Monthly Archives: Grudzień 2010

2008, 2009, 2010, 2011…… 5, 4, 3, 2, 1………

Zwykły wpis

 

Do Siego!
Wszystkiego i ten tego…
w nadchodzącym
obiecującym

Jedenastym z rzędu

i tak dalej

życzą Wam wszystkim

Kokainka (zawsze trzeźwa)
Suseł (trzeźwy pomijając jedną puszkę)
Maja (na jogurcie truskawkowym)
i
Gabriel (najmniej świadomy okoliczności przyrody choć z całkiem innych powodów)

Cisza i cisza…

Zwykły wpis

Bo wybyliśmy….

Wybyliśmy w pierwszy dzień Świąt do Rodziny w Londynie i wróciliśmy we wtorek. Środa zeszła mi na praniu i układaniu, rozpakowywaniu i upychaniu. Niełatwo spakować czteroosobową rodzinę w godzinę na nieplanowany wyjazd. Majtki, koszulki, spodenki, a tu kapcie a tam kocyki i kołderki… dzieci miały razem wielgachne torbiszcze a my dwoje z Susłem małą reklamówkę. Ryzykuję stwierdzenie, że im człowiek mniejszy tym więcej bagażu wymaga. (Idąc za tą myślą- stuletni staruszek nic nie potrzebuje bo kieszonkę na sztuczna szczękę ma ze sobą ciągle.)

A więc gadaliśmy, polegiwaliśmy, jedliśmy, Maja pasła się na słodyczach a Maleńtas rozkoszował się uwagą piątki dorosłych, którzy na zmianę grzebali w pieluszce, dopełniali mleczne konto, głaskali, bujali i zakładali nieustanne spadające skarpetki. Maja, oprócz słodyczy swobodnie wędrowała po schodach na piętro gdzie urządzała desant w nie swoich zabawkach, zachwycała się choinką, demontowała wiaderko po klockach i prowadziła interesujące rozmowy z lokalnym kotem przez szybę balkonową.

Zabrana do kościoła zobaczyć żłóbek spanikowała ponoć na widok wstających tłumów uderzających we wspólną kolędową nutę. Wykrzywiła usteczka w podkówkę, zdenerwowała się i Tata Suseł musiał Maję z kościoła wynieść. Chyba bez chrztu się nie obejdzie… 😀

Nigdy wcześniej nie spędziłam Świąt w grupie większej niż Ja+2. 😀 Naśladując więc Maję mówię:
-Jeśie! Jeśie!

A Wigilia… Szaleliśmy z przygotowaniami do ostatniej chwili. Maleńtas, jak się potem okazało cały dzień cierpiał na mleczną niestrawność, więc ja jedną ręką bujałam, drugą smażyłam krokiety. Udawało nam się uśpić go na nie dłużej niż 10 minut, więc ktoś nieustannie musiał go nosić i uspokajać. Kiedy w końcu wywieźliśmy wózek do ciemnej kuchni gdzie Maleńtas usnął na dłuższą chwilę i usiedliśmy do stołu … zaczął znowu płakać dokładnie w momencie kiedy zanurzyłam łyżkę w barszczu grzybowym i wyłowiłam uszko.
Jakieś fatum- Maja przepłakała swoją pierwszą Wigilię zdjęta niemocą po infekcji miejsca po szczepieniu, Maleńtas przez gazy, beki, ulewki i pierdki.

Ale w tym roku Maja w końcu okazała się gotowa na Wigilię- w ślicznej koszulce z Mysią Mimi, wypędzlowała galaretki z salaterek zanim w ogóle zaczęliśmy jeść, wciągnęła ułożone obok talerzy czekoladki miętowe, powkładała wszystkim do talerzy winogron z miski… Ale kiedy przyszedł czas zjadła wielki talerz pieczonego łososia z ryżem.
-Mmmm…Pysie!

a my spłynęliśmy z krzeseł rozłożeniu dobrym żarełkiem i niedospanymi nocami więc wieczór nie dociągnął nawet do 22:00.

