Rodzicielka się odbraziła. I jest cacy. Oglądam polską telewizję, nadrabiam zaległości w zawiłościach seriali, któych nigdy nie oglądałam, chodzę z Psem na spacery i jem kiszone ogórki. I obserwuję. Nikt w sklepach się nie uśmiecha, ludzie łypią na siebie, klną na rowerzystów, zostawiają drzwi w sklepach otwarte, nie ma miejsc na prywatne wizyty u ortopedów. Nadzwoniłam się jak głupia po przychodniach i prywatnych klinikach ale nawet po prośbie i groźbie, z kasą w łapie- miejsc na badanie EMG nie ma i nie będzie. Do przyszłego miesiąca. Czyli, zrobiłam badania, mam pappier, tylko dać się pod nóż.
Moja dzielnica się zmienia. Urodziłam się w niej, wychowałam i nigdy nie bałam się chodzić ulicami. Nawet dwa lata temu, zanim wyjechaliśmy na Zieloną Wyspę, kiedy chodziłyśmy z Trufflem na niekończące się spacery między jej domem a moim, nie bałyśmy się bram i zaułków. Nawet o 2:00 nad ranem. Zdarzało mi się wracać z pracy o 5:00 nad ranem i do głowy by mi nie przyszło, że coś może mi grozić.
Teraz, strach zejść na dół po drożdże. W bramach stoją menele, żłopią wino „Czar Pustyni”, charkają na chodnik a żeby wejść do Wariata po te drożdże trzeba przepychać się między żulernią blokującą wejście do sklepu, jakby w obronie zapasów szlachetnego napitku. Rozstępują się leniwie, jakby z łaską, mierzą od stóp do głow i spluwają z namaszczeniem pod nogi. W kolejce, za plecami dynda mi obywatel zionący wodą przemysławką, przede mną, starsza pani, która kubuje tabakę, Czar i śmierdzi siuśkami. No koszmar.
W bramie, na każdym piętrze obcy element, czekający aż z mieszkań powychodzą wyperfumowane i nalakierowane lale, które pamiętam jak srały w pieluchy.
Sąsiad, jak dwa lata temu wyniósł z mieszkania wannę, tak od tego czasu z wanny nie korzysta. Nakrył ją kapotką i stoi. Za każdym razem, wchodząc po schodach, boję się, że zobaczę go siedzącego w tej wannie, plecami do mnie, biorącego tusz na korytarzu. Taki obrazek, którego nie mogę wyrzucić z głowy.
W parku Pani Starsza siedzi całymi dniami na ławce. Kiedy spytałam Mamę, czy jej się przypadkiem tam nie nudzi, dowiedziałam się, że Pani Starsza pracowała w Niemczech jako prostytutka. Tak się jej spodobało, że teraz wysiaduje jajko w parku w oczekiwaniu na przyjaciela. Codziennie innego, z wachlarza dzielnicowych obszczymurków. Podobno ma wzięcie.
A reszta ławek obsadzona jest kwiatem staczającej się młodzieży. Łupią muzą z magnetofonu na akumulator i czekają na ofiary. Żaden właściciel psów nie ma odwagi iść z czworonogiem do parku, bo biją. Chodzą więc nad Odrę. A tam grasuje piroman, który podpala działki i trawsko nad wodą. Codziennie coś się wędzi, aż w oczy żre.
Wały nadodrzańskie pokryte są rzadką trawą i gęstą kupą. Nikt nie zbiera psich prezentów więc w zimie, kiedy wszystko wokół zamarza, najpierw trawa, potem kupy, potem przymrozek, potem kupy, potem odwilż, znowu kupy- wszstko naraz tworzy niezły obiekt badań dla stratygrafów. Kiedy zima ostatecznie puszcza, okolica upstrzona jest odmarzniętymi plackami we wszystkich kolorach tęczy. I to nie tylko nad Odrą. Kiedyś próbowałam, podkreślam że próbowałam, przejść z przystanku tramwajowego na Różance, na samo osiedle. Była wczesna wiosna, ten moment, kiedy zaczyna przyświecać słonko a wszyscy rozpinają kurtki. I okazało się, że przejścia nie ma. Przede mną rozciągał się dłuuugi i szeroooki trawnik. Gówien. Błota, resztek trawy i półrocznego zapasu rozmrożonego psiego gówna. Ktoś poukładał cegły wyznaczając ścieżkę do wieżowców na przeciwko ale cegły tonęły w mazi. Ludzie wybierali drogę „dookoła Romek”, żeby dostać się do własnych bram.
