Monthly Archives: Październik 2010

Kokain fiksuje na stykach

Zwykły wpis

Niektórzy z Was pewnie pamiętają jakie sny miewałam w ciąży z Majką- te o jaju Obcego, sekcji na drewnianym stole… P-I-K-U-Ś!

To co zerwało mnie dzisiaj z łóżka to jakiś… no koszmar, dokładnie. Zapaliłam światło, obudziłam Susła, wszystko opowiedziałam przez co sen zamiast stać się błahym zwidem stal się jeszcze bardziej realny i przerażający.

A było tak:

Pan od Okien (ten co wieczorem robił nam wycenę) zostawił u nas aparat do USG. W sumie znowu, bo już kilka miesięcy temu też śniłam o całonocnym robieniu sobie skanu. Podłączyłam i zaczęliśmśmy z Susłem oglądać maleńtasowe paluszki, nóżki i uszki. I wszystko wyglądało absolutnie perfekcyjnie. Wtedy Suseł zapytał:
-Ty, no to po co będziemy czekać do piątego? Może wyjmiemy go już teraz?
W sennym zwidzie uznałam, że to super pomysł i nie wiadomo kiedy, już był w naszych ramionach. …

Pół człowiek- pół-kosmita.

Bez nosa, z takim śmiesznym dziobkiem jak chomik czy kot, rozciętym aż do miejsca gdzie miał być nosek. W kilka chwil stał się samodzielny, siedział mi na ramieniu i pił z mojego kubeczka a ja nie miałam absolutnie żadnych wątpliwości, że to nic takiego, że urodziła nam się hybryda! Tuliłam i głaskałam potworka, moja Rodzicielka spanikowała i uciekła krzycząc coś o mutantach i że to nie jej wnuk, ludzie zaglądali i odskakiwali przerażeni. Wtedy ktoś powiedział, ze skoro urodziliśmy go sami, bez pomocy lekarzy, przed czasem I KOSMITĘ, to nie będę miała prawa do urlopu macierzyńskiego ani do powrotu do pracy, zostaniemy wyklęci i Rząd się do nas dobierze. Co wymyślił Suseł w panice, na co przystałam w sekundę?
-Wsadźmy go z powrotem i doczekajmy do piątego!
Jak wymyśliliśmy, tak zrobiliśmy. W czasie tego uroczego procesu odwracania kota ogonem chyba nie myślałam nawet niedorzecznie ale kiedy już było po wszystkim nagle odeszły mi wody. No bo ile można gmerać w temacie? I wtedy wpadłam w panikę- dziecko bez wód, odłączone od pępowiny przecież nie przeżyje TAM 9 dni!!! I umrze, zanim przyjedzie pogotowie. Suseł złapał za słuchawkę i zaczął tłumaczyć, że się zaczęło naturalnie i pytać gdzie mamy jechać a ja…. obudziłam się pewna, że oglądamy stanowczo za dużo SF.

Co wcale nie było pocieszające i wcale mi nie pomogło.

Kokain fiksuje na stykach.

Potwora poskramianie czyli dziecko anioł

Zwykły wpis

Sąsiadka oskórowała wczoraj swój dom z kwiatów, firanek, zasłon i żaluzji, o 8:00 przyjechał van, wysiadło z niego 5 chłopa, postawili rusztowanie i w 3 godziny wymienili jej trzy okna od frontu. Kokainka tęsknie popatrywała z sypialni na śliczne okna sensownie zaprojektowane i zastanawiała się kiedy sobie takie zafundujemy. W południe, kując żelazo póki gorące popukał do drzwi naszych i licznych sąsiadów pan z ulotkami i omówiliśmy się na wieczorne oglądanie naszych okien i wstępną wycenę takiego remontu.

Pan przyszedł, wyjął okna z walizek i rozpoczął prezentację- od 18:30 do 22:00. Początkowo myślałam, że Maja postawi Panu wszystkie swoje zabawki na stole w kuchni i każe się zabawiać ale zajętą Mysią Mimi… ani razu nie wystawiła głowy z pokoju. Ułożyła się na swoim nie skończonym jeszcze kocyku i sporadycznie wołając:
-mamuuuu…- przypominała, że skończyło się jej picie albo paluszki. Kiedy poszliśmy wymierzać okna w całym domu, weszła do kuchni, obadała papiery Pana, zostawiła mu na teczce pusty kubeczek i wróciła do Mysi Mimi.

