Monthly Archives: Październik 2023

Ciemność (Październik 2019)

Zwykły wpis

Ciemność


-Kiedy przestaniesz używać 3 formy i zaczniesz opowiadc o sobie?- spytała Seweryn i zmierzyła Kokainke spojrzeniem które wiecilo dziurę w sumieniu.
-Nie wiem czy umiem. To taki chwyt marketingowy, wiesz, dysocjacja. Odddzielam się od traumatycznych doświadczeń przez swiadome…
-Nie smaruj mi tu o psychologii…
-Nie umiem. – Kokainka rzuciła kamień w strumień i patrzyła jak zniknął w wodzie. Tak jak cała historia….

-Wkrótce całą tą hałastra się obudzi. Do miasta niedaleko a dałabym dużo za jedną noc w łóżku z dachem nad głową. Znam karczmę co się nada na ciepły posiłek i wygrzanie kości przy piecu.
-Mają pieczone ziemniaki w przyprawach?
-Mają.
-To jedźmy, dupą mi zmarzła.

Hałastra przebudzona, ślepia odpluszczone, wojłoki za ładowane na wozy, brudne dzieci na wojłokach. Pojechała gromada do miasta nieopodal. Jedni sprzedać, inni kupić ale wszyscy kazali spotkać się wieczorem w karczmie żeby dosłuchać opowieści do końca.


Kokainka stała w drzwiach prawie 40 minut. Akurat tyle ile zajęłoby Michasiowi dojechać z domu a nie ‘zawijac przez wioske’. Oficjalnie Maisie nadal nic nie wiedziała więc umówili się że spotkają się na ulicy.

Niedziela 13 października 2019 była piękna. Słoneczna, pachnąca pomarańczowymi liśćmi i ciepłym trawnikiem. Kiedy Kokainka wyszła od Maisie i stanęła na ulicy ogrzało ja popludniowe słońce a jednak czuła w żołądku kule lodu. Nie mogła oprzeć się dreszczom. Strach był obezwładniający i przeszywający na wylot.

Michas zatrzymał się na krawężniku i Kokainka wsiadła. Jej wypracowny przez lata zewnętrzny makijaż wziął górę i uśmiechnęła się od ucha do ucha a w jej głosie nie było cienia strachu czy wahania. Michas postanowił ‘zawinac’ o Miasteczko po paliwo więc zamiast do domu, pojechali na ulubiona przez nich stacje benzynowa. Po drodze uśmiali się do łez kiedy Kokainka opowiadała jak spadła w górę schodów a Michas ubolewał nad faktem że Frozen2 nie było tak śmieszne jak Frozen1 ale za to spędził czas z siostrzenica. Z tego co Kokainka pamięta, rozmawiali też o ojcach i ich byłych zawodach, starych czasach i o tym jak, na Boga!, Michas nigdy nie widział ET i dlaczego trzeba koniecznie zmienić taki stan rzeczy

Byli na stacji, potem wzięli kurs na dom. Śmiali się, uśmiechali do siebie i nawet przez chwilę Kokainka pomyślała że chyba jednak się pomyliła. To nie była Czarna Niedziela….

Dojechali do domu. Nie było gdzie zaparkować więc Michas znalazł miesce na końcu ulicy. Zaczął rozmawiać o pracy, potem przeszedł do ostatniej wizyty u lekarza. Miał problem z ‘czescia niesforna’ o czasu kiedy podnosił ciężary w szkole średniej i po tym jak kilka tygodni wcześniej wynosił że swojego domu do Jej samochodu wszystkie jej własności i dobra majątkowe, stary uraz znowu się odezwał. Lekarze wysłali go na błyskawiczne badania podejrzewajac coś poważnego i okrutnego. Kokainka wiedziała o tym doskonale i pamiętała jak ryczeli że śmiechu w Magazynie kiedy wrócił że szpitala po badaniu prostaty i spędził dzień na staniu z laptopem w ręku. Ale wyniki były idealne i wizja czegoś okrutnego rozwiała się. Teraz jednak Michas stwierdził że będzie miał jeszcze nowe badania i że stracił lika kilogramów w ciągu ostatnich paru miesięcy, że jest w stresie, że ojciec czuję się dobrze ale powrót do zdrowia zajmie mu dużo czasu, że w pracy ciągnie wszystko sam…

Kokainka trzymała za rączkę i słuchała. I martwiała od środka. Michas wydawał się mały. Z wysokiego, szczupłego i przystojnego faceta miała przed sobą cień człowieka. Cienie pod oczami, oczy zapadnięte, siedział w fotelu samochodowym jak Voldemort zawinięty w szmaty.