Maja dostała klocki Duplo, piłkę do bącania po pokoju, wielką tablicę znikopisową do rysowania i mnóstwo drobiazgów w tym trzy kaczki do wanny do łapania w specjalną siatkę. Maleńtas dostał ciuszków w autka i misie. Zabawki Święty Mikołaj zacznie dla niego zamawiać w przyszłym roku.

My natomiast dostaliśmy cudny prezent od Maleńtasa w drugi dzień Świąt- szeroką, szczerbatą, słodką nagrodę za cierpliwość w oczekiwaniu na pierwszy Uśmiech. A więc pierwsze Maleńtasowe osiągniecie ląduje właśnie do blogowego działu „Gabrysiowe osiągnięcia”. Tak mu się spodobało, że śmiał się do wszystkich radośnie wydając przy tym dźwięki będące zaczątkami śmiechu. Do czupryny Wujka szczególnie.

Mamy choinkę (jeszcze), ozdobiony lampkami kominek (też jeszcze) i ozdoby w postaci papierowych sopli wycinanych w bardzo tradycyjny sposób- no tak, tego już nie. 😀  Maja oceniła, że są piękne:
-U jaaał!!
zdarła wszystkie z kominka
-O jeeeejjjj…
i zjadła:
-Mmmmmm……

Wesołych Świąt!

Hoł hoł hoooł!

Zwykły wpis
W wigilijny poranek, kiedy nasza choinka nadal leży w pudle ale żarcie gotowe….

 

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

Wszystkim moim drogim Czytelnikom

tym cichym i nieśmiałym i tym rozgadanym, oraz tym, od których otrzymałam piękne maile z życzeniami na które brak czasu odpowiedzieć indywidualnie…

Szczęścia, miłości i ciepła domowego ogniska
ale nie tylko w Święta…

życzą

Kokain
Suseł
Maya

oraz pierwszy raz w tej roli
Gabriel

(a tego Mikołaja nie mogłam sobie odmówić, znacie mnie. 😉 )

Hoł hoł hoooł!

Zwykły wpis
W wigilijny poranek, kiedy nasza choinka nadal leży w pudle ale żarcie gotowe….

 

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

Wszystkim moim drogim Czytelnikom

tym cichym i nieśmiałym i tym rozgadanym, oraz tym, od których otrzymałam piękne maile z życzeniami na które brak czasu odpowiedzieć indywidualnie…

Szczęścia, miłości i ciepła domowego ogniska
ale nie tylko w Święta…

życzą

Kokain
Suseł
Maya

oraz pierwszy raz w tej roli
Gabriel

(a tego Mikołaja nie mogłam sobie odmówić, znacie mnie. 😉 )

Help, I need somebody…..

Zwykły wpis

Ostatecznie wypisałam się z Forum. Niemiła księdzu ofiara, choć cielę do domu, jak mówiła moja PraBabcia.

Co w ostatecznym rozrachunku daje do myślenia: gdzie właściwie podąża ludzkość i co dalej? Wiem, górnolotnie  brzmi i dość poważnie ale serio- czy ktoś jeszcze wierzy, że ludzie w końcu przestaną wbijać się nawzajem na pale, żeby udowodnić, że nie wolno krzywdzić i zabijać bliźnich? 😀

Ale teraz sympatyczniej. Co się wśród Rodaków nie zdarza.

