Monthly Archives: Lipiec 2010

Psiwioźłam Śpomnienia!

Zwykły wpis

W tą niedzielę pojechaliśmy nad ocean, do Weston-Super-Mare. O 8:00 zapakowaliśmy pół domu do auta (bo i plecaczek i łopatka i kołderka do siedzenia i miś i paluszki………). Majka nie zjadła śniadania w domu, żeby jej nie bulgotało w kiszkach ale Mama się zlitowała i skoro sama zaczęła uszczuplać wycieczkowe zapasy w samochodzie, gotowaną kukurydzę dostała i Maja. Puściła pawia z gotowanej kukurydzy jakieś 20 minut potem. 🙂

Od zeszłego tygodnia Suseł naprawił zapalniczkę w aucie, więc nie trzeba było jechać na ślepo. Maja (rzecz jasna bo kto inny) wsadziła śrubkę do zapalniczki i przepaliła bezpiecznik, więc z Birdlandu wracaliśmy na mapę, kiedy GPS padł.
A więc ja szydełkowałam koc na sofę, Maja nie myślała o jedzeniu, podobnie jak Suseł, który wieczór wcześniej został wypuszczony przez Kokainkę na piwo integracyjne. Uhaha. Najpierw strzeliłam focha kontrolnego a potem pozwoliłam jechać. Obiecał, że wypije jedno (nawet nie mnie a sobie), ale koledzy Anglicy wlali w niego Guinessa czy dwa i skończyło się na nudnościach odsypianiu w aucie, żeby dojechać do domu o 1:00 w nocy. Mój pijak.

A więc dojechaliśmy do Weston-Super-Mare, żeby zobaczyć ocean…. który spierdolił. Przepraszam za wyrażenie ale tak to określił Suseł kiedy dotarł do falochronu, zanim jeszcze spragniona Rodzicielka dobiegła do niego z przejścia dla pieszych. Ostatni raz była nad morzem 35 lat temu, w Pucku w czasie swojej podróży poślubnej, więc jechała do Weston jak dziecko na karuzelę. Od auta wystartowała z parkingu jak strzała wiedziona świeżym zapachem morskiej bryzy i krzykiem mew. 35 lat czekania… a ono spierdoliło. Naszym oczom ukazał się szary bagienny glut aż po horyzont pokryty ripplemarkami i morszczynem. Ucieleśnienie rozczarowania. Nawet orkiestra przestała grać. Rodzicielka postanowiła, że nie ruszy się póki ocean nie wróci i zaczęła biadolić na swojego życiowego pecha, który nawet tego jej nie oszczędził. Suseł zapalił fajkę w zamyśleniu ale Maja postanowiła sprawdzić jak daleko jest horyzont


Wiało tak okropnie, że prawie nas przewracało. Nic nie było słychać, przewracało wózek, wywiewało kapcie z nóg i porywało wiaderko.

Wywiuwało Majke dokumentnie ale dla małego eksploratora żadne to zmartwienie, zawinęliśmy Dziuńkę w kocyk i przypominała córeczkę Lorda Vadera i tak biegała tam i z powrotem uciekając od kałuży do kałuży i szukając sensu w całym tym przereklamowanym piaskowym interesie.

  

 

 

Jedyną atrakcją, której nie wymyło morze były osiołki, więc kiedy Maja spozegła zwierza uczepionego do wozu, poleciała na węch i trafiła w całe stado osiołków ciągnących kolejki wzdłuż plaży- do boi i z powrotem.

 

A ponieważ Maja kocha wszystkie zwierzątka…

 

… i nie boi się podchodzić ani głaskać, skończyło się usmarkaną histerią kiedy postanowiliśmy pojechać do Cheddar i wrócić o 18:30 kiedy to podobno przewidziany był powrót oceanu i trzeba było Majkę od osiołków zabrać (czyt. odnieść do samochodu na siłę, wierzgającego i płaczącego wija)

 

Cheddar leży rzut beretem od Weston i słynie w UK z dwóch rzeczy- sera cheddar, który robią tam z wyjątkową lubością i najgłębszych jaskiń na całych Wyspach. Na moje oko, dla Polaków wychowanych na Szklarskiej Porębie czy Zakopanym łatwo może zasłynąć z klimatu do złudzenia przypominającego polskie góry. No stańcie na ulicy, zmrużcie oczy i przyjrzyjcie się pnącej się w górę ulicy pełnej turystów sunących w obu kierunkach, sklepów z pamiątkami, gdzie o, o, prawie widać ciupagi i świstaki, drewniane łyżki i sery owcze. Przez te zmrużone oczy rzecz jasna. Aż klęknęłam z zachwytu. Na zwiedzanie jaskiń trzeba zostawić sobie pół dnia, więc to niestety odpadło ale ciekawostka- bilet kupiony jednego dnia ale nie wykorzystany (jest kilka wejść i kilka jaskiń do obejrzenia) pozostaje ważny na 10 lat. To chyba najdłuższy wstęp na świecie o jakim słyszałam.

W sklepach ceny szokujące- w pozytywnym sensie. Kupiłam sobie (wymarzone od lat) czerwone butki i turkusową torbę w kwiaty, modną w tym sezonie że hej (choć modom nie podlegam) i koszyk muszli z oceanu do łazienki. Cheddary do posmakowania są niesamowite. Prawie jak czekoladki z Monty Pythona, te z kolcami wybuchającymi i przebijającymi policzki. 🙂 Jakikolwiek cheddar, zwykły, z żurawinami, pieprzem czy przyprawami jaki dotąd próbowaliście umywa się przy tym doświadczeniu. Wyjść nie chciałam.

Maja dostała swojego pierwszego wafelka z lodem

 

i wspięła się na swoją pierwszą w życiu skałkę. Raptem 1,5 metra nad ziemią ale zaliczam i przyznaję odznakę młodego wspinacza skałkowego.

