Monthly Archives: Marzec 2017

Alert wykrycia treningu

Zwykły wpis

Mój telefon wykrył trening i jest w takim szoku że aż wslal mi alert. Może myśli ze został ukradziony i teraz będzie musiał trenować z nowym właścicielem?

A ja tylko wykorzystałam ładną pogodę poszłam do Tesco po coś do zjedzenia. 

Telefon nic nie podejrzewa, bo nie ma oprogramowania do oglądania reklamówki z zakupami ale moze ten wpis dokonany z telefonu da mu do myślenia, ze nie, nie zostal ukradziony. 

Trening był ale były tez Michałki. 

Japonski rytual parzenia herbaty

Zwykły wpis

Przeniesli nam czajnik do biura. Czajnik byl symbolem wolnosci, chwili kiedy myslisz sobie ze jak przyjdzie jeszcze jeden email to splyne z krzesla, przeleje sie przez podloge jak kosmiczny blob, przecisne sie przez szpary w ramie okiennej i odplyne w sina dal. W takich chwilach wstawalo sie z krzesla z pytaniem:

-Komus naparek?

I zbieralo zamowienia na herbate, im wiecej tym lepiej. Bo im wiecej kubkow tym wieksza szansa ze trzeba bedzie dogotowac jeszcze jeden czajnik wody a to zajmuje czas.

Czajnik stal w „kuchni”. W koncu showroomu stoi oranzeria. Prawdziwa, z oknami i szklanym dachem, w srodku pomieszczenia, na pierwszym pietrze. W kazdym razie, w srodku jest wszystko co zwykle jest w kuchni oprocz gazu w kuchence. Nie ma tam takze zasiegu komorki ani bluetootha. Taka oszklona klatka Faradaya. Tym lepiej dla psychiki, bo kiedy szlo sie robic ta herbate, nie moznabylo brac ze soba telefonu, bo po co?

Stalo sie i patrzylo jak czajnik kumuluje babelki, jak powoli narasta szum… a wokol nie ma ludzi, nikt cie nie widzi. W tym czasie z tego co wiem jedna z nas wykorzystwala idealny moment na puszczanie bakow, ja odstawialam taniec Swietego Wita zeby rozprostowac kable. Potem dopiero ustawialo sie 10 kubeczkow i do kazdego, metodycznie wrzucalo sie torebke herbaty, do jednych cukier, do innych nie, czasem kawe, bezkofeinowa, jak mantre powarzajac sobie ktora jest dla kogo. Japonska celebracja parzenia herbaty w calej krasie. Wyciskanie torebki, wysickanie wolnosci z czasu na parzenie czajnika wody… Miseczka na torebki wycisniete, jednym tylko chlupek mleka, innym pol kubka, mieszanie, ustawianie na tacy, wycieranie blatu… czas i relaks….

A teraz przeniesli nam czajnik do komorki 1×2 metry w biurze do ktorej wpakowali tez mini zmywarke , mini lodowke, mini zlewik. Katastrofa.

Nawet nie bedzie gdzie rozprostowac kabla ani puscic baka na pelen regulator. Teraz wyjscie z pokoju bedzie rowne z wyjsciem na siusiu albo z pracy. Celebracja parzenia kawy stanie sie bezcelowa, fizjologiczne nawilzanie organow wewnetrznych, zadnej magii. Nawet parzenie herbaty dla innych stanie sie krepujace bo po co prosic o herbate skoro mozna wstac i zrobic to samemu. Poki byla daleko, wysylanie kogos mialo sens. Teraz bedzie to krepujace. Wszyscy beda tak siedziec jak kumple w jednej celi, siusianie po prawej, telewizor tuz obok sedesu.

Katastrofa

Skoro można, to czemu nie?

Zwykły wpis

Kim chciałbyś zostać gdyby dane ci było wybrać absolutnie każde możliwe zajecie?

Moja lista byłby absurdalnie długa: astronautą naukowcem, astronomem, chirurgiem, lekarzem zwykłej maści też, pisarką, malarką i ogólnie artystką od wszystkie co cieszy oko, zagrać w filmie SF, dekorować wnętrza, naukowcem każdej możliwej dziedziny, tworzyć grafiki, uczyć dzieci, projektować co popadnie, organizować co się da.

