Monthly Archives: Luty 2016

Lekcja z życia

Zwykły wpis

Kilka miesięcy temu, suczka shitsu Samotnej w UK dostała swojego kudłatego kawalera. W Boże Narodzenie narobili rabanu i od tego czasu spodziewaliśmy się szczeniaczków z których jedna dziewczynka ma być nasza. Czekałam jak matka surogatka. Miała do mnie pisać o każdej porze dnia i nocy gdyby miały się rodzić.

Dziś w nocy miałam sen- śniło mi się, że rodzą się szczeniaczki, wszyscy wiwatowaliśmy i cieszyliśmy się ale jeden był niebieski. Tuliłam go i grzałam w rękach, masowałam i czekałam aż zacznie sam się ruszać. Nie był, no wiecie, niebiesko-siny ale kompletnie niebieski. Jak błękit nieba, miał niebieską sierść, niebieskie łapki i nosek, wszystko miał niebieskie.

Pierwszy sms obudził mnie o 5:20 ale sądziłam, że to sieć chce mnie uszczęśliwić promocjami. Drugi o 8:10 i okazało się, że to SMS od Samotnej- 5 szczeniaczków urodziło się w nocy i czekają na ostatniego! Wyskoczyłam z betów jak poparzona, HURRA! Poleciałam do pracy na 9:00 i zostawiłam wiadomość na stole, żeby Dzieciusie były gotowe jak tylko przyjdę z pracy, żeby pojechać i obejrzeć psiulki.

W wielkim kartonie, w otoczeniu piszczącej gromadki leżała Psotka, dumna ze swojego wielkiego osiągnięcia i niuchała malutkie potomstwo. Shitzu nie są duże więc szczeniaczki mieszczą się na jednej dłoni.

12735569_10153923961224844_968433384_n

Wszystkie piękne i malutkie ale jeśli dobrze się przyjrzycie, wprawne oko zauważy to co my zauważyliśmy dopiero po chwili- kiedy przez Skypa zadzwoniła siostra Samotnej. Poprosiła, żeby pokazać jej jednego i Samotna sięgnęła po pierwszego z brzegu i wzięła tego pierwszego z prawej, co śpi na boczku. Teraz patrząc na to zdjęcie widzę to od razu.

W ciągu chwili wiedziałam, że coś jest z nim nie tak. Nie wiercił się jak reszta, miał blady nosek i zupełnie białe łapki. 9866_10206129923342357_450975737321447913_n

Oddychał głęboko raz na minutę i wcale się nie ruszał, nie czuć było serduszka tylko te łapczywe rzadkie oddechy i wyłożony języczek. 😦 Masowałam go z pół godziny, Rodzicielka i Suseł też, grzałam go w rękach i zagrzewałam do walki- kiedy zdałam sobie sprawę, że oto jest mój Niebieski Piesek ze snu. We śnie nie dowiedziałam się czy udało mi się go uratować czy nie.

Nie udało się. W końcu przestał oddychać, zrobił się całkiem bezwładny więc kryjąc się przed dziećmi (całą piątką), Samotna zawinęła go w ścierkę kuchenną i po tym jak pożegnaliśmy się z pozostałymi maluchami, pojechałam z Susłem do lasu w Wólce, z łopatką i zakopaliśmy go w lesie. Akurat biły dzwony w St.Mary’s. Dziwne uczucie. Nawet nie zdążył otworzyć oczek. Po prostu umarł.

Planowałam lekcję z Nowego Życia dla Dzieciusiów, wyszła z tego lekcjaz rozszerzonym programem. Gabi nie bardzo zrozumiał kiedy powiedziałam, że szósty szczeniaczek nie przeżył i umarł ale Maja zaplanowała znaleźć kamień i zanieść go na grobik, żeby pamiętać gdzie leży szczeniaczek.

