Puścilismy z dymem pół ogrodu. W sensie bardzo dosłowynym bo od lipca, kiedy ścięliśmy jedno z drzewców zasłaniających widok na okolice, kupa gałęzi i pni zalegała na środku ogrodu jak wyrzut sumienia. Na dokładkę, miesiąc temu ścięłam drugiego drzewca i odtąd do ogrodu wejść już się nie dało. Niestety, Council nie przewiduje pozbywania się drewna w ilościach hurtowych, więc nie pozostało nam nic innego jak zbudować ognisko, podłożyć pod spód katalog Argosa Jesień/Zima, polać rozpuszczalnikiem i podpalić.
Ale się hajcowało! (Ha ha!!- zaśmiał się Czesio.)
Puśliliśmy więc z dymem dwa drzewa, katalog, dwie butelki rozpuszczalnika a potem z rozpędu resztki po remoncie- drewnianą deskę klozetową, której brzydzili się śmieciarze, stare szafki kuchenne, „faktury za środki czystości” czyli PINy, PUKi, rachunki, bank statementy i nawet nie pytajcie co jeszcze bo pewnie by się i to znalazło.
Ognisko paliło się radośnie, strzelało plastikiem i skorupkami po ślimakach do 22:00. WSZYSTKO wokół do tej pory śmierdzi mi spalenizną, zaczynając od moich włosów a kończąc na Suśle, który pachniał jak stary troll śpiący pod liściem. Żaden sąsiad nie nasłał na nas Straży Pożarnej, choć raz wystraszyłam się helikoptera lecącego nisko nad Marchewkowem. Pomyślałam, że wysłali specjalną lotną brygadę i zaraz ześlą mi na głowę 800 litrów jakiegoś gasidełka w pianie! Ale helikopter poleciał dalej a my ładowaliśmy w palnik do samego wieczora.
Ogród zaświecił pustką i nadszedł czas na kopanie i sianie. A więc Kokainka przechodzi w tryb młodej ogrodniczki. Od trzech tygodni w propagatorkach kiełkują pomidorki, oberżyna, sałaty, dyńki itp i tylko czekają na przenosiny. Tak naprawdę, dla mnie samej mogłabym zasiać całą ziemię burakiem czerwonym i byłabym najszczęśliwsza. W supermarketach mają tylko buraki wielkości dorodnej rzodkiewki i jestem skazana na kupowanie tych takich małych woreczków z ugotowanymi czterema kuleczkami burakopodobnymi. A ja buraka lubię i to bardzo i to w ilościach hurtowych i to bardzo.
Ale w ramach programu- „Karmimy Dziecko Zdrowiem” mam zamiar wyjść ze słoiczków kiedy tylko pojawią się pierwsze własne warzywka, więc sadzimy co się da: ziemniaki, marchewkę, pietruszkę, selera, sałatę, groszek zielony, kilka odmian fasoli, cukinie, rzodkiewkę i dzikie węże.
Suseł wziął wczoraj łopatę, podziubał ziemię, oparł się na kijku od łopaty i zamyślił. Bo zanim coklowiek do ziemi wsadzę, musimy zniwelować teren o ok metr i za cholerę nie wiem jak uniknąć problemu z płotem. Wszystkie domy wzdłuż ulicy stoją na małym wzniesieniu, czyli koniec ogrodu leży ok 1,5 m nad poziomem podłogi. Ogród otoczony jest drewnianym płotem i jeśli go podkopiemy, przesuwając ziemię dla wyrównania, płot gotowy jest położyć się na całej swojej rozciągłości. I co dalej, nie wiadomo. Ważne, że Suseł już na tym kijku nie myśli bo w nocy padało i mógłby zmoknąć.
***
Moja Teściowa znów dba o moje ciśnienie. Dzwoni i przez trzy godziny pyta o Majkę i słucha moich barwnych opowieści o tym jak wnuczka się ma, co je, ile waży, jak pierdzi a potem odkłada słuchawkę, kręci numer do FakiJapi i pyta o to samo spodziewając się, że ona ma lepsze wiadomości a już na pewno bliższe prawdzie bo ja z pewnością coś ukrywam. Pewnie siedzi i myśli, że Majka leży w kącie pod kaloryferem, przwiązana za nóżkę do rurki, ma na sobie stary, spleśniały płócienny worek i żuje skórkę chlebka, nawet nie razowego bo to samo zdrowie.
