Monthly Archives: Październik 2009

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie… co to będzie, co to będzie??

Zwykły wpis

Fajnie mi się wczoraj pisało, to se dziś tez popiszę, a co.

Ktoś słyszał o roku 2012? Nie, nie o Olimpiadzie ale o Końcu Świata. Nikt? Ktoś?

23 grudnia 2012 roku nasz świat, takim jakim go znamy ma się skończyć. Z Susłem i kilkoma Przyległościami siedzimy w tym temacie już prawie rok i próbujemy ocenić czy warto sprzedać akcje Świata teraz  i zainwestować w schron czy czekać do grudnia i planować kupowanie choinki do Dnia Ostatniego?

A co to za Koniec Świata, kolejny- pewnie zapytacie? Ano kolejny, jeden z setek, być może tysięcy przepowiadanych w ciągu ostatnich 3000 lat kataklizmów, tyle tylko, że tym razem przepowiednia powoli zatacza coraz szersze kręgi i już nawet John Cusack ma coś na ten temat do powiedzenia. I Nicolas Cage, Tom Hanks oraz cała masa mniej lub bardziej znanych osobistości świata paranaukowego.

Wieki temu siwy, bezzębny starzec z rękami pokręconymi paraluszem stawał w łapciach z kory na schodach kościołów i rogach miejskich rynków i głosił co mu ślina na język przyniosła, o czym już kiedyś pisałam. Byli tacy na których nikt nie zwracał szczególnej uwagi a którzy na koniec ciężkiego dnia głoszenia odchodzili w zaułek z pajdką suchego chlebka

 

…a byli też tacy, których za sama facjatę szanowano i dla świętego spokoju wysyłano skrybę, żeby ponotował i nie drażnił proroka co mógł skisić krowom mleko w cyckach:

   

W dzisiejszych czasach prorok o intensywnym spojrzeniu zastąpiony jest twarzą jednego lub drugiego hollywoodzkiego gwiazdora a raz puszczona bajka zaczyna żyć własnym życiem.

Obadałam kwestię 2012 pod kątem popularności tematu w sieci i odkryłam, że od 2007 roku obsesja zaczyna przybierać coraz poważniejsze oblicze. Wiecie, że już dziś można w y k u p i ć  sobie miejsce w schronach Nowego Rządu Światowego? Są strony podające ile czego trzeba zgromadzić, żeby przeżyć pierwsze dwa lata po kataklizmie? Można już zabukować fotel w Arce Noego 2012 i wykupić ubezpieczenie od …no właśnie czego? Wśród plątaniny przepowiedni najczęściej pojawiają się te opcje:

-nastąpi Koniec Wielkiego Cyklu przewidywany przez kalendarz Majów, kiedy ludzie zstąpią w czeliście Xibalby czyli środkowoamerykańskiego piekła gdzie wszelka potwora i zwierz będą nas kąsać po wsze czasy:

  

-nastąpi przebiegunowanie Ziemi w skutek czego gigantyczne trzęsienia ziemi i tsunami nie oszczędzą nawet Johna Cusacka;

-nastąpi Kontakt w wyniku którego Ziemianie zostaną starci z powierzchni planety przez wrogą obcą cywilizację, która od lat grzeje stołki w rządach największych mocarstw (Annunaki na ten przykład)

 

-nastąpi Kontakt w wyniku którego Ziemianie przejdą transcendencję, utracą swoje ziemskie powłoki i zjednoczą się w wielkiej Kosmicznej Federacji na co ucieszy się w końcu kapitan Picard;

-w Ziemię uderzy Naprawdę Wielki Kamień;

-w Ziemię uderzy Planeta Nibiru, która nadleci znikąd i wyrżnie nam w równik;

-monstrualny rozbłysk słoneczny odrze Ziemię z pola magnetycznego i skremuje nas wszystkich na popiół;

-Ziemia zacznie się kręcić w odwrotną stronę aż chlupnie oceanami na orbitę;

-Układ Słoneczny wleci w chmurę czarnej materii w wyniku czego wszyscy umrzemy z zimna, w ciemności i polarnej ciszy;

-wymrzemy wszyscy na nową tajemniczą wirusową chorobę będącą mutacją wirusa świńskiej i ptasiej grypy która zostanie nam wszczepiona pod przymusem w ramach przymusowych szczepień;

-Małysz zgoli wąsy.

Wszystko to naraz, teraz i tutaj lub od bardzo dawna o czym nie mamy pojęcia bo oglądamy zbyt wiele kłamliwych wiadomości w telewizji za pomocą której Ci Co Wiedzą chcą nam zamydlić oczy. Według innych wszystko to są to fakty potwierdzone przez naukę, religię i Nostradamusa i kto nie wierzy ten kiep- obudzi się pewnego dnia w mokrych skarpetkach. Są też tacy, najbardziej Oświeceni, których przed zamienieniem się w kulę świecącej energii powstrzymuje tylko pożyczka w banku, którzy twierdzą, że tylko wegetarianizm, miłość do bliźniego i bigamia mogą nas uratować. Każą szukać kryształowych czaszek, podziemnych jaskiń, drążyć otworki w Piramidzie Cheopsa, plakatują pokoje mapami nieba spodziewając się dostrzec Wielki Porządek lub dzielą i mnożą liczby z daty urodzin swojego psa udowadniając w ten sposób, że Majowie mieli rację, Egipcjanie są potomkami Atlantydów a kręgi w zbożu są zunifikowanym językiem Obcej Wielkiej Cywilizacji, która chce uratować wszystkich ludzi ale dla zabawy, zwłoki i czczej zgrywy bełkocze coś obrazkowo rujnując rolnikom hektary ciężkiej pracy.