Dzisiaj, 4 lata po Czarnej Niedzieli Kokainka nie pamięta jak to powiedział. Może wcale nie powiedział? Może po prostu siedzieli i rozmawiali i wszystko samo się powiedzialo… Pamięta wiele innych rzeczy. Pamięta jak Michas zapalił silnik i odjechał z ulicy Kokainki żeby sąsiedzi chodzący ulica nie widzieli Kokainki wypłakującej oczy. Zaparkowali pod przedszkolem. Tam spędzili kolejne 2 godziny. Pamięta że powiedziała zapatrzona w dal za szyba:
-Będę musiała znaleźć nową prace….
-Nie, ja odejdę. Ty masz dzieci.
-A ty masz karierę której ja nie mam. Łatwiej będzie mi znaleźć następną pracę za gówniane pieniądze niż tobie kolejne stanowisko managera…
-… a może po prostu, zostańmy tam gdzie jestemy, pójdziemy na kawę od czasu do czasu…
-mmm…

Potem odjechali i kilka razy okrążyli Kozią Wolke i zaparkowali obok starego mostu. Tam spędzili kolejnych kilka godzin. Tam Michas się złamał.
-Mogę zadać ci pytanie?
-Zadaj- odpowiedział.
-Kilka dni temu, miałeś telefon w pracy, prawie godzinę z kimś rozmawiales…
Spojrzał na Kokainke jakby właśnie prześwietliła go rentgenem.
-Skąd wiesz?
-Widziałam cię. Obserwowałam cię cały czas z drabiny. Niech zgadnę, może się mylę ale jeśli nie, wiem co się stalo… To była Ona. Powiedziała ci coś ważnego, coś co cię na tyle wzburzyło że po rozmowie wyszedłeś z pracy i jeździłeś 20 minut samochodem po okolicy żeby nikt cię nie widział. Bo to miejsce nie ma tajemnic. Spędziłeś resztę dnia nie odzywając się do nikogo. Od tego czasu jesteś rozbity. Mam rację?
Kokainka spojrzała na Michasia. Wpatrywał się w drzewa nad rzeka, zachodzące słońce przeświecało przez gałęzie i zaglądało do samochodu. Michas miał zaczerwienione oczy, po chwili zebrały się w nich łzy i zaczął płakać. I opowiadac…


-Jak chłop ryka to nie jest dobrze. Baba jak ryka to normalne ale chlop… – karczmarz oparty o drewniana bale wspierającą sufit karczmy od jakiegoś czasu przestał serwować piwo i wysłał za bar córkę.
-Jak chłop ryka, mości karczmarzu, to znaczy ze kocha- odparował chłop z jasna szczeciniastą brodą
-Albo kochał ale serce ma złamane!- dodała jego baba.
-Na jedno wychodzi. Chłop jak ryka to trza patrzeć którędy do drzwi.- zawyrokował karczmarz i przysiadł w ławie


