Dziś będzie ezoterycznie. Chyba.
Kokainka poszła razu pewnego do biblioteki wiejskiej po czytadło na sierpniowe upalne drzemki Majki i wzięła sobie coś co ładnie wyglądało. Książka mała, w twardej oprawie, z kartkami zadrukowanymi tak, że wyglądały jak dwustuletnie pergaminy. Tu i tam pieczęć z dużym supermanowskim „S” i mnóstwo cytatów jakiś ludzi, których nazwiska powinny mi dużo powiedzieć. Chyba.
Rzecz miała się o sposobie na zdobycie WSZYSTKIEGO o czym się w życiu marzy. Chyba.
Z tym „chyba” to jest tak, że podeszłam do tej książki z pewną taką nieśmiałością i kpinką wymalowaną na pysku, kiedy przypomniał mi się pewien Pan, który razu pewnego, lat 15 z okładem wprosił się na siłę Rodzicielce do domu po tym jak trzy godziny stał jej w pracy za ladą i opowiadał o Interesie Życia.
Pan przyszedł z teczką, w gajerku, pod zwisem, położył na stole jakąś teczkę, splótł na niej wydelikacone paluszki i spytał uprzejmie młodą Kokainkę:
-O czym marzysz najbardziej na świecie?
Nie powinien był zadawać tego pytania. 🙂
-Ale tak serio?
-Serio.
-Najbardziej?
-Najbardziej.
-Najbardziej na świecie marzę o tym, żeby zostać astronautką i latać w kosmos.- odpowiedziałam jednym tchem, nawet się nie zastanawiając.
Pan pod zwisem lekko się zmieszał ale ponowił pytanie:
-Ale o czymś konkretnym.
-No właśnie, to jest konkretne. Chciałabym zostać specjalistką misji od badań nad klimatem czy coś. Potem bym została kobietą pilotem wahadłowca a na końcu komandorem misji. Po latach doświadczenia pewnie stanęłabym w kolejce do fotela na pierwszą wyprawę na Marsa. Co też byłoby fajne i tez bym chciała.
Pan zmieszał się bardzo.
-eee… ale może, no nie wiem- samochód czy dom, albo…- już strzelał w ciemno- …pełną garderobę?
-Mundurów.
-Nie, ubrań.
-To nie.
Moja Rodzicielka w tle ryczała ze śmiechu bez wydawania dźwięków, ja byłam śmiertelnie poważna, nawet nie ze złośliwości względem Pana.
Wtedy zadał to samo pytanie Rodzicielce na co usłyszał:
-Ja? O, ja mam wszystko. Ale przydałby się taki Patrick Swayze.
A działo się to w czasach obsesji na punkcie Patricka, jak mogliście ostatnio poczytać.
-No dobrze, ale o co właściwie chodzi?
-Chodzi o to, że każdy ma marzenia. …iiiii te marzenia można spełnić za pomocą sposobu…..o którym właśnie chciałem Paniom ten-tego opowiedzieć.
-Uhm?
-Ten-tego…- Pan uznał już wtedy, że źle trafił i nie powinien się wygłupiać z otwieraniem teczki. Ale i tak ją otworzył.
-Reprezentuję firmę Amway, która od 10 lat pozwala ludziom realizować ich marzenia poprzez zarabianie dużych pieniędzy w sieci sprzedaży katalogowej.
Ciekawa jestem czy usłyszał wtedy ten śmiech w tle, jak w sit-comie.
Moja Rodzicielka wyraziła pewną niewiarę w kwestii zdobywania Patricka poprzez sprzedaż płynów do płukania prania a ja zakwestionowałam drogę na Marsa poprzez reklamowanie u znajomych mopów gąbczastych, na co Pan się obruszył, stwierdził, że jak ktoś nie chce to do realizacji marzeń nikt go nie zmusi i poszedł sobie uszczęśliwiać innych.
I to właśnie przypomniało mi się kiedy na tyle bibliotecznej książeczki przeczytałam, że dzięki niej zmienię swoje życie, stanę się sławna, bogata i pikna jak sam skurczysyn, więc wzięłam i wypożyczyłam. Wzięłam też ciastek dużo i zasiadłam do czytania, nadal ma w głowie ten śmiech z sitcomu.
***
Minęły dwa miesiące…
***
Książka działa.