Stoimy w TESCO, czekając aż taśma zacznie robić miejsce na nasze zakupy. Jeszcze przez chwilę miałam nadzieję, że Maleńtas dośpi te 10 minut i dostanie jeść w samochodzie- kiedy obudził się i W RYK!!
-Żreeeeeć Mamooooo!
Co było robić? Rodzicielka wystrzeliła z kolejki do auta po butelkę a ja wetknęłam dziedzięciu palca do buzi i czekamy. Maleńtas palcem wzgardził, zaczął pluć i czerwienieć, kolejki zaczęły się odwracać i współczuć, ja z jedną ręką w buzi i to nie swojej, drugą próbowałam sięgać na dno wózka, żeby wykładać zakupy…. Po żenująco długiej chwili podczas której czułam się jak matka molestująca o bardzo długich ramionach, w ramię popukała mnie jakaś, może trzydziestoletnia Brytyjka i spytała czy się nie obrażę, jeśli ona wyciągnie mi zakupy na taśmę a ja będę mogła potrzymać palca w buzi aż nie dojedzie butelka?

???

I tak też się stało- ona wypakowała, ja wsadziłam palec jak przystało na matkę molestującą i głodzącą aż przyleciała Rodzicielka z gotową paszą.

Zagięłam się od tych ukłonów i podziękowań. I okazało się, że Brytyjka nawet nie stała w kolejce! Wzięła swój wózek, pomachała i pojechała.
Tak lubię. Kiedy obcy ludzie nie czują się jak obcy ale jak znajomi, którym można pomóc bezinteresownie, będąc świadomym, że pewnie widzą się po raz pierwszy i ostatni w życiu. Bo można być miłym. Nie dlatego, że trzeba.

A Wam? Jaka najmilsza rzecz przytrafiła się Wam ze strony całkiem obcego człowieka?

Pada ale nie ma sań

Zwykły wpis

Policja ostrzega aby nie wybierać się w żadne podróże o ile nie są one absolutnie konieczne.

Czy świąteczne zakupy to ta sama kategoria co „konieczne absolutnie”?

Chyba tak.

Bo się wybraliśmy wczoraj i było …ciekawie. Przede wszystkie- pojechaliśmy z dziećmi, bo stwierdziliśmy, że jak utknąć w B. na noc, u Faki- lepiej w drużynie. Zapakowaliśmy podwójne ubranka, kocyki, żarcie (tak na wszelki wypadek czekoladki) i pojechaliśmy. Akurat padało już kilka godzin, więc już z ulicy było trudno wyjechać. Potem, tylko gorzej. Trasa do B. była biała, nierozjechana, śniegiem waliło jak z wora, inne auta wlokły się z prędkością 10 mil/h. W tamtą stronę AŻ z tą prędkością bo droga do B. leci z górki. A więc dojechaliśmy do TESCO po 45 minutach, żeby znaleźć sobotni parking prawie pusty. Wózku porzucone gdzie popadło, o dopchaniu jednego do wejścia przez zaspy zapomnijcie. Jak pracuję w tym przybytku bardziej popularnym w soboty niż Stadion Dziesięciolecia, nie widziałam takich pustek. Chyba że w zeszłym roku, w styczniu na trzeci dzień po śnieżycy, kiedy klientów nie było do 10:00 a do 11:00 i tak połowa załogi zwolniła się do domów.

Zrobiliśmy zakupy na 200f, zapłaciliśmy 48f (uroki bycia zatrudnionym w firmie na którą wszyscy wieszają psy) i …. wyszliśmy w Biel Absolutną. Wiejącą bokiem. Wózków do auta nie udało nam się już dopchać. Ja pchałam, Suseł niósł przód, Maja krzyczała:
-ŚNIE! ŚNIE!,
a Maleńtas miał wszystko w kiszce. 

I co dalej? Suseł zacisnął zęby, pozapinał ściśle towarzystwo w fotelikach i postanowił dojechać do domu, nawet jeśli miałby pchać auto pół drogi.