Wybrałam sobie czarno białą dziewczynkę z wąską obróżką i przywitała się z Dzieciusiami. Teraz będziemy patrzeć jak rośnie aż w maju będzie gotowa zamieszkać w naszym domu.

Smutno mi smuteczkowo.

 

Zemsta rzeczy martwych

Zwykły wpis

O tym jak przez 18 lat była prowadzona Przychodnia już zrzędziłam wielokrotnie.
Ale ja powiadają, życie testuje teorie najlepiej i w tym tygodniu był tego najlepszy przykład. Trzeci dzień zrywamy baki ze śmiechu.

Od jakiegoś czasu mamy Ekipę Sprzątajcą. Przychodzą późnym popołudniem i we dwójkę jadą szmatą i odkurzaczem cały budynek. Od początku się mówiło, że pokoju pielęgniarki 3 nie zamyka się na klucz pod żadnym pozorem- chyba, że w przypadku napaści zombie. Zamek zatrzaśnie się na amen i w wypadku napaści zombie z ulicy, pojój będzie stanowić bufor bezpieczeństwa…. dobra, wymyślam. Ale macie już pojęcie o ”niezamykalności’ tych drzwi. Nie. Zamykać. Na. Klucz. NIDGY.

Zamek był zepsuty tak długo, że aż obrósł mitami i legendami Śródziemia bo jakoś nigdy Menagerowi nie przyszło do głowy, że przydałoby się go naprawić. Bo po co? To samo z drzwiami frontowymi- regularnie opadają we framudze i trzeba je podnosić, żeby trafić zamkiem w dziurę we framudze. A drzwi do komórki na miotły to nie są więc zwykle do zamknięcia wołam męską siłe w postaci któregoś lekarza, on podnosi, ja krecę kluczem. Też nie naprawione, opadają bardziej i bardziej a na prośbę o pomoc, Menager zwykle mruczał coś pod nosem i gmerał śrubokrętem przy nawiasie.

A więc przyszła kryska na Matyska.

Sprzątający z Ekipy -zamknął drzwi na klucz. O 17:30 ktoś się zorientował, że drzwi są zatrzaśnięte na amen i zaczęło się komisyjne  kręcenie kluczem w zamku na modłę kooperaacyjno-decyzyjną. Czyli każdy po kolei brał klucze do ręki i w napięciu, obserwowany przez resztę próbował otworzyć zamek aż doszło do końca kolejki chętnych i podjęto ostateczną decyzję- ”Drzwi się zatrzasnęły”. Odkrywczo.

Menger poszedł po swoje gmeradło i zaczął dziubać w dziurce od klucza stwierdzając, że coś się tam złamało i widać to coś przez dziurkę.
-Gdyby tylko…moża było… to…. od-su-nąć….
Nie dało się i podjął decyzję… o wyłamaniu framugi. Zamek z klamką miał przedni panel z czterema śrubami więc na mój gust wystarczyło odkręcić go, zajrzeć do zamka wygrzebać złamany element i otworzyć drzwi a rano zadzwonić po ślusarza, który wmontowałby nowy zamek i klamkę, która nawiasem mówiąc by nie opadała by już jak jakiś siusiak. Ale ja jestem kobietą więc moje pomysły są mniej ten-tego niż pomysły mężczyzn. Poszliśmy do domu, zostawiając Menagera uderzającego anemicznie młotkiem w cienki śrubokręt, w próbach wyłamania framugi. Przychodnia miała być otwarta jeszcze 2 godziny więc zostawiliśmy to w jego rękach .

Rano wchodzę i tu nadal emocje żywe po porannych przejściach. Panikara płakała ze śmiechu, wszyscy zaśmiewali się po kątach.