 

Gdzieś między siódmą a dziesiątą skałką nad miasteczkiem wybąbiona Kokainka odmówiła współpracy i zasiadła w oczekiwaniu na Susła i auto. W tym czasie Maja pracowała nad stosunkami międzynarodowymi. W autobusie siedział Pan Kierowca. Pomachał do Mai, Maja jemu, potem nastąpiła wymiana spojrzeń, Maja nie wiedziała czym wypełnić ciszę i …. wypierdziała mu usteczkami:
-Prrrrrfffrrrrrr……, matka Kokainka spaliła się ze wstydu, Pan Kierowca spytał o imię małej purchawki, wziął mikrofon i na całe Cheddar zaczął zawstydzać Maję:
-Helllo, Mayaaaa, hellooooo….Can You say heloooo????
Maja zasłoniła rączkami oczka nieśmiale, próbowała odwrócić uwagę chorągiewką, pokazała swoje butki a Pan Kierowca nadal zawstydzał. Odwróciło się co najmniej sto osób. Boszsz….

I wróciliśmy do Weston w samą porę na przypływ.

  

Maja uciekała od posuwającej się do przodu wody ale kiedy już pomoczyła nóżki, nie było siły, żeby odciągnąć ją od wody. Jak z tymi osiołkami czyli jak ze wszystkim co się Mai spodoba. Skończyło się na bęcnięciu prosto w falę i Tata musiał zawinąć Dziuńkę w kocyk i biec do auta bo z Dziuńki ciekł ocean a wiało potwornie. A ponieważ Kokainka biec jakoś nie mogła, doturlała się na parking akurat na czas, żeby zobaczyć jak Tata przebiera Dziuńkę z ubranka do golaska, wyrzuca przemoczoną pieluchę i tylko cud, że policja miejscowa nie przedstawiła mu paragrafu molestowania dziecka w miejscu publicznym. Aż mi serce stanęło na myśl, co by mogło się wydarzyć, gdyby ktoś zajrzał do auta gdzie facet w pełni ubrany rozbiera dwuletnią dziewczynkę.

W ramach zachcianki Kokainka zjadła sama podwójną porcję nadmorskich frytek po które Suseł musiał iść na drugą stronę miasta (kup człowieku frytki w niedzielę o 20:30) i do domu wróciliśmy o 23:30- nieprzytomni ze męczenia.

I znowu było pawiowo! 😀

A morał jaki? Maja zademonstrowała wspomnienia w wycieczki na drugi dzień na oczach nas wszystkich- wylała na wykładzinę cały kubek herbaty, stanęła na plamie i zaczęła dreptać bucikami w wodzie szumiąc jednocześnie:
-Szuuuuu….szuuuuuu…..szzuuuuuu……

***

-Maju, co przywiozłaś ze sobą w wakacji?
-Śpomnienia!

 

Letnie archiwum czyli dziecko nam rośnie

Zwykły wpis

Kilka niedziel temu byliśmy w Tropical Birdland w Leicestershire. Rodzicielka pała miłością ptasią do każdego pisklaka na świecie, więc pojechaliśmy zobaczyć tropikalne gadziny na wolności. I rzeczywiście- latają, łażą, siedzą na gałęziach, wyżerają klientom słodkie bułki z tacek i żebrzą o orzeszki jak całkiem profesjonalna drużyna. Maja goniła kakadu krzycząc:

-Hej! Czejść! Hej! Czejść!- a kakadu zwijało się w pośpiechu z dala od młodej Panienki z pasją w oku.

 

Jadła kukurydzę gotowaną, lody, piła jak smok, bącała na dmuchanym zamku sama ponad godzinę- cała posiadłość moja! 


 

 

I ogólnie było pawiowo!

Dziecio korzysta z lata, nie chce jeść obiadów, żyje na jogurtach i ryżach z owocami, kukurydzy i Kubusiach. Niech jej będzie.

  

Ciągle chodzi brudna na ryjku, z odrapanymi kolanami, wpada w zielsko i wraca do domu z rzepami we włoskach. W ogródku nosi swoją koszulkę ze zwierzątkami, która służy do noszenia i brudzenia oraz ciapania farbami. Inne rzeczy też służą do ciapania farbami – ostatnio dywan. Rysuje flamastrami po kółkach akwarelek, drąży kredkami przepaście w kolorowankach- od razu przedziurawia 20 kartek, nabija książeczkę na patyk i nosi. Ale umie też pomalować wodą magiczną kolorowankę i pomalować pani wąsy na niebiesko.

Taki dzieciak.

  

Postmyśli

Zwykły wpis

Czasem naprawdę poważnie zastanawiam się nad sensem pisania dla kogoś czy do kogoś. Może to ja, może jestem za wrażliwa ale (wybaczcie mi Czytelnicy Wierni) Wasza wierność i cierpliwość w całej swojej okazałości jest tak często zaćmiewana podłością i hipokryzją przypadkowych przechodniów internetowych, że odbiera mi to ochotę pisać tu i teraz.

Jest taki blog. Brytyjka pisze o swoim Domu w którym wychowuje troje dzieci, nie pracuje, za to mąż owszem, szydełkuje cuda, kocha przyrodę, kolory, chwilowe zachwyty i porywy serca i kawę z pianką i czekoladową gwiazdką. Albo jest czarownicą albo czarodziejką. Jej świat jest kolorowy, żywy, spokojny i tak piękny, że kiedy ją odwiedzam, gdzieś w klacie piersiowej topi mi się cukierek. Czy ktoś ją potępia? Czy dostaje komentarze w których ktoś sugeruje, że jest cukierkową ciotą, beznadziejną czy infantylną krową albo, że smędzi bo ceni łagodność i wrażliwość i tak wychowuje swoje dzieci? Oczywiście, że nie. Dostaje setki komentarzy a każdy niczym telegram z kawałkiem serca. Żeby nie grzebać dalej- jakie komentarze dostawałby gdyby jej szczęście polegało na tym, że urodziłaby się w Polsce, pisała po polsku a jej czytelnicy nie mogli pogodzić się z tym, że ktoś podziwia fioletowy fiolet fioletowych fiołków?