Jak wspomniałam, do B. jest z górki. do Domu- pod górkę, a górek dokładnie 5. Dwie średnie, jedna wysoka i długa i dwie krótkie i strome. Robiło się ciemno, Maja dostawała bzika z nudów, wlekliśmy się za jakimś vanem, który uparcie, z prędkością 5 mil/h wspinał się na wszystkie te górki jak alpinista z przerostem prostaty. Po trzeciej górce już wiedziałam, że damy radę. Ale z nerwów zjadłam pół pudełka Quality Streetów i dobrałam się do bułki maślanej wyżerając kromki prosto z wora. Miałabym popcorn, żarłabym popcorn. Suseł pod presją bluzgał na alpinistę:
-Tylko się kurwa nie zatrzymaj, pierdziochu! Jedź! Jedź!! DAWAJ!!
A ja żarłam te buły z wora, tylko szybciej.

Maja na szczęście w końcu usnęła bo wyrosła nam ostatnio z pasów w foteliku i wyciąga łapy dla luzu i swobody w macheniu. Ja się muszę rozpinać, wychylać do tyłu, świecić zadem na nadjeżdżających- kiedyś spowoduję wypadek tym świeceniem. Kiedy śpi- łapy są na miejscu.
Udało się chociaż wyszliśmy z domu o 13:00 a wróciliśmy na kobranockę.

…pewna, że mamy mleko dla obu Knypków (Kokainka przed wyjściem stanęła i spojrzała wysoko pod sufit, gdzie stoją oba pudełka) stwierdziła, że… maleńtasowe pudełko jest puste bo TataSuseł potrzebował miejsca na blacie i zamiast do kosza, pacnął puste pudełko na szafkę. Policzyliśmy na ile starczy awaryjne mleko w kartonikach i wyszło, że do poniedziałku śnieg MUSI stopnieć.

Szwagier z Żoną z Londynu byli na zakupach 7 godzin.

****

Poniedziałek:

Maja ma nowy fotelik, Maleńtas ma pełne pudełko, śnieg jak leży tak leżał, Suseł pokonuje kilometry Vectrą niczym kierowca rajdowy na trasie Paryż-Dakkar.
Pojechał rano do pracy, w A. -14*C, śniegu do kolan, maszyny nawet nie odpaliły, więc wypili kawę, poczytali newsy z brukowców i rozjechali się do domów.

Maleńtas ma małą powtórkę w temacie „zaczerwieniony siusiak i okolice”. Popołudnie pępkiem do góry, maść i wycinanie z pieluszek tych takich błonek z gumeczkami. Bo to one tak mu jadą po ciałku. Mamy dziecko ze skórą wrażliwą.

Maja śpi 4 godziny dziennie, Maleńtas wietrzy a ja połykam drugi sezon Chirurgów i myślę sobie, że gdyby wszyscy faceci na świecie mieli takie spojrzenie jak Patrick Dempsey, na świecie nie byłoby wojen. 🙂

Maja:
Po ekranie leci słoń. Maja w zapale obkrzykiwania ptaszka:
-ĆŚIU, ĆSIU!
i sówki:
-UUUUU!
stwierdziła, że dźwięk trąbczasty nie nadaje się do głośnego obkrzykiwania i w sekundę podjęła decyzję na użycie słowa mówionego:
-USZYY!

Mama Kokainka zemdlała z radości.

Między gwiazdką a Księżycem, pieluchowy blues

Zwykły wpis

Jest prawie 2:00. Siedzę na podłodze, na kupie kocyków, Suseł narobił mi kanapek i dzban picia i chrapie. Ja łapię siki w tetry, suszę pupę i zmieniam na nowe. Nie wiem jak to boli ale wierzę, że bardzo bo wymęczony dobą niespania Maleńtas śpi i płacze przez sen za każdym razem gdy zrobi siusiu i wilgoć dotknie skóry.

Ale jest lepiej, skóra jest sucha, mniej spuchnięta i robi się różowa.

W tym tempie koło 5:00 skończą mi się pieluchy. 🙂 Odcinki „Chirurgów” starczą gdzieś tak do 7:00. Kiedy jutro Suseł wróci z pracy na jego widok padnę w drzwiach ścięta atakiem narkolepsji lub wręcz przeciwnie- dostanę drgawek od nadmiaru Neski we krwi.