Menager ustalił z Dr Kością, że ten przyjedzie do Przychodni o 7:30 rano, z zestawem narzędzi i spróbuje metody wojskowej. Dr Kośc kocha swoje narzędzia i robić nimi ”rzeczy”. Przywiózł więc jakąś piłę obrotową, zdjął koszulę, założył gogle i dawaj – w pozycji ActionMana zaczął jeździć po drzwiach tą piłą. Zaczęło dymić, drewno zaczęło się palić, wokół skry, podobno wyglądał przekomicznie bo do tego wszystkiego, w całej tej męskiej postawie człowieka akcji odsłonił przed światem tłuściutką oponkę na-spodniową której nikt się nie spodziewał. DrKość nie w przecież grama zbędnego tłuszczu na swoim powojskowym ciele pięćdziesięciolatka!
Pacjenci wchodzący do budynku, trafili w chmurę dymu i pyłu, smród spalenizny i piekielne dźwięki więc wycofali się z recepcji na zewnątrz i czekali aż skończy się ten epizod kiedy palące się drewno uruchomiło alarm przeciwpożarowy. Menager, po 18 latach zarządzania Przychodnia nie wiedział jak go wyłączyć, więc z 10 minut  przyciskal absolutnie wszystkie guziki na panelu w nadzei, że któryś w końcu zadziała.
Dr Kośc nadal szalał z piłą, pacjenci na zewnątrz, recepcjonistki w korytarzu,kiedy nagle, ktoś puka Panikarę w ramię i odsuwa na bok! Odwraca się- STRAZAK w kasku! Z wężem! Za drzwiami ekipa już rozwija więcej węży i okrąża budynek.
Na sygnał pożaru, zapakowali się chłopaki z Wólki i przyjechali w 3 minuty- na widok grupy ludzi kłębiącej się przed budynkiem, chmury dymu i smrodu bijącej z głównych drzwi, nawet nie pytali co się dzieje ale rozwinęli sprzęt i do natarcia!

Umarłam ze śmiechu. Dosłownie. Wizja Dr Kości w goglach i piłą w ręu i nacierający strażacy była po prostu bezcenna. Nachichrałam się i poszłam do skrzynki po recepty, obchodząc przy okazji felerne drzwi- obdarte z farby, podartane, oddzielone od framugi- ale otwarte. Wyszłam do głównego korytarza, patrzę…
-A wy wiecie, że frontowa szyba w drzwiach wejściowych jest rozbita? Straący nie znają się na wchodzeniu do budynku przez szklane drzwi czy coś?
-A! To Kejtka! Całkiem inna historia! Wczoraj wieczorem, przy zamknięciu, nie wiedziała jak potraktować drzwi żeby się zamknęły i walnęła w nie… dupą. I pękły. Płakała biedulka, bardzo się przejęła.

Z całym szacunkiem dla Kejtki- myślałam, że sie posikam ze śmiechu- dwie pary zepsutych drzwi ugryzły Managera w siedzenie tego samego wieczora i nikt tego nie zaplanował! Teraz mają podwójny koszt bo nie to, że trzeba wymienić drzwi do pielęgniarki to jeszcze zamówić szybę do drzwi frontowych- a wierzcie mi, że szyby w UK są drogie jak telewizory.

Niech ma naukę na błędach. A my uciechę po pachy.

Co w genach temu nie zaprzeczysz

Zwykły wpis

Podobno Gabi jest do mnie podobny. Wiecie jak to jest- duma rozpiera i takie tam ale do wczoraj nie do końca zdawałam sobie chyba sprawę z tego, że mam w domu mojego własnego klona.

