Wielkimi krokami nadchodzi Wielki Dzień Majki MW, więc Mama-Kokainka przymierza się do podsumowania pierwszego roku.
Nie będę piać o małych stópkach i śmiechu wnoszącym do domu radość i bleble, bo to nie blog mam-dam. Napiszę tylko, że mamy przedniego dzieciaka, co go można łyżką zjeść, zatulić do przyduszenia i zagłaskać do połysku, że nie wychodzimy z domu jak ni popatrzymy w łóżeczko i nie pójdziemy spać jak nie podrzemiemy pół godzinki, sautee na podłodze w jej pokoiku, bo aż się żal rozstawać na te parę godzin.
Nasze Dzidzi się zmienia.
1. Je zasadniczo tylko frankfurterki i mlesio. Po przeziębieniu i bolącym gardełku nabrała wstrętu do jedzenia i pomimo tego, że już od 2 tygodni jest zdrowa- stanowczo odwraca główkę na widok nadlatującej łyżeczki. Ale je z ręki. Parówki jak wspomniałam. Szynkę i ser żółty. Pieczonego łososia, ziemniaczki, gotowaną pierś kurczaka itp. I ogórka kiszonego. W chlebku wierci dziurki paluszkami, lub ściska kostkę chleba aż puści masełko, które zlizuje z rączek a chlebczany odpadek ląduje na podłodze. Nie wolno dać jej od frontu całej miski obiadku, bo robi z jedzeni ciastolinę. Trzeba dać talerzyk do udawania oraz miskę z dala od fotelika z której po kawałku nakładamy jedzenie. Ale jedzenie i tak ogranicza się do mięska. Które i tak popija potem pełną butlą, bo co to za żarcie bez ćwierć litra popity?
2. Dziecko czyta. Dostała fiołka na punkcie książeczek. Sieeeedzi, kartkuuuuuje, pokazuje paluszkiem na postaci i pyta: Tio tio? (czyt. co to?). Ale najciekawsze jest to, że Dzidzia czyta po ciemku, najlepiej między 6-7 rano, a jak sprzyja front arktyczny to nawet o 4 nad ranem. Budzi się, zdejmuje książeczki z półki na łóżeczkiem, siada i czyta. Czasem nawet 2 godziny. Jak już przeczyta swój Prezent Pierwszogwiazdkowy, przechodzi do serii My First… (szczególnie ulubione), kończy i zaczyna kwękać i budzi wyspaną Babcię.
3. Dziecko jest nieziemsko radosne i grzeczne. Umie sama się bawić, wrzucać kulki do brzuszka misia, klocki do pudełka, wkładać kredki do puszki i wie, że puszka ma przykrywkę, co idzie na górę. (O tu.) Na niedzielnych karbudach kupiliśmy jej trzy albo cztery zestawy klocków MegaBloks z dużymi pyckami i komplet jest w tej chwili dwa razy większy od Majki. Majka uwielbia wyciągać klocki z kosza ale nie lubi kiedy składamy klocki razem, więc budowanie jej zamku to wyścig z czasem. Zanim uda się dojść do zakrętu, żeby murować drugą ścianę, front już idzie w strzępy. Do ostatniego klocka. Jeśli chodzi o radość, nieustannie szczerzy się, zadziera nosek i marszczy go jak kotek, klaszcze w rączki, macha łapkami i przybija piątkę.
4. Dziecko nie lubi jak Susła DVD leżą grzecznie poukładane w szafce, ma na koncie popsutą maszynkę do robienia bąbelków, popsutą dziurkę na listy w drzwiach (Jak można popsuć dziurkę? Można.), porysowaną długopisem ścianę, porysowaną czarną kredką świecową nową wykładzinę, pogryzione okładki od Pszczółek Majek i wyłamaną klapkę od DVD. Przy dziecku nie ma po co sprzątać bo wystarczy, że Dziecko zobaczy akt herezji jakim jest układanie rzeczy na swoich miejscach i już jest. W ciągu sekund trzech wygrzebie wszystkie śpiochy z szyflady, świeżo poskładaną pościel, misie z półki, kredki z pudełka, Cokolwiek. Wszysko MA BYĆ wszędzie. Koniec dyskusji.
5. Dziecko zasypia najlepiej kiedy przytulamy jej do buzi polika i dajemy palec do trzymania, co razem zmusza nas do przyjmowania pozycji łóżeczkowych, których nie powstydziłby się święty Wit. Producenci łóżeczek nie uważają chyba, że dziecko potrzebuje kontaktu fizycznego z rodzicem przy zasypianiu i konstruują łóżeczka, które każą wrzucić dziecko do studni ze szczebelków, uśmiechnąć się pokrzepiająco i wyjść. A my mamy inne zdanie w wyniku czego- zgięta w pół, dosłownie, stoję na palcach i wkładam całą górną połowę ciała do łóżeczka i prawie wiszę głową w dół od czego aż mi idzie jucha w uszy. Dziecko ma polika i palucha, ja mam podwyższone ciśnienie w mózgu, rwące plecy i naciągnięte Achillesy.
6. Dziecko kocha wodę. Pluskać, chlapać, deptać, łapać, jeść, ssać gąbkę, ostrożnie badać fenomen paluszkiem a każde wychodzenie z wanienki wywołuje płacz i zawodzenie, do którego dokłada się po chwili katorga zakładania piżamki, w wyniku czego Dziecko codziennie robi wieczorny koncert. Wczoraj chyba znaleźliśmy na nią sposób- zamiast wyciągać ja z wody, wyciągamy korek z wanienki, woda spływa, zostaje pianka, więc Maja stwierdza, że wanienka przestaje być zabawna, sama wstaje i wyciąga łapki.
I można by tak dalej i dalej…. Zbliżają się pierwsze Majowe urodziny, ma już sukienkę w której wygląda jak mała panienka Scarlett w samym środku upalnego lata w Virginii. Sukienka przyleciała do nas z Teksasu w stanie Teksas i czeka w pudełku na dzień w którym Mama-Kokainka upiecze torta, zatknie na czubku jedną świeczkę, zjadą się goście i będzie biba.
A dziecko staje się z dnia na dzień coraz piękniejsze, mimo tego, że zadajesz sobie pytanie:
Majowy dzień 0, czyli mam minut 10 i już zaczynam się martwić
Majowy dzień 1, czyli mam siniaka, oko mi się nie otwiera, jakaś baba mnie obserwuje
Majowy dzień 2, czyli świat jest nudny, wszędzie biało, ciągle ta sama baba, idę w kimę
Majowy miesiąc pierwszy okrągły, czyli żyję na tym świecie już 4 tygodnie i nic mnie nie zdziwi
Miesiąc trzeci, czyli ubrali mnie i chcą wysłać na Księżyc, tylko rakietki brakuje.
Miesiąc czwarty, czyli bez komentarza, bo jeden obraz wymowniejszy jest niż tysiąc słów.
Majowy miesiąc chyba piąty, czyli sprawdzamy czy Mama kupi ten kit z miną, czy naprawdę będę musiała błagać o jeszcze jedno ciacho?
Mi
esiąc szósty, czyli okazuje się, że Mama jest równie niedojrzała co ja. Fajnie.
Miesiąc ósmy, czyli nadchodzi lato a mnie męczą czapką.
Miesiąc dziewiąty, czyli widelec służy mi do machania a jedzenie do rozmazywania.
Majowy miesiąc jedenasty, czyli Mama albo przebiera mnie w kółko, albo biadoli, że jak przyjdą i mnie taką zobaczą, z miejsca zabiorą Dzidzię.
A gdzie tu kto widział Dzidzię??