… nie śpię i czuwam. Oddaję noc dla piekącej pupy. I myślę o Kubusiu, chłopcu o którym było dziś w TV. Może właśnie po to są piekące pupy- żeby uświadomić sobie morze swojej miłości do dziecka i ocean tego samego w obliczu ciężkiej choroby…

I nie byłabym sobą gdybym nie skrytykowała, co? Widzieliście? Panie doktórki z CZDziecka? Mają sprzęt a i tak nie wiedzą co dziecku dolega. Z minami jak znachorki-amatorki mieszają herbaty w szklankach zamiast siedzieć gdzieś w źródłach, szukać i nie gwiazdować po telewizjach. Tomograf- dać małpie telefon komórkowy. Powciska guziki, dodzwoni się do Ciotki ze Zgierza ale pozdrowień nie przekaże. Zła jestem.

… dobra, już nic nie mówię.

Słowotok jednoręczny

Zwykły wpis

-Maju, gdzie jest Kaczor Donald?

-…

-Brawo!

***

Nie musi mówić. Nie wiemy skąd ale potrafi wskazać na obrazkach przedmioty których nie tylko, że nie zna i nie słyszała ich nazwy ALE potrafi skomentować zjawiska, których nie tylko nie zna ale i nic na obrazku nie wskazuje na ich znaczenie…. Co momentami przyprawia nas o gęsią skórkę…

Dziś Suseł siedział z nią na dywanie, kartkowali książeczkę z historią o księciu i żebraku w wersji Myszki Miki i nazywali (Suseł nazywał) postaci i przedmioty, szukali drobnych elementów itp. Maja znalazła m.in. zieloną łatkę na ubraniu w klębowisku postaci tłoczących się na ilustracji po słowach „zielony kwadracik”.

Potem wskazała bochenek chleba… w formie tradycyjnej. Z domu zna glównie tostowy, natomiast chleb Tiger mimo ogólnego kształtu nie wygląda jak polski pszenny- wyciągnięty, z nacięciami. Skąd wiedziała??

Ale to było już niepokojące. W rogu ilustracji straganu leżały porzucone, ogryzione kości. Maja zmrszczyła czółko, pokazała paluszkiem i powiedziała:

-Ach!!… O nieee….- z prawdziwym współczuciem.

W ZADNEJ jej bajce jak dotąd nie widziała kości a już na pewno nie powinna rozumieć z czym wiąże się ich obecność.

Dziś zdarzyło się też ładne zdanie, przy okazji nazywania postaci Pocoyo:

-Pats, Tato, El-lii!

Na polecenie „Maju gdzie jest?” Maja przykłada do czółka rączkę jakby szukała lądu, na polecenie „Maju znajdź mi…” przykłada do oczków lornetkę z rączek i leci szukać. Cholerna Myszka. 🙂

***

Ja siedzę i przelewam miłość. 🙂 Maja wydobrzała ze sraczki, Maleńtas dostał rumienia pieluszkowego. Niby nic a boli.

Nie spał, a my z nim od 2:00 dziś w nocy. W nocy wszystkie koty są czarne a pupy zamazane, szczególnie kiedy ślepia zapluszczone a oboje rodziców noszą bryle, których nocą nie zakładają. Wypróbowaliśmy wszystko- nic tylko płacz i machanie łapkami. Dopiero nad ranem, kiedy zrobiło się uroczo jasno, zauważyliśmy zaczerwienioną pupę i koszyczek na jajka. Ale do południa pomimo cudowania na cztery ręce zrobiło się tylko gorzej- czerwone, spuchnięta skóra i płacz kiedy tylko z buzi wypada smoczek.