Wróciliśmy ze spotkania w szkole na temat Pierwszej Komunii i chciałam pokazać Mai moje zdjęcia w sukience bo nie bardzo miała pojęcie co mam na myśli mówiąc, że będzie miała piękną sukienkę do ziemi. Albo nie do ziemi, zobaczymy. Wzięłam więc swój album ze zdjęciami i … znalazłam w środku Gabiego. Prawie na każdym zdjęciu.
12659855_10153904429874844_1403363138_n961260_10152104881059844_435443886_n

1209204_10151800670854844_401125130_n 12721832_10153904442699844_1535984290_n

537482_10151481506444844_1013554587_n 12736155_10153904468854844_999844323_n1935247_10153797947864844_3189515463706988098_n 702791_10153904469319844_105302019_n

 

Gdyby nie to, że moje zdjęcia są w większości czarno-białe a Gabiego kolorowe, można by pomyśleć, że to ten sam dzieciak! Byłam taka sama chudzina z wystającymi żebrami, chudymi nóziami i jasnymi kłakami. Dzieci nazywały mnie Anemia bo byłam biała, szczupła, długa i miałam białe włosy do pasa. Gabiego i Mai włosy stają się juz popielate po mojej Babci ale ja w tym wieku miałam nadal włosy koloru papieru.

Podobieństwo jest bardziej niż uderzające, nic dziwnego, że nauczycielka Gabiego nawet nie musiała pytać mnie o to czyją mamą jestem….

Ale tu podobieństwa się nie kończą- też nie lubi jeść, też ma własny świat i co ciekawe- wygląda na to, że będzie kontynuował czwarte pokolenie grafomanii w naszej rodzinie. Mój Dziadek chodził na ryby, żeby odkleić się od rzeczywistości i czekając na skaczący spławik gryzmolił w małym notesiku o tym jak wieje wiatr w chaszczach, jak słońce zachodzi, jak śmierdzi woda w rzece, jak kumkają żaby. Moja Rodzicielka zaczęła pisać memuary pod wpływem zamachu na Kennedy’ego i nie przestaje do dzisiaj, ja- wiadomo a Gabi spędza godziny na kopiowaniu literek z książek do notesika a jeśli gonią go myśli, zapełnia całe kartki wężykami treści. Ale zapytani będzie opowiadał jak dawno, dawno temu pociąg jechał przez las i spotkał ducha-kosmitę, który dał mu czarodziejski napój który… Niech się szybciej nauczy pisać, może w końcu będzie w rodzinie grafoman- pisarz profesjonalista?

1509777_10153905556174844_7534109318542491399_n

12743960_10153905556249844_730069136929453951_n

 12744384_10153905556124844_7532397617805143050_n

12571353_10153856787314844_189950347_n

Chyba już po wszystkim, Imogena i Policja

Zwykły wpis

A przynajmniej wygląda i działa obiecująco. Przeglądam losowe posty z losowo wybranych lat i wygląda na to, że udało się pokonać mistyczną Niekompatybilność i mam nadzieję, że nic się nie zgubiło bezpowrotnie. Na wszelki wypadek jednak pozostawiam zarówno Onet jak i Bloggera, pod hasłami ale do odzyskania w każdej chwili. A bo to wiadomo jaki zimny wiatr ze wschodu zawieje następnym razem?

Co do zimnego wiatru z zachodu no akurat o wilku mowa. Już od kilku dni oceaniczny klimat próbuje przepchnąć Wyspę bliżej kontynentu bo wieje tak, że Kieleckie się rumieni. W niedzielę wieczorem Susueł zmieniał w sypialni poszewkę na kołdrę i coś wspomniałam, żeby przelecieć dywan odkurzaczem bo Dzieciusie jadły płatki śniadaniowe w naszym łóżku. Suseł stwierdził, że jest o niebo za późno na odkurzacz i poszłam sobie do Dzieciusiowego pokoju przetrzepać ich bety. Słucham- szumi.

-A jednak odkurzacz. -0Ale jednak nie, przecież nie targał Suseł VAXa z kuchni na piętro bo musiałby zrobić to telekonferencyjnie. Wysadzam głowę z pokoju- szumi.

-Chyba odkurzacz samochodowy. Jaki odkurzacz samochodowy??- idę do sypialni bo tajemnicę trzeba rozwiać. Suseł stoi i szarpie się z kołdrą a firanka za nim- w drodze w kosmos. Chyba musiałam mieć ciekawą minę bo Suseł stwierdził:

-A wyjrzyj przez okno.

