/MCR- „Famous Last Words”, dla kogoś kto pakuje się do RAFu. :* /
Praca.
I co z tego, że mam wolne? Kokainka jest miła, grzeczna i spolegliwa więc przyjedzie do pracy na 3 godziny, zmarnuje 2 kolejne na dojazd, bo przecież to tylko niedziela, nie? Poprzekładałam papiery z szuflady do szuflady, poprzestawiałam ludzi, uzupełniłam brakujące rubryczki i powazeliniłam się do nowego szefa MFF, zwanego, jakże trafnie „Frodo”. Frodo jest upierdliwym kurduplem z nogami na beczce prostowanymi ale oprócz dwóch ocząt pięknych i błekitnych ma również na czole ślepio Saurona. I istnieje obawa, że po 3 tygodniach potrząsania działem obok, jego wszystkowidząca gałka skieruje się w końcu na nas. Zacznie krzywić to co proste, nadmiernie ułatwiać to co powinno być skomplikowane i doprowadzać do płaczu rzesze nadwarażliwych Team Leaderek. Czyli mnie. O, co to to nie! Płakać nie zamierzam, Pierścienia nie mam, ale mam inne metody. Np. dzisiaj:
-Ja czuję się świetnie! A ty?- spytałam marszcząc czółko na widok Froda utykającego lekko na krzywą nóżkę.
-No, nie najlepiej. Boli już dwa tygodnie, o tu, o.- pokazał paluszkiem.
-Oj, niedobrze, powinienieś dać jej odpocząć…
/nie pokazywać się w pracy!/,
…bo jeśli masz zapalenie ścięgna, z czasem zrobi ci się zwyrodnienie i co wtedy?
-Nie wiem, co?
-Jak to co? Klops! Sztywna noga! A młody jesteś i lata przed tobą a noga jedna!
Frodo bardzo się strapił, poruszał nóżką tu i tam, popróbował i spojrzał na mnie jak na Doktora Żywago- pełen miłości pośród szalejącej śnieżnej zamieci 😉
-I co teraz?
-No co, odpoczynek! Żadnego biegania! Żadnego roweru!
-Lubię rower!- pisnął szef MFF
Rozłożyłam więc ręce i pokręciłam głową.
Tak oto się urabia Saurona. Z łezką w oku i troską w głosie. Po co od razu wrzucać pół Śródziemia do wulkanu?
***
Dziś Truffelka dotarła na sam skraj kurwicy wywołanej obecnością Lokatora. Zadzwoniła do niej jakaś obca kobieta, która znalazła na ulicy jej ważne dokumenty. Truffelka, jak to ma w zwyczaju- pobielała jak ściana, rzuciła macią i pojechała odebrać zgubę. Ktoś zabrał kopertę z dokumentami dot. ubezpieczenia samochodu z Parapetu Listonosza, przewiózł 4 mile do cetrum i wyrzucił na chodnik koło Morrissona. Otwartą lub zamkniętą, tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że kopertę otwartą, wywłoczoną z dokumentów i ubłoconą znalazła miła Angielka, która na podstawie danych
skontaktowała się z Truffelkiem.
Idąć ścieżką zasady brzytwy Ockhama od razu domyśliłam się jak koperta znalazła się na środku ulicy w środku miasteczka. Nasz kochany, do serca przytul Lokator zgarnął rano kopertę tym samym dając upust swojej złości z powodu przyjazdu Bracika i wyrzucił ją po drodze. Od samego początku podejrzewał, że Bracik to tylko pretekst do pozbycia się go ale kiedy go w końcu ujrzał na własne oczy, zrozumiał, że nie żartujemy z wyprowadzką. Świetnie, 8 tygodni za późno.
I podejrzewamy, że wpuszcza nas w rachunki. Po powrocie z pracy zastałam kran z gorącą wodą odkręcony na full. Cały dom spał ale myślałam, że to któryś z moich zombich. Jednak po kilku godzinach łażenia Lokatora po domu, kiedy wstała Truffelka, kran z gorącą wodą znowu lał się beztrosko.
Siedząc w kuchni i pleplając o wielkich sprawach krasnoludków, Bracik obserwował przez dłuższy czas bojler i nagle „odkrył eurekę”. Krany pozakręcane, ogrzewanie wyłączone a bojler szumi, ładuje wodę w rury a temperatura zamiast do 25*C dochodzi do 60*C!! No i? Kto się domyśli?
Nasz cudowny, niech mu ziemia lekką będzie Lokator, prawdopodobnie
odkręca swój kran w pokoju i całymi godzinami leje wodę na złość. Ciągnie wodę, gaz i prąd 24 na dobę. No to ja mu teraz dam! Ja mu dam!….wyłaczę bojler, o!…
…o my biedni bezradni durnie…
/kręci głowką i chlipie żałośnie smarcząc w rękawek/
Bracik zaproponował zatłuc łopatą i zakopać w ogrodzie. Ja rzuciłam pomysł z beczka pełną soli. Truffelek zadeklarowała, że jeśli Lokator się nie wyprowadzi do 4 grudnia, spakuje dobołek, weźmie skibkę chlebka i pójdzie do obcych.