Niedawno spotkałam w pracy kobietę, która natychmiast przypadła mi do gustu, ja jej i mailujemy do siebie tak raz w tygodniu…bo też wychowuje Pannę Dziunię tylko starszą. Poszło o magazyn o malarstwie, w który musiałam zajrzeć kiedy „jechałam” jej zakupy. Od błyskawicznego słowa do słowa okazało się, że owa Brytyjka kocha sztukę, robi kartki, maluje, chodzi do medium, wierzy w Prawo Przyciągania- w minutę natchnęła mnie taka radością życia, że podskakiwałam w fotelu przez następną godzinę. Wysłałyśmy sobie swoje prace i dostałam prawdziwe, rzetelne opinie. Jej zachwyt był szczery a chęć wypowiedzenia się o każdym rysunku mnie powaliła. Żadnych tam „No, fajne” ale analiza, wrażenie pierwsze i drugie, pytania o technikę…. Jej zachwyt natchnął mnie tak bardzo, że postanowiłam zrobić coś twórczego i pojechałam dalej z malowaniem i wykańczaniem kuchni jeszcze tego samego popołudnia.

Brytyjczycy jacy by nie byli, umieją się cieszyć z cudzych sukcesów, dzielić entuzjazmem, nie zawstydza ich zagrzewanie do walki a ciepłe słowo zachęty wychodzi z ich ust naturalnie.

Maluję metalową bramkę przed domem. Przechodzi sąsiad z ulicy obok i chwali, że dobrze dobraliśmy kolor. I że widzi nasz warzywniak z okna i też mu się podoba. Chwali pogodę i idzie swoją drogą.

Od jakiegoś czasu pojawiam się na pewnym Forum dot. tematów nietypowych i towarzysko niewygodnych. Gromadzi ono ludzi myślących inaczej, o ciekawych spostrzeżeniach i pomysłach na życie i Życie. Nieodłączną cechą takich skupisk ludzi jest zwykle jedna czy dwie pijawki, które zamiast zająć się wędkowaniem czy majsterkowaniem, tracą pół życia na próbach udowodnienia innym, że się mylą, nic nie wiedzą, na niczym się nie znają-nie to co oni. Z próby na próbę stają się coraz bardziej niegrzeczni, potem chamscy, potem dochodzi do gróźb i epitetów a kiedy Admin ostrzega, płaczą i wyją, że na TAKIM Forum odmawia im się prawa do wolności słowa i wyrażania swojej indywidualności. Podobne fora o tej tematyce w USA czy UK skupiają osoby podobne do Brytyjki i jej kolorowego Domu- spontaniczne, otwarte i z natury niewymuszenie sympatyczne.

Znowu będzie, że pierdyczeję…a  mam to w annusie.

Ale kiedy tylko w mojej głowie stanie myśl, żeby udostępnić bloga wybranym osobom, wiem, że to nie byłoby już to samo.

Jeszcze jedno jabłko do koszyka w temacie Poradnik dla Klienta

Zwykły wpis

Skoro już jadą sobie po mnie obrońcy Klientów, opowiem co mi się wczoraj przydarzyło na kasie.

Siedziałam sobie na „tandemie” czyli kasie szybkiego ruchu. Zasadniczo nad głową mam zawieszony baner z napisem „Up to 10 items” ale nikt nie zwraca większej uwagi na to czy w wózku czy koszyku jest 10 czy 20 produktów o ile ich ilość nie poraża z 10 metrów. A i wtedy, jeśli nie ma kolejki, obsługuje się takiego klienta, bo jeden mniej tu to jeden mniej w ogonku do taśmy.

Do tandemu podjeżdża kobiecina, co najmniej 80 letnia, słabiutka, kruchutka, laskę wiezie w wózku, sama powolutku dojeżdża uwieszona na wehikule. W wózku coś więcej niż 10 ale w zasadzie- 1 jabłko, dwa banany, pudełko z herbatą, małe mleko, chleb, gazeta. Nawet nie przeszło mi przez głowę, żeby ją upomnieć i odesłać w cholerę. Za kobieciną ustawiła się częsta klientka, ok 60, za chwilę równie niedołężna jak owa kobiecina, z niepełnosprawną siostrą. Idą sobie powolutku, bo siostra jest powolna i bardzo słabo kojarzy rzeczywistość.

Kobiecina odmówiła pomocy w pakowaniu i zaczęła wsadzać zakupy do torby jutowej- jednej, żeby podkreślić jak mało było tych zakupów objętościowo. Nagle Baba z tyłu do siostry:
-Dlaczego nie odmówiła obsługi?! Przecież tam jest aż 16 produktów!!

Zignorowałam. Cierpliwie poczekałam aż kobiecina zapłaciła, popakowała się i poszła w swoją stronę.

-Dlaczego nie odmówiła pani obsługi tej osoby! Ja się tu śpieszę! Trzeba było ją odesłać tam!- wskazując na kolejki do kas normalnej obsługi.

Teraz czepiająca się Kokainka, która nienawidzi swojej pracy, klientów, doszukująca się dziury w całym i wymyślająca historie z chmurki obrażając przypakowych czytelników odpowiedziała:

-Jesteśmy elastyczni. Ta osoba była starsza i niepełnosprawna, i raczej bym umarła niż z czystym sumieniem odesłała ją do czekania w kolejnej kolejce kiedy widzę, że z trudem trzyma się na nogach i nie ma opiekuna.

Na słowo „opiekun” wskazałam brodą na siostrę. Jakby jej ktoś w ryj dał. Zapłaciła, odeszła od kasy i przez następne 10 minut ta śpiesząca się obłędnie baba stała i gdakała do wszystkich jak to śmiałam obsłużyć klienta niekwalifikującego się do kasy z koszykiem. A po 10 minut poszła i złożyła na mnie skargę do Customer Service co zajęło jej kolejne 10 minut. Przylazła ciągnąc za sobą niepełnosprawną siostrę i Team Leadera. Na co byłam już przygotowana. Pozwoliłam, żeby opowiedziała barwnie o całym zajściu i kiedy przyszła moja kolej usłyszała tylko:

-Dziś ta pani, jutro ja lub Pani możemy nie mieć siły wyjść do sklepu i chodzić do końca życia o lasce. Wolałaby Pani spotkać na swojej drodze kasjerkę, która nie powie słowa i pozwoli zrobić zakupy jak człowiekowi czy zostać odesłana jak pies, bo komuś nie podoba się 16 jabłek w koszyku?