O 22:00 pomachała łapką na pożegnanie:
-papa! – i dała się zaprowadzić do swojego pokoju, kiedy Pan właśnie wychodził. Poddała się szybkim wieczornym oblucjom, obróciła na boczek i zasnęła w 3 minuty.

Skąd ona się taka wzięła? 😀

Rankiem, o 8:00, 9:00 wstaje z łóżeczka, bierze pod pachy misia, książeczki albo coś z ubranek, otwiera sobie drzwi, staje przy bramce i woła:
-Mamooooooo….
Mama Kokainka słyszy ją na 4 sekundy przed wołaniem bo Maja ma w podłodze pod dywanem luźną deskę podłogową, więc kiedy Maja woła, Mama już toczy się po omacku w stronę łazienki.
-Ceeeeść?
Bramka zostaje otwarta i Maja drepcze grzecznie do sypialni, gdzie zanim Mama wróci z łazienki, zakopuje się w pieleszach po Tacie. Następuje część drzemkowa- czyli Mama znowu zasypia a Maja ciumcia smoka, kręci włoski i grzeje stópki na Mamy wielkim brzuszku. Kiedy ma dość ciepłe stópczaki, zaczyna wkladać Mamie paluszki do nosa, ciągnie za rzęsy i cichutko szepcze dżiberisze:
-A neke, keke neke?
Wtedy Mama Kokainka obraca się na drugi boczek i daje swoje złote pukle- do zabawy. I ma kolejne 30 minut na drzemkę podczas gdy Maja układa włosy na poduszce, gładzi, przekłada, wącha i ciągnie sporadycznie, żeby utrzymać Mamę na powierzchni snu. Kiedy ma dość sięga na półkę po Mamy okulary i zakłada mi je złożone na nos. Wypija picie z wieczoru, nurkuje pod zasłony i macha do świata. Wraca w pielesze i następuje czas na „Oko-buzia” z nowym elementem w tym tygodniu: „Bródka”.
A potem Mama dzwoni do Tatusia, obie rozmawiają i opowiadają co już zrobiły i dowiadują się, że Tata pracuje w trybie brytyjskim czyli: „Od 7:00 stoimy i patrzymy jak ktoś inny pracuje. Chyba pójdziemy na kawę, co tak będziemy stać?”. Po rozmowie Maya podaje Mamie telefon i każe sobie puścić video „Hometime” One Eskimo jakieś 2-3 razy. Mama puszcza i idzie po pieluchę i ubranko. W tym momencie Maja wyskakuje z łóżka i barykaduje się między ścianą a komodą- w obronie przed spętywaniem stópek w rajstopki i obwijaniem zadka w pieluchę. W końcu, po namowach i łapówkach wychodzi ale daje sobie założyć tylko jedną sztukę ubrania na raz, czyli wyrywa się po rajstopkach, po spodenkach, po koszulce, po drugiej koszulce i tak aż po kapcie. Czasem zamyka się w szafie albo ucieka do łazienki.

Mama zabiera ze sobą naręcza rzeczy ważnych, posyła mokrą pieluchę w dół schodów lotem koszącym i pomaga Mai-samosi zejść ze schodów. Wstawia jajeczko i parówkę, kroi kawałek ogórka i serek żółty bo to tylko Maja uznaje za esencję śniadania i w pośpiechu sama wcina jakieś kąski z deski. W międzyczasie też sprawdza co się wydarzyło na świecie, opróżnia skrzynkę pocztową z reklam Viagry i kasyn wirtualnych, zbiera z podłogi pocztę realną, wkłada ją do kosza, włącza TV, żeby obejrzeć jednym okiem „Pytanie na śniadanie” gdzie Pan i Pani pytają znane polskie aktorki o wychowywanie dzieci. Panie uczesane, wymalowane i wypachnione, bez dzieci przy boku rozpływają się w barwnych opisach swoich matczynych doświadczeń z opiekunkami do dzieci a Maja w tym czasie sprawdza co kryło się całą noc pod kapą na sofie, wygarnia na podłogę swoje książeczki i siada na górze betów. Wcina śniadanko przy stole w kuchni, resztką maluje mokro-miękkie rysunki na stole, rozsypuje sól, rozgrzebuje torebkę od herbaty owocowej a kiedy skończy- idzie. Robić mniej więcej to samo z Mamy herbatą, którą należy wypić zanim Mama się do niej dorwie.

