[*]
(…)Więc w tej ciszy ukryty ja – liść,
oswobodzony od wiatru,
już się nie troskam o żaden z upadających dni,
gdy wiem, że wszystkie upadną. (…)
Karol Wojtyła
[*]
Kilka miesięcy temu z bliska obserwowałam śmierć bliskiej mi osoby. Patrzyłam jak z dnia na dzień poddaje się zmęczone ciało i jak ciągnie umysł ze sobą. Jak nieświadoma końca swojej drogi osoba ma nadzieje na nadchodzące lato, snuje plany, bardziej niż o siebie, martwi się o tych których kocha.
Widziałam jak się umiera człowiek w spokoju i bez strachu.
I słyszałam jak opowiadała o postaci,którą widziała w szpitalnej sali. Morfina? Gra świateł? Nie wiem, ale bardzo chciałabym wiedzieć…
Śmierć przyniosła ulgę w cierpieniu,któremu żaden człowiek nie mógł zaradzić.
Śmierć i ulga…
***
Dzień zadumy i smutku. W telewizji wywiady, bezpośrednie relacje, archiwalne nagrania. Place pełne smutnych ludzi zagłębionych w myślach. Na blogach mądre cytaty, zdjęcia, tu i tam gify ze świeczkami. Myślę sobie: wyjdę na ulicę, spojrzę w oczy innych ludzi i zobaczę to samo.
W chwili wyjścia z domu Przyjaciel wysyła mi esemesa pełnego żalu i zawodu… bo po ulicach szwendają się tłumy buraków,w Firmie wykłócają się o byle pierdułki, robią wieś w taki dzień…
Myślę sobie: idąc piechotą wstąpię do Katedry, chyba uchowały się we mnie jakiś zalążek wiary bo czuję, że serce ciągnie.
I rzeczywiście tłumy. Parami, grupami,rodzinami ciągną Wrocławianie do Katedry- szpaler odpierniczonych na wysoki połysk niedzielnych spacerowiczów. Uśmiechy na twarzach, kolorowe łaszki,dzieciary na plastikowych rowerkach kręcą kółka przed wejściem do Katedry.Ludzie robią zdjęcia na tle pomników…Co się qrwa dzieje? Gdzie Ci blogowicze?Bywalcy Forów? Tłumy zapłakanych Rodaków? Może ja mieszkam w jakimś dotkniętym głupotą, tępota i znieczulicą mieście?
Im bliżej Rynku tym więcej Chipsodajek z HiMenami. Wbici w plastikowe kurteczki, różowe torebeczki ciągną za tłumem im podobnych… Patia restauracji rzeczywiście pozamykane, oprócz naszego. Siedzą,jedzą, lulki palą…
Kolejka do stolików jak w Dzień Dziecka.Żadnego umiaru: piwo, żarcie, deserki, histeryczne śmiechy na całą salę…Tłumy do 21:00. Na koniec dnia więcej kasy niż w Dzień Kobiet! Odwiedziło nas1300 osób. Specjalnie zadałam sobie trud, żeby to sprawdzić.
O 1:00 w nocy tylko kilka zniczy palących się u wejścia do Ratusza przypomina, że zdarzyło się coś ważnego…
Rynek pusty.
Koniec niedzieli.
Miałeś rację. Bydło.
***
W poszukiwaniu zajęcia narysowałam sobie kubek ze sznurkiem od herbaty, zrobiłam kurczaczka w miodzie, zestrzeliłam karabinem 1200 plemników na Grzendzie. Niestety, jeden mi się wysmyknął i od dzisiaj jestem w wirtualnej ciąży z Murzynem. Co za bzdura…:) obejrzałam sobie virtualne USG i dowiedziałam się, że za zestrzelenie tej liczby plemników dostaję Bonusa w postaci jednego miesiąca alimentów od ojca…Oj te Baby z Grzendy, rozhisteryzowane brakiem Prawdziwych Mężczyzn na tym świecie dostajecie fioła z rozpaczy.