-Na początku było idealnie. Ja pracowałem, ona siedziała w domu, odkładaliśmy na wakacje, byliśmy we Włoszech, na Islandii.. Mielismy wszystko czego dusza chciala.
-To wtedy kiedy zmusiła cię do kupienia czapki z białego lisa?
-Nic nie zapominasz, co?
-Jestem jak stara słonica. – Michas śmiał się przez łzy.
-Potem chciała więcej i więcej, prawie nie spędzaliśmy czasu razem. Często wracałem do domu a ona właśnie wychodziła do koleżanki. Często odbierałem ja późno i szliśmy spać bo ja miałem na rano do pracy. Ale pieniędzy było ciągle mało. Kupowała meble, ubrania, zmieniała wystrój co pół roku a to co kupiła 6 miesięcy temu wystawiała przed dom, dla chętnych. Ja założyłem własną firmę i po pracy jako IT advisor, robiłem zakupy i wracałem do domu składać komputery. Wysoka półka więc jeden, dwa na miesiąc utrzymywały nas na powierzchni. I ciągle były kłótnie. O wszytsko, małe i duże powody. Nie chciałem żeby wychodziła ciągle do znajomych ale odczuwałem ulgę kiedy nie było jej w domu. Była cisza i spokój. Nie zrozum mnie źle, ja sam się na to zgodziłem i nadal bym się godził ale ona po prostu odpływała. Każdego dnia coraz dalej. Wracała kiedy jej ED dawało się jej we znaki. To Echlers-Danlos Syndrome, genetyczny problem z tkanka łączna. Każdy uraz, nawet najbardziej niewinne kończyło się siniakami i krwiakami pod skóra które goiły się tygodniami. Dlatego nic nie robiła, nie pracowała, nie sprzątała. Siedziała w domu. Ale ja się zgodziłem na to 3 lata wcześniej i trzymałem swoją obietnice że się nią zajme…
I wtedy Michac całkiem się załamał. Przez długi czas Kokainka trzymała go w ramiona a on płakał, głośno i rozpaczliwie.
-Pewnego dnia nie wróciła na weekend, a resztę już znasz.
-Aż postanowiła wrócić i dała ci ofertę nie do odrzucenia- wyjazd do Edynburga
-Na co nie miałem najmniejszej ochoty, jeszcze z jej przyjaciółką! Mam tu brata, siostrzenice, rodziców, pracę. I ty tu jesteś.
-Bardzo śmieszne, skoro już siedzimy w aucie od 4 godzin i zrywamy znajomość.
-Nie zrywamy.
-Pocałuj mnie gdzieś. …… A więc po co zadzwoniła?
-Kiedy kończą się jej pieniądze, dzwoni do mnie i może można to nazwać szantażem, na pewno emocjonalnym, prosi o pieniądze. Ja odmawiam ale potem czuję się jak świnia i klika dni potem wpłacam jej na konto. Od kiedy wzięła Monty’ego, ma nowy pretekst- ‘Pies nie może być glodny’’
-I zadzwoniła po pieniądze.
-Tak
-I wpłaciłeś.
-Tak.
-Głupi ciul
-No, głupi ciul.

Siedzieli i patrzyli na drzewa przy moście. Kokainka zadawała jeszcze mnóstwo innych pytań. I za każdym razem dostała odpowiedzi.


-Nie to że gupi to i naiwny- skomentował Bezzębny Rycerz lądując w usta ziemniaki z przyprawami – Ki diabeł wymyślił takie przasnie danie?
-Seweryna. Długa historia.- odpowiedziała Kokainka

-W każdym razie, co jam że ten tego… aha, że głupi ciul. Tak się dać wysysać przez niewiastę co nawet miasta zmieniła. A jak była to jak tą kukła z siana. Na wiosnę i do rzeki, powiadam, jak Marzannę. Każda taka, wszystkie razem!

_________________________

-I tak codzienną rutyna, z psem rano, do pracy godzinę, w magazynie fajnie ale koniec końców to ja i George przeciwko całemu światu. A teraz nawet Georga nie ma. Cholerna przegroda nosowa. Czuję się jak impostor. Nigdy wcześniej nie byłem managerem, uczę się wystkiego od zera i sam bo Ken w niczym mi nie pomaga. Robię błędy i sam je naprawiam. Mam wrażenie że wszyscy patrzą mi na ręce i widzą że jestem do dupy.
-Ja patrzę na ciebie cały czas i widzę że nie jesteś do dupy.
-To się nie liczy. Jesteś pozytywnie uprzedzona- zaśmiał się Michas- Gdyby nie ty, nie wiem, teraz wstaje rano i jesteś pierwszą myślą w mojej głowie, jadę bo wiem że otworzę drzwi do biura a ty wyjrzysz przez okienko, spojrzysz na mnie i uśmiechniesz się. Niby nic a dla mnie wszystko. I dzień jest piękny i nie chce żeby się skończył. Czasem zatrzymuje sie na drodze, parkuje na poboczu i rozmawiam z toba kiedy ty jedziesz do domu autobusem. Nie chce wracac do domu. Ale wracam do domu sam, wchodzę, nawet nie zapalam światła, idę do sypialni, zamykam za sobą drzwi i płacze.