Gdzieś tak w tym czasie, w towarzystwie stanowczych okrzyków buntu zostaje wciśnięta Maja w kaloszki, kombinezon przeciwbłotny-przeciwpiechotny, czapkę i szalik. Bierze misia bez nóg i rąk (kadłubek taki) i idzie chlap-chlapać w kałużach w czasie kiedy Boston w 10 minut załatwia wszystko co już Maja zrobiła w 3 godziny- siku, witanie poranka, obwąchiwanie kątów i śniadanie zaraz po powrocie.

I tak dalej, aż do 13:00, mleczko, rozbieranie, spanie, wstawanie, ubieranie, kartkowanie, rysowanie, oglądanie, rozrzucanie, szukanie, znajdowanie, odkrywanie, nazywanie, pokazywanie, psucie. Pogryzanie jabłuszka ale tylko kiedy ma skórkę, bo bez skórki to żadne wyzwanie. Malowanie farbkami w kuchni ale nie po kartce, rysowanie w salonie ale nie po kolorowance.

Boston znowu idzie sikać, więc Maja przechodzi katusze ubierania po raz drugi a Mama gotuje michę.

Potem wraca Tata i jest latanie- przed obiadkiem, żeby nie wróciło. Tak długo aż Tata traci oddech od kręceniem Mają pod sufitem. Potem micha i pochłanianie co tam Mama da, cokolwiek, byle było to: mięsko lub rybka, ziemniaczki lub makaronek lub kus kus lub kasza gryczana, brokuły, kukurydza, groszek lub kalafiorek- bo co innego to nie. No, ewentualnie zupka ale tylko taka co w niej widać co w niej jest i nie ma nic czerwonego.

A potem dostaje Maja Mysię Mimi lub baby.tv podczas których spędza większą część czasu z nogami w górze a głową w dole. Tata buduje domki z klocków, Maja je rozbiera a Mama siada i szydełkuje w otępieniu. Potem Maja ogląda coś z ulubionych pozycji na liście filmów Mamy i Taty, albo jakiś nowy serial o UFOkach albo Mama i Tata oglądają coś nowego z pirackiej listy Mai- ToyStory3.

A potem Tata leje wodę do wanienki i następuje przypominanie Mai, że przecież kocha wodę. Maja zapiera się nogami o wannę albo sedes i trzeba ją wodować na siłę. Dla pełnego obrazu wystarczy wyobrazić sobie luksusowy statek pasażerski chwytający się ścian stoczni kotwicami w czasie kiedy na nabrzeżu stoją tysiące gapiów, machają, rzucają do wody kwiaty i butelki szampana. A statek nigdzie się nie wybiera i wyje z komina. Kubek po Danonie 0,5l kilka innych naczynek przekonują w końcu Maję do zanurzenia się głębiej niż do kolan i zabawa trwa godzinę.- tak jakby nie było incydentu na nabrzeżu.

Mama i Tata udają, że dziś nie będą moczyć włosków, w końcu okazuje się, że jednak oszukują i Maja wyje z uzasadnieniem. Ucieka goła do łóżeczka i udaje, że już już zasypia na stojąco, żeby tylko nikt nie kazał jej nosić czesania włosków, szurania po ząbkach i znowu… ubierania. Mleczko czyni cuda. Smok w jedną łapę, butelka w drugą i póki nie wydudla 9 uncji, mamy czas na ubranie, uczesanie, obcięcie szponów, wypędzlowaniu uchów i wycałowanie poskromionego potwora. Muzyczka z płyty, lampka, Maja jeszcze chwilę głaszcze nas po buziach i pląk! Nie ma. Odwraca się na boczek, łapie za włoski i idźcie sobie.

To idziemy.

Jak się poskramia dwa potwory na raz?

Makówką?

Perswazją?

Poezją Leśmiana?

Co mi uczynili i znowu dzieciowo :

Zwykły wpis

Wymiędlili mnie znowu w szpitalu. Wzieli krew zostawiając podpuchłą łapę i pobryzganą juchą bluzę, wypędzlowali mi gębodół żeby wykluczyć MRSA przed cesarką i załączyli do dżinksa rejestrującego rytm serca przez 24 h. Wyszłam jak Robocop po przeróbkach.

