Od tak dawna nie zaglądałam do kielicha goryczy Onetu, że zdziwiłam się, że nie doznałam szoku jak przy jedzeniu muchomorów. Mówią, że jakiegoś tam grzybka można jeść sporadycznie przez wiele lat aż zje się o grama za dużo i cała toksyna odłożona w komórkach ciała osiągnie punkt krytyczny … i kipka! Nie kipnęłam co prawa ale mam niesmak jak po zjedzeniu purchawy. Ot, taki powrót do forów.
Remontujemy. Od dwóch dni zamieniamy spiżarnię w pomieszenie do którego chce się wejść z otwartymi oczami. Po poprzednim właścicielu pozostały ściany w kolorze, no cóż, w palecie Duluxa takiego nie uświadczysz. Coś na kształt zieleń-jeleń ze smurglami, chrupkami i zamalowanymi pająkami, ku przestrodze chyba. Drewniane listwy przypodłogowe, zalane dokumentnie przypominają tort urodzinowy po którym spływa zielony lukier, podobnie jak po linoleum. Pan T. oprócz spełnienia marzenia lukiernika miał też w spiżarni szafki kuchenne przymocowane do ścian na deski, śruby, drewniane kołki, gwoździe i klej gumiasty I TO WSZYSTKO NA RAZ. Fizyk doświadczalnik pomyślałby, że Pan T. trzymał w tej szafce osobliwość, a że wiadomo, że osobliwość ciężką bywa postarał się, żeby mu ta szafka nie spadła na nogi. Z innych numerów, które zainteresowałyby architekta jest rurka wybiegająca ze ściany na 30cm i kończąca się nagle, a żeby z niej nie ciekło czy nie syczało- została zaciśnięta na płasko. Chyba tą szafką z osobliwością. Potem jest instalacja, która leci po ścianach niczym żyły na Pudzianie, łuk z cegieł, który byłby piękny gdyby nie to, że pokrywa go skorupa farb jak przystalo na cegłe malowaną co wiosnę gęstą olejną co rok, zaczynając od tego w którym zatonął Titanic.
Oderwałyśmy więc szafkę od ściany łomem, opaliłam cegły i framugę drzwiową, zerwałyśmy listwy przypodłogowe, zeskrobały konserwowane insekty i pomalowałyśmy na kolor „Słoneczne mango”. Kolor świętojebliwy ale ładnie wygląda w towarzystwie półek i kwiatków i słoików i takich tam.
Maja siedzi w wózku, żuje kocyk i co godzinę dokonuje odbioru technicznego. Dostała histerii na dźwięk wiertarki i musiałyśmy iść na piętro oglądać Kubusia Puchatka na ścianie a w międzyczasie Babcia drylowała dziury do spiżarni sąsiadów. Nie wiadomo gdzie wpadły kołki wsadzone w otwory, słychać było tylko brzdąk i po kołkach. Tylko czekać aż sąsiadka Frytka-Spaloniutka popuka wieczorem i odda mi moje kołki.
***
Dostaliśmy benefity. Fakt, że skrobanie ścian zasługuje na pierwsze miejsce w tym poście świadczy o tym co sądzę o takim beneficie. Każdy plujek z forów onetowych, który twierdzi, że na benefitach można bujać się porszakiem po dzielni, niech sobie weźmie nasze wyliczenie i pójdzie za nie dopompować oponę. Jedną. Dali nam herbatnika na konto a okruszki będą podrzucać przez następne tygodnie. Śmiech na sali. Dziś nie lubię Anglii. OK, w Polsce dostałabym co najwyżej na waciki do uszu ale nie po to wyjechałam na drugi koniec Europy, płacić podatki i zwiększać PKB obcego kraju, żeby na urlopie macierzyńskim zastanawiać się czy oddać pięciomiesięczne dziecko do żłobka, gdzie obca baba będzie macać mi Kluskę i zmieniać pieluchę na 10 minut przed odebraniem dziecka.
Mam ten komfort, że mamy Babcię ale co by gdyby?
***
Maja z okazji pierwszego zimowego przeziębienia odsłoniła niewiedzę matki w dziedzinie posługiwania się przyrządami toaletowymi dla niemowlaków. Gruszka, bo o niej mowa to podstępne bydlę. WIęc było tak, że Kokainka dostrzegła w majkowym nosie glutka i postanowiła wypróbować gruchę. Wsadziła dziobek do noska i odpuściła denko. Siorbnęło, Majka zafurczała a jedyne glutki jakie wyszły ukleiły się dziobka, bo na pewno nie wessały się nigdzie. Kokainka spróbowała jeszcze raz i stwierdziła, że taka gruszka powinna mieć raczej kształt gumowego małego palca, bo pełniła dokładnie taką rolę- grzebatorka. Biedna Kokainka cisnęła gruszkę w kąt i wieczorem pożaliła się Pu przez telefon, że gruszki to przereklamowane gadżety, których kompletnej nieprzydatności jakoś nikt dotąd nie zauważył. Wtedy Pu, oddalona o 1000 km zaśmiała się z Kokainki i uświadomiła ją, że gruszkę się wkłada no noska, DRUGIM PALCEM ZATYKA WOLNĄ DZIURKĘ i wtedy zasysa glutka.
Kokainka poszła więc szukać gruszki ale ślad po niej zaginał. Boston udaje, że to nie jego sprawka i pewnie ma rację, bo szczątków też nie znaleźliśmy. Kwestia gruszki pozostaje więc nierozwikłana, Majka pozbywa się glutków grawitacyjnie, Kokainka grzebie w zestawie kosmetycznym i z zaciekawieniem unosi kolejne akcesorium o nietypowym przeznaczeniu. Majka uczy się biegać w trybie przyśpieszonym i ucieka od takiej matki.
***
Co tam jeszcze… O, z ciekawostek o których ostatnio słyszałam w TV to wybielanie odbytu jako zabieg upiększający na absolutnym topie oraz imię dla dziewczynki- Żywia. Żywiec dla chłopczyka?
Odkryłam dodatek do Mozilli- STUMBLE IT!. Z tego powodu musiałam spojrzeć łaskawym okiem na Mozzilkę, porzucając Operę ale opłaca się. Stumble to rodzaj nakładki na przeglądarkę, która wyszukuje nam strony najbliżej odpowadające naszym wymaganiom i zainteresowaniom. Daje wybór z około 150 dziedzin. W ten sposób znalazłam:
* wirtualna folię bąbelkową do strzelania ( http://fun.from.hell.pl/2003-11-24/bubblewrap.swf)
* sposób na szydełkowanie toreb na zakupy z… toreb po zakupach ( http://img152.imageshack.us/img152/7044/frenchknitting313vz6.jpg