-Depresja- stwierdziła Seweryna że znastwem.
-Ryka od depresyji! – podążyła za nią baba w zielonej chuście.- Na to się stawia banki albo i pijawki. Wysysają z człeka depresyje, to się do ziemi zakopuje za cmentarzem i na tym potem roście wszelkie chwasty trujące.
-A chwasty się zbiera, uciera i głupim i wrednym babom do mleka dodaje! Takim do szantażuj stosujo i chłopów dapresjujo!- zażartował chłop siedzący obok karczmarza.
-Skąd wiesz?- spytała szczerze zainteresowana baba w zielonej chuście.


Kokainka siedziała bez życia. Wyprana z emocji, z oczyma popuchniętymi od płaczu, bo po tym jak Michas się załamał, płakali już razem.
-Będzie lepiej jak będę sam. To nie sprawiedliwe i do dupy bo jestem nie do życia.
-Może będzie lepiej jak ja też powiem: ‘’Wiec będę sama, do końca życia!’’ Bo wolę ‘do dupy’ niż być bez ciebie. Nikt przed tobą i nikt po tobie.
-Nie mówisz serio
-Załóż się.
….
-Nie rozumiem cię. Wysłuchałam wszystkiego i rozumiem przez co przeszedłeś. Sama jestem połamana i potłuczona. Ale sam twierdzisz że jestem jak tort na urodziny. Ciasto idealne, ani za słodkie ani za suche, lukier ani za gruby ani za cienki, i owoce w środku nie pogniecione, ozdobienie tortu nie ma sobie równych, nic tylko kroić i jeść. I mówię ci: ‘Masz, jest twój. Cały tylko twój.’. A ty odmawiasz. Nie rozumiem.
-Sam nie rozumiem. Od 6 godzin siedzimy w aucie i nie mogę odjechać. Bo jak wysiądziesz to będzie koniec. Więc nie chce żebyś wysiadła. Więc siedzimy w aucie i płaczemy. Płaczemy nad tym że prędzej czy później wysiądziesz z auta i to będzie koniec. Sam nie rozumiem.
-Bełkoczesz.
-Odwodniłem się.

Objechał wioskę po raz kolejny. Zaparkował w nowym miejscu. Robiło się ciemno. Nic z tego nie wynikało. Kręcili się w kółko myśli i emocji. Żartowali do łez a chwilę potem znowu płakali. Żegnali się i jednocześnie trzymali za ręce. Sześć godzin. Do dziś połowa z tego co Kokainka pamięta jest głęboko wyryte w jej pamięci jak traumatyczne przeżycie które wyskauje z pudła jak karykaturalny clown i straszy z nienacka.

W końcu uznali że jest późno. Było ciemno a jutro….. Do pracy. Kokainka nie wiedziała jak pójdzie jutro do Magazynu. W tamtej chwili, minuta była wiecznością. Jeszcze jedną przed otwarciem drzwi od auta. I jeszcze jedną. Tą ostatnia.

Weszła do domu, Dzieciusie były już w łóżkach. Dała im po buziaku i zamknęła drzwi do sypialni. I płakała. Tak samo.