Dżinks kardiologiczny, identyczny jak ten 2 lata temu, jednak z tą różnicą, że przyczłapki na klej nie uczuliły mnie do obłędu od razu, ale już po zdjęciu. Taka różnica- inny producent, inny czas wystąpienia reakcji. Po 24h zdjęłam z trudem z klaty trzy naklejki o powierzchni stanu Alabama i ….

….

AAAAAAaaaaa!!!

…. boli! Spuchło, jest czerwone i okrągłe. A badanie i tak nic nie wykaże.

W nocy owijałam się kablami i odwijałam w tą i w tamtą. Maja próbowała mi rano pomóc rwąc kabelki, no koszmar.

Przemeblowaliśmy sypialnie pod nadejście Maleńtasa. Łóżko tam, komoda, tam, to nie może tu być, tamto też nie… Suseł wywędrował ze swoją stroną łóżka pod okno gdzie już wieszczy sople pod nosem. Brytyjczycy nie wpadli jeszcze na pomysł montowania kaloryferów pod parapetami, tylko na jedynej wolnej i dużej ścianie w pokoju i masz babo korniszona. Przeżyje bo musi.

Ja poukładałam chusteczki, pieluszki, grzebyczki, ręczniczki, chodzę i gładzę. Złapałam się na tym, że ponad godzinę zastanawiałam się głęboko nad tym który śpiworek wyciągnąć jako pierwszy- ciepły czy średnio ciepły? Chociaż oba mam pod ręką, w szafie… korrrrba.

***

Maja sypie nowymi słowami!
-Nie ma!;
-Mysie! (na rybki);
-Sio! (na Bostona);
-Niebo!- na niebo, rzecz jasna;
-Myś, myś, myś!! (za kubusiową Tosią i jej „Myśl, myśl, myśl!) pukając jednocześnie paluszkiem w czółko;
-Mimi!- na Myszkę Miki
-Hej cioooooo!- na myszkowe „Ej Cosiek!”
oraz spiewa AŻ dwa słowa z pożegnalnej piosenki „Klubu Myszki Miki”:
„(…) Zobaczymy się NIEEEEEE RAAAAAAAzzzz (…). Dużą literą oczywiście to co śpiewa.

😀

Kłuć tajemniczych źródło i ostatnie zakupy

Zwykły wpis

No to mnie babeczka uspokoiła. 🙂

Poszłam dziś do midłajfki na przedostatnią wizytę i opowiedziałam o swoich bólkach. Spojrzała poważnie i kazała skakać szybko na leżankę.
-Boli?
-Nie boli, ale jest niemiłe.
-A to boli?
-No, tu kłuje. Ciągle mnie tak kłuje. Auć.

Przyłożyła mi słuchawkę dopplera do brzuszka i kazała mi trzymać tak, żeby było słychać Maleńtaskowe serduszko a sama w tym czasie uciskała gdzie kłuło. Tętno nie skoczyło, Maleńtas w czasu uciskania nie zbuntował się- odetchnęła z ulgą.

Co się okazało: maleńtaskowa główka leży jakieś 2cm za moim majkowym cięciem. Cięcie jest mniej elastyczne niż nienaruszona tkanka, więc nie naciąga się tak łatwo. Dlatego kiedy stoję lub chodzę, po kilku godzinach zaczyna kłuć, boleć i do końca wieczora obala mnie do przynoszącej ulgę pozycji leżącaj… kiedy Maluszek leży i na niczym mi nie wisi. W nocy tkanka odpoczywa, więc rano budzę się bez żadnych dolegliwości. Do wieczora. I tak w kółko. Ale wystraszyła się bo zdarza się, że babeczka pruje się na szwie. Na szczęście stwierdziła, że gdybym się pruła, na najlżejszy dotyk wylądowałabym pod sufitem a ona dzwoniłaby po ambulans.

UFFFF…. tym bardziej, że już mi nic nie grozi. Gdybym miała się popruć, już by to nastąpiło. Zna matki, które miały 4-5 cesarek i nic i takie które po pierwszej popruły się zasadniczo bez powodu. Przez następne 3 tygodnie będzie gorzej ale znośnie. Za dwa tygodnie obada mnie ostatni raz.