Cały ten miszmasz katastroficzny przeżyją:
-nikt;
-tylko Oświeceni;
-administratorzy stron o 2012;
-Dzicy;
-oraz Druidzi i Nowy Rząd Światowy.

Po katastrofie natomiast kreśli się kilka wizji:
-będziemy przechadzać się po wiecznie zielonych łąkach w jedwabnych, białych szatach i całować drzewa nowej planety;
-będziemy harować w kopalniach diamentów i złota dla chciwych Annunaki
-ani się nie obejrz………..
-bez prądu, wody i gazu, sieci komórkowej, gpsów i gumy do żucia będziemy plądrować opuszczone supermarkety aż skończy się żarcie dla ludzi i zostanie tylko to dla psów. Pies to najlepszy przyjaciel człowieka, więc  będzie musiało starczyć a potem weźmie człowiek szpadel w rękę i zacznie od nowa.

No i co sądzicie, moi Kochani? Którą opcję wybieracie? Bo jak spytacie Kokainkę i Susła o zdanie odpowiedzą zasępieni:
-Świat durnieje z dnia na dzień, do szkoły się chodziło, o dinozaurach i lodowcach uczyło, Ziemia lubi się przebiegunowywać choć jak dotąd nie stało się to z 6 miliardami ludzi do niej przyczepionymi. O energiach, wpływach i harmonii z naturą warto by sobie przypomnieć, o szczepionkach zapomnieć, o Annunaki i Zeta-Reptylininach też ale lepiej będzie jak 23 grudnia 2012 roku weźmiemy sobie wolne i usiądziemy na szczycie Świata na wszelki wypadek gdyby okazało się, że będzie można spojrzeć na niego po raz ostatni.

Bo KAŻDA opcja wchodzi w grę z takim samym prawdopodobieństwem jak wygrana na loter
ii. Co więcej, przynajmniej 75% z tych teorii ma podłoże naukowe, niezależnie od tego jak pogardliwie o tych pomysłach wypowiada się Autorka. 😀 O czym też wystarczy się przekonać przestając szukać argumentów ‚przeciw’ a rozglądając się za argumentami ‚za’. Niby nikt ze znajomych nie wygrywa ale jednak co tydzień oddają kilka milionków Kazimierzowi Pyrcie z Lepianki Górnej. A wypadku 2012, jak już, będzie to traf w loterii każdego z nas.

Albo i nie. O czym przekonamy się 24 grudnia rano. I się zdziwią ci, którzy w oczekiwaniu na Koniec nie kupią karpia!

  

O permanentnej inwigilacji i o Maji słów parę, choć oczywiście można by o niej godzianami…

Zwykły wpis

…acha, czujcie się obserwowani. 🙂

Dzięki blogowiczce o tych samych inicjałach co moje w końcu dorobiłam się zewnętrznego licznika odwiedzin. Świętuję wychylając do dna butelkę rumu i oglądając jak jedna po drugiej pojawiają się flagi krajów odwiedzających. No co za zabawa!:D

Dziękuję bardzo, MW.

Nagle okazało się, że licznik onetu coś kłamie. Sam dobija mi dwie, trzy wizyty dziennie a tu nagle okazuje się, że małe tłumy węszą i buszują po postach starych jak świat i Wyspa Wielkanocna!

***

Odpadła nam rynna. Poszłam do biblioteki, wróciłam a rynna leży sobie w pasażu między naszym domem a sąsiadki i krzyczy swoimi połamanymi uchwytami. Jak? Nie mam pojęcia. Za wysoko na sympatyzującego sąsiada, za nisko na airbusa. A mimo to leży tam i skowyczy. Dziwny.

***

W bibliotece wypożyczyłam książkę o Celtach. Przeczytałam ostatnio coś o starożytnym Egipcie, coś o lożach masońskich, czytam właśnie kolejnego Cejrowskiego- wygląda na to, że czas na podróże. Cejrowski radzi sprzedać lodówkę. Za naszą lodówkę nie zajechałabym nawet autobusem do Londynu ale któż to wie jacy Dzicy czekają za zakrętem A365?

***

Maja. Maja jest paradna, jak powiada Suseł. Szczególnie, kiedy zjada sama cztery jogurty na jedno posiedzenie metodą „wsad ssij”. Wsadem może być wszystko- rączka, rękawek, łyżeczka złym końcem, gumowy rekin… Wsad należy wcisnąć na dno małego kubeczka z jogurtem, wyjąc, obejrzeć dokładnie ze wszystkich stron, wsadzić do buzi i wyssać do cna. Mama potem przebiera (czyt. ściąga wszystko do pieluchy i płucze) a Tata leje wodę do wanienki, bo włosów nie da się wypłukać i wyglądać przy tym na powrót szałowo.