/w tle nikt się nie śmieje, wszyscy czekają w napięciu/
W ciągu ostatnich dwóch tygodni „zarobiliśmy na niej” ok 330f. Jak? O tym, już teraz mili Ludkowie. Książka ma tytuł „The Secret”, po Polsku nie sądzę, żeby można ją było przeczytać ale powstała ona na podstawie filmu para-dokumentalnego o tym samym tytule. Całośc można ściągnąć z serwerów filmowych a zajawkę można obejrzeć tu:
W piątek przyszedł pierwszy list. Po tym jak mentalnie i duchowo i ezoterycznie „otworzyłam się” na wszelkie dobrodziejstwa Wszechświata, jakie chce mi on zaoferować. Jak to brzmi??
W pierwszym liście firma ubezpieczeniowa naszej starej Puszki Suzuki, pamiętacie, tej rozbitej zeszłego lata, co Kokainka po niej nadal chlipce- wysłała nam czek na 125f w ramach rekompensaty za fakt sam nie wiem jaki, bo rekompensatę już dostaliśmy- 780f, zaraz po krachtnięciu autka. Po roku dosłali nam więc jakieś 125f, powodu nie podając, choć w liście mgliście napisano, że to kasa od stłuczkoczyńcy. Co jest bardzo dziwne bo wina była niczyja, więc orzeczono 50/50.
W niedzielę- pojechaliśmy na jeden z ostatnich karbudów w tym roku. W pewnym momencie, z Dziuńką na ręku, z przeszkloną szafeczką pod pachą dostrzegłam jakieś kafelki w bagażniku pana co się właśnie pakował. 10x10cm, vintag’owe, z nierównymi brzegami, w kolorach ziemi. Oj! Pan powiódł wzrokiem za Kokainką i spytał czy się podobają. No, podobają się, jak nie, jak tak. Terakota do kuchni jak ulał, Emerald do łazienki co już prawie skończona, opowiedziałam.
-To bierz!
-Po ile?- kafle popakowane w „piątkach” a pół bagażnika tego.
-For free!
I w czasie Kiedy Kokainka już widziała swoje salony pokafelkowane jak cud niebios, Pan z Panią opowiedzieli, że w wyniku recesji zamknęli swój sklep z kafelkami i wykończeniami i wyprzedają co się da. Ale jak wyprzedają jak chcą oddać za darmo? A, odpowiedział Pan, pomysł na kafelki mam i Dziunia ładna jest- bierz i niech ci służą.
I zostałam- z Dziunią, szafeczką i połową bagażnika kafelków pod pachą. Na odchodnym Pan powiedział, że są warte ok 100f, czyli, że trafił mi się good bargain. W rzeczy samej.
Dzisiaj, po powrocie z pracy dobrałam się do poczty i znalazłam w niej 100f z groszem. Z konta o którym zapomniałam na śmierć. W Lloydsie, przy zakładaniu konta zakładają konto Savings na które spływają wszystkie końcówki do pełnego funta, z każdej transakcji wykonanej kartą. I się zebrała stówka w 6 miesięcy.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy- wspominamy, że by się przdało, wychodzimy z domu i to coś autentycznie pcha się samo w ręce. Lampa przeciw osom? „Masz, wspomniałeś Śuśle, że trzeba kupić jak najszybciej, żeby nie dzibdziały Majki? Czy „za dwie godziny w mieście to nie za późno dla pana, panie Suśle?”
Rodzicelka rozmarzyła się nad ogrodem przysypanem toną zdrowego kompostu. Na drugi dzień kolega z pracy spytał Susła: „A nie potrzebny ci może kompost do ogrodu na jesień? Masz tam, 100 ton, bierz ile potrzebujesz”. Suseł nie miał toreb do transportu, też nie problem. Znalazły się zanim wyjechał z pracy. Przywiózł ze jeden z kontraktorów i spytał się gdzie je wyrzucić. Pięć ciężkich pojemników na ziemię lub gruz. Weszły do bagażnika jak pod wymiar. Pełne pięknego, czarnego, zdrowego kompostu, który leżał i czekał przez ostatni sezon, żeby na wiosnę przszłego roku wspomóc nasze rzodkiewki.
Według teorii Sekretu- POMYŚL, ŻE TO MASZ i CZEKAJ NA ODBIÓR. Pote
m wystarczy PODZIĘKOWAĆ ZA DAR i myśleć dalej.
Dziś drobnostki, jutro prawdziwe skarby.
Obejrzyjcie, z kpiarskim uśmieszkiem jeśli taka wola i spróbujcie. Ciekawa jestem Waszych spostrzeżeń. A może któreś z Was odpisze mi za miesiąc z orbity Księżyca?
W każdym razie, my w sobotę kupujemy los na loterii i wygrywamy 10 000 000 funtów. Te zera to miliony. 😀