Mówią, że idą Święta. Na razie wierzę na słowo bo z domu się raczej daleko nie ruszam. O Świątecznym nastroju informują mnie reklamy Mumio, Pepsi i … no właśnie: knorra.
Spędziłam dwadzieścia minut na próbach znalezienia w Tubce tych &^%$#@ reklam bo tak mnie przytłacza horror obsady, treści i gry aktorskiej wokół produktu Knorra, że przez tyle miesięcy nie zapamiętałam kto właściwie robi te ich sosy w saszetkach? Reklama trafiona jak kulą w kolano- wk***wia mnie reklama, produktu nie pamiętam. Gratulacje dla agencji.
Jednak ostatnia reklama sosików na stół wigilijny podcięła mi nogi tak, że rzucam mięsem za każdym razem kiedy muszę je znosić. Ona (jakaż Ona piękna z tym swoim nie-talentaem i sztucznymi zębami) martwi się bo Basia zbiera przepisy. Też bym się martwiła gdybym umodziła Wigilię z torebek i istniałoby ryzyko, że Basia poprosi o przepis… a ja będe musiała otwierać kubeł na oczach gości, grzebać w śmieciach i rozprostowywać papierki po potrawach awangardowych.
Synek jedzie do babci, On (Knur, tu akurat wszystko się zgadza) gra jak rosyjski kukurużnik, Ona jakby reklama miała mieć ciąg dalszy po 23:00. Synek gra w bierki, my żremy, liżemy talerze jęzorami do czysta i czas na perfekcyjny finisz.
On wraca do domu, Ona szarpie się z tym nadaktywnym gówiarzem, On uspokaja, że ma wszystko pod kontrolą i wytacza na stół torbiszcze pełne warzyw i składników na obiad- ja się pytam po co? Przecież to reklama saszetek! Wszystko w srodku, suche, pełne awangardowej rozkoszy plus glutaminian potasu.
I scena w której gówniarz maluje koci pysk na portrecie Matki Herman, Ona patrzy … i przez tą krótką chwilę mam wrażenie, że na jej twarzy maluje się wyraz:
-Upierdolę gównairzowi łeb! Zrujnował moją minaturkę a tylko to mi z kariery pozostało! To i saszetki Knura!
Błagam, niech ta czarna seria zniknie już z ekranów telewizorów bo ludzie przestaną gotować z torebek i w akcie prostestu zaczną jeśc łapami ze wspólnego gara. Bułka i bibułka, psia ich mać.
Reklama Pepsi co się nie kończy w te Święta- skończy się na Oddziale Gastrologicznym po tym jak chłopak po wyżłopaniu tej całej chemii zacznie sikać na dywan na niebiesko-czerwono.
Latająca kura…
Niezliczone reklamy telefonów z anty-ekstra-super-dodatkami, ktorych już nikt nie rozróżnia bo to jak walić do człowieka po manadryńsku z prędkością karabinu maszynowego.
Reklamy środków przeczyszczających, chyba na saszetki, chociaż jak się dobrze zastanowić zawsze jest Pepsi.
Rekalmy Rutinoscorbinów gdzie Mama nie może sobie pozwolic na choroby. Siedzi w domu, nie pracuje i ona sobie nie może pozwolić…
Reklamy Cholinexów z tą babeczką co musi wszystko sama sprawdzić, zeby się przekonać a jak dotąd nie stanęła sama przed lustrem, żeby sprawdzić czy przypadkiem z tymi śmiesznymi włosami nie wygląda jak Myszka Miki przed apteką.
Reklamy środków na nadprogramowe „psi-psi” i nadprogramowe „bara-bara” – szowinistyczny twór jakiegoś impotenta z aspiracjami:
-A jak lubi sie kochać twoja kobieta?- a co to jest w ogóle ta „twoja kobieta”?
Ale Mumio mnie nie zawiodło. Ciąglę zastanawiam siekiedy skończą się im dobre pomysły na Plusa i ciągle zakochuję się w nich na nowo. Tym razem Krasnoludki nad Salonem powalają Sprzedawców w Salonie, Kolejarzy, Zakręconych Klientów…
-I co, uwierzył?
-Nie, no co ty, śmiał się.
I to jak wydłubuje coś dobrego z tego czegoś żółtego co dierży na kolankach…a potem rzuca to spojrzonko? Poezja. Pomysleć, że nie chcieli go w Szkole Aktorskiej bo podobno nie umie interpretować roli. No coż, awangarda. Pewnie to rocznik w którym trzymali na uczelni miejsca dla rodziny Herman.
Mumio i Nissan Juke a raczej przepiękna wersja „Twinkle twinkle” w tle, której mogę słuchać w kółko i już zastąpiła w mojej głowie dziecięcy oryginał.
idą Święta.