I taki jest ten dzień powszedni w sercu wrocławskiego Śródmieścia. Nie wiem, może to nie dzielnica się zmienia, tylko ja? Może wydelikaciłam się nadmiernie i smrodek własnego miasta drażni szalechecki nosek? Wątpię. Było paskudnie, o czym świadczy mój stary stareńki tekst o parku ale teraz obrazek przypomina jakąś polską, przekoloryzowaną komedię Barei.
…
Na serwerze Nasza Klasa robi się coraz tłoczniej. Codziennie pojawiają się kolejne dzieciary z mojej przeszłości i aż dziw człowieka bierze jak to ludziom szajba siada na zwoje. Jedna z dziewuś z mojej klasy I-III jest, jak się okazuje arystokratką ponieważ z pojedynczego nazwiska z dziennika wyprodukowała nagle podwójne, a po mężu potrójne- „Patrycja Tratatata vel Srutututu – PierduPierdu”. Bosze.
Wiktor stracił włosy, a takie miał śliczne na zdjęciu z 1988 roku, Agnieszka jak
czarowała urokiem polnej myszy, tak czaruje a Gosia …cóż, patrzę na jej
zdjęcie sprzed 20 lat i okazuje się, że już wtedy można było domyślić się jej
przyszłej profesji.
Połowa dziewuch z mojej podstawóki i liceum popączkowało i potraciło resztki klepek. Zamiast zdjęć swoich facjat, jako swoje wizytówki wrzucają
fotki swoich małych kloników, jakby po dziecku świat się kończył. Masz
dzieciara i chcesz się pochwalić produktem swojej macicy? Wrzuć milion
zdjęc do galerii! Ale nie zmuszaj mnie do rozpoznawania klasowego kolegi
z jednej ławki na podstawie zezowatej, pulchnej pecyny w różowych śpioszkach!
I te określenia: córónia (dokładnie z tyloma ó), Klaudysia, Agulka czy Dasiu. Albo Ziomalciu.
I zdjęcia- setki pamiątek z wakacji- w polarze lub w biustoszulce, oparte lub oparci o barierki, z widokiem na góry lub widniejący w postaci malusiej figurynki z obciętymi nogami, na zdjęciu Sławnego Pomnika.
Co to jest? Kryzys wieku przedśredniego? Wysyp spóźnionego trądziku?
Pierwsze zmarszczki i siwe włosy? Róbcie zdjęcia pysków do jasnej cholery!
…
A w międzyczasie wróciłam na Zieloną Wyspę. Dokonując gwałtu na fizyce i grawitacji udało mi się upchnąć 18 kilo bagażu do 15 kilogramowego limitu. Na lotnisku robiłyśmy z Trufflem potajemne zdjęcia Ciacha lecącego z nami Ryanairem. Raz na stulecie daje się słyszeć, że Truffel uznaje jakiegoś mężczyznę za Ciacho, więc trzeba to było upamiętnić na zdjęciu. Gdzieś między lotniskiem na Strachocinie a strefą niczyją przed stanowiskiem angielskich celników Ciacho zorientowało się w czym rzecz i okazało się, że nadal istnieje coś takiego jak Przystojny Mężczyzna w Trybie Zawstydzenia. Pewnie domyślił się, kiedy dla jaj wystawiałyśmy głowy znad naszych foteli i konspiracyjnie kukałyśmy moim pluszowym misiem w stronę fotela Ciacha. Kryzys wieku przedśredniego w naszym wydaniu.
…
Podpuszczone przez Rodziców, napuszeni i pełni wiary w siebie podjęcliśmy decyzję o tym, że czas pozbyć się Lokatora. Ustaliliśmy co trzeba, uzgodniliśmy szczegóły Kłamstwa o przyjeżdżającym bracie i ruszyliśmy do ataku. Taaak… Unaocznię wam jak to było na bardzo obrazowym przykładzie:
Na rogu siedzi sobie piesek. Śliczny, puchaty fafiki węszy za przechodniami machając oonkiem. Podchodzisz i głaszczesz pieska bo przecież taki słodki. Wtedy piesek podnosi tylnią łapkę i szczy ciepłym sikiem na twojego adidaska. Myślisz, że takie wypadki się zdarzają i dalej głaszczesz psiaka. Wtedy psiak robi miękką kupę na drugiego buta i wyszarpuje ci z ręki bułkę z serem. Mówisz: zły piesek! zły! idź sobie! już!… I wtedy piesek otwiera pyszczek, dziura staje się coraz większa, większa, wokół rzędy wirujących stalowych kłów, potoki śmierdzącej śliny obmywającej zionącą piwnicznym odorem gardziel. Bestia charczy na ciebie resztkami bułki, zdechła myszą, rybim szkieletem i dziecięcym bucikiem z którego sterczy wyssana do szpiku kość…
I tak właśnie było przedwczoraj. Lokator przyjechał, w
ysłodził się, dupcia, mankiet, rąsia. Pod wieczór zasiedliśmy do stołu i oznajmiliśmy, że jest pewna delikatna kwestia do rozwiązania. Niestety, zmieniły się warunki, przyjeżdża ktoś z rodziny, zostaje na stałe, potrzebujemy pokoju, musisz znaleźć sobie nowe lokum w ciągu dwóch tygodni.