O dziś jeździmy nowym autkiem. Kasia stoi na ulicy i spod warstwy kurzu zazdrośnie spogląda na nowy nabytek. Biedna ruinka…Czas na zasłużoną emeryturę.
Zrobiłam bimbrownik do akwarium. Rurki,pipetki, butelki, trochę drożdży i CO2 hula zasilając roślinki. Przydało się doświadczenie zdobyte na kółku chemicznym….:)
***
Listy z przeszłości
Całkiem bezmyślnie rozglądając się po moim pokoju spostrzegłam kalendarz, który tradycyjną metodą długopisową prawie6 lat temu zamieniałam na pamiętnik. Stał na najwyższej półce, nie dziwię się więc, że zapomniałam o nim. Z pomocą drabiny zdjęłam go z półki i oto stanęłam ze sporym fragmentem mojego życia w ręku.
Setki rysunków: niektóre tragicznie-dramatyczne, inne śmieszne. I słowa, słowa, słowa…czysta grafomania.
To niesamowite o ilu rzeczach już zapomniałam…pamiętałam tylko tyle, że było wspaniale, że był On i nic innego się nie liczyło. Dopóki nie odszedł, z dnia na dzień…Bóg jeden wie czemu, bo On chyba też tego nie wie.
***
DZIEŃ POGRZEBU I PYTANIA……
Ile ju
tro będzie takich Firm jak moja?
Opieka medyczna, Policja, służby porządkowe, Kolej, Komunikacja Miejska… Tylko to co najważniejsze aby zapewnić spokój i bezpieczeństwo tych, którzy pogrążą się w ostatniej zadumie.Sklepy, supermarkety, prywatne firmy, małe i duże- wszystko będzie zamknięte. Szczególny dzień dla całego Narodu. Czas, w którym udowadniamy, że potrafimy zatrzymać się w codziennym pędzie, potrafimy odwrócić się od materialnej strony życia, porzucić myśli o zyskach, korzyściach, finansach. Bo są rzeczy ważniejsze.
I moja Firma na obrzeżach tego wszystkiego:
BĘDZIE OTWARTA!
BO PRZECIEŻ WROCŁAWIANIE, PRAWDZIWI POLACY NIE PRZEŻYJĄ ANI DNIA BEZ
PIZZY!
A FIRMA NIE PRZEŻYJE BEZ JEDYNIE ŚWIĘTYCH ZŁOTÓWEK, KTÓRE MA NADZIEJĘ WYGARNĄĆ JUTRO Z WASZYCH KIESZENI
/autocenzura/
(Bo nie mogę tego powiedzieć w pracy!!!!!!)
W ramach kompromisu, wymuszonego przez Kadrę Kierowniczą, Góra zgodziła się, żeby otworzyć Burdel od 17:00. Przecież już będzie po pogrzebie! Nie? Koniec Żałoby Narodowej! Do łopat! Co z tego, że między wami są tacy, dla których to jeden ze smutniejszych dni w życiu? Kośzłotówki!
Inicjatorem tej szopki jest Amerykanin.Nie pamięta chyba jak po tragedii WTC cała Polska stała na baczność współczując Amerykanom. Gnój jeden.
Ale prawdziwa zagadka brzmi:
ILU WROCŁAWIAN PRZYJDZIE JUTRO DO RESTAURACJI, ŻEBY SIĘ /autocenzura/ WBREW WSZYSTKIEMU?
Rozwiązanie konkursu jutro, znowu zadam sobie trud i sprawdzę w firmowych podsumowaniach dnia.
A dziś ogłaszam więc konkurs:
KAŻDY, kto przeczyta tę notkę jest proszony o „strzał” w komentarzu:
ilu znajdzie się jutro takich, którzy skorzystają z usług fastfoodowej gastronomi?
