Dość tego.
Z Instytutu
Siedzę tu już 1:47 min. W wiecznym oczekiwaniu na moją sercu ukochaną Promotorkę, która wręczyła mi klucz do pracowni i powiedział: Pani sobie tam posiedzi, coś poklika a ja później przyjdę. Mam nadzieję, że przyjdzie przed zachodem słońca bo nie chcę wracać po ciemku. 🙂
I tak siedzę sobie. Bezkarnie wydrukowałam tekst (wyskrobki tekstu) na Instytutowej drukarce, kilka arkuszy do pracy, obejrzałam kolory…
Panta rei…
>>> minęło 15 minut, a ja nadal czekam….nuuuda
sensacja z ostatniej chwili
Zgadnijcie co?
Jest 12:35 …
A JA NADAL SIEDZ
W TEJ (……) PRACOWNI I CZEKAM NA TĄ (…..) KOBIETĘ!!!!
Co to jest? „Z pamiętnika porzuconego studenta V roku”? Żebym nie pomyślała przypadkiem, że Ona jest tu dla mnie, co?
Kpina i góralskie pieśni. Założę się, że o mnie zapomni pójdzie w pizdu, do domu.
A ja jestem po ZC’e, spałam 5 godzin, jestem bez śniadania, o tej porze również bez obiadu i chcę do domu.
To pies by się znudził dwu i pół godzinnym warowaniem! I chociaż michę wody by dostał.
Składam Oficjalną Skargę (na łamach tego bloga) na pracę tej Pani! Bezproduktywna, chaotyczna, zapominalska, lekceważąca na wpół-emerytka z bałaganem w torebce! Co za brak taktu!
(z głodu kręci mi się w głowie…)
Mam dość studiowania! Czekania, proszenia, udawania, łażenia po 1000 razy po najdrobniejszą bzdurę. Mam dość tego Instytutu, gdzie nikt nikomu niczego nie ułatwia i nawet nie ma na czym siedzieć na korytarzu! Nie ma Sieci dostępnej dla studentów, nie ma ławek, nie ma czasu, nie ma chęci nauczenia kogokolwiek czegokolwiek.
Jest Dziekanat i Panie, które pracują do 15:00, jest Sekretariat, w którym zajmują się chyba rytualnym ubojem kogutów na czarne msze…(zawsze, jak wchodzi tam student, jest szybciutko wypraszany i sprawę załatwia się na korytarzu). Mnóstwo łażących po pokojach „pracowników naukowych” którzy kursują po korytarzach z częstotliwością pielęgniarek ZOZU w byle jakiej przychodni. Pokoje są zawsze pozamykane, w środku dzwonią telefony, których nikt nie odbiera. Nie wiadomo kto kiedy będzie i czy w ogóle będzie. Jedno natomiast jest pewne: ZAWSZE na korytarzach siedzą Studenci. Czekają na Godota swojego kierunku…. z indeksami, znudzeni stukają SMS’y do znajomych: „jestem jeszcze na uczelni, nie wiem kiedy wrócę, nie czekajcie z kolacją, zawiadomcie rodziców, nie zawiadamiajcie policji”.
Arrrggghhhh….
Jest 12:55. Za pięć minut ostatecznie stracę cierpliwość, zacznę krzyczeć histerycznie i drzeć włosy z głowy. Ale kanał!
Jeszcze trzy minuty do stanu absolutnego wkurwienia…
13:00. Dość tego.
No i okazało się….
I co się okazało?
Że Pani Moja Kochana Psia Jej Mać Promotor z a p o m n i a ł a mi powiedzieć, że dzisiaj egzaminuje 3 licencjatów i nie będzie miała wcale dla mnie czasu… Zapomniała mi to powiedzieć, kiedy wręczała mi klucz do pracowni i szła na egzamin. Zapomniała również, że umówiła się ze mną na konkretna godzinę….
Dwa miesiące temu też umówiłam się z nią na konkretną godzinę na którą oczywiście nalała ciepłym sikiem. Na pytanie co się stało, odpowiedziała rozbrajająco:
-No, zapisałam sobie, ale ten kalendarz to taki wie Pani, biurkowy jest. Nie zabieram go do domu, więc nie wiedziałam, że mam przyjść….