W karczmie zapadła cisza. Ktoś beknął po cichu dając ujść piwnym oparom, baby siedziały porażone, zasmucone, jedne płakały, inne patrzyły w ogień przypominając sobie jak same kiedyś, może nie raz, płakały za stodoła, oby ojciec i matka nie przyoczyli…
-Coś mnie się zdaje, że to się nie skończy na jednej nocy. Bedziem słuchać jeszcze długo- Stwierdził Rycerz i przejechał rękawem po przyłbicy swojego hełmu leżącego na brudnej ławie.
-Przepraszam.-bąknęła Kokainka
-Niech Jaśnie Panienka nie przeprasza. Jakbym nie chciał słuchać to bym kunia po ćmoku odwiązał i w inne kraje pojechał już miesiąc temu. A jestem i tą zgraja co wieczór większą się robi- kiwnął na karczmarza w tłustym fartuchu.
-Zaiscie, powiadam. Początek mnie ominął ale com uslyszal…. W karczmie od małego pracuję, duzom słyszał. Takie rzeczy trzeba z siebie, wie Panienka…..
-Jak ztwardzenie!- przypomniało się jednemu chłopu
-Tam ztwardzenie! Ulgę przynosi, a i potomnym może do myślenia da…
-Jak usłyszycie mości panie karczmarzu co było potem…. – powiedziała Kokainka owijając się podarowanym kocem- Potomni słuchać winni i ciągnąć wnioski na własną korzyść. Bo ludzie, z uszanowaniem zebranym, to banda gnoi bez cienia sumienia.
-Łajno Belzebuba za sumienie majo! – przytaknęła baba w zielonej chuście- Ja zielarka jestem to wiem co powiadam, jak się podkraść nocą pod zamek to od razu wiadomo co za łajno z nich wychodzi. Jak diabol, Wielkie Państwo a srajo jak kazdy…..
Gromada, najwyraźniej doświadczona Wielkim Państwem zamruczała gniewnie.

-To jednak była Czarną Niedziela- podsumowała Serafin. -Skąd wiedziałaś?
-Nie wiem. Wiedziałam. Do końca życia bedze się zastanawiać skąd.


Zmierzch (Październik 2019)

Zwykły wpis

W piątek Kokainka ostrożna i niepewna starała się chodzić na paluszkach, tak na wszelki wypadek ale Michaś jak zwykle radosny, głośny i pełen życia nie dawał po sobie nic poznać. Kokainka była kompletnie zdezorientowana. Wychodząc z założenia, że nie wyciskają z siebie zwierzeń jak pasty do zębów z tubki, Kokainka nie chciała pytać. Z drugiej strony, nauczyła się przez lata po prostu być i obserwować a nie atakować pytaniami: co? kto? gdzie? dlaczego? Maisie właziła Kokaince na głowę zmuszając ją do ‚szczerej rozmowy’ z Michasiem na co Kokainka wchodziła w tryb paraliżu ogólnoustrojowego i z godziny na godzinę miała coraz bardziej dość i żałowała, że powiedziała Maisie o rozmowie podejrzanej z drabiny. Wtedy Maisie wytoczyła główne działo i powiedziała: ‚A tak w ogóle to wszyscy chodzą i się zastanawiają o co chodzi od dwóch dni bo wyglądasz jak duch. Dziewczyny (Hydra) się pytają i szepczą, może po prostu czas powiedzieć Managerce i mieć te tajemnice z głowy?”. Kokainka zaparła się jak osioł na przejściu dla pieszych . Nie i już. Ale Maisie rację miała bo Kokainka spojrzała na siebie w lustrze w kibelku i rzeczywiście wyglądała jak duch. Bardzo przestraszony. Spetryfikowany strachem.

To taki strach, który powoli płynie zimną rzeką wszystkimi żyłami w ciele. Strach który powoduje, że osoba zaczyna czepiać się desperacko każdej pozytywnej myśli żeby tylko utrzymać głowę na powierzchni i nie zacząć także wdychać tego zimna.

Pod koniec dnia, Masie znalazła Kokainkę szperającą w pudłach ze srebrnymi łyżeczkami i kazała iść za sobą. I Kokainka poszła. Za drzwi na zewnątrz, bocznym wyjściem gdzie Hydra zwykła wentylować płuca sztucznymi papierosami. Za drzwiami, w krzakach, obok starej palety stała Managerka. Masie od razu zagadała w taki oto deseń: „No więc, zebraliśmy się tutaj gromadnie… ten tego… bo Kokainka ma coś bardzo fajnego i ważnego do powiedzenia.”. Managerka spojrzała na nie obie jak przed otwarciem wielkiego pudła z czerwoną kokardą. ‚Maisie kontynuowała natomiast: ‚Kokainka ma ostatnio skwaśniałą minę bo……..’ i tutaj zawiesiła głos, spojrzała na Kokainkę a ta zamarła.