Dla ułatwienia dodam, że w przeciętny dzień od 17:00 do 23:00 to restauracji przychodzi ok 200-300 osób.
A w rozwiązanie konkursu…
W dniu wczorajszym od 17:00 Firmę odwiedziło ok 600 osób pozostawiając 7300 zł.
Ciekawe przypadki:
Z apelu Jasnogórskiego, prosto do stolika urwał się pewien chłopiec z polską flagą pod pachą. Machnął dużego browara i wrócił do swojej grupy, zanim ktokolwiek zauważył…
Podczas wygaszenia świateł, kiedy cała Polska trzymając świece w rękach oddawała ostatni hołd Zmarłemu, totalnie zaćmienie nie przeszkodziło pewnej Pani, w montowaniu sobie gigantycznej sałatki…
I wiele innych przypadków klinicznych
sobota, 09 kwietnia 2005
Co za noc! :))))
Zdarzyła się nam sytuacja tak śmieszna i nieprawdopodobna, że nie uwierzyłabym gdybym sama nie była jej świadkiem.
O 2:30 nad ranem na ulicy zaczął wyć klakson jakiegoś samochodu. Po 45 minutach straciliśmy cierpliwość i postanowiliśmy zadzwonić na Policje. Okazało się, że ktoś już wpadł na ten pomysł i Policja szuka właściciela samochodu.
Ok. Po 5 godzinach nieustannego,świdrującego hałasu, o 7:30 postanowiliśmy zadzwonić jeszcze raz. Policjanci rozłożyli ręce bo nie udało im się ustalić właściciela gdyż pojazd jest wyrejestrowany. S. zaproponował odwiezienie samochodu lawetą lub bardziej drastyczne rozwiązanie: cegła w szybę i wyprucie kabli. Biedy funkcjonariusz próbując odwieźć go od tego pomysłu doradzał cierpliwość, bo już rano i może właściciel się znajdzie… S. zapytał więc co to za samochód, może znamy właściciela? Fiat Tipo- padła odpowiedź
JASNE, ŻE ZNAMY WŁAŚCICIELA! OD 4 DNI MY JESTEŚMY WŁAŚCICIELAMI TEGO ROZPACZLIWIE WYJĄCEGO FIATA!!!
…pozostało tylko podkulić ogon, zrzucić piżamę, zejść na dół i odłączyć akumulator…
Życie pisze najdurniejsze scenariusze…….
wtorek, 12 kwietnia 2005
Rada Starszych
Dawno, dawno temu…zebrania Instruktorów w naszej Firmie były okazją do wymieniania się pomysłami i refleksjami. Omawiało się każdy przejaw życia w Firmie. Pytano nas o zdanie w kwestii premii, zatrudnień,zwolnień, konkursów. Opinii na temat wprowadzonych zmian, pracy kolegów. Każdy mógł zaproponować nagrodę dla innego współpracownika, pochwalić go lub zgłosić problem, który szeroko omawiano. Kończyło się na gorących dyskusjach, lawinach pomysłów godnych wypróbowania. Arkuszach zapisanych maczkiem, gdzie każdy notował coś dla siebie. To był
y prawdziwe burze mózgów. Wiedzieliśmy, że kogoś interesuje nasze zdanie i naprawdę chcieliśmy coś zmienić w naszej pracy.
Z tamtej, pierwszej grupy Instruktorów zostały dziś tylko cztery osoby.
A teraz… nie wiadomo gdzie podział się ten zapał. Pytania rzucane w próżnię, problemy których nikt nie podejmuje, pobąkiwania… żadnych pomysłów, tylko usypiające podpieranie się na łapie.Potakiwania. Do domu.
I nie wiem dlaczego…Może nie ma co zmieniać? A może nikomu już się nie chce? Wiem jedno: mnie przestało to kręcić.Chyba czas zwijać żagle z Firmy i szukać czegoś co mnie porwie na nowo.