Maja mówi:
-PIĆ(si)E!! na widok kubka z herbatą, choć śmiałości nie ma. Ma śmiałość wsadzić do niego całą rączkę, wyjąć torebkę, rozgrzebać i wetrzeć w dywan, ale co do picia- nie bardzo. Natomiast ze swojego kubeczka niekapka żłopie jak australijski wóz strażacki z okrzykami po drodze:
-PYYCH(i)A!!

Maja bierze wszystko co małe i płaskie i wciska między DVD a satelitę. Kiedy Coś wejdzie za głęboko niumnia i pokazuje paluszkiem dokładnie w którą szparkę weszło i każe sobie wyciągać. Pu ostrzegła, że zaznajomiony dzieciak postanowił raz włożyć do DVD pizzę, więc patrzymy Majce na ręce. Nawet jeśli tego dnia nie ma pizzy na obiad.

Maja rośnie i ze swoimi 14 miesiącami na koncie nosi ubranka na 18-24 miesiące. Nie wiem dlaczego, angielskie dzieci sa takie małe czy Maja śpieszy się do ligi koszykarskiej.

Maja umie się chować i robi z to z premedytacją. Ona w pokoju, my w kuchni, gadu gadu, nagle zdajemy sobie sprawę z ciszy jaka zapadła w pokoju jakieś 10 minut temu. Wkładamy głowy- PUSTO. Nie ma dziecka. Ok, dajemy jej 10 sekund i zaczniemy panikować! Pod sofą miejsca za mało, pod biurkiem byłoby ja widać, wielki Pies nie jest aż taki wielki, Maja nie jest aż taka mała na szuflady!
-Maju!? – A w głosie panika, jak w sobotnim supermarkecie: MAJU!!!!!!

A tu nagle
-Haha! – wystawia czajnik zza jedynej przeszkody zza której jej nie widać i drwi sobie ze zmartwiałej ze strachu starszyzny. Nie to, że się schowała ładną chwilę wcześniej to jeszcze stała bez ruchu kolejną ładną chwilę i sikała w pieluchę ze szczęścia, że rodzicom skacze ciśnienie.

Taka ta Maja jest.

Je trzy jajka na śniadanie, dwie parówki, sera żółtego na garście, do tego chlebka i masełka, herbatkę z malin i wali w kimę o 10:00. Też bym waliła jakbym miała w kiszkach miejsce na taki pocisk.

Maja kocha Hefalumpa. I Świnkę Pepę. Nudzi ją Miś Uszatek.

Maji można już wiązać mysiego oonka, tyle że do tego potrzebna by była narkoza i psychotropy dla odwrócenia uwagi. Więc nie wiążemy.

Maja.

O brodawkach, krabach i młodych bożkach słowo czyli o popularności

Zwykły wpis

Dopadła mnie jesień. Zimna, paskudna, śmierdząca dymami z kominów w naszej Wólce, przyklejająca się do butów mokrymi, oślizgłymi liśćmi i szastająca pajęczynami i zmarzniętymi pająkami po twarzy. Nie dziwota, że naszło mnie w tym roku na Helloween. Najchętniej w ten dzień będę biegać po ulicy w podartanej szacie i gryzła dzieci po miękkich szyjkach. Na szydełku udziergałam dyńkę z ogonkiem i liśćmi i wywiesiłam na kołatce drzwi frontowych.

  

Ale serio, ta jesień zapowiada się na długą i męczącą, co czuję już teraz, zaledwie tydzień po ostatnich ciepłych powiewach. Najpierw był ząb, potem dopadła mnie infekcja, teraz opryszczka i bezsenność- jestem brzydka i mała. I schudłam ze 4 kilo w dwa tygodnie po tym jak jadłam tylko croissanty maczane w letniej herbacie. Mam zapadnięte poliki i pokładam się do spania tam gdzie stoję, czyli nawet na zlewiku w klienckiej toalecie w pracy. Kiwam się na sofie, zawijam w kocyki i gapię się tempo w TV, po czym Suseł zarządza czas na leżakowanie i wysyła swoje dziewczynki do łóżek. Dziewczynka Duża bierze Dziewczynkę Małą na fotel pokarmić przed spaniem i zasypia, w wyniku czego obie śpią dobrą godzinę w swoich objęciach przykryte kocykiem. Przychodzi Suseł i zabiera Dużą Dziewczynkę zdejmuje jej okulary i przykrywa kołderką.

Zasypiam błyskawicznie ale w środku nocy budzę się i czytam
Cejrowskiego- no koszmar. Potem śnią m  i się Indianie parzący YerbaMate i ganiający po krzakach a to wszystko między 3:00 a 5:00 nad ranem. W        międzyczasie Majulec zwykle postanawia sprawdzić czy Mama i Tata czuwają (czuwają) i wracam znowu do łóżka. Potem przestawiam budzik co 10 minut w przód i wstaję 25 po , kiedy 35 po trzeba wyjść z domu.