Niełatwo jest być człowiekiem Renesansu. Całe życie płynę w nieustającym nurcie nowych pomysłów i kolejnych rzeczy, które nauczyłam się robić, odfajkowałąm i rozglądam się za kolejnymi. I za co się nie złapię, ludzie wokół mówią, że powinnam być …… (tu wpisać któreś z powyższych). Ale pozostaje kwestia tego za co można dostawać pieniądze na chałkę i waciki. Pieniążki dają za robienie rzeczy nudnych. 😉

W ostatnich miesiącach miałam co prawda szansę na stanie się na chwilę specjalistką od organizacji podróży zagranicznych, projektantką wnętrz i tapicerką. Tapicerniczką? Nieważne. Ale mój szef dziwi się mojej kolejnej umiejętności i szacunkiem wyraża się o zdolnościach i ukrytych opcjach i nadal patrzy jak fajkuję okienka. Powinien mnie sprzedać jakiemuś znajomemu od marketingu czy czegoś tam. Nawet jak niewolnicę, pokażę zęby. Ale nadal patrzy jak fajkuję okienka.

Lubię swoją nową pracę, nie narzekam bo nie jest nudno, codziennie dzieje się jakaś inna katastrofa i czasem muszę odkopywać się z lawiny śnieżnej, czasem siedzę i patrzę jak szuflują inni. Nudno nie jest ale też nie tworzę nic nowego. Owszem- tworzę bo to ja zamawiam okna i drzwi, dopracowuję szczegóły, dbam o detale i powoduje, że coś się staje- ale ja tego nie widzę. Nie widzę efektu końcowego swojej pracy bardziej niż bankier, który wciska guziki i robi przelewy ale nie widzi tego na co pieniądze są wydawane. Więc cała satysfakcja idzie w kanał. Słyszę co prawda jak klient dziękuje za świetną robotę całej Firmie itp. Ale mnie to nie zadowala. Nie mogę dotknąć tych drzwi- kiedy stoją na dole w magazynie, zawinięte w folię, wyrwane z kontekstu, nie zamontowane w miejsce swojego przeznaczenia a ja pytam czy mogę iść je obejrzeć– pytają się ze zdziwieniem po co? No bo właściwe po co?

W tym miesiącu w biurze wielki remont. Podczas gdy showroomy są imponujące, miękkie dywany, klinkiery, halogeny i fontanny ambrozji to biuro trochę szokowało zaklepaną błękitną wykładziną, kartonami z klamkami i zawiasami w każdym kącie, uszczelkami wijącymi się z kartonów upchanych pod biurkami. Problem polegał na chomiku. Chomik Carlitto, to jeden z moich kolegów który ma wyjątkowy problem z chomikowaniem i rozstawaniem się z zachomikowanymi dobrami- po prostu wszystko gromadził, ale na pytanie czy mamy jakieś zaślepki do parapetów w kolorze oddechu słonia, okazywało się, że nie i musze zamawiać.

Chomikujący wiedział, że zbliża się remont, ale nie spodziewał się, że wraz z remontem pod kosę pójdzie jego składzik dóbr doczesnych. W piątek w zeszłym tygodniu wstąpił w związek małżeński i z okazji tygodnia miodowego w Rzymie, razem z Instalatorką wzięłyśmy kartony i bezlitośnie wypierniczyłyśmy mu wszystko co na drzewo nie uciekało- katalogi firm budowalnych, klamki, zawiasy, kołatki, zaślepki, zaszczepki, kłódki, uszczelki, gumy i gumki, zatyczki, śruby, gwoździe, wkręty, klucze imbusowe, suche próbki farb, otwarte i twarde silikony, stare faktury, dowody dostawy, plastikowe żaby, żarówki i opakowania po sucharkach. Bez przekoloryzowania.

Płakał po powrocie jak dziecko. Do tego przesunęliśmy wszystkie biurka na środek pokoju, na kupę, każdy mieszka w kartonie i plastikowym pojemniku wielkości wiadra w którym ttzyma swoje manele i długopisy. Wrócił na pobojowisko a jego od lat składana kupa skarbów lezy na dnie skipa i moknie na deszczu.