-Jesteś w ciąży!- wykrzyknęła Managerka

-JA! Chyba żartujesz, ja…. chyba ze Świętym Michałem – akurat to Kokainka uznała za dobry żart, tak we wnętrzu własnej głowy bo cała sytuacja była co najmniej wkurwiająca.

-No właśnie, przecież ty jesteś singielka!- odrzekła Managerka, coraz bardziej zaciekawiona i rozbawiona.

-BZDURA! – kaszlnęła Maisie

-Kokainka?- Managerka już zwęszyła trupa- Z kim ty jesteś? Bo przecież z kimś kogo znam, inaczej by mnie tu… Z ROCKYM! Eugh!

Kokainka zaczęła zaprzeczać przyparta do ściany a Managerka wymieniała

-Ken! GRZEŚ! Jezu, Kokain….. Wiem! Barry! Nie, o matko, nie mów że Kuba!! SIUSIAK?! To ja już nie wiem!

Kokainka się poddała.

-Przecież już wiesz.

-Nie wiem!

-Wiesz, nie wymieniłaś tylko jednej osoby z całego Magazynu.

-Wymieniłam wszystkich!

-Nie- Maisie potwierdziła uśmiechnięta jakby była świadkiem narodzin potomka zagrożonego gatunku.

-………………………………………….NIEMOŻLIWE! ON MI MÓWI WSZYSTKO! On by mi powiedział! Wszystko mi mówi! MICHAŚ??? Ty chyba sobie ze mnie żartujesz!! Ale jak, kiedy, gdzie? Jak nic nie zauważyłam! Maisie, od kiedy to trwa? Dlaczego mi nie powiedziałaś?

__________

-Suka. – burknął Rycerz. – Suka i tyle. Za łab i do studni z taką.

__________

Kokainka nawet przez chwilę się ucieszyła. Poczuła jak Wielki Ciężar spadł jej z ramion. Na myśl o tym co będzie dalej przeszył ją dreszcz ale w tej jednej sekundzie poczuła ulgę. Rozmawiały jeszcze chwilę jak lalki Barbie o Kenach i tak jak Michaś przewidział, od razu musiała się Kokainka oganiać od pytań o sekretne sekrety i niesforne szczegóły. Ubłagała Managerkę, żeby przypadkiem nie wyjapała wszystkiego wszystkim dookoła czyli w rezultacie całej rozmowy dodała po prostu jeszcze jedną osobę do kręgu wtajemniczonych. I rozeszły się panie do swoich zajęć. Kokainka była Bardzo Zła na Maisie ale nie dała po sobie nic poznać. Dała się natomiast przekonać, że zdarzyła się oto najlepsza rzecz jaka mogła się przytrafić i że powinna być wdzięczna że ktoś pilnuje jej dobra.

W sobotę, Maisie wyprawiła babskie party, z własną matką- imprezowiczką jak przystało na Miasteczko i Katie- kuzynką. Michaś miał iść z bratanicą do kina na Frozen2. Ale Kokainka miała go na linii dosłownie calutki dzień- co założy Kokainka, żeby się dobrze bawiła i dała znać że jest bezpieczna i wszystko inne co ważne, i motylki, kwiatki i całuski. Kokainka stała prawię godzinę na środku Aldiego robiąc zakupy na party i wymieniała z Michasiem wiadomości. W jednej ręce telefon, w drugiej tequila.

W niedzielę rano Kokainka obudziła się o 6:00 obok przepitej i chrapiącej Maisie. Kokainka co prawda miała chwilowy zanik wyobraźni przestrzennej i udało jej się wieczorem ‘spaść w górę schodów’ ale Kokainka ma też słowiańską wątrobę więc przeszło jej zanim jeszcze Maisie i Katie padły z nadmiaru ‘wszystkiego zmieszanego razem w szkalnej kuli na złotą rybkę’ . Od 6:30 kiedy tylko Michaś pojawił się online rozmawiali o tym co opowiadała pijana Maisie, jak było, czy boli czajniczek i jak to pewnego dnia upiją się razem, we dwójkę z Michasiem. O tym co się im śniło i jakie to były przedziwne sny, chichrali do 10:00 aż Maisie ruszyła nogą i stoczyła się pod prysznic. Michaś wysłał tonę buziaczków i poprosił żeby Kokainka dała znać jak aż dotrze bezpiecznie do domu. Była niedziela więc nie było autobusów więc Kokainka polegała na transporcie szofera.