W pracy unikam mojego durnego managera jak ognia bo warczymy na siebie kiedy tylko przychodzi do wymiany słowa więcej niż „‚moning„. Mój durny manager jest tak najeżony, że na proste pytanie dane przez samego siebie, słysząc odpowiedź zaczyna na mnie tryskać śliną:
-Czemu wysyłasz ceny do drukarki tu skoro masz drugą tam?
-Bo tu mi bliżej i nie muszę czekać aż się przetrawią.
-Co? Co?? Przecież tam jest bliżej. Jak przetrawią, drukują się tak samo szybko!!
-Nieprawda, tam się blokuje papier a grzebanie w sprzęcie trwa wieki.
-Co? Co?? A czemu tak drukujesz a nie inaczej?
-No bo nadal czekam na to szkolenie z zeszłego tygodnia, kiedy miałam się nauczyć…
Fine! Nauczysz się w czwartek!!- i odchodzi. Krokiem zestresowanym.

W zeszłym tygodniu doprowadził reprezentantke Weetabixa do łez. Kobietę 40 paro letnią, kręcącą się w interesie od 22 lat. Stała, międliła teczkę, tłumaczyła mi się i miała łzy na końcach swych rzęs. Jak diamenty. No i co miałam jej ospowiedzieć?:
-No, to jest fuckin’ fat fucker, co poradzę, nie przejmuj się lala, życie jest piękne, olej go albo wypchaj żółtym śniegiem…
czy raczej:
-Bardzo mi przykro. Nie wiem co powiedzieć, sama miewam z nim chwile napięcia. Taki już po prostu jest.
Reprezentantka jednak sama doszła do wniosków końcowych, chyba dzięki temu kwaśnemu uśmiechowi jaki z ryja mi nie chciał zejść i spytała olśniona:
-Czy Pani się nie wydaje, że to dlatego, że on nie lubi kobiet?
-… -trochę jakby oniemiałam
-… bo mi się zdaje…- ściszyła głos teatralnie, rozejrzała się konspiracyjnie- że on jest…no wie Pani…g e j e m !!
-oł!?- no bo co miałam odpowiedzieć? A jak to agentka nasłana? Prowokatorka w koralach, z czarną miękką teczką i sztruksowej garsonce od cioci z imienin? I to Brytyjka??
Dostałam długopis, z Weetabixowymi ludkami. Reprezentantka poszła sobie, a ja wpięłam długopis w kucyka i poszłam w drugą stronę. Po drodze spotkałam durnego managera:
-Masz we włosach długopis.
Wyjęłam, żeby się nie czepnął nieprzepisowego uniformu. Wziął do ręki.
-Dostałam od reprezentantki Weetabixa- pochwaliłam się bezczelnie.
Rzucił długopis na stół jak rozpalony pręt. Durny palant ma chociaż sumienie i wie komu psuje nerwy i kiedy.

Z drugiej strony- jakie to dziwne. Nienawidzę go jak kraba, Sarah go wielbi jak starego bożka. Nienawidzi natomiast Dużego Szefa za którego mnóstwo ludzi poszłoby na wielki plac, ustawiłoby się w wielki tłum i skandowałoby jego imię, kiedy sam Duży Szef machałby przyjaźnie do nas, uśmiechał a potem głosił Słowo do pięciu mikrofonów na raz, pochylonych ku niemu spijając każde Jego słowo w te swoje metalowe siteczka. Serio. Kult Dużego Szefa zaczyna przypominać jakąś sektę.

Dzisiaj zadziwił wszystkich, kiedy pojawił się w magazynie, w prywatnych spodniach i podkoszulku zamiatać beton. Stało nas tam kilka osób- każdy najpierw kątem oka, potem coraz bardziej otwarcie obserwował ten Cud Miotlany, bo nieczęsto się zdarza, że facet, który zarabia 45k rocznie pamiętam jeszcze do czego służą włosy na kiju. Potem wziął sobie wiaderko, szmatkę, nalał ciepłej wody i płynu i uśmiechnięty na ryju, śledzony (autentycznie, choć nadal ukradkiem) poszedł umyć półki, co były brudne. Panie na Niebiesiech! Toż to nijak się ma do wszystkiego coś my dotąd w tej firmie widzieli. Są tacy, co wraz z komisją managerską tak usztywniają sobie kręgosłupy, że prędzej się przewrócą i zabiją niż podniosą z podłogi to, na czym się potknęli. Jeszcze chwila on albo my zaczęlibyśmy chodzić po tej wodzie w wiaderku. Od samego patrzenia.

Najbardziej nie lubią go ci, co rok po roku robią coraz mniej i mniej a z miesiąca na miesiąc i to co pozostało coraz niedbalej. Ci natomiast, którzy postanowili utrzymać się na powierzchni, biegają za Panem i Władcą jak klakierzy i wcielają. A że prymityw to managerski, to co przekazuje im Słowem, szybko wcielają w Gówno. W ten sposób, maluczcy są przekonani, że Duży Szef to wielka świnia.
-Idźcie i głoście Słowo: pracujmy razem dla wspólnego dobra, bawcie się w pracy i radujcie, wyciągajcie z siebie nawzajem to co najlepsze i czyńcie Zespół!
W prostym przekładzie managerskim na sam dół trafia to w formie takiej:
-Duży Szef jest niezadowolony, czynicie źle,  nie pracujecie w zespole i jak tak dalej pójdzie, będzie trzeba wyciągać konsekwencje. Z siebie nawzajem. (chyba tak to szło)

***

W moim przypadku jest tak: 20 minut Słowa od samego Szefa- pracuję jak szwajcarski zegarek, widzę efekty, napędza mnie to jeszcze bardziej, jestem z siebie dumna i tak przez następne 3 tygodnie.