A my koczujemy na kupie złomu bo stare biurka wielkości lotnisk poszły na złom, nowe przyjadą za dwa tygodnie a miejsce trzeba było zrobić bo już w przyszłym tygodniu wpadnie ekipa która zrobi wokół nas raj na ziemi- ściany w cegłach, oświetlenie industrialne w postaci dmuchanych żarówek, wygodne biurka oddzielone ekranami, zawieszone monitory, wysuwane szuflady na długopisy i wykałaczki, zmywarka w kąciku do kawy, lodówka, umywalka w zamykanej kanciapie., Na ścianie przeogromny telewizor będzie wyświetlał stan zamówień, papiery znikną z biurka, tomy teczek pójdą w szuflady. Wszędzie nowocześnie i stylowo a biurko- główny punkt biura jest mojego projektu. Mały Szef zatrudnił Wielka Firmę, która za 4 tysiące funtów zaprojektowała mu biurko, stworzyło wizualizację trójwymiarową do oglądania w okularach Googla- tylko po to, żeby okazało się, zże to nie biuro tylko cygański tabor dla półmózgich operatorów centrum obsługi klienta. Wyśmiałam i zaczęłam tłumaczyć, że tu pracują ludzie a nie roboty. Szef wyczuł i odesłał Wielką Firmę przemyśleć projekt. Przyszedł do mnie i spytał jak ja to widzę. A więc mu pokazałam na rysunku który odręcznie wysmoliłam w czasie przerwy na kluski z sosem. Doznał szoku na widok projektu, który uznawał styl pracy wszystkich zainteresowanych, przewidywał ustawienie mebli najczęściej używanych, kierunek padania światła z okien itp. I podziękował Wielkiej Firmie. Meble sobie wyszukał tak, żeby pasowały do projektu, za 6 tysięcy,  znalazłam takie same za 4 tysiące, zamówił, zapłacił. Przyjdą za dwa tygodnie. W tym czasie w pokoju obok trwała wielka rozpierducha biura sprzedaży, kucie, rwanie podół, podnoszenie sufitów. W toku wyszło na to, że nie pomyśleli kto im zrobię siedziska do ław, które zaprojektował Mały Szef dla klientów. Wielkie Otwarcie zbliża się milowymi krokami a siedzisk nie ma. No wiec coś mi się wymsknęło, że to proste- deska, gąbka, szmacą, pif-paf i już. Dał mi kartę, kazał iść do sklepu, kupić co trzeba plus pif-paf i wróciłam po vana bo sama bym nie zaciągnęła materiałów. W piątek, między wysyłaniem i otrzymywaniem maili, zaniosłam wszystko do kuchni, puściłam Rammsteina na cały regulator i w 3h zrobiłam siedziska na ławy. Zamówiłam materiały na oparcia w przyszłym tygodniu będę kontynuować.

W październiku, w trzy dni zorganizowałam Małemu Szefowi i Drugiej Ręce wizytę w Polsce, w trzech miastach i czterech fabrykach, łącznie z lotem, biletami, rezerwacjami w hotelach, obiorem, dowozem, kierowcami itp. Jak po sznurku.

A na co dzień, nadal fajkuję okienka.

I chcę założyć własną firmę, w ramach której będę produkować biżuterię z cementu, metalu i żywicy. Bo przecież ja mam tyle wolnego czasu i jestem taka niespełniona, że świerzbią mnie rączki. 😊

A rączki bolą od tego wszystkiego w nocy tak, że śpię w szynie Douglasa. Lewa ręka po operacji odzyskała pełną sprawność, na pocięcie prawej nie mam wystarczająco dużo ikry.

Wrzucę zdjęcia jak skończę się realizować w tapicerni.

 

 

Polipatologia

Zwykły wpis

Przyszła wiosna a wraz z nią jakaś ochota ja dzielenie się przemyśleniami. Może po prostu rzeczywistość wokół nas jest ostatnio tak rozjechana, że nawet Kokain włazi z nory, niucha wokół niespokojnie i zastanawia się skąd tak śmierdzi?

Polipatologia, oczywiście.

Ale po kolei.

Po decyzji w kwestii Brexitu, z dziury w ziemi wylazły jakieś dawno uśpione potwory. Albo nigdy wcześniej niewidziane monstra, sama nie wiem. Nagle ze świata, który dotąd, w jakim dziwnym młodocianym, naiwnym zwidzie wydawał się uporządkowany, na poziomie, nawet odrobine zalatujący profesjonalizmem, w ciągu niecałego roku przekształcił się w niezrozumiały, migający obrzydliwościami korowód absurdów i niedowierzań.

Wiem, że też tak macie.

Najpierw był Brexit i na własne uszy słyszane glosy, że Wielka Brytania jest tak silnym i bogatym krajem, że nie potrzebuje niczyjej pomocy i sama sobie poradzi. Tłumaczenia w owym czasie, że w nowoczesnej rzeczywistości kraje są jak tratwy na środku oceanu. Póki związane jednym sznurkiem, wymieniają się sucharami i wiosłami, poty jest szansa zobaczyć lad na horyzoncie. Ale jeśli jakaś tratwa postanowi przeciąć w nocy sznurek i radzić sobie na własne ryzyko, może się okażą, że na pokładzie zostanie tylko szalony kapitan, bezzębny majtek, jedno wiosło i otwieracz do konserw. Konserwy zostaną na innej tratwie.