Nie powiedziała ani słowa oprócz:
-Oburzające!

Zabrała siostrę i wyszła. Team Leader pochwalił a Kokain usiadła w foteliku i przez kolejną godzinę uspokajała siebie, Maleńtasa i walące serducho.

Więc, niech nie mają do mnie obcy pretensji, że ironizuję biednych i poczciwych klientów, obrażonych Rodaczków i panie po czterdziestce. Bo jeśli są dobrzy to na ironii się kończy.

A smutna prawda jest taka, że takich bab od koszyków jest multum. Są tacy, którzy śmierdzą tak okrutnie potem, moczem, kałem czy wymiocinami tak bardzo, że poboczni klienci zabierają swoje zakupy i przenoszą się gdzieś dalej. Nam nie wolno powiedzieć ani słowa ani skrzywić noska. Są tacy, którzy dotykają nas rękami pokrytymi liszajami, z paznokciami zeżartymi grzybicą tak strasznie, że prawie się odłamują. Prawda jest taka, że Klient to nie Święty Walenty do którego trzeba składać modły ale zwykły ludź, co pali faje, śmierdzi, pierdzi i jest chamski. I zmiana pracy tego nie poprawi. Bo ze sklepu idą ci sami do urzędu, do kina, do pralni, do szpitala i wszyscy mamy z nimi do czynienia. Musimy tolerować bo za to nam płacą, czy nam się to podoba czy nie.

Czy to wystarczająco mało ironiczne, żeby zrozumieć w pełni?

I dodajcie do tego hormony- nieszczęście gotowe. :/

Zwykły wpis

Dziś będzie Nie-O-Dzieciach ale za to ponarzekam sobie i spuszczę parę z gwizdka koncertowo.

Wkurzył Cię szef? Żona kazała wynieść choinkę w połowie lipca? A może sąsiad ma nową kosiarko-sprężarko-ładowarkę? Jeśli tak, to wystarczy odpyskować szefowi, spuść bęcki żonie, a sąsiadowi odciąć dopływ prądu wspinając się na słup wysokiego napięcia i poświęcając swoje życie na uprzykrzeniu życia jemu.

A co jeśli nikt Cię nie wkurza? Żyjesz sobie jak ten bezmyślny robaczek, twój światopogląd kształtuje The Sun i sobotnie nasiadówki w wiejskim centrum kultury przy filiżance herbaty z mlekiem? Co, jeśli jesteś poczciwym obywatelem, któremu przez myśl nie przejdzie, że może zrobić komuś na złość a już na pewno- że może być powodem totalnej irytacji graniczącej z chęcią przegryzienia tętnic, prucia flaków i deptania po krwawych resztkach?

A jednak?

Dziś Poradnik Klienta czyli co zrobić, żeby wpędzić kasjera w supermarkecie w stan totalnego w*****nia przy jednoczesnym kompletnym nie zdawaniu sobie z tego sprawy. W punktach, żeby łatwiej było sobie Poradnik wydrukować i realizować krok po kroku wysuwając listę z kieszeni w czasie najbliższej wizyty w supermarkecie.

Pomijam Poradnik Klienta w dziedzinie w*****nia pracowników obsługi półek. Klient ma już pełen wózek dóbr i jedzie do kasy, żeby zdążyć na „Coronation Street”. Klientów w Poradniku wystąpi kilku, więc doradzam użycie markera fluorescencyjnego, żeby zaznaczy swoje kwestie i nie wypaść z roli.

W Poradniku występują czasami Klienci:
* Rycząca 20/30/40/50
* Emeryt Samotny
* Emeryt w Parze
* Matka z Bobasem
* Emigrant z Europy Wschodniej

Z Obsługi:
* Kasjer- ofiara dramatu
* Team Leader
* Cieć Sklepowy z Mopem

1. Podjeżdżając do kasy zrób kilka uników pt. „Ta kasa/Nie ta kasa”, żeby na wstępie leciutko ponieść ciśnienie dwóm kasjerom na raz.

2. W wypadku Klientki „Rycząca 20/30/40/50”- trzymając w prawej ręce torebkę lakierowaną i telefon komórkowy zacznij powoli wykładać produkty z wózka na taśmę lewą ręką, co zajmie dłużej i zapewni lepszy ubaw. Pas będzie si przesuwał, w końcu zatrzyma się cały zajęty przez trzy pudełka płatków. Resztę pasa wykorzystaj usypując z tego co zostało chaotyczną górę osuwającego się śmiecia. Koniecznie zadbaj, żeby coś upadło na podłogę i pękło. Jeśli będą to jajka, zaangażujesz w proces w****nia również Team Leadera i Sklepowego Ciecia z Mopem.

3. Zignoruj trzykrotne powitanie Kasjera i pytanie czy pomóc w pakowaniu bo:
a) w aparacie słuchowym masz słabe baterie;
b) akurat zadzwoniła komórka przyklejona do tipsów;
c) jesteś „Emigrantem z Europy Wschodniej” i nie rozmawiasz z plebsem.

4. Odbierz w międzyczasie telefon i gadaj jak najęta w czasie gdy Sklepowy Cieć z Mopem będzie ci szusował między nogami a Team Leader przyniesie nowe jajka.

5. W wypadku Emeryta Samotnego lub Emerytów w Parze, metodycznie układaj wszystko na taśmie dopasowując kąty, przysuwając pudełka do siebie bokami, żeby się tykały, buduj małe wieżyczki z jogurtów, serków i takich tam miękkich wiktuałów i do ostatniej chwili poprawiaj ich ułożenie wysyłając palące spojrzenia Kasjerowi, który będzie dotykał pudełek i woreczków i odsysał je dalej zmierzwione i poprzekręcane.