Bezproduktywny, stracony czas. Ludzki potencjał na poziomie zero.
PS. Jeśli Twoja opinia na temat … będzie miała skutki dyscyplinarne- nie martw się, ja też mam „na sumieniu” kilka osób. To ta mniejsza przyjemność wynikająca z posiadania wyższej stawki i identyfikatora z imieniem i nazwiskiem na białym tle. Smutne bo nie mówili o tym przy awansie, co?
czwartek, 14 kwietnia 2005
Nie ma to jak przyjaciółka z dzieciństwa.Jeden telefon- pizza palce lizać, Monthy Python z płytki i zaśmiewanie się do łez. Do północy. Potem nocny spacer po parku i śpiewanie ulubionych kawałków(„Just remember that you standing on a planet that’s evolving…”).
Oj, Zu. Boska jesteś. (przyp. Autorki: Zu to Truffel, rzecz jasna)
Dzisiaj umówiłyśmy się na basen. Kostium,z trudem wygrzebany z czeluści szafy przeżywa szok, że będzie używany. Zmęczę się jak mała świnka i jutro nie wstanę z łóżka. 🙂 Pysznie.
Akurat, kiedy mija parę dni i odzyskuję dobry humor, muszę znowu iść się katować. Nienawidzę tej Firmy i całego bezsensu jej funkcjonowania. Bo spędzamy tam pół życia, stresujemy się, zżymamy na idiotyzm klientów a nic po tym nie pozostaje. Żaden ślad. Z czasem nie pozostaje nawet ślad po nas. Firma wchłonie, wyssie, wymemła i wypluje. Ludzie pojawiają się i znikają bez śladu.
Nie chcę już tam chodzić.
…
Byłyśmy na basenie i zmęczyłam się jak mała świnka.Godzinka zapitalania tam i z powrotem i każdy mięsień w moim ciele mnie nienawidzi.:)
Jutro nie wstanę z łóżka, to pewne.
Unosząc się swobodnie w wodzie, na pleckach, z uszami zatkanymi wodą przypomniał mi się pilot Pirx i jego kąpiel w opowiadaniu „Odruch warunkowy”. Jak rozpadała się jego osobowość, jak tracił zdolność samookreślenia, słowa „czas” i „ja”odpływały w niebyt… Fajnie byłoby przetestować taką komorę chociaż raz wżyciu. Zmieniłaby się wtedy definicja własnej osobowości…
I wtedy ktoś mnie kopnął. 🙂
Kiedy skończyłyśmy się pluskać była22:00. Wszyscy wyszli wcześniej i przez pół godziny miałam okazję pokontemplować pusty basen. Głęboki, błękitny…i znowu naszły mnie refleksje:
Niezależnie od tego czego pragnę,mniejszych lub większych zachcianek dnia codziennego, jest coś o czym zawsze będę marzyc nawet będąc stuletnią babcią ze sztuczna szczęką w szklance.
Na pytanie: jakie jest Twoje największe marzenie? – zawsze odpowiem jedno: Marzę o tym, żeby by astronautą. Prawdziwym specjalistą misji, pracować na stacji, oglądać cud Ziemi z orbity. Chociaż raz w życiu zanurzyć się w basenie treningowym w zestawie EVA, słyszeć tylko swój własny oddech. Pracować w przestrzeni, poddając się nieważkości jak w łonie matki.
To jest moje marzenie. Największe.
(…) A kiedy nadejdzie koniec,usiądziemy na szczycie Świata i w milczeniu będziemy patrzyć na gwiazdy. (…)SAAB
Ciii…nikt nic nie wie!
W tej Firmie plotka rozchodzi się z prędkością 2x większą niż prędkość z jaką kręci się Ziemia. Dowód: O tym, co się działo na pewnym wieczorze kawalerskim dowiedziałam się zanim jeszcze wzeszło słońce… 🙂
A więc nie było tortu, panny z pryszczami na tyłku ani ani żadnego wyskakiwania… 🙂
Był zepsuty zamek, zakłócanie spokoju a dla jednego z nich wspólna cela z kwiatem żulerni miasta i kubek porannej kawy zbożowej na koszt Państwa.