20 minut z Durnym Managerem- siada mi morale, puszcza para, mam wszystko w czekoladowym truflu i zamieniam się w zautomatyzowanego, podkurwionego sticker puttera, któremu ani nie chce się budować zespołu ani bawić się w pracy.

Może właśnie dlatego Szef zarabia jak zarabia a Durny Manager ma po pięćdziesiątce i kasuje 20k rocznie, nosi sweterek w karo i nie usuwa sobie brodawki z nosa?

***

ech…

Dentystyczna maligna

Zwykły wpis

Ała. Ała. Ał. !!!!

Mam fpuchniętego ryja i bąbla w pysku, jestem nafaszerowana pigułami tak, że już można mnie zafoliować i zamrozić a będę pięknym indykiem świątecznym. Amoxycylina 500 co 8 godzin, 2×400 Ibupromu, co godzinę płukanie jamy gębowej Listeryną Extra Strong i oczekiwanie kiedy ten bąbel zniknie mi z podniebienia.

Ohyda? A owszem, że ohyda! Ząb mi went bananas i w piątek w nocy sprowadził mnie do roli małej kiwającej się kulki gryzącej kołderkę. Gryzącej symbolicznie bo o ruchach szczęki mowy nie było. Rano zadzwoniłam, że mam gorączkę, dreszcze i łeb na orbicie, wzięłam dwa dni chorobowego i rozpoczęłam pogoń za antybiotykiem. Z silnym postanowieniem, że udam się do sadysty jak tylko przestanie tak boleć. Uhm. Wyrwałam receptę dr. Nałazowi (Nawaz, czyli musisz się łazić, żeby cię przyjął), który sam wyglądał na opuchniętego ryjkowca i pognałam do apteki za pięć koniec, w piątkowy wieczór.

Już nie boli, gula w ryju jest, widzę swój policzek i powoli zaczynam nabierać odwagi, żeby zacząć szukać dentysty zanim skończy mi się antybiotyk.

Na znajomych zawsze można liczyć, więc FakiJapi podsunęła mi dentystkę ale same opowieści robią mi z mózgu kisiel- że mogą rozciąć bąbla, że u niej trzeba się położyć (a gdzie pozycja fotelowa zasadnicza, gotowy do ucieczki start!??), Rodzicielka snuła już symfonię o tym, że jak mi nie otworzą kanału to mi głowa pęknie albo pójdzie na zatokę czy na oko…

Na ulicy kanałów jest mnóstwo, niech sobie otwierają a i zatoka się znajdzie, żeby te pokrywy z kanałów tam zanieść co mogę uczynić własnoręcznie, ale od mojej hydrauliki wara!!

…a potem mi mówi, że ona nigdy w życiu nie straszyła mnie porodem!

Suseł głaska i daje popić tabletki, Maja chwali się bezczelnie pełnym zestawem ośmiu białych perełek a mi się przykro robi.

Bo ja bym tak chciała na znieczuleniu ogólnym. Niech mi dadzą w żyłkę, znokałutują gumowym młotkiem i niech sobie nawet grają w pokera grzechocząc moimi siekaczami- ale niech ja tego nie czuję!

Rafunku!!!

Na pohybel….

Zwykły wpis

Ja nie wiem, czy to każda nacja tak ma, czy to tylko Polacy to zajeżone, podłe i złośliwe świnie?

No patrzcie sami na dzisiejsze tematy na onecie i komentarze- płakać się chce rzewnymi łzami nad głupotą i zezwierzęceniem plebsu, czy tu czy na ojczystej ziemi.

Z domu wyszła matka i córeczka, nikt nie wie gdzie są, policja prosi o informacje.

„Czy w UK są w ogóle jakieś wartościowe Polki czy tylko Poleczki gwiazdeczki solariowo-tipsowo-mariolkowe-beneficiarki zakichane?”

„…a tę córkę, Camill, to z jakim kolorowym ma?”

„Wysoka 168cm ???????????????????????”

„Agnieszka już tutaj nie mieszka”

Czyli zaginęła młoda dziewczyna z dzieckiem na ręku ale nie szkodzi! Co tam, przecież to dziwka była, beneficiara, co się puszczała pewnie z Jamajczykami, z pół-czarnym dzieckiem pewnie po jakimś brudasie a i w ogóle to niska była bo przecież metra 68 nazwać wzrostem nie można! I pewnie śmierdziało jej w torebce.

W artykule o pożarze w którym zginęły dwie osoby jedyny mądry komentator zastanawia się czy sprawcy wjechali na piętro piąte windą czy nie, bo to ważny aspekt w sprawie. Jakby mu córkę i matkę sfajczyli ja 15 zeta, płakałby rzewnymi łzami i występował w Sprawie dla Reportera żeby cały kraj podzielił z nim ból. Ale jak innemu, to co tam! Pewnie śmierdziało im z butów!