6. Alternatywnie nazywaj każdy produkt przy dotykając kontrolnym: „Cebula, pieczarki, tak, ziemniaki”.

7. Daj Kasjerowi swoje torby do pakowania, żeby mógł się z nimi szarpać i wdychać ich wyziewy, poznając jak ci pachnie/śmierdzi w domu/bagażniku/piwnicy/pod łóżkiem, w zależności gdzie trzymasz swoje torby chroniące środowisko. Zadbaj o stary ale jeszcze mokrawy ogryzek od jabłka na dnie torby, żeby przypomnieć Kasjerowi, że jeszcze nie jadł śniadania/wcale nie ma na nic ochoty.

8. Kiedy już Kasjer wkręci się w skanowanie przerwij mu podając kartę klubową, chociaż możesz to zrobić przy płaceniu. Możesz też użyć stojaczka w plastikowym rozdzielniku Klientów, gdzie Kasjer karty nie zauważy i zabierając rozdzielnik z pasa, wyśle kartę w kosmos malowniczym wyrzutem i ktoś będzie musiał się po nią schylić.

9. Zamiast pakować, zajmij się:
* grzebaniem w torebce w poszukiwaniu portfela;
* grzebaniem w portfelu w poszukiwaniu kuponów;
* grzebaniem w kuponach w poszukiwaniu tych przeterminowanych;
* żegnaniem się z rozmówcą telefonicznym;
* witaniem się z sąsiadką przy następnej kasie;
* organizowaniem męża w kwestii pakowania zimnych/bardzo zimnych produktów do właściwych toreb z podkreśleniem absolutnej ważności tego zadania.

10. Postaw swoje butelki z napojami pionowo, żeby mogły się wywrócić i przynajmniej raz uderzyć Kasjera dwoma kilogramami w już posiniaczony nadgarstek. Możesz też położyć butelki wszerz taśmy, żeby mogły radośnie turlać się i bezładnie piętrzyć Kasjerowi przed nosem.

11. Przypomnij sobie o ubraniach/dwunastopaku papieru toaletowego/ osiemnastopaku piwa i wsadź go w ostatniej chwili Kasjerowi nad głowę, żeby mógł nim sobie pożonglować w poszukiwaniu kodu paskowego. Albo podaj mu sześć wieszaków z ubraniami i zażądaj, żeby przypadkiem nie kładł ich na taśmę.

12. Zacznij pakować. Zamiast użyć głowy i przeciwstawnego kciuka danego przez naturę, użyj swoich rąk jak grabi i zamiast otworzyć reklamówkę poszarp ją na kawałki, rozedrzyj drugą i poskarż się na okrutny los, określając siebie samego jako „niezdarną niezgułę” z jednoczesnym rozbrajającym uśmiechem wioskowego głupka.

13. Kiedy już Kasjer jednym ruchem otworzy ci 10 reklamówek, zacznij snuć opowieć jak to:
* zapomniałeś zabrać toreb z domu;
* zapomniałeś zabrać toreb z samochodu;
* wcale nie masz toreb i nie wiesz dlaczego;
* wpadłeś po gazetę i nie spodziewałeś się, że wyjdzie tego tyle;
* nic nie mów jeśli jesteś Emigrantem z Europy Wschodniej i nie rozmawiasz z plebsem;
* opowiedz jakąś łzawą historię o przekwitaniu, hormonach i mężu co zalazł lepszy model;
* wytłumacz się dlaczego zmieniasz rozmiar pieluch na większy i którędy wychodzi kupa z tych, które zakładałaś dotąd;
* opowiedz gdzie mieszkają twoje wnuki i dlaczego nie widujesz ich zbyt często;

14. Zawstydź się:
* testu ciążowego;
* „Ulgi od Sraczki”;
* „Ulgi od Zatwardzenia”;
* Dr.Scholla na grzybicę;
* maścią na hemoroidy.

Pochwal się:
* Durexami rozmiar XXL;
* maszynką do golenia jeśli jesteś Klientem rocznik ’99;
* butelką Smirnoffa skoro już możesz.

15. Zapomnij uprzedzić Kasjera które opakowania z żarciem są otwarte i patrz bezmyślnie jak obsypuje się rodzynkami dla dzieci i rozsiewa croissanty po podłodze.

16. Pytaj o oferty za każdym razem kiedy Kasjer dochodzi do danego produktu lub łaskawie informuj go:
-Te ciastka są w promocji 2 za 3 funty!
-Zrobiła Pani/Pan zniżkę na ten napój?
-Jak kupię trzy to zapłacę 18 funtów?
Tłumaczenie, że komputer sam robi zniżki a kasjerzy nie znają wszystkich cen i promocji na 55 000 produktów bo zmieniają się codziennie puść między uszami i spytaj:
-A ten papier toaletowy, nie ten tylko ten niebieski z tamtej alejki to po ile wychodzi za rolkę?

17. Pod koniec pakowania zajmij się ponownym grzebaniem w portfelu w poszukiwaniu kuponów, które przecież masz już przygotowane. Dopuszcza się jednoczesne wiosenne porządki w portfelu przy asyście Kasjera, który grzecznie będzie wyrzucał przeterminowane kupony do innych sklepów do kubła.

18. Zdziw się, że kupony nie działają zamiast przyznać się, że nie przeczytałeś ich dokładnie lub wca
le.

19. Zajmij si obdzielaniem swojej gromadki dzieci lizakami, nakrzycz na męża, że zapakował kurczaka do chemii gospodarczej, zacznij szybko przepakowywać torby i przepraszać, że to wszystko tak długo trwa.

20. Poproś o top-upa do telefonu ale nie zdradzaj w jakiej sieci.

21. Poproś o wypłacenie cash-backa i od razu zapakuj kartę płatniczą do czytnika bo „pisało, żeby wsadzić”.

22. Wyjmij kartę płatniczą i wsadź ja z powrotem, chociaż Kasjer prosi, żeby włożyć kiedy poprosi bo „pisało, żeby wsadzić”.