Poskarżyłam się na midłajfkę-jednorazówkę, kiedy zauważyła, że nie pobrała mi profesjonalistka jedna krwi przy ostatniej wizycie. Okazało się, że nie ja jedna „doniosłam” o jej pośpiesznym załatwianiu pacjentek.

Kamień spadł mi z serca. Maleńtas jeszcze nie ruszył się z jamy brzusznej, więc przedwczesne posypanie mi nie grozi, kłucia mają realną przyczynę a moje siuśki ją czyste jak siuśki noworodka. Wyszłam jak na skrzydłach.

I doszła moja pompka elektryczna Medela z ebaya. Nie planuję truć Maleńtasa mlekiem matki uprzemysłowionej dłużej niż tydzień ale przyjemności związane ze ściąganiem mleka pompką ręczną już mnie nie pociągają. Poza tym, ostatnim razem dostałam pokarm dopiero po 4 dniach a do tego czasu mogłam oszczędzić sobie niedogodności siedzenia i mozolnego pompowania po 2 godziny 1 uncji. Medela za 27f zamiast 56, w nienagannym stanie, oryginalnym pudełku, fabrycznie popakowanych uszczelkach i zaworkach. Miodzio.

  

No i zdecydowaliśmy się dziś na kolor wózka. Niełatwo wybrać kolor z 32 dostępnych… a to oliwka ale wczoraj podobała mi się kremówka, Susłowi podoba sie pomarańcz. Stanęlo na NAVY-GOLD:

    

I pozostaje czekać.

Jeszcze więcej oczek i pętelek!

Zwykły wpis

Mysza. Miała iść do ludzi. Nie poszła, bo zanim pomyślałam, żeby ją gdzieś wystawić, Maja zapałała miłością mysią i od tego czasu ma kogo wkładać sobie pod kołderkę w drodze do krainy snu. Nawet nie zdążyłam dorobić oonka, ale tak zostanie.

 

i mysiowe części z detalami…

   

 

 

 

W drodze jest też Miś Brązowy a dla Susła, powstaje Mistrz Yoda, którego będzie nosił przy kluczach.

  

Ręce natomiast bolą mnie od kapki w kolorach odważno-radosnych takich jak Maja. Kiedy skończę, planuję zrobić taki sam, dla Maleńtasa ale w zielono-turkusowo-błekitnych kolorach.

 

  

Tu jest mój koc z salonu na chłodne wieczory:

 

oraz zrobione z myślą o sprzedaży futerałki na iPody i telefony (jedne z wielu) oraz torebka wieczorowa i saszetka na drobiazgi w komplecie:

  

  

 

 

 

Oczko za oczkiem, pętelka za pętelką

Zwykły wpis

Pisałam wczoraj o kapce dla Majki… ponieważ pogoda dzisiaj ładna, Babcia wzięła Dziuńkę na łąkowy maraton, Kokainka miała czas, żeby popstrykać trochę swoich szydełkowych produktów.

To jest kocyk (120x120cm) dla Maleńtaska na jesienno-zimowe wieczory, który robiłam jakieś 2 miesiące. Wykończony jest błękitną wstążką, w jednym z rogów naszyłam niebieskie gwiazdki z masy perłowej.

 

 

Tu czapeczka z bawełny do szpitala, ani ciepła ani chłodna, w sam raz na pierwsze dwa, trzy dni. Bo potem, jesteśmy przeciwko czapkom!

 

W naszej sypialni Maleńtas ma już ustawiony koszyk mojżeszowy. Niestety, okazało się, że oryginalna materiałowa wkładka z falbanką jest za krótka i wpada do środka przy każdym dotknięciu, więc doszydełkowałam długą i ciężką falbankę i problem rozwiązany.

 

oraz miękka i leciutka piłka do gniecenia i miąchania kiedy już Maleńtas odkryje rączki.

   

oraz małe zwierzątka do przywiązania do szczebelków kołyski. Nie do końca gotowe bo niektórym nadal brakuje im oczków ale ogólne pojęcie macie:

   

     

 

 

To dla Maleńtaska, Maja ma o wiele więcej gnieciołków z wełenki ale o tym niedługo. 😉

Ciążowy wieczór

Zwykły wpis

Piszę bo Suseł postanowił obejrzeć „Resident Evil XIV” i kazał mi znaleźć sobie jakieś zajęcie.