Wyjrzałam i zadrżałam. Urok mieszkania blisko lasu ma swoje plusy ale kiedy TAK wieje, człowiek natychmiast doznaje dreszczy pierwotnej grozy przed potęgą natury- za oknem było czarno, zimno, z nieba padał ciężki, mocarny deszcz a wiatr doginał las do ziemi. Obijające się o siebie gałęzie dają piorunujący efekt dźwiekowy.

I tak od trzech dni. W porywach do 80 m/h pod uroczym imieniem Imogena.

Storm-Gertrude

 

I weź tu wytłumacz Dzieciusiom rano, że z domu trzeba wyjść, nawet jeśli przystanek szkolny jest 200 metrów od domu bo kierowca z autobusem pod dom nie podjedzie. Ale przynajmniej szybko się idzie. 🙂

No i muszę wspomnieć o Pani, która dziś w Przychodni straszyła nas Policją.

-Dzień dobry, zarejestrowałam córkę w innej przychodni dwa tygodnie temu i oni ciągle czekają na jej teczkę!

-Dzień dobry, średni czas oczekiwania na teczkę wynosi ok 10 tygodni ale sprawdzę gdzie jesteśmy…

-Ile? 10 tygodni? Pani kpi!

-No tak…. tak… powiedziała Pani, że zarejestrowała córkę 2 tygodnie temu? Według jej historii wygląda na to, że centralne biuro poprosiło o jej teczkę już dwa lata temu. ostatni raz była widziana u nas w 2014 roku.

-CO?? Dwa lata temu? Wy jesteście jacyś niekompetentnI! Za chwilę się rozłączę i zadzwonię na Policję, to się nadaje na zgłoszenie o popełnieniu przestępstwa! a niczego nie podpisywałam a wy wysłaliście jej teczkę jakimś obcym ludziom niewiadomo gdzie bez mojego podpisu?? Proszę, proszę mi teraz podać nazwisko osoby która to zrobiła?

-…. Słucham?

-TaK! Proszę o nazwisko osoby która sfałszowała mój podpis!

-Jak już wspomniałam, centralne biuro rejestracji NHS poprosiło o teczkę Pani córki dwa latat temu i nie potrzeba do tego Pani podpisu. Powodów może być wiele, brak kontaktu z pacjentem, zmiana adresu bez informacji która przychodnia przejmie pacjenta. Biuro rejestracji to miejsce do którego wszystkie przychodnie w kraju odsyłają teczki i stamtąd też je otrzymujemy kiedy rejestruje sie nowy pacjent.

-Ale nowa przychodnia czeka juz 2 tygodnie!

-Jak już wspominałam proces trwa zwykle do 10 tygodni ale my tych notatek już nie mamy.

-Pani się powtarza! Ja w ogóle sądzę, że Pani mnie nie rozumie!!

-Rozumiem Panią doskonale. ALe jak już wspomniałam, centralne biuro zarządza przepływem teczek i my nie wiemy gdzie pacjent się przeprowadza ani jaka przychodnia go przejmuje. Dostajemy polecenie spakować teczkę pacjenta i odesłać i nikt tego nie podważa ponieważ teczka nadal znajduje się pod opieką NHS które ma wszystkie potrzebne informacje.

-Pani mi wyjaśni jak oni mogli poprosić o jej teczkę dwa lata temu!!

-Jedyne co mogę pani powiedzieć to dokładną datę ale nie posiadamy w systemie żadnych więcej informacji.

-To jest skandal, ja was zgłoszę! Poproszę numer to tego biura!

-Nie podajemy tego numeru pacjentom ponieważ jest to biuro łączące przychodnie. Jeśli zarejestrowała Pani córkę w H. to do nich należy skontaktowanie się z biurem, co dzieje się automatycznie w chwili rejestracji. Od tego momentu biuro wie, że pacjentka się przeprowadziła i wysyłają notatki w przeciągu 10 tygodni.