Sentymentalnie
Po przeczytaniu notki Vitka040 zajrzałam na stronkę http://polskaludowa.com/codzienne.htm i rozczuliłam się. Co prawda Polskę Ludową udało mi się zahaczyć tylko w końcowych jej podrygach ale swoje wspomnienia mam.
Tak jak Ciebie unieszczęśliwiały buty Relax, tak mnie bardzo długo unieszczęśliwiał proszek do prania ubranek dziecięcych Cypisek.
Zanim pediatra zdiagnozował Kosmiczną Alergię, przez wiele miesięcy puchłam jak wielka truskawka za każdym razem gdy zakładali mi pieluszki wyprane w proszku Cypisek. Wyglądałam jak słoń w jarzębinie i ryczałam całymi nocami.
Ale czasy PRL’u jeszcze nie odeszły. Jest we Wrocławiu taki sklep w którym Sprzedawczynie noszą granatowe fartuchy,sandałki ortopedyczne, wypisują rachunki ręcznie na żółknących blankietach sprzed 20 lat. W tym sklepie ceny towarów odciśnięte są pieczątkami na kawałkach tekturek. Asortyment obejmuje trampki do wfu,
kapcie, majtki, piżamki i koszulki dla dzieci. Żywcem wyjęte z tamtej Rzeczywistości.
Jadę
To się chyba nazywa brak czasu…
Tyle dni bez wpisu…. może w nocy cosik napiszę…
Pranie, pakowanie, zakupy- wszystko dla trzech dni w Szklarskiej Porębie. Połowy ubrań nie założę, nie przeczytam ani słowa z książki, którą zabiorę. Ograniczę się do zalewania chińskich zupek wrzątkiem.
Zaliczę kilka wykładów, pouśmiecham się do Promotorki, nagrabię parę plusów. Może w końcu nauczę się grać w bilard (P.obiecałeś!).
Ale będę miała dużo czasu do myślenia. I czyste niebo nad głową. Oj, moi współtowarzysze nie będą mieli ze mnie tym razem pożytku…Atlas Nieba jedzie ze mną i nie ma takiej siły co mnie z pola wygoni. Chyba, że przymrozek jakiś.
.
Wraz z reinstalacją sytemu ogłaszam triumfalny powrót literki „ć” na moją klawiaturę. Literka ta jest również sponsorem dzisiejszego wpisu. :))
.
Teraz idę. Szkolić do Firmy. Ble ble ble.To już 4 raz, powinnam zrobić sobie jakąś prezentację multimedialną z półnagimi modelkami/modelami, żebym się sama nie nudziła.
.
Acha! Wniosek, który nasunął mi się po ostatnich dniach w Firmie:
*nikt nie potrafi puszczać plot tak jak faceci… (oddaję Koronę, składam rezygnację)
*nikt nie potrafi tak gadać „o dupach” jak baby… wstydźcie się!:)
24 godziny w skrócie
Impreza. Speechless…. Nie dało się odmówić Kierownikowi: 2 tequilki, masz i pij! A potem jeszcze ze 4 Żywce i Misia odkleiła się totalnie. Z zachowaniem podstawowych czynności życiowych,obserwowałam jak rzeczywistość zwalnia przyjemnie, ładunki z cegieł, które wszędzie ze sobą noszę gdzieś się pogubiły. Brzegi obrazka zawijały mi się do środka.
Nie bawiłam się na żadnej imprezie od…7może 8 lat. Dramat!