Od robienia kapki na łóżko Majki bolą mnie ręce, kokardki do zwierzątek Maleńtasa już doszyłam, spakowałam dziś torbę szpitalną, nudzę się.

Tym razem torba szpitalna wyszła mi jak blok papieru milimetrowego. Od ramki do ramki a w środku same kąty proste. Nic nie braknie, wszystkiego mam dokładnie tyle ile będzie potrzebne. Trzy worki: „Na salę p.”, „Na pobyt”, „Na wyjście”. Wieczorem dokręciłam jeszcze w pralce szlafrok, koszulki nocne z wielkim dekoltem i włochate skarpety w płynie mega puchacącym i można mnie przekłuć!…za TRZY TYGODNIE.

A tym czasem z jakiegoś powodu wieczory stają się trudne do przetrwania. Maleńtas wybrał sobie tą właśnie porę na pływanie i nurkowanie swobodne i co 22:00 zaczyna skoki z trampoliny. A to oznacza, że siedzę-leżę sobie grzecznie i nagle… P L U M !!! I mam 3kg masy niesymetrycznie wypchane pod prawą pachą a pod lewą luz i świeże powietrze. A to boli!! Potem zaczyna się czkawka, prężenie a moja miednica przestaje się do mnie przyznawać. Wczoraj pół filmu zakłócałam odbiór swoimi „Uch!”, „Au!”, „Oj!”

AŁAAA!!

Chociaż filmy(y) nie zasługiwały na wytężoną uwagę. Nie polecam więc:
„Kodu 46” -przegadane i przeintelektualizowane przeciętne opowiadanie SF, „Megiddo” – ktoś pozwolił na przekręcenie „Omenu części wszystkie” w jakąś koszmarną paranoję w której Michael Biehn zostaje Dżizusem,
„SuperNova 2012”- rewelacja! „SuperNova leci/zbliża się do Ziemi, uratuje nas bomba atomowa, patrz, już się zaczyna, jej, ale piorun!”

Dziś „Resident Evil”. Nie patrzę w ekran.

Jem właśnie marszmelowy, gotowaną kukurydzę, ciastka Tesco i to wszystko na raz. Żuję 24 na dobę.

I wyłudziłam właśnie kremikowanie stópczaków.

Ciężarny wieczór.

Druga zagadka wieczoru

Zwykły wpis

Zagadka kulturowa wyjęta z najnowszych wiadomości Onetu:

23-letnia kobieta z Bradford spłonęła w ogródku domu, w którymmieszkała. Policja wyjaśnia okoliczności jej śmierci – donosi BBC.

Straż pożarna oraz policja w czwartek wieczorem otrzymały wezwanie na Cloudsdale Avenue. Informowano, że za jednym z domów płonie człowiek.

Gdy przyjechali na miejsce zobaczyli kobietę, która się paliła. Nieudało jej się uratować. Zgon stwierdzono jeszcze na miejscu zdarzenia.Policja wyjaśnia, w jaki dokładnie sposób zginęła 23-latka.

Spontaniczny zapłon?

Grillowała i polała węgielki benzyną z baniaczka?

Paliła papierosy w tajemnicy przed mężem?

Wystarczy dopowiedzieć tylko dwa słowa, żeby każdy kto mieszka w UK zrozumiał co się stało: była Pakistanką.

I wszystko jasne. Dodać już tylko, że mieszkała z mężem, jego siostrami i matką…. i że przyjechała do UK rok temu…

Kocham tą ich wyjechaną kulturę opartą na Koranie, interpretowanym jak komu wygodnie.

<style type=”text/css”>.onet-ad-main3-box { display: none; }</style>

Dźwiękozagadka

Zwykły wpis

Dziś pytanie…nietypowe. Do Czytelniczek. Chociaż jeśli jakiś męski osobnik ma sugestie- słucham chętnie. 🙂

Czy słyszałyście kiedykolwiek dźwięki dochodzące z brzuszka w końcowych etapach ciąży? Nie pytam o dźwięki ze świata zewnętrznego docierające do brzuszka ale wręcz odwrotnie.