-PANI SIE POWTARZA!!

-Może więc zadzwonię do biura /nie wiem po co/ i do nowej przychodni i spróbuję ustalić trochę szczegółu i do Pani oddzwonię/ bo boli mnie ucho parszywa, wredna wiedźmo/

-W życiu! Ja wam podam swój numer telefonu a wy go sprzedanie na ebayu, sadząc po tym burdelu który tam macie…. naprawdę, taki burdel… wyrzucić dziecko z przychodni….

-nikt nie wyrzucił dziecka z przych….

-Dość!!!! Już ja to załatwię po swojemu.

Rozłączyła się w końcu. Podniosłam słuchawkę i zadzwoniłam do przychodni w H. Opowiedziałam co i jak i poprosiłam, żeby skontaktowali się z tą uroczą osobowością i wytłumaczyli ze swojej strony, że będą oczekiwać teczki z biura a nie od nas. Recepcjonistka z przekąsem zmełła komentarz i obiecała się z nią dogadać.

Przewiając historię dziewczyny, w okolicy lata 2014 znalałam komentarz: ‚rozmawiałam z matką pacjentki, przeprowadzili się do KS i poradziłam zmienić przychodnię’. Dwa tygodnie potem odesłaliśmy teczkę.

SZKODA, że bała się, zę sprzedamy jej numer telefony na ebayu- oddzwoniłabym do niej i powiedziała tak /tylko bardziej  uprzejmie/:

-Ty wredna małpo bez grama szacunku dla rozmówcy! Wyprowadziłaś się od nas 2 lata temu i przez cały ten czas miałaś w dupie, że dziecko nie ma przychodni albo ci wylecialo z tego dziurawego mózgu, że przydałoby się gdzieś ją upchnąć. NHS za ciebie pomyślało i zadbało, żeby teczka leżała bezpiecznie do czasu kiedy ruszysz ten swój matczyny zad i zrobisz co co ciebie należy a teraz robisz awanturę, obrażasz ludzi i straszysz Policją? Wypchaj się żółtym śniegiem!!

Szkoda, że Ebay ma złą opinię.

 

 

 

 

Czuję się jak bym musiała korzystać z kawiarenki interetowej

Zwykły wpis

Zaczynam dzień od wchodzenia na własnego bloga jak bym wchodziła do kawiarenki internetowej sprawdzając czy właśnie ktoś nie siedzi przy moim ulubionym komputerze w rogu przy oknie. Bo od ponad tygodnia na blogu od kuchni dzieją się dziwne rzeczy. Co chwila jakiś nowy autor wrzuca moje importy, gmera przy opcjach a ja siedzę i obserwuję.
Ale czemu muszę się męczyć? źle mi było na bloggerze czy co, że po raz trzeci spakowałam radiostację do pudła na kapelusze i poszłam na stację kolejową czekać na pociąg w nieznane?
Wszystko przez technologię a raczej jej absurdalną cechę od której już robi mi się niedobrze- niekompatybilność.
Autorzy blogów siedzą głównie na urządzeniach przenośnych i rzeczywiście idealnym rozwiązaniem dla osoby piszącej o życiu jest pisanie wtedy kiedy przychodzi wena albo dzieje się coś wartego opisania. Dlatego każda duża platforma blogowa ma swoje apki które (w teorii) pozwalają być twórczym i mobilnym w tym samym czasie bez kompromisów.
W 2011 roku kiedy spakowałam kokain.onet Blogger kusił kiełkującą opcją pisania i wysyłania tekstu na bloga pod postacią maila. Cieszyłam się jak norka póki nie okazało się że edycja maila ma się nijak do tego co potem zostaje zamieszczone na blogu i nie można dodawać zdjęć. W tym czasie zrobiłam się prawie zupełnie mobilna bo z BlackBerrym mogłam robić już dosłownie wszystko i rzadko siadałam do komputera. Ale opcja mailowa szybko okazała się przereklamowanym i nie przemyślanym bublem a moje blogowanie zaczęło świecić łysymi plackami przez całe miesiące. Kiedy przesiadłam się na Samsunga Galaxy okazało się, że Blogger wypuścił apke na Androida której nie było na BB. I nawet można było z niej korzystać ale dodawane zdjęcia wpadały na koniec postu bez wyboru ani umiejscowienia ani kolejności wklejania. Po miesiącach doczekałam się w końcu Blogerdroida, którego stworzył jakiś litościwy blogger- programista. Oczywiście przyłożył się do kwestii wklejania zdjęć ale nie przemyślał całej reszty. Można więc było pisać i wklejać obrazki ale tylko jeśli planowało się publikację od razu. Bo niedokończony ale zapisany post, otwarty ponownie po zapisaniu przypominał rżysko inkrustowane drutem kolczastym. Nie do użycia. Do dupy.