5:00 Pakowanie na wyjazd trwało 17 minut.Nie za bardzo pamiętałam co wsadziłam do torby…:) W stanie mojego umysłu dziwię się, że nie zabrałam odkurzacza i Encyklopedii czterotomowej. 🙂 Ale cudem niczego nie zapomniałam. Powinnam być strażakiem albo jakimś innym Marines! Niezbyt pewnym krokiem potuptałam do przystanku. Na rogu P.i W. (jak na końcu Świata) postanowiłam spisać swoje przemyślenia, na wypadek gdyby wraz z alkoholem wyparowała mi pamięć.
6:30 rano, wygwizdów na końcu miasta,zimno niemiłosiernie, jakaś kukła zawinięta w kurtę siedzi na przystanku, obok torba. Pisze zmarzniętą łapą jakieś bazgroły w pici-mini notesiku i śmieje się w głos sama do siebie. Wizja szaleństwa. 🙂
Kiedy już zjechało się towarzystwo,odbębniłam regułki z rodzaju: Misia, czy ty jesteś pod wpływem? No wiesz co?…
Po tym jak wsiadłam do samochodu pamiętam tylko jak minął mnie szyld ulicy Mińskiej. Następną rzeczą , którą pamiętam było pytanie: E, Misia, gdzie ten ośrodek, co? ….Otworzyłam oczy i ze zdziwieniem stwierdziłam, że ktoś gór ponasadzał wokoło że hej! Trzy i półgodziny wsiorbało. 🙂 Może porwało mnie UFO i robiło wiwisekcję? Już mogli mnie wsadzić do bagażnika i dobrać jeszcze jedną osobę do samochodu, żadnej różnicy bym nie zauważyła.
Kiedy spojrzałam na siebie w łazienkowym lustrze stwierdziłam, że w ciągu ostatnich 24 godzin mogło mi się wydarzyć cokolwiek- impreza pracownicza, tornado, wybory Prezydenta USA albo spływ kajakowy. Efekt byłby taki sam- piorunujący…:))))
XIV SzK, Szklarska Poręba 2005
Szkoła, już XIV odbyła się tym razem w Szklarskiej Porębie. Zakwaterowani w czterogwiazdkowym hotelu uczestnicy korzystali z basenu, sauny, kręgli, masaży…
My z prysznica bez podłączonej wody,radia Unitra (łapiącego japońską stację), grzałki w szklance i cieknącego górnopłuka.
Szkoła jak szkoła: ciągi wykładów,prezentacji multimedialnych, szwankującego Windowsa. Kawa, herbata i ciasteczka cieszyły się większym powodzeniem niż niejeden prelegent.
Wniosek 1: Każdy geolog na świecie jest niespełna rozumu.
Wniosek 2: Leśnicy znają się na naszej robocie lepiej niż my.
Wniosek 3: pojawił się nowy sposób rwania kobiet-naukowców: „na histogramy”
Wniosek 4: Każdy Warszawiak to burak, cioł i nacjonalista. Czołem warszawscy Studenci mojej specjalizacji, oby wam ciastka w dupach kołkiem stanęły. Tyle na temat współpracy.
Niedobudzona przez współlokatora przegapiłam jedyny wykład dla którego naprawdę tam przyjechałam. Trącił mnie raz czy dwa, zrobił zdjęcie Paciutka pod kołdrą i zamknął drzwi za sobą na klucz. Oknem wychodziłam 🙂
To tyle jeśli chodzi o SZK
Aha! no i przyjechałam obładowana mapami,planami i atlasami. Bosko!