No bo tak. Jakieś 3-4 tygodnie temu się zaczęło, początkowo raz dziennie, teraz już na tyle często, że prawie wiem jaki ruch musze wykonać, żeby usłyszeć to tajemnicze coś… trzask, plumknięcie. PLIUK!!. Coś podobne do dźwięku pękającej bańki mydlanej ale o wiele głośniejsze. Jak suchy patyczek. Tuż pod wątróbką moją, gdzieś w okolicy stópek Maleńtasa.

FakiJapi mówiła pod koniec swojej bliźniaczej podróży, że zdarzało jej się słyszeć niemiły trzask z kiszek, który interpretowała jako dźwięk ocierających się o siebie błon płodowych Bliźniaczek. Ale Maleńtas jest sam a z Mają nigdy tego nie miałam…. W żadnej książce, na żadnej stronie www nie znalazłam nic na ten temat prócz pitolenia o puszczaniu dziecku muzyczki.

… jakieś pomysły albo podobne doświadczenia?

Pomijamy oczywiście opowieść mojej Teściowej, która próbowała mi kiedyś wmówić, że znała kobietę, która słyszała jak płacze jej dziecko w brzuchu. pomijamy, powiedziałam! 😀

…Oho! Maja popchała śniadanko obiadkiem i mam Cośka do podtarcia. Też pysznie.

Pa!

A ja rosnę i rosnę i niedługo….

Zwykły wpis

Trzeba jechać 20km na północ do miasteczka o połowę mniejszego niż to w którym pracujemy, do małego TESCO, żeby kupić pieluchy nr6 Junior Plus „Wielka Pupa” w których Maja będzie biegać swobodnie. A nie jak w majtkach  z kartonu, wżynających się w udka i brzuszek. Niezrozumiałe. Okazało się, że są też również pieluszki Pampers Micro, których nie ma w moim TExtra. Też mi Extra.

A propos Wielkiej Pupy, kupiliśmy dziś Mai adidaski na jesień … nr 9. Dwuletnia dziewczynka nosi indiańskie canoe.

Dwuletnia dziewczynka wystawia też nóżki ze swojej wanienki bo wanienka jest już za mała.

Za mały staje się też fotelik obiadkowy, bo nie tylko że jest na tyle niski (choć dość wysoki), żeby Maja swobodnie właziła i złaziła z niego bez pomocy to jeszcze jak się uprze, podskakuje na nim i przesuwa się razem z fotelikiem po kuchni jak w worku do skoków w dal.

Butla 5 litrowa wody w 2/3 pełna jest dla niej jak maskotka. Nosi sobie chlupoczącą butelczynę w obu łapkach z pokoju do kuchni, przysiada w kąciku i opracowuje metodę szybkiego odkręcania, żeby pewnego dnia móc sobie przypomnieć jeszcze raz, jak to było nad morzem.

Dziś, dla upamiętnienia i udokumentowania dosiadłam więc do skanera i oto (w końcu) wyniki prosto z majkowej książeczki zdrowia:

  

Majowy wzrost od urodzenia do 12 miesięcy. Jak widać Maja urodziła się grzecznie, w normie ale już miesiąc później wyskoczyła ponad poziom o 5 cm. A potem było już tylko z górki.

Dziś, 2 latka i 2 miesiące, ma 96 cm wzrostu i jeśli wierzyć tendencji, ma zamiar osiągnąć 120 cm w 5 roku życia:

  

Niestety, wraz ze wzrostem idzie waga, bo te dodatkowe centymetry trzeba czymś wypchać. Więc Maja wygląda jak wygląda, o otyłości nie ma mowy ale kiedy tylko wspominam komuś kto zna się na rzeczy ile waży, rozmówca mruga tylko z niedowierzaniem i już widzę jak oczyma wyobraźni jak biadolą nad biedną, grubą dziewczynką pasioną przez rodziców na mleku:

 

No i teraz:  tu widać jeszcze 19 kg przed 2 urodzinami ale dwa miesiące potem, możecie mi uwierzyć, że przeskoczyła już 20 kg.

 
Koszulki na 5-6 latkę kupione w zeszłym miesiącu pasują jak ulał, na styk, idealnie, choć mieliśmy nadzieję, że pobiega w nich przynajmniej do grudnia.

Najśmieszniejsze będzie to, że kiedy już w wieku 5 lat pójdzie do szkoły, będzie najwyższa wśród rówieśników i …. z racji sierpniowych urodzin- najmłodsza. 😀

Taka klasowa atrakcja. 🙂