O jezu… awantura trwała do północy. Włącznie z grożeniem policją (na nas), szastaniem papierami bez pokrycia (przeciw nam) i epitetami w stylu: mam was w dupe, gówniarze, a ty mi gówniaro posrana zejdź z oczu bo nie ręczę za siebie i ci przypieprzę!! (to do Truffla). Postraszył nas sądem, policją, prawnikiem, naszym własnym landlordem, gminą a w ostateczności Żonką, która już jedzie i będzie tu w przyszłym tygodniu, żeby nas wytarmosić. O żeszty orzeszku!! I tu się skończyła moja cierpliwość. Wygarnęłam mu wszystko. Że jawnie i bez skrupułów okradał nas przez ostatnie 6 miesięcy, wykorzystując fakt, że jesteśmy młodzi i nie umiemy się bić kiedy trzeba. Że sprowadzał Podejrzany Element, który mieszkał w najlepsze nie płacąc ani pensa ani za czynsz ani za rachunki za to wypijał perfumy w łazience i narzekał na brak własnego pokoju. Że oszukiwał nas mydląc oczy dobrym słowem i ciasteczkiem, kiedy za friko przesiadywałam godzinami przy internecie szukając mu roboty i dzwoniąc po ludziach z własnego telefonu. Obiecał zapłacić jeśli zdobędę mu kontrakt. Załatwiłam mu pracę za 100 funtów dziennie! 100!! 5 700 zł dziennie a on przywiózł mi niemieckiego serdelka ze Slough! Zarobił na tym interesie 26 000 funtów w dwa miesiące a ja rocznie zarabiam 10 000. Ciągał Susła po urzędach, bankach i klientach wiedząc, że pójdzie do pracy bez godziny snu. Potrafił wyciągnąć od Susła nawet 48 godzin bez chwili spokoju.
Ulało mi się to wszystko i wyjechałam mu z całym żalem, któy zebrał mi się przez te wszystkie miesiące. Krzyczałam a on krzyczał na mnie. I to jak! I jaki był wkurwiony! Gdzie on teraz znajdzie pokój za 250 funtów, bez dodatkowych opłat z możliwościa sprowadzania kogo chce, z inetrnetem, telefonem i trójką osłów do załatwiana jego spraw. Każdy go oleje i będzie miał go głeboko gdzieś, niezależnie od tego ile ciastek zaserwuje.
Trzaskał drzwiami, wychodził, wracał, dokładał i opluwał mnie i Susła. Trufflowi kazałam wyjść z domu, w gości bo autentycznie bałam się, że stanie się coś złego.
Taki z niego fafik. Blać jego mać.
I od tego momentu trwa cisza. Łazi po domu jak gdyby nigdy nic. Zadzwoniłam do Landlorda żeby poinfromować go o sprawie, uśmiał się do łez i powiedział, że gość powinien być szczęśliwy, że dostał wypowiedzenie bo nie ma z nim żadnej umowy i teoretycznie nie ma prawa tu mieszkać. I jeśli chcę, on do niego zadzwoni i załatwi sprawę od strony agencji. Uspokoiłam się, zapewniłam, że w razie dalszym problemów dam mu znać i finał.
Ale boję się. Boję się, że miną dwa tygodnie a on nadal będzie siedział na dupie i rżnął głupa pierwszego gatunku. Wtedy będzie ostro.
Tak Kochani jest, jeśli pozwolicie sobie na chwilę beztroski i pójdziecie w krzaki. Spuszczacie gacie wsród kwiecia a tu wilkołak ze skłonnościami dobiera się wam do tyłka, jak napisał Mistrz mój, Sapkowski. A więc trzymać gacie na dupie i czekać do najbliższej gospody.
Tym oto leśno kloacznym akcentem kończę tyradę i oddaję się w ramiona
Agenta Specjalnego Dale’a Coopera. Drugi sezon Twin Peaks właśnie się rozwija.