Skacowane damy usiadły w sofach w salonie i kilka godzin Maisie opowiadała matce i kuzynce perypetie Michasia i Kokainki, które one znały co nieco ale chciały wszystkie szczegóły prosto od zainteresowanej. Wszystkie razem swterdziły ostatecznie, że czas szukać sukienek na ślub i zanim się nie obejrzą, w Magazynie będziemy odliczać do trzech ślubów. Kokainka kokieteryjnie unikała odpowiedzi na krępujące pytania, śmiały się do łez w rozmazanym tuszem na podpuchniętych oczach.

O 13:00 Michaś spytał czy Kokainka jest juz w domu. Na co Kokainka że nie. Na co Michaś że to dobrze, bo akurat jedzie z Dużego Miasta i będzie zawijał przez wioskę i odwiezie Kokainkę do domu. Kokainka się ucieszyła i poleciała poprawić puder.

Stojąc w łazience obcego domu, przed lustrem układając lok włosa, nagle zatrzymała się w pół ruchu. Gdyby ktoś stał w tej łazience i obserwował Kokainkę pomyślałby że właśnie wpadła w katatonię i nie ma z nią kontaktu. Czas się zatrzymał i coś ciężkiego i zimnego przesunęło się głęboko w Kokaince. Stała i patrzyła na siebie śliczną jak na poranek po tequili, umalowaną, w sukience z poprzedniego wieczora i nagle juz wiedziała. Zeszła powoli na dół, do skacowanych dam i powiedziała:

-On tu jedzie żeby ze mną zerwać.

________

-Psia mać!- zakrzyknął bezzębny chłop a wszystkie baby skoczyły jak na zawołanie – Bzdura jakaś! Dopiero co Panią Jaśniepanienkę niumlać po deszczu chciał a tu Jaśniepanienka takie pierdoły opowiada!

-Tak! Nie podobna tak bab straszyć i za włosy ciągać- obruszyły się baby

Rycerz milczał. W końcu powiedział:

-Baby i chłopy, zaraz świtać będzie, do wozów jak powiadam i wyspać się bo droga jutro długa i nużna. A do miasta jeszcze daleko. – Wstał, zazgrzytał zbroją, wytrząsł igliwie z zawiasów i zaczął rozganiać towarzystwo do spoczynku. Baby się buntowały ale wzięte z fraki przez mężów, poznajdowały dzieciarnię śpiącą pokotem i uradziły które dzieci do której należą.

Wkrótce nad obozowiskiem zaczęło świtać. Ogień ogniska dogasał, tu i ówdzie słychać było donośny pierd dochodzący z któregoś z wozów. Kokainka wymknęła się w stronę rzeki i usiadła na brzegu. W ciszy usłyszała trzask gałązki bardzo wyraźnie.

-Wychodź, nie czaj się po krzakach bo cię kleszcze oblezą – powiedziała Kokainka i po chwili na brzegu pojawiła się młoda kobieta w stroju podróżnymi usiadła obok Kokainki. Siedziały i długo patrzyły w milczeniu na rzekę uciekającą poza horyzont.

-Ciężko Kokainkę, Jaśniepanienkę znaleźć w tej puszczy. Konia prawie zamęczyłam szukając. Po śladach szłam a łatwo nie było. Gdzieś ktoś widział w szynku, a to ktoś mówił, że Kokainkę w mieście widziano.

-Bocznymi dróżkami chadzam, Seweryno. Bardziej się pilnuję.

-Ale tej leśnej brygadzie Kokainka opowieściami dogadza! – uśmiechnęła się Seweryna.

-Dogadzam bo to dobrzy ludkowie są. Szczerzy. Chować się nie muszę. Bo ja teraz Seweryn, ludzi się boję.