***
Czytam Kodeks Drogowy. Czytam i tłumaczę do kajecika, bo bełkot i bzurnota tego dzieła powoduje, że zamiast zapamiętywać zasady ruchu drogowego, czytam te same zdania po 3 razy zanim zrozmiem sens, wygrzebując go z ton kompletnie niepotrzebnych informacji. Np. tak:
„Pojazd może/nie może korzystać z dróg specjalnych jesli ma/nie ma na to pozwolenia”. Super. To prawie jak Monty Python i nieśmiertelny tekst: „W kręgach w których jestem znany i lubiany, jestem znany i lubiany”. Czytając „Władcę Pierścieni” w oryginale i tolkienowskie zdania ultra-wielokrotnie złożone nie miałam tylu nawrotów do akapitu wyżej niż teraz.
Dziś jeździłam. I stwierdzam, że genów oszukać się nie da i mam szansę na GrandPrix Formuły1. Mój dziadek taksówkarz ruszał z pod domu w chmurze z topiących się opon, moja Rodzicielka kiedy tylko może wyciska zakręty z piskiem opon a ja cofam z prędkością 40km/h z maniackim uśmiechem na pysku. Ciężka łapa w siatkówce, ciężka noga w samochodzie.
***
Na moją prośbę, obficie podpartą przykładami Admini Szanoni Kłaniam Się Nisko zablokowali Psychopatę z Naszej Klasy i pogrozili palcem pozostałej trójce.
Psychopata tak się napalił na pranie po pysku Kokain, że zadał sobie trud znalezienia numeru telefonu do mojej Rodzicielki, zadzwonił podając się za człowieka, który udzielał się na forum i poprosił mnie do aparatu.
Rodzicielka miała głowę na karku, więc sprzedała mu baśń o Osiołku Matołku. Psychopata ostrzegł, że skoro już wyjechałam i nie odwiedzam Wrocławia to lepiej żeby tak zostało, bo mnie tu nikt „z dzielni” nie chce widzieć i się rozłączył.
No, po pierwsze Psychopato: nie ma we Wrocku osoby, którą mogłabym nazwać swoim „kolem z dzielni”, bo na podwórku ostatni raz byłam w wieku lat 15 (nie żartuję), nigdy nie przesiadywałam po murkach, nie miałam kumpel z grzywkami na lakier Lotion nr11, nie popijałam „Czaru pustyni” i nie poćmiwałam niedopałków po bramach. To po pierwsze.
A po drugie, Psychopata podał się za jednego z użytkowników, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że ów chłopak z gitarą na zdjęciu to JA. Zdjęcie wzięłam sobie z Googla, dorysowałam mu parę szkół i klas a potem z męskim autorytetem pozowiliłam sobie wzmocnić siłę swojego
babskiego wyrazu. Nie podziałało szczególnie, bo mój doppelganger został okrzyknięty „pedałem z gitarą” i stracił nieco na uroku. Porzuciłam go więc szybko niczym Frankenstein swojego składaka i podobnie jak w powieści, wkrótce okazało się, że składak żyje, mówi i wie jak używać telefonu!!! :D:D
Ach ci ludzie…
No nic, od tego Kodeksu zrobiło się niesympatycznie późno. A 2:30 rano to godzina myszek szuruburujących po kuchni. Od 10 minut siedzę więc i kątem oka obserwuje manewry kuchenne pewnej szarej obywatelki.
Niczym żołnierz SWATu, szara obywatelka pokonuje długość kuchni skokami
przerywanymi czajeniem się za meblami.
Ja tu sobie siedzę, stukam po literkach a mysia leci: drzwi-lodówka, lodówka-kuchenka, kuchenka-szafka na garnki…brzdęk, szuruburu i cisza. Podejrzewam, że za zlewozmywakiem jest przejście do innej rzeczywistości. Mysiego światka pełnego mysik kupek. Ale czego spodziewać się po domu, który stoi w tym polu od 200 lat? To pewnie jest mysia z rodowodem,
z matki na córkę szlachcianka! Chociaż to co zrobiła kiedyś z odkurzaczem
Lokatora podpada mi raczej pod bezdomną degeneratkę z kartonem pod pachą: znalazła odkurzacz, rur
ę, stwierdziła, że rura jest niczego sobie a na końcu rury gniazdo jak marzenie- ciemne, ciepłe, materiałowe…wytachała więc z wnętrza odkurzacza wszystkie farfocle i ułożyła je grzecznie na kupkę obok odkurzacza. A do środka zaciągnęła pogryzioną skarpetkę niedzielną Lokatora. Dobrze, że sprawdził pojemnik przed odkurzaniem….byłoby o jedną mysię na świecie mniej!
***
Dobra, spaciu wzywa, 2:40, myszki harcują, czas na środki drastyczne. Jutro kupuję „emiter fal niepokojących”. Podobno działa i co najważniejsze, nie łamie kręgosłupków w okolicach kawałków sera.