Artykuł o świńskiej grypie znowu udowadnia Polska to naród wybrany do czynów na poziomie SuperDynaMana, który świńska grypę ma trzy razy w roku i jakoś żyje, z drugiej strony ON pandemii nie widział bo po ulicach nie walają sie trupy a skoro nikt z jego znajomych jeszcze nie wyciągnął z tego powodu nóg to on na to laskę kładzie. Są też tacy DynaMani, którzy pracują w grupach zwiększonego ryzyka i o! ani smark im z nosa nie skapł- wniosek? 4000 zgonów to liczba żadna, skoro na świecie umiera rocznie więcej na zwykłą grypę a w Oświęcimiu zginęły miliony.

Moja babcia powiedziałby: „Wojna idzie, czas umierać”. I pewnie miałby rację, bo skoro wojny stanowią naturalna konsekwencję wyżerania sobie nawzajem brudów z pępków w przeludnionych krajach gdzie dobrobyt siada ludziom na zdrowy rozsądek to niech i tak będzie. Dzień po dniu, na każdy artykuł znajduję podobne odpowiedzi: ja jestem Polak Wielki, moja żona robi tylko to co jej każę, co moje, to moje a co twoje powinno być albo moje albo zgiń przepadnij pasożycie. Amen. Acha, ty nie-katoliku ty!

O epidemii Sydromu i Kokaince co wije sobie własne gniazdko z dala od zarażonych

Zwykły wpis

W pracy dziwnie jest i fajnie jest. Fajnie jest bo mam spokój i nie muszę jazgotać o pieprztułach całą zmianę a dziwnie bo to dłuższa historia.

Było nas troje. Pamiętacie: ja, Dżoł i Janek. Dokoptowali nam kolejne trzy osoby do zespołu i zespół się posypał. Ponieważ posypał się w poniedziałek w którym wróciłam do pracy po operacji, od trzech tygodni jest dziwnie. Ja nie rozmawiam z zespołem a zespół ze mną.

A było tak, że w poniedziałkowy, nieprzyzwoicie wczesny poranek stawiłam się gotowa do pracy i odkryłam, że są z nami Amandzia, Różyczka i kolejny Joe. Amandzia jest chuda i płytka jak kałuża, ale gwiazduje bo ją wybrali z kas jak sadzonkę i przeflancowali na nową grządkę, więc się roi dziewczęciu w główce, że to przeflancowanie nastąpiło w celu docenienia jej barwnej osobowości. Różyczka, jak sama nazwa wskazuje ma monstrualną nadwagę i zamiłowanie do biodrówek, ma tipsy różowe i nie umie pisać. A Joe nie ma jeszcze 17 lat i kiedy mówić do niego dłużej niż minutę- oczy uciekają mu w tył głowy i zasypia na stojąco.

Stanęłam więc rankiem na tyłach nowicjuszy i podążyłam za Dżołem i Jankiem w alejkę przystąpić do działania. Z punktu zbiorczego do alejki jest jakieś 30 metrów, w czasie których zdążyłam zauważyć, zdziwić się, zweryfikować i ponownie się zdziwić, tym razem ciężko, że podczas mojej nieobecności z Dżołem stało si coś Bardzo Złego. Otóż, wystawcie sobie, Dżoł szastał nogawkami. Widzicie to? Idzie, kiwa się na boki, pochyla lekko na bok i szasta. szu, szu, szu…

Pomyślałam- niemożliwe, przecież Dżoł nie może cierpieć na Syndrom Drzwi Obrotowych!

SDO to ciężka przypadłość objawiająca się nagłą zmianą zachowania w obliczu nowicjuszy od których cierpiący na SDO wie i umie więcej. Do grupy podwyższonego ryzyka należą pracownicy wszelkich firm na świecie, którzy pracują w nich dłużej niż miesiąc a objawy zaostrzają się tym bardziej, im więcej nowo przyjętych pracowników znajduje się w otoczeniu. Do najczęstszych objawów należy:
*trzaskanie drzwiami obrotowymi, żeby obecni wokół podskoczyli i mieli szansę zobaczyć Człowieka w Akcji
*szastanie nogawkami, żeby podtrzymać obrazek Człowieka w Akcji
*niedbałe opieranie się o ściany i sprzęty aby podkreślić, że ten burdel stoi już tylko dzięki nim
*rzucanie przedmiotami wszelkiego rodzaju na stół stojący 20cm od cierpiącego na Syndrom, żeby pokazać, że do stołu jest Daleko a on nie ma czasu na takie pierdoły bo jest bardzo Zajęty. Szczególnie efektowne jest rzucanie kluczami i długopisami choć plik papierów również daje równie wstrząsający efekt.

Do pomniejszych objawów należy również: żucie gumy, mamrotanie do siebie, potrząsanie głową w dziwnym tiku i wędrowanie wokół z długopisem za uchem.

Objawy ustępują zwykle po około tygodniu przebywania wśród nowicjuszy, jednak Syndrom powraca z tą samą siłą przy każdym następnym naborze.

Cierpiący często nie może się powstrzymać przed niepochlebnymi wypowiedziami na temat firmy, szefa i współpracowników, czasem również na temat samych nowicjuszy w ich obecności („Nie mam czasu niańczyć gówniarzy”), często używając języka w szerokim pojęciu nieparlamentarnego (patrz. Zespół Turinga).