23. Zapytany przypomnij sobie o karcie klubowej:
* otwórz portfel i szarp się energicznie z kartą, która nie chce wyjść z przegródki bo nadal ma na sobie gluta kleju, którą dwa lata temu była przyklejona do listu z TESCO;
* obmacaj wszystkie kieszenie i wyjmij garść kluczy do której uczepiona jest  pofalowana karta, która opiera się skanowaniu bo jest tak brudna, że nie widać na niej numeru. Zabierz Kasjerowi, pośliń, wytrzyj o spodnie i podaj d kolejnej próby jeszcze mokrą;
* podaj bez problemów ale kodem paskowym do dołu, żeby nie było za łatwo;
* przypomnij sobie, że mąż ją ma i czeka w samochodzie i wybiegnij po nią na parking;
* stwierdź, że zgubiłeś i przypomnij sobie, że jednak nie, kiedy jest już za późno.

24. Wsadź kartę płatniczą do czytnika po raz kolejny blokując system, choć nikt cię o to nie prosił. Przypomnij sobie o punktach za torby, chociaż Kasjer nabił je już wieki temu. Tu możesz też przypomnieć sobie o cash-backu lub o kuponach loterii.

25. Poproszony, wsadź kartę do czytnika. Wyciągnij bez powodu. Wsadź. Poczekaj aż Kasjer się uspokoi. Wprowadź PIN błędnie wciskając guziki tak mocno, że aż zaskrzypią. Zamiast poprawić numer, wyjmij kartę i załam Kasjera ostatecznie. Wsadź zniecierpliwiony swoją głupotą. Przypomnij sobie o torbach na kwiaty albo o znaczkach, których tu nie dostaniesz, ponieważ nigdy wcześniej też nie były tu dostępne. Wprowadź PIN.

26. Na widok drukujących się kuponów na namioty i mleczka do makijażu zawstydź się nieszczerze:
-To wszystko dla mnie?
Wyraź zdziwienie:
-O jej!
-Ale papieru!
-O Mamusiu!
-Chyba otworzę księgarnię!

Zamiast już sobie iść, poświęć chwilkę na obejrzenie każdego z osobna.

27. Pożegnaj się w końcu wylewnie, odjedź pół metra, zastaw wózkiem przejście i zagłąb się w treści rachunku szukając swoich promocji. Wróć ciągnąc wózek za sobą i pożal się, że cukierki nie były w promocji. Posłuchaj Kasjera i popatrz gdzie pokazuje palcem i stwierdź, że jest wiele rzeczy na świecie o których nie masz pojęcia.

28. Odjedź pół metra i spotkaj sąsiada, zastaw wózkiem przejście i zacznij z nim plotkować. Zignoruj kolejnego Klienta i jego znaczące popychania cię biodrem.

***

Dziś cudem tylko nie odgryzłam głowy swojej ulubionej Klientce. Cudem. I dodajcie do tego hormony- nieszczęście gotowe. :/

Branocki.

Odmóżdżenie ogólnoukładowe

Zwykły wpis

Uf. Bliźniaki są bezpieczne. Poobserwowali dobę, popukali i pobadali Faki i nic nie stwierdzili. Tyle tylko, że skoro są to bliźniaki, fizycznie ciało narażone jest na takie wysiłki, że nie należy się dziwić jeśli zdarzą się bóle w miejscach nietypowych. Tak czy inaczej ma się zgłaszać do lekarza z każdym większym dyskomfortem.

***

Lubię być w ciąży, choć tym razem czuję się inaczej niż Majkiem. Już mnie nie łapie za żołądek przy pierwszej próbie zejścia z łóżka rankiem, mam mniej „dźga” na ryju ale szybciej dopadł mnie tumiwisizm totalny. Podobno były w Polsce jakieś wybory, podobno mamy nowego Idiotę Naczelnego ale nie wiem jeszcze kogo… bo mi to wisi. Podobno są w Afryce jakieś Mistrzostwa, ktoś tak gra w piłkę ale kto z kim…..nie wiem bo mi wisi. Jakiś ktoś do kogoś strzelał, ale po co? Nic. Odebrało mi zainteresowanie pierdułami i łapię się na że myślę o niczym z taką wprawą i finezją, że aż sama się dziwię:

Jestem w pracy, siedzę na kasie. Nie ma klientów. Siedzę, powoli wodzę wzrokiem po widnokręgu, kasy, reklamy, ulotki, głowy ludzi, ulotki, martwe kurczaki w folii….. Siedzę. Myślę co by tu sobie posprzątać jak wrócę do domu albo którą ścianę pomalować…. Nagle- facet. Stoi na wprost mnie i patrzy. Oj. Ja na niego, on na mnie, ja na niego. On podnosi brwi i się uśmiecha:
/Jakiś obcy facet na mnie patrzy i się uśmiecha…o co chodzi?/
-Pani obsługuje?
-MATKO!- lampiłam się na klienta jak krowa w malowane wrota bo kompletnie zapomniałam gdzie jestem, po co i dlaczego!

Odmóżdżenie ciążowe mam tak zaawanswoane, że ostatnio wykręciłam sobie numer stulecia. Siku mi się chce, lecę więc do domu od autobusu jak na skrzydłach. Otwieram bramkę do ogrodu, drzwi do kuchni Rodzicielka zostawiła otwarte. Wpadam do kuchni, rzucam picie i słuchawki na stół i gmeram w torbie , wywalam wszystko ze środka, szukam, klnę pod nosem:
-Zawsze k***a to samo, pieprzona Pepa, taka wielka a jak szukam to suczy nigdy nie ma na wierzchu!
Świnka Pepa w mojej torbie pilnuje kluczy do domu. W postaci pluszowego breloczka wielkości średnio małego psa. Kluczy. Do domu. A stoję w kuchni i leję po nogach…bo nie mogę znaleźć kluczy, żeby wejść do domu i polecieć na siku od drzwi.