Odwiedziłam health visitorkę. Zorganizowała maść Canesten do smarowania na wypadek gdyby winne były drożdżaki, które dopiero przepędziliśmy z buzi. Od południa Maleńtas leży mi na kolanach, drzemie po 10 minut z przerwami na machanie łapkami, z siusiakiem w niebo. Bez pieluchy, z podłożoną tetrą i plastikowymi gatkami pod pupą. Chyba działa. Pralka kręci posikane tetry. Na noc planuję to samo, tyle że z komplikacjami- Suseł musi się wyspać. Uwiję sobie gniazdko na kocach, na podłodze, ułożę Maleństwo, niech sika, założę słuchawki i zamiast spać obejrzę ze 2 sezony Grey’s Anatomy czyli Chirurgów. Mam też ciastka, możecie donieść popcorn. 

Mai sraczkę albo wyleczyłam albo ustąpiła. Po części zastosowałam się do wszystkich Waszych rad za które bardzo dziękujemy. Dwa dni drakońska dieta- niesłodzona herbata, wafle ryżowe, rozgotowany ryż i ryba z parowaru bez przypraw. Ponieważ od mleka nie uciekniemy- do butli Acidolac, Smecta, do ryżu węgiel. 

Efekt jest taki, że zwykłe śmierdzące kupsko nazwaliśmy dziś „ładnie pachnącym” stojąc nad pełną pieluchą jak nad kaszanką spoza kolejki.

***

Doszedł wózek. Greta, nie miałam racji- to jest wózkowe cudo i cofam co powiedziałam. Ze duży? Ucieszą się na mój widok w sklepach. Ale jak się prowadzi! Smignęłam dziś do visitorki po zakrętach na podjeździe dla inwalidów jak mistrzyni slalomu. A wierz mi, że nasza majowa Inglesina to był niewypał, nie zakręcała, trudno się ją unosiło przed krawężnikami, cienka była jak jesionka studenta. Z tym wózkiem można wyjechać na spotkanie Kamińskiemu. Ma kieszenie, pasującą torbę, opcje z moskitierą na lato. O nic więcej nie da się prosić. 

Tyle, że teraz mam do sprzedania na ebayu koszyk mojżeszowy bo z braku miejsca Maleńtas będzie spał w salonie w wózku. Nie chcę patrzeć jak piękny błękitny kolor zarasta zielony angielski glon po miesiącu po folią w ogrodzie.

Ktoś reflektuje? 😉

/na koszyk, nie na glona/

***

Ostatecznie i definitywnie opuściłam Forum. Ludzka hipokryzja i ignorancja nie zna granic. Ale pionowo- sięga dna kiedy podszywa się ją miłością do bliźniego, troską o pokój na ziemi i wegetarianizm. Oświecona żenada i reklamy sponsorów. 

***

Piszę, piszę jadną ręką, drugą utrzymam gołe kurze udko. Aha! Przy okazji ważenia okazało się, że Maleńtas przybrał pełen kilogram w dwa tygodnie i waży już 4kg800! I ma wielki baniak- 39cm w obwodzie. 

***

To ja się idę organizować na noc.

Pa!

O gastrycznych przebojach ciąg dalszy i coś dla logiki.

Zwykły wpis

Zagadka: Co robią dwa pedały?

***

Siedzę i śpię.

Dziś miała być moja noc na spanie. Suseł miał tańczyć z Maleńtasem a ja miałam zawinąć się w derkę i przespać ciurkiem z 6 godzin…