Z okazji Tłustego Czwartku zasiedliśmy wczoraj przy pączkach, razem z Faki, Szwagrem i Dzieciakiem i jakoś tak zeszło, że zadzwoniła Teściowa i pofartało się kobiecie, że FakiJapi była na miejscu. Porozmawiała więc troszkę z Susłem i kazała mu oddać słuchawkę Japi. I tak całkiem bezczelnie, bezmyślnie i całkiem wkurwiająco kazała JEJ zreferować co jadło dziś MOJE dziecko, czy jest ciepło ubrana i kiedy idzie spać! Ze mną jakoś jej nie zeszło na pogaduszki. Co za tupet, jak rany!
***
Teraz, jak obiecałam w komentarzach coś o karmieniu Majka.
Majka od trzeciego tygodnia życia pędzi się na mleku dla głodnych osesków bo SMA Gold, która teoretycznie powinna jej wystarczyć do 6 miesiąca, jakoś nie dawała rady, Majka piła i piła, obąbiona mlekiem, co 1,5 godiny płakała i domagała sie jeszcze aż skończyło się na kolkach i bólkach. Kupiłam więc pierwszą puszkę SMA White i problemy się skończyły. Od posiłku do posiłku mijały 3 godziny, w nocy przestała się miotać i ssać łapę więc karmiliśmy ją tą mieszanką aż do 5 miesiąca. Dla odmiany przez ok 5-6 pudełek zaczęliśmy dawać jej Aptamil (też odmianę dla żarłoków) ale po 2 tygodniach wróciły nocne głody, więc przerzucilismy się na Cow and Gate i w chwili obecnej, po tym jak skończyła 6 miesięcy i poziom żelaza w organiźmie musi być uzupełniany intensywniej zaczynamy przechodzić na SMA Follow On, czyli tzw, trójkę na której powinna spokojnie paść się do 2 roku życia.
W międzyczasie, od 4,5 miesiąca wprowadziłam powoli jabłko, marchewkę, kaszki ryżowe, trochę własnych przecierków ale jak wspominałam, Majka miała je w głębokiej pogardzie. Zaczęłam więc kupować słoiczki i w chwili obecnej dzień na stołówce wygląda tak:
6:00 6-7 uncji SMA 3
9:00 SMA 3
12:00 Kaszka ryżowa śniadaniowa HEINZ z owocami leśnymi lub BoboVita z malinami, łyżeczką lub z butli jeśli Majek ma w nosie dziubdzianie się z jedzeniem cywilizowanym. Dla odmiany deserki HEINZ typu fruit puree, banana pie, strawberry and cream etc.
15:00 SMA3
18:00 HEINZ ze słoiczka: risotto z dynią, shepperd pie, sunday chicken and veg i takie tam, wieczorkiem gniecionego bananka ale tylko tak dojrzałego, że skórka robi się czarna bo wtedy skrobia przetwarza się w łatwostrawne cukry i nie jest tak ciężka dla brzuszka.
21:00 SMA3 na dobranoc. Próbowaliśmy Cow&Gate Good Night Milk ale choć w teorii powinna po nim spac jak dziecko z reklamy, budziła się w nocy mimo to.
Gdzieś w nocy SMA3
…i o 6:00 powtórka z rozrywki.
Dziś dałam jej pierwszy raz kaszy mannej na SMIe ale nie zapałała miłością od pierwszej butelki bo i konsystencja miliona kulkeczek w buzi nie wydaje się apetyczna.
Kiedy chce się jej pić lub żeby uspokoić czkawkę Maja dostaje HIPPka herbatkę ziołową zwykłą, o smaku jabłka z melisą lub pomarańczową. Którakolwiek by to nie była, niezależnie od ilości- złopie jak na kacu i trzeba chować butelkę pod sofę bo wyciąga rączki i jojczy.