Oglądam bajki z Majką jak dwulatek i robimy sobie nasiadówki na „Kurczaku Małym”. Maja je rodzynki, ja ogórki i zrównujemy się intelektualnie siedząc na podłodze jak dwa mośki. Odlewam zupę do zlewu, jakby to CO odcedzam było ważniejsze od tego Z CZEGO odcedzam. Parzę sobie dzbanek herbaty z czterech torebek i mam potem problem bo do picia można ją tylko rozwodnić- wiadrem wody. Dwie czy cztery torebki- wsio ryba!

I mam świętą cierpliwość, z czego korzysta Maja. Sprawdza ile zamaszystych kółek długopisem może narysować na ścianie w salonie zanim Mama straci cierpliwość. A ponieważ jest jak jest może ich narysować dużo. Bardzo dużo. Kredką na monitorze też. I keczupem na stole. Dużo kółek. Mniam.

Maja nie śpi od dwóch dni, przez co obydwoje docieramy powoli do granicy odmiennnych stanów świadomości. Przedwczoraj wołała przy bramce razy 6. Dziś w nocy 10. Po prostu nie śpi. Wyskakuje z łóżka, otwiera sobie drzwi i nawołuje jak na rykowisku.
-Mamooooo…..Tatooooooo….Mamoooooooo…
Wziąść jej do łóżka nie można, bo o 3:00 nad ranem urządza ćwiczenia z anatomi:
-Oko? Oko?
-Maju, weź mi paluszka z oka i śpij.
-…..oko?
Więc, odprowadzamy do łóżeczka, chyba że sama pryska spod drzwi pod kołdrę i udaje, że mieliśmy zwidy i nam się zdawało. Naciąga na siebie kołderkę i miącha włoski. Przez następne 15 minut.
-Mamooooooo….

Dziś w ciągu dnia spała 15 minut. W chwili obecnej, jest 21:15, dwie godziny temu wzięła Susła za rączkę i poprowadziła do pokoiku, żeby iść spać. Od tego czasu byliśmy już u niej 4 razy. Za pierwszym razem przywłaszczyła sobie Maja moją rękę, wąchała i wydawała pełne zachwytu:
-Aaaaach…!- dałam jej swoją koszulkę nocną do wąchania i poszłam.
Za drugim, wyciągnęła książeczkę z materiału i pokazywała jak robi krowa. Za trzecim stała przy drzwiach z moją koszulką, piłką i Elmo w objęciach, jakby czekała na pociąg. Teraz wrócił Suseł- Maja leży i czyta do poduszki.

Nie wiem o co chodzi. Powinna być wykończona jak mops i przynajmniej płakać z rozdrażnienia a nie uzupełniać braki w literaturze o 21:30 wieczorem.

***

Nakupiłam sobie ciuchów ciążowych. Z Majką chodziłam w Susłowych T-shirtach. Tym razem nie mam nadziei nawet na męskie T-shirty w 7 miesiącu. Na carbodzie znalazłam piękną spódnicę w kształcie worka na ziemniaki- obszerną, do ziemi, w kolorze nieba, rozjaśniającą się ku górze, z ozdóbkami. Kiedy pani spostrzegła mój Balonik, wytoczyła cały wór ciążówek- kolejną spódnicę w kolorze ziemi, piękne koszule a’la Sasza z drogi suchej, kilka dodatkowych bluzek, dżinsy ciążowe i sari plażowe. Wzięłam z pocałowaniem rączki i się teraz napawam w oczekiwaniu na słoneczny dzień. Będę piękna jak wiedźma na dorocznym zlocie. Rozpuszczę kitkę codzienną, kupię sobie miotłę, łapcie z kory i siu.

I kupiłam sobie kolejną torbę w kolorze brązowo-wiśniowym, z wyszywankami, motek liliowej bawełny z której prawie umotałam już szalik. Majka dostała puzzle z literkami, 7 książeczek, drewniane domino ze zwierzątkami, encyklopedię KD, od Rodzicielki lalę całą miękką jak moja Weronika z czasów kiedy byłam pypciem. Suseł jakieś „Kole of Djuti” czy inne „Dumy”.

***

Maleńtaskowi zrobiłam już na szydełku wypasiony kocyk, teraz robię zwierzątka nad łóżeczko. Maja dostała swoje obrazy z Ludzikiem, które kiedyś tu zalinkowałam oraz ręcznie robiony album pamiątkowy. Ale zwierzątka rzondzom!

***

Ktoś wygrał mecz. Suseł się podniecił futbolem, na szczęście przeszło mu tuż po reklamach.

***

Od 10 minut cisza u Majki. Ale muszę zanieść jej książeczki i położyć obok łóżka bo rano obudzi Rodzicielkę rykiem i smarkiem, że nie ma co kartkować.
Ależ ja uwielbiam to Sztworzenie!

O szynce i o tym co ważne choć niekoniecznie w tej kolejności skoro już chcecie wiedzieć.

Zwykły wpis

No. To już wiemy. 🙂

Ale po kolei. Ugotowałam dziś prawdziwą szynkę w szybkowarze. Na miodzie…

Że co? Że chcecie wiedzieć czy Maleńtas to dziesinka czy chopcik? No, tak. 😀
Maleńtas jest idealnie porozwijany, kształtny i powabny, wszystko ma na swoich małych miejscach i ma się świetnie. Kręciło się Toto, majtało łapeczkami i łebkiem i dawało się potrącać badajnikiem USG do woli. Zagadałam panią Techniczkę na tematy anatomiczne i wyglądało na to, że trafiłam w sedno, bo się babeczka rozkręciła i „weszła w szczegóły”. Spytałam czy mózg dziecka wypełnia całą czaszkę od razu czy dorasta do rozmiaru w miarę jak rośnie bo jak dotąd nie mogłam znaleźć informacji na ten temat. Dowiedziałam się, że mózg jest bardzo płynniutki i rzadki, więc tylko pień mózgu i najgęstsze części półkul pokazują się na USG. Reszta to przez długi okres czasu to ciała jamiste czekające na rozwój masy szarej i kory. Rozpłynęłam się w tych szczegółach! Pokazała mi żołądek, przełyk, barwnie roztoczyła panoramę maluśkich nereczek. Dobrze, że nie było kolejki. 😀 W tym czasie Maja stwierdziła ostatecznie, że ciemny pokój z brzęczącym ustrojstwem jest nie dla niej i stanowczo zażądała opuszczenia imprezy. Suseł wziął więc Dziuńkę i poszli w korytarze.