Wieczorem, po całodziennym dietowaniu na wafelach, gorzkiej herbacie i rozgotowanym ryżu, Maja jak łatwo się domyśleć postanowiła być na wspak i w 2 godziny zapełniła 4 pieluchy szlamem ze studzienki kanalizacyjnej. Już nawet nie trzeba było pytać czy jest kupa. Chwytała się po prostu za plecki gdzie kończy się pielucha i mówiła „AuuuuuAAA!” Po czwartej  pieluszce:
-AUUU !!! AUAAAAA! AUUUAAAAAA!!- a pupa jak wołowina na steki. Pomimo wazeliny, maści na odparzenia którą dostaliśmy od lekarza… Nasza natychmiastowa reakcja nic nie dawała, za każdym razem było już tylko gorzej. Puściliśmy ją więc w samych majciuchach. Też nie lepiej. Przemyciliśmy ćwiartkę tabletki węgla w ryżyku jagodowym, cudem jakimś i postanowiłam, że pupę trzeba przesuszyć. Zaścieliłam jej łóżeczko jakby miała nim płynąć oceanami dookoła świata, pełno folii, chłonnych podkładów i położyłam w samej piżamce- bez pieluch i gaciorków.

W nocy zmieniałam pościel dwa razy aż zużyłam wszystkie tetry na podkładanie pod pupę. Obyło się bez kupy ale i tak było mokro.

A w sypialni Suseł robił co się da- karmił, przewijał, bujał ale Maleńtas spać nie chciał i koniec. Wracałam więc z wyprawy przez oceany i lulałam Misia-Rysia. Szłam do Majki, Misio-Rysio się budził. I tak w kółko. Do rana.

A więc siedzę i śpię. Czy węgiel podziałał? A gdzie tam! w południe- powtórka z rozrywki. Jutro dzwonię do przychodni i czy im się to podoba czy nie- ciągnę dziecko za łapę na wizytę. Tak nie może być. Bo nawet jeśli kupa jest „normalna” to jeszcze tydzień, zeżre Majce skórę i będzie mi dziecko siedzieć przy stole na kółku do pływania.

***

Dostałam swój prezent choinkowy. Oczywiście rozpakowałam bo już jestem dużą dziewczynką i nie musze czekać do Świąt. Rzecz jest odjechana i nazywa się NeoCube

   

Dostałam zestaw 1200 kulek, każda ok 5x5mm średnicy, bardzo silnie namagnesowane i czepiające się siebie jak nastolatki w Walentynki. Co się z tym robi? Tysiące kształtów, wzorów, figur trójwymiarowych, niezwykłych brył obrotowych.

 

   

 

I tak można siedzieć i zawijać sreberka…. godzinami aż bolą palce a świat zaczyna wyglądać jak zrobiony ze srebrnych kulek. O ile twoje dziecko nie dopadnie do kilkunastu i nie zacznie szukać po pokoju powierzchni do których kulki się przykleją.

Suseł już dostał swoją nową kartę graficzną, która już też hula w kompuetrze czyli wapniaki psują zabawę i rozpakowują prezenty kiedy Święty Mikołaj siedzi jeszcze z nogami w misce z ciepłą wodą i planuje rundę wokół Ziemi.

Ale Mai prezenty leżą w szafie.

***

Odpowiedź: napędzają rower.

O Mai co mówić nie chciała

Zwykły wpis

A więc nazywają to „biegunka pędraków”. W cudzysłowie bo diagnozują to Brytyjczycy jako „toddler diahorrea”, w Polsce winę składa się na ząbkowanie, owoce i takie tam. Tutaj to normalka…, która może trwać nawet od 6 miesiąca do 4 roku życia. Ciągiem. W sumie Maja rzadko …ehm… powiedzmy to szczerze- stawia orkę. Nigdy nie zdarzył się dzień bez pełnej pieluchy, nigdy nie miała nawet cienia zatwardzeń. Częściej po prostu doznaje „wylewu wiadra do zlewu” i jak się tak dobrze zastanowić to może ma ją już na tyle długo, że przyzwyczailiśmy się i dopiero kiedy zaczęła zapełniać więcej niż jedną pieluchę dziennie zaczęliśmy się zastanawiać.

Rada, żadna. Czekać do 4 urodzin.