  

A więc wprawione oko Kokainki rozpoznało Syndrom do strzału. W całej swojej okazałości i rozciągłości Dżoł szastał nogawkami, wymachiwał ramionami, odrzucał z czoła nieistniejącą grzywkę i żuł papierek czy jakąś inną gumkę. Pokrzykiwał, jakby nagle weszła w niego jakaś tajemna, szamańska moc pozwalająca rozmawiać z managerami. Moc, jakiej jakoś nie miał miesiąc wcześniej kiedy na widok managera bladł i wycofywał się rakiem.
Oto jak obietnica awansu zrobiła z człowieka potwora.

W bardzo krótkim czasie zniesmaczył mnie ten VIP Image do tego stopnia, ze zamiast przejąć część dowodzenia nową grupą, wycofałam się na tyły, w okolice kuchni polowej, przyczaiłam się za garem z grochówka i obserwowałam. A wizja to była straszna. Szybko okazało się również, że Janek również zaraził się Syndromem i w wersji epidemii objawiał się tańczeniem i śpiewaniem w alejce Cotton Eyed Joe, z jednoczesnym klaskaniem się po kostkach w wykonaniu obu panów na oczach kompletnie zdezorientowanych panienek z przeflancowania.

Ja rozumiem zabawę w pracy i lubię bardzo. Sama z Dżołem, raptem dwa miesiące wcześniej odgrywaliśmy role play pt. „Dzwonimy do Boga, żeby zresetował świat i zaczął od nowa” ale przynajmniej wtedy nikt nie puszczał emocjonalnego pawia!

A więc, żeby zaoszczędzić sobie śniadania umykałam cichutko w inne alejki i gmerałam przy czymkolwiek. To wywołało swego rodzaju rekcję lawinową. Kiedy przyszło do doszkalania nas wszystkich, pierwszy doszkolił się Dżoł a potem przyszedł dzielić się swoją Wiedzą i Umiejętnością jak komunią. Macie, bierzcie z ręki, będę was uczył. Jeszcze mu się włączył Syndrom Misyjny skurkowańcowi! A ja no to, że skrótów nie przyjmuje, ma mnie nauczyć wszystkiego czego sam się dowiedział a nie sadzić mi ogryzkami opierając się przy tym o piramidę z mleka UHT.
/Suchaj Malutka, ona nie sucha, pewnie gupia albo gucha/
Strzelił focha, dociekając po co mi wiedzieć skąd co wynika, dowiedział się, że jest ignorantem i w takim razie idę sama do źródła i może sobie darować takie szkolenie.

Na drugi dzień było tylko good mornin‚ i pojedyncze what’s up w ciągu dnia, do końca tygodnia zredukowane do mrnin’.

W tym czasie nowicjusze natomiast podzielieli się na trzy obozy jednoosobowe: brylująca Amandzia, zdezorientowana Różyczka i lejący na wszystko ciepłym sikiem Joe.

Kokainka olała szkolenie kogokolwiek, dopytywanie się o szczegóły i następne posunięcia, wycofała się całkiem za latrynę i grała cichutko na harmonijce rzewne piosenki z lat okupacji.

Kiedy poszło w ekstremum, foch wiszący w powietrzu zaczął śmierdzieć. Zespół (czyt. Dżoł i świta) decydował, odwracał się i odchodził działać, Kokainka zostawała w tyle i nikt się nawet nie odwracał, żeby sprawdzić czy jeszcze oddycha. O PDA (czyli przenośny komputerek) doprosić się nie mogłam, bo wszystko co robił Dżoł było ważniejsze od tego co robiłam ja itp.

A więc w ekstrym poszło kiedy w końcu dostaliśmy swoje własne alejki i ja dostałam nie tylko że tylko dwie, to na dodatek ambitne (Ethnic, Pasta and Spices) i nie ciężkie (ze względu na rękę w rehabilitacji) a Dżoł dostał Napoje i Soki. I jeszcze się dowiedział, że nie zacznie się piąć po drabinie kariery póki nie przestanie gadać. A ich gadanie przeszło już wszelkie granice dobrego smaku: (…) więc ja jej mówię, że on jej mówi, wiesz, że ta co mieszka na wprost tego co się umawiał z tamtą zeszłej zimy, zaraz przed tym co ją zostawił ten co teraz umawia się ze mną…(…) w wykonaniu Amandzi i Joe zaczęło doprowadzać do szału nie tylko mnie ale i innych bywalców alejek. Jedno stoi na wysokim stołku, tuz pod sufitem, czepia się jarzeniówki, drugie na podłodze, z rękami założonymi i bleblają dżiberisze./

W dniu dzisiejszym ani Dżoł ani Janek nie zaszczycili mnie już nawet moning‚iem.

Czy o nie-/ważności osoby świadczy to, że jej obecność lub jej brak nie stanowi kompletnie żadnej różnic
y?

Mam swoje alejki, szef Szefów pyta się mniej jak mi się podoba, że kazał mi dać takie ważne alejki i wbija mnie w dumę, że już przewiduje, że już za dwa tygodnie będą najlepiej utrzymanymi alejkami na całym dziale. Przychodzę, kontroluję jak mi w kontrakcie kazali i wychodzę.