 

No i taka zaprzyjaźniona, spytała w końcu czy chcemy wiedzieć co to jest za sztwora? Szukała, macała, popychała Maleńtasa, a Maleńtas zasłonił części niesforne stópką i koniec. Stwierdziła, że nie wie.
-Nie wyjdę póki się nie dowiem, muszę skończyć kocyk a nie skończę póki nie będę wiedziała jakim kolorkiem.
Najwyraźniej argument szydełkowy podziałał. Dała Maleńtaskowi odpocząć i wróciła do popychania. Znowu nic. Wtedy Zygotka zlitowała się nad Kokainką-Mamcią i ruszyła stópką. Upływające sekundy ciszy. Nie oddycham, żebyj tam nie uciekło z ekranu…. jeszcze, od spodu, a od góry…..
-O! Jest!
-Co?
-O, to!- Pani Technik pokazała myszką jakieś coś.- A jak sądzicie, co to?
-No, myślimy, że to może być chłopczyk
-I dobrze myślicie. Tak na 80% to chłopczyk.
 
A dalej było tak
-Przykro mi, że nie mogę stwierdzić na 100%…
-Wybaczam, pod jednym warunkiem.
-?
-Jak to będzie chłopczyk to Pani wymyśli mu imię.
Spojrzałam na ekran. Maleńtas kręcił rączką.
-A macie jakieś preferencje?
Spojrzałam na ekran. Przecież nie mamy! Maleńtas zamarł w oczekiwaniu.
-… GABRIEL!

I już. Po wyjściu poinformowałam Susła o olśnieniu. Potrącał pomysł na imię ostrożnie a po trzech godzinach, kiedy dzwonił do Teściowej, już poinformował ją, że Maleńtas ma imię.
-Misiu, ale może jeszcze chcesz pomyśleć?
-Nie, już się przyzwyczaiłem!

(…)Gabriel jest imieniem jednego z archaniołów, czyli najwyższych posłańców Boga. Imię to jest wymienione w Biblii i po hebrajsku znaczy „Mąż Boży”. Dwaj inni archaniołowie noszą imiona Michael (czyli Michał) i Rafael (Rafał). Według tradycji żydowskiej był jeszcze czwarty archanioł: Uriel.

Gabriel był tym aniołem, który przynosił szczególnie ważne wiadomości od Boga. To właśnie on zapowiedział Maryi, że urodzi Zbawiciela. Muzułmanie wierzą, że archanioł Gabriel podyktował Mahometowi ich świętą księgę, Koran. Dawni Izraelici zaś wierzyli, że kiedy toczyli wojny, Gabriel walczył z obcymi duchami, które wspomagały ich wrogów. Obecnie Gabriel jest patronem radia, poczty i telekomunikacji.

Gabrielowie to natury niepokorne. Zwykle są energiczni i pełni oryginalnych pomysłów. Żyją tak, jakby ich przeznaczeniem było wnoszenie twórczego niepokoju. Są uparci, zawzięci i przekonani, że mają rację, a swoje idee muszą koniecznie wprowadzić w życie. Nie wystarcza im snucie fantazji i projektów, muszą jeszcze sprawdzić, co z tego da się zrealizować w rzeczywistym świecie. Dlatego zwykle uczą się praktycznych zawodów i działają w technice, w handlu, w wojsku. Mają ambicję, by znać się na wszystkim lepiej niż ich przełożeni. Są przekonani, ze powinni raczej sami rządzić, niż słuchać innych. Często im się wydaje, że mają jakąś specjalną misję do wypełnienia.

Mając przed oczami wielkie cele i ambitne zadania, Gabrielowie popełniają jednak równie wielkie pomyłki. Działają w życiu na zasadzie „wszystko albo nic”, nic więc dziwnego, że na ich drodze zdarzają się zarówno sukcesy, jak i dotkliwe porażki. Mają jednak zdolność stawania na nogi po każdym upadku. (…)

 zaskoczony

Ale wracając do szynki. W poszukiwaniu odmiany w śniadaniowych zmaganiach umodzenia kanapki innej niż angielska szynka typu szynka, postanowiłam, że wezmę sprawy w swoje ręce tak jak było z angielskim chlebem. Kupiłam więc „gamonia”, najtańszego i najmniejszego na wypadek gdyby wyszły mi z tego drzwi do lasu. Wsadziłam go do szybkowaru, nalałam wody, dodałam łyżkę miody, goździka i cynamonu, zamknęłam i nastawiłam na pełne 40 minut psykania. Pst-pst-pst-pst… Po 40 minutach otworzyłam…. Z gara doszesł cudny zapach szynki, mokrutkiej, pachnącej korzennie, a ona sama w postaci wielkiego kawał różowej poezji nurzała się w pół litrze tłustego sosiku idealnego na gulasz na ten przykład. Następnym razem muszę tylko obwiązać delikwenta ściśle sznurkiem, bo żadna świnia nie produkuje szynek w kształcie walca. Miodek. Następną zrobię z liściem, jałowcem, jakimś tam tymiankiem czy rozmarynem, czym popadnie.

***

Z ostatniej chwili.

FakiJapi poczuła się źle i jest w szpitalu z podejrzeniem zapalenia wyrostka robaczkowego. Okropnie się denerwuję, tym bardziej, że czekają na wyniki badań już wieki całe. Suseł się martwi ale jest na miejscu póki Szwagier nie dojedzie. Ojej jej jejej…. Poczytałam w sieci- wyrostek i ciąża się zdarza, zabieg jest bezpieczny ale trudny do zdiagnozowania. Może dlatego tyle czekają. Ojejejejej…. Óba Maluszki mają być zdrowe i o czasie!