Maleńtas natomiast pędrakiem jeszcze nie jest więc wziął sobie do serca groźne miny Mamy i od powrotu od lekarza- jak ręką odjął. Tyle że nadal leczę pleśniawkę ryjkową- Nystatem i Aphtinem. Jedno i drugie ta sama beznadziejna cholera. Wkraplasz, pędzlujesz, efekt ten sam czyli żaden.

Maja wchodzi w nowy okres, który bardzo mnie cieszy- słuchanie bajek czytanych. Przez kilka dni czytałam jej kiedy siedziała w wannie, w bezpiecznej odległości od książeczki, teraz już mogę czytać leżąc z nią w łóżeczku. Daje łapkę do głaskania, drugą zasłania oczka i słucha. Ile z tego słuchania rozumie nie wiem. Ale podejrzewam, że sporo.

Myszka Miki to geniusz a cała ta jego banda kreskówkowych przyjaciół- dodatki do geniusza. Powtarzanie Mai kolorów i kształtów trwało juz jakiś czas ale raczej odbijało sie echem od dna zajętej główki naszej Dziuńki. Czas, który odpuściłam Mai żeby nie wpędzać ją we frustrację nieustannego „NIE!” Maja spożytkowała zadziwiająco dobrze. Godziny z Mysią Mimi to nie tylko pokazywanie jak robi Mysia łokciami, nazywanie każdego zwierzątka  „myszą”, tańczenie do „Hot Dog Song” ale przede wszystkim:
*Pła, Tsi, Usiem, Dziesie!!! czyli Majowe „2, 3, 8, 10!”
*rozpoznawanie i pokazywanie paluszkiem kolorów: żółtego, czerwonego, niebieskiego, zielonego;
*rozpoznawanie i pokazywanie paluszkiem: kółka, kwadratu, trójkąta, serduszka, gwiazdki, domków, drzewek i innych pitułek
Piszę- pokazywanie, bo Maja nadal ma mówienie tam gdzie nosi pieluchę i mówi co chce i jak chce. Pokazać paluszkiem umie wiele, nazwać- zapomnij. Mówi „dziesie!” na 10 ale „kot” nie powie. Używa na co dzień około 20 słów, czasem sypnie się z czymś nowym ale udaje, że to nie ona.

-Maju, co to?
-Oko.
-A to?
-…noś.
-Brawo, nos! Jeszcze raz, co to?
-…….Oko?
-….nie, nos.
-Oko.

Pokazuje paluszkiem: włoski, głowę, czoło, uszy, oko, nos, buzię, brodę, brzuszek, pupę, pisię, nóżki, rączki paluszki, kolanka, stópki i paluszki u stópek. Nazywa tylko oko.

Naśladuje jednak dźwięki paszczowe:
-kota- „młauuu”
-psa- „hałał hałał”
-konika- „ihaaaa”
-słonia- „prrrfff”
-węża- „ssss”
-owieczki- „błeee”
-krowy- „muuuu”
-sowy- „uUuuu”
-lwa- „ułaaaa”
-rybki- …. pyszczkowo
-żabki- „kum kum”
-ptaszka- ‚ćsiu ćsiu”
-kaczki- „kła kła”
… cholernie tego dużo, zwierzęta się kończą a Maja chce jeszcze. I kocha być odpytywana ze zwierzątek.

Już wkręciłam sobie temat opóźnienia rozwoju mowy i przeczytałam wszystko w tym temacie ale Maja nie spełnia ani jednego warunku, żeby być za taką zdiagnozowaną. Robi wszystko wokół mówienia co przewiduje logopedia i pediatria prócz samej czynności. Po prostu ma to gdzieś i korzysta z prawa nadanego jej przez medycynę dziecięcą do nauki mówienia kiedy przyjdzie jej na to ochota.

A ja myślę, że ona sobie z nas pokpiwa. 😀 Męczcie się wapniaki, póki nie mówię, nie biorę odpowiedzialności za swoje łobuzerskie czyny.