A prawdziwa ja? 🙂 Mam to wszystko w tak głębokim poważaniu, że ciemno tam jak w dupie. 🙂

***

Epatując zbędną nagością…. link do klipu Rammsteina zamieściłam w poprzednim poście. Have fun!  I hej, rączki na kołderce! 😛

Sztuki triumf jednak to jakiś jest, choć do greckiej tragedii daleko a na końcu o zwieraczach wspomnienie

Zwykły wpis

Ryszard wraca na scenę. Stwierdził, że dość ma leżenia na białym dywanie i oglądania swoich włosów w lusterku z gardenią- czas zarobić trochę grosza.

/KeineLust pewnie już wie o co chodzi. :)/

Mój. Jedyny. Niepowtarzalny. Ukochany. Rammstein wraca do biznesu z pierwszym albumem od trzech lat. Czy już czterech?

Przez ten czas plotek było wiele, że jo nich, że każdy sobie rzepkę skrobie- Rysiard sprzedaje swój solowy album jak tania dziwka pod latarnią- w na własnej stronie internetowej, skąd można ściągnąć sobie wszystkie kawałki bez opłaty. Till podobno zakochał się w rosyjskiej modelce i wyjechał z nią w jakieś Andaluty wąchać orchidee, no porobiło się. Na oficjalnej stronie nie było update’u od trzech lat, stary dobry Misiek przestał płacić abonament za serwer i rosenrot.pl poszedł w kinimatri. Żeby nie przeżywać pogrzebu R+ przestałam włazić na strony i psuć sobie nerwy. Ryszard więc leżał na dywanie jak leżał, jadł tylko żelki Haribo i groził sam sobie, że utyje i już nie będzie piękny ani nic.

A tu nagle- dostaję maila z wieścią, że chłopcy zebrali swoje czterdziestoletnie kości i maja zamiar dać czadu. Pomyślałam sobie, Till znowu da się podpalić, piosenki o pedofilach i kazirodkach już były, całkowita i jawna nagość też, kanibalizm, koprofilia, obojnactwo i nekrofilia też… Spragniony fan siedzi więc i myśli- co tym razem?

I się dowiedziałam kurka. Dwa tygodnie temu dali zajawkę nowego klipu i Kokainka wybałuszyła jedno oko na to co zobaczyła bo całkowita i jawna nagość Mann Gegen Mann to przy tym rozbieranka do ciszy poobiedniej w przedszkolu!

Jeśli jest coś czego jeszcze nie było w historii klipu muzycznego, to właśnie TEGO. Wszelkie oburzenie i okrzyki zdumienia są nie na miejscu. Tego się pop rostu nie komentuje, bo jako Ultimate Fan twierdzę, że to ostateczna odsłona sztuki i już. A że nie jest, co całkiem inna sprawa. I jak będzie wyglądał the Making of… klipu , w których tak lubuja się fani? 😀

Klip Pussy miał premierę na stronie pornograficznej i dobrze, bo nigdzie indziej nie pasował ale MTV kupiło juz wersję ocenzurowaną i jest problem, bo co prawda jeszcze jej nie widziałam (już widziałam) ale mogę to sobie wyobrazić: początkowe sceny z sekretarkami i pokojówkami, powoli wkracza cenzura rozmazująca części niesforna w postaci cycków i pośladków, w miarę  zbliżamy się do końca migają czarne plansze, które w końcowych 30 sekundach kompletnie zakrywaja obraz bo nie ma już czego rozmazać czy przesłonić jako że gwóźdź czy raczej gwoździe programu wypełniają cały ekran.

Wersja nie pojasniana, nie wyciemniana, jawna i rzeczowa znajduje się daleko od uTubca, więc jak jest chętny to służę linkiem. Należy przy tym pozasłaniać dzieciom oczęta, wyprosić z pokoju psy, teściowe i rodziców pod pretekstem oglądania dobrego, niemieckiego programu przyrodniczego.

😀 Hej, dumna jestem z Chłopaków, że hej. Co by na to powiedziała Konstacyja albo Leycia, albo Morti (hihi…), Chars albo jak bardzo oburzyłby się Bestraf na sztukę takich lotów? Beretowe Babcie z całą pewnością nie są grupą docelową reżysera.

Tutaj następuje część w której Kokainka opłakuje rosenrot.pl, plecie wianki z piwonii (a sztuka to trudna) i wspomina dobre czasy.

Rączki zacieram i już liczę dni do 20 października kiedy to polecę do HMV i sobie nabędę i będę sobie słuchać i będę się cieszyć jak małpa bananem. Czy wspominałam, że w drodze do szpitala urodzić Majkę jechałam i słuchałam albumu Reise, Reise, którego wczesnym rankiem szukałam na strychu, łażąc na czworaka pod dachem, z wielką dyńką w zwisie? 🙂

Na zakończenia, dla chętnych klip, w którym fanom przypomina się, że Chłopcy nie zawsze się podpalają, zrzucają z wysokich budynków i gwałcą gumowymi gwoździami programu… Ohne Dich, od którego robi się rzewnie i pięknie też się robi. Ale przede wszystkim rzewnie.

…wrócił Ryszard. Powiedział, że model, który go gra w klipe Pussy, ma źle wyrzeźbione mięśnie zwieraczy, co widać na klipie wyraźnie i będzie się odwoływał.