Pomyślałam wtedy, że to taki chwilowy wybryk natury, potknięcie intelektualne, fenomen. Ale jak okazało się w ciągu kilku następnych miesięcy, głupota jak wirus Zika zaatakowała umysły i zatruła myśli ludzi w najważniejszych ostojach demokracji na świecie. Z niedowierzaniem obserwowałam jak Trump staje się prezydentem- zaprzeczeniem absolutnie wszystkim wartościom o jakie walczył amerykański naród ameryka ński od czasów wojny secesyjnej. Wybrano człowieka głupiego, próżnego, złego i zapatrzonego we własne odbicie jak w obraz. Jak ludzie mogli tak oślepnąć? Jak mogli sprzedać własne wartości, co się stało i kiedy? Jeszcze 20 lat temu przywiązywano uwagę do tego jaki krawat ma prezydent, czy żona uśmiecha się wystarczająco charytatywnie, czy palił trawkę na studiach, czy oprawki okularów nie wyglądają zbyt pretensjonalnie w przemowie do ludzi ubogich. Ile miał dziewczyn w liceum i czy któraś przypadkiem nie skończyła jako gwiazda porno? Nagle cały ten cyrk przestał istnieć- pojawił się gruby wieprz, z pomarańczową twarzą i tlenioną sieczką włosów, z podwójnym boczkiem pod brodą, w czerwonym krawacie, rozpiętej marynarce, który nie potrafi posługiwać się językiem angielskim, nie ma pojęcia o polityce, o biznesie też nie bardzo. I takiemu wielkokrotnemu bankrutowi, rasiście, szowiniście i oszołomowi z syndromem narcyza oddano we władanie USA, w pakiecie oddając mu również symboliczny czerwony guzik masowej destrukcji.

Właściwie można powiedzieć, ze przycisnął go tak szybko jak tylko usiadł w fotelu- obcina fundusze, blokuje granice, zaprzecza faktom naukowym, zamyka strony naukowe internetowe, pieprzy głupoty, o niczym nie ma pojęcia i zachowuje się jak obrażone dziecko lub gwiazda filmowa.

Skąd ja to znam?

Trump jest jednoosobowym uosobieniem wszystkiego tego czego nienawidzę w obecnej polskiej polityce. Tak jakby rozłożyć Trumpa na części pierwsze, na wszystkie te oślizgłe trybiki, rzucić je w powietrze i zobaczyć w co się ułożą po upadku. W Polsce, na tronach Pańskich zasiadają małe, skromne klony Trumpa- uosobienia kompletnego zdurnowacenia współczesnego społeczeństwa. Jeden jest głupi, inny bezczelny, inny chory psychicznie, kolejny zapatrzony w lustro, inny w Matkę Boską Lamentującą. I nie wiadomo co gorsze- strzelając do Trumpa można ustrzelić jedną kaczkę na kolację ale w Polsce trzeba by strzelić wielokrotnie, ze śrutówki z kośniętym celem, żeby mieć szansę ustrzelić chociaż połowę tego zrogowaciałego towarzystwa. A mnożą się w tempie zastraszającym i nie widać zapowiedzi poprawy. Pod tym względem ubolewam nad istnieniem Internetu. Lata temu, jakaś mądra głowa napisałaby sążnisty artykuł do gazety, naród miały co przeczytać i przemyśleć sprawy- byłoby o czym porozmawiać na klatce schodowej bo wszyscy przeczytaliby to samo. A w dzisiejszych czasach niestety wygląda na to, że pisać może każdy, o wszystkim a funkcją społeczeństwa jest w zasadzie czytanie tego, dzieleni się i komentowanie pod postami. Z jakiegoś powodu Facebooki Twitter  stał się polityczną areną wrzawy i sporów politycznych na całym świecie oprócz Korei Północnej. Tam nadal strzelają w głowę za własne opinie.

A podczas gdy stojąc przy korytarzowej barierce, nie przyszłoby nam do głowy kopnąć sąsiadki i patrzeć jak turla się w dół po schodach za wyznawanie wiary PIS, tak w sieci można kopnąć w twarz właściwie każdego. I bez większych konsekwencji bo podczas gdy Ośrodki Ścigania zachowań ksenofobicznych i innych insektów może i miało jakiś sens dwa lata temu, dziś goni w piętkę, niezdolne do podawania do prokuratury każdego piewcy nienawiści jakiego spotka na swojej drodze. Kończy się papier na listy do Prokuratury, Prokuratura ma to w dupie i cierpi na naciski z góry, hejterzy robią swoje, naród skacze sobie do gardła, politycy dolewają benzyny do ognia i patrzą jak wysoko lecą iskry. PIS siedzi i w tym wszystkim piecze na kilkach swoje kiełbaski wyborcze i pogrąża kraj w chaosie.