Strumień w drodze na Szklarkę
Należy nadmienić, że na wycieczkę na Szklarkę CHCIAŁAM IŚĆ SAMA!Wojtuś, jak ktoś planuje samotną wycieczkę, bierze piciu na jedną osobę, mapkę i muzykę to daj se siana i idź swoją drogą!!! 🙂 🙂 🙂 Czyli: nie posłuchałam muzyki, nie pomyślałam, nic nie napisałam, nic mądrego nie wymyśliłam bo cały czas miałam Cienia. Nawet gwiazd nie pooglądałam bo Wojtuś 100 razy wyglądał przez okno i przypominał mi że „balkon to ruina i że spadnę na bank”. Jaki bank? :
A nieoficjalna część SzK…
ten obraz mówi chyba sam za siebie…:)
Parada próżności
W Firmie wielka feta. XII Urodziny,rozszerzenie regionu o dwa nowe kraje i wejście na giełdę. Jest powód do dumy. Hasło wieczoru:”Tym wszystkim którzy nie wierzyli: WSZYSTKO JEST MOŻLIWE!”
Towarzystwo zeszło się jednym rzutem. W oczekiwaniu na Gwiazdora Wieczoru chlapnęli sobie parę kartonów szampana.Między fastfoodowymi zakąskami a sałatkami pojawił się Heniek ze świtą. W za krótkich spodniach, spod których wystawały źle dobrane kolorystycznie skarpetki. Pohałasował pokładowym dzwonem (jakaś aluzja, której chyba nie zrozumiałam) a na mównicy udowodnił, że 12 lat mieszkania w Polsce nie zobowiązuje go do nauki języka.
„Chciaem pogratylowacz szystkymtórzy ciem …eeee…aaaa… what’s the word….pracowaly? nad tym sakcesem i and … aaaa pcziszłi rok dźeby był taki teszdobri!!!”
Aplauz nie miał końca. Bałwany.
Potem jeszcze kilka równie udanych przemów, składanie buziaków, uściski i męskie poklepywanka. Ohyda. Alan L. któremu w połowie dukania podziękowań zadzwoniła komórka i którą MUSIAŁ odebrać. A potem już tylko żarcie. Fastfoodowe.Zeżarli 4500 zł. Porzucali się samolocikami poskładanymi z banknotów. Jak zaczęli rzucać się mandarynkami wymiękłam i poszłam postać na ulicy. Z zaproszeniami. I tak nie było Klientów, których mogłabym nimi obdarować. Jak rażeni piorunem, nie zbliżali się do Restauracji z której słychać było kakofonię wrzasków pomieszanych z lecącą z płytki „Money, Money,Money”.
Tort (nie powiem, niczego sobie) pokroił Gwiazdor Wieczoru. Z zaciekawieniem przez chwilę przyglądał się mapce Europy-Regionu Firmy wysmarowanej na torcie. Nie dostrzegłam błysku zrozumienia w jego oczach- pewnie pomyślał, że cukiernikowi się odbiło przy ozdabianiu i dlatego takie maziuki. Baran.
Skłaniające się ku końcowi zabawa, raptem3 godzinna, już mnie nie obeszła. Poszłam zjeść coś ze stołu Szlachty i pogadać ze starymi znajomymi. (Ileż ciekawostek można się nasłuchać w piwnicy Restauracji!!…:) Kiedy wyszłam z kazamatów, było po Urodzinach. Serdeczny uścisk łapy Regionalnego, jakieś tam ble ble ble i tuputupu do domku.
Blurp po zmianie
Wyszłam z domu o 11:00, wróciłam o 8:00.Poleżałam 2 godzinki, wyszłam o 11:00 i znowu wróciłam , tym razem o 20:00.Moje życie zaczyna przenosić się do Firmy. Drugi dom… 🙂 Nad ranem, przed 6:00, kiedy miasto zaczynało robić się błękitne siedziałam w ogródku. Ja i moje Myśli. Nie dogadałyśmy się. Ja to, ona tamto. Gniewamy się. 😦
Od rana, na jednej kawie, w zapierniczu dzikim odmierzałam czas od jednego do drugiego, odmiennego stanu świadomości.Dołki i górki, wędołki i meandry myślenia. „Wzrok tęskniący za rozumem” [:)] i rzędy potłuczonych szklanek…
Spaaać…. żeby jutro znowu tam wrócić.Ktoś ma pomysł jaki to ma sens?