Usprawiedliwienie:
Ja, czyli niżej podpisana Kokain, nie mogłam uczęszczać na bloga jak na szanującego sie blogowicza przystało, ponieważ pojechałam do domu.
Na (uwaga) 2,5 dnia. Wylądowałam, poszłam z psem na spacer, zjadłam gulaszu, poszłam spać, wstałam, poszłam do sądu, wyszłam, wydałam 200 zł w Empiku, poszłam z psem na spacer, zjadłam maminych pierogów, obejrzałam polska telewizję, poszłam spać,wstałam, spakowałam się, odleciałam. I nie było tu żadnych skrótów a ja nic nie pominęłam.
/Rob D „Clubbed to Death”/
Tymczasem w firmie szykuja sie jakies bolesne zmiany. Ogólnie zmieniło się podejście Anglików do Polaków i przestaliśmy być polish guys a zaczęliśmy być…sama nie wiem czym.
1. W ramach manifestacji siły i porządku zwolnili Pannę Pillsbury. Zapowiadało się od bardzo dawna ale chyba nikt w to tak naprawdę nie wierzył. Tymczasem Druga Połowa Panny Pillsbury, winiąc za wszystko Małą Mi, potraktował jej autko jakimś żelem do czyszczenia kuchnek i zwyczajnie oskalpował pojazd do żywej blachy. Co więcej, był widziany i rozpoznany. Tak to jest jak się tańczy tango z Polakami.
Szkoda, że do siebie nie strzelają. Byłoby szybciej i bardziej widowiskowo.
2. Przestali nam wydawać aplikacje dla nowych pracowników, przyjeżdżających z Ojczyzny. Durne to, bo jeśli Polacy sa na cenzurowanym, powinni wydawać aplikacje jak kiedyś, tylko potem wyrzucać je do kosza. A nie odsyłać nas od Annasza do Kajfasza i udawać, że właśnie się skończyły. Poszłam wiec w cywilnym ubranku do customerskiego punktu i ładnie, gulgocząco poprosiłam jakąś świeżo przyjętą panią o aplikację. Już otworzyła szufladę, już kobyłka u płota, kiedy mina jej zrzedła po tym jak do jej małego móżdżku dotarło, że jestem Polisz. Ale słowo się rzekło. Wyrwałam dwa egzemplarze, choć i tak nie wiem po co.
3. Nie dostałam stanowiska o które się starałam i na które byłam najlepszym kandydatem. Wysłano mnie na Assesment Centre ale nie jestem wystrczająco dobra, żeby pchać drabinę z Natalką Lovett na czubku, wieszającą plakaty pod sufitem. A taka Natalka to niemały ładynek, oj nie. Galera z 20 wioślarzami nie dałaby rady. Do zmieniania metek też nie jestem urodzonym kandydatem, do skanowania metek tez nie, do przekładania pudełek z DVD również. W sumie, pomimo tego, że Głowa firmy Ryszard uważa że powinnam zostać m’gosem, dolna część zespołu managerskiego twierdzi inaczej. Wysłał mnie na AC na przyśpieszone szkolenie a po drodze już 3 razy próbowałam zmienić stanowisko i null. Zwój mu w pupę.
4. Piter dostał upomnienie za pomaganie komuś na jego dziale, do czego został oddelegowany. Pomagał innym, nie zdążył ze swoim- wpis do papierów.
5. Prawo pracy twierdzi, że jeśli bierzesz nadgodziny, masz prawo wyjść ze zmiany w dowolnym momencie, zawiadamiając managera i żadna siła nieczysta nie ma prawa cię przed tym powstrzymać. Anglicy idą do domu w samym środku BankHolidaya. Polakom nie wolno.
6. Od pół roku dwóch Polaków próbuje wkręcić się na stanowisko kierowcy na moim dziale. Nawet wtedy, kiedy brakowało nam rozpaczliwie rąk do obsługi koni mechnicznych, Susan wymyśliła, że jeden ma nieobecność w papierach (dziecko na pogotowiu w środku nocy) a drugi niejasną opinię za konflikt z ochroniarzem (za co został zawieszony, choc nie powienien był. Anglika by nie zawiesiliby.). A więc czekają, dopytują się a Susan wciąż wymyśla nowe powody dla których nie może ich przenieść. Polakom wara od vanów.
W sumie 2+2=4 i kropka. Nie patrzą na nas, staliśmy się przeźroczyści, szepczą, uciszają rozmowy… Pik usłyszała ostatnio w rozmowie określenie „brand new company‚ i „Polish” w jednym zdaniu. Niedopsze…
A Carter Ltd. milczy. Oni tez nie chcą Polski, nawet po studiach z umiejętnościami jakich szukają. Pan Chapman milczy jak grób od 2 tygodni. Fagas w szelkach.
***
/Fall Out Boy -„The (After) Life of the Party”. Dużo bym dała./
Panowie wyjechali akurat na czas moich ekspresowych wakacji i wrócili tego samego dnia co ja. Nawet nie dało mi się odetchnąć świeżym tlenem.
Dawca Czynszu poszedł za potrzebą a w mojej głowie stanęła myśl, że jak tylko spuści wodę w kibelku, przyjdzie do mnie z jakąś prośbą. I juści. Zanim woda uzupełniła rezerwuar do połowy, już siedziałam z telefonem w ręku i byłam informowana do kogo dzwonię i co mam powiedzieć. Cwaniak.
Suseł miał imieniny, dostał tort w kształcie babskich cycków w czarnym staniku. W środku skandalicznie słokie nadzienie w cieście biszkoptowym i różowa kokardka w dołeczku. Cudnie.
Truffelka postanowiła dac wytchnienia rękom, przestała walić po bębnach i kupiła sobie fujarkę. Flecik w sensie. Okazało się, że ma …eee…za długi flet i za krótkie palce i ..eee…nie obejmuje tej, no…gamy. 😀 No i będzie go musiała opchnąć bratu. Brat ma już klarnet, więc się z flecika ucieszy.
Dziś, lekcja z Uczniem. Trudno jest ocenić czego się nauczył, o po 2 godzinach klepania i ćwiczeń, zabaw i wygłupów stwierdził, że kąty mają czubeczki, składają się z czerwonej kreski, istnieje prosta pokrzywiona i prosta w zęby oraz, że nie da się przeprowadzić prostej przez dwa punkty bo to niesprawiedliwe względem innych punktów.
Ja natomiast dowiedziałam się, że Bracia Grimm to fajni faceci, Pan Kleks to
jakaś ściema bo nikt nie powstaje z atramentu a Kot w Butach nie pochodzi
z żadnej bajki tylko występował w Shreku. Biedne, smutne pokolenie. Acha,
i nie mógłby jak ta księżniczka łapać motyli na śniadanie, bo by się pożygał.
Tylko załamać ręce. I co czytać takiemu „miszczowi” skoro jego bohaterem jest ten pan:
Przy tym schabowym, mroczne spojrzenie Pana Kleksa traci jakoś na wyrazie…:(
…
/Fall Out Boy- „Fame,Infamy”/
…