Póki siedzieli cicho w swoim własnym kurwidołku samozadowolenia można było jeszcze mieć nadzieję, że niedługo, już za lat parę, skończy się ten koszmar. Ale ostatnie tygodnie dowodzą, że wężowisko się rozrasta i co poniektóre osobniki muszą po prostu wyleźć z gniazda. I jeżdżą po Europie, sieją słomę na prawo i lewo a mnie ludzie się pytają co się właściwie w tym naszym kraju dzieje?

Co mam powiedzieć? Że polski naród upadł na łeb ze sporej wysokości i ja się od tego odcinam czerwoną kreską?

Co mam powiedzieć? Że mamy zaczątki katolickiego faszyzmu? Że cofamy się na oczach świata w mroki średniowiecza a taki niby mądry naród stoi i patrzy jak robi się z nas idiotów?

Żaba wrzucona do wrzątku wyskoczy z garnka i ocali życie. Żaba wsadzona do garnka pełnej zimnej wody, nie zauważy nawet, że temperatura wzrasta i da się ugotować żywcem. Tak Żydzi szli do gazu. Tak Polacy stoją i patrzą, jak odbiera się im ciężko wywalczoną wolność.

Nie, nie byłam na wyborach i nie, nie wstydzę się tego. Uznałam i nadal uważam, że nie w porządku jest iść na wybory i decydować o życiu i przyszłości kraju, w którym nie żyje już 11 lat. Nie znam realiów, nie czuję już tematu. Będąc latem w Polsce zdałam sobie sprawę, że nie tęsknię (kiedy tęsknię) za Polską, która jest tam cały czas, gdzieś na kanałem La Manche, cały czas taką samą. Polska zmieniła się tak bardzo pod moją nieobecność jak Wrocław od 2006 roku. Tęsknie za wspomnieniami, za miastem i krajem ze swojej pamięci, nie za miejscem, które jeszcze gdzieś istnieje. To świat w mojej pamięci, stanowi zasuszony kwiatek sentymentów.

Mieszkając u przyjaciół przez 2 tygodnie zrozumiałam, że ich problemy są już mi dalekie, rodzaj i skala ich i naszym problemów jest tak różna, że chodzenie na wybory beż świadomości tej różnicy byłoby po prostu bezczelnością. To dla mnie zaprzeczenie słów „Nic o nas bez nas”.

Ale podczas gdy normalni ludzie mają przemyślenia i moralne dylematy, nienormalni ludzie mają powyższą sentencję w dupie i decydują o przyszłości mojej i moich dzieci.

Nasza polityczna sytuacja jest jak kołderka w patchworki- każdy ma inny status. Dlatego, na wszelki wypadek, bez żenady i moralnych dylematów postanowiliśmy po prostu, że odetniemy się o Polski ostatecznie. Odkładamy już pieniądze na brytyjskie obywatelstwo dla mnie- póki jedno z nas będzie miało brytyjski paszporty, reszcie krzywda się nie stanie. Gaby dostanie swój brytyjski paszport automatycznie, Maja będzie bezpieczna z racji mojego paszportu. Suseł, póki nie odłożymy na drugi obywatelstwo będzie również. Rodzicielka może zawsze zostać na zasadzie gościa, bo nie będzie musiała się martwić o „utratę prawa do pracy” czy inne teoretyczne bzdety.

Nie wrócę do kraju. Nikt za mnie nie zadecyduje. Ci którzy będą musieli wrócić, będą kupować bilety lotnicze prosto na Okęcie- autobusem pod Sejm, z pochodniami i widłami. Bo chyba nikt z PISiorów nie zdaje sobie sprawy, że próbują zmusić 4 miliony obywateli do porzucenia szczęśliwego życia za granicą, utraty właściwie wszystkiego na co zapracowali i powrotu, do kraju który najpierw ich wypchnął „na obczyznę” nie dając możliwości godnego życia a teraz zabrał wszystko i każde zaczynać na nowo, od zera. To będzie 4 miliony bardzo, ale to bardzo wkurwionych ludzi.

Poczekamy zobaczymy. Suseł otworzył własną, jednoosobową firmę budowalno- dekoratorską i będziemy pakować kasę do słoja. Niecałe 1000 funtów i cały ten kram przestanie spędzać nam sen z powiek.

„I w przedpokoju, w półmroku

Gdzie lustro patrzy mi w twarz

Z koperty wypadł na podłogę

Żółty płatek głogu

Suchy płatek głogu

Kruchy płatek głogu”

 

[SM1]