Usiadłam i się zjeżyłam. Weszłam ponownie na kokain.onet planując importowanie Bloggera do Onetu który działa na platformie WordPressa ale …proszę! Kolejna komplikacja: WordPress Polska wycofał prawa do importowania treści innych blogów na swoją platformę więc zapukałam do zamurowanych drzwi. Stwierdziłam więc, że założę bloga na WordPressie, tam importuję zarówno polskiego WordPressa jak i Bloggera i będzie miodek.

Miodek.

Miodek okazał się taki, że co prawda polski WordPress jeszcze współpracuje ze swoją natywną wersja ale prawdziwe zabawy zaczęły się kiedy przyszło do importu Bloggera. Najpierw nie zadziałało. Przeglądarka zawiesiła się raz, potem jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze jeden. Potem się udało- z dziurami jak w szwajcarskim serze, gdzie więcej powietrza niż sera. Z 2015 skapnęło raptem 5 postów a w 2011 z istniejących 200 postów zrobiło się nagle 390 zdublowanych postów wymieszanych z zawartością kosza.

No i walczą specjaliści.

A ja siedzę i czekam na szczęśliwe rozwiązanie.

Kompatybilna mobilna technologia zmieniająca świat. Dobrze, że to nie oprogramowanie do obsługi silosów rakiet atomowych bo człowiek nie znał by dnia ani godziny.

Jeszcze trochę a wezwą Gwardię Narodową

Zwykły wpis

Wezwałam pomoc. Po kilku dniach importowania, eksportowanaa, kombinowania, twórczego, głupiego, na logikę i na ryzykanta- no nie da się.  Nic nie działa.  Według WordPressa który dostaje mój import z Bloggera w 2015 roku napisałam tylko dwa posty. No super.

Może WordPress ma filtr jakosciowy i tyle ze mnie zostaje po odsianiu?

A wiec napisałam do Supportu. W pierwszy dzień sympatyczny i entuzjastyczny Support stwierdził ze nic bardziej prostego i kazał iść sobie na kawę w czasie kiedy on rozwiąże problem z importem. Dwa dni potem, po kilku mailach napisał do mnie kolega Supportu i pod dwóch dniach… nadał sprawie bieg hurtowy- teraz nad moją sprawą pochyla się cały zespół inżynierów.

Fajnie dawać im zajęcie. Ale juz chciałabym pisać!

A w czasie oczekiwania na sukces myśli inżynierii sieciowej- mam gorączkę i malignę. Chyba. W każdym razie na tyle ze od 40 minut mam pod karkiem torbę z mrożonym bobem i nie czuję chłodu. Ostro. I przespałam na sofie jakieś 3h w czasie których w telewizji Dwunastu Sprawieliwych wypuściło chłopaka z więzienia. Gdzieś po drodze bo szczegóły pozostają jakieś niewyraźne.

Na zewnątrz wieje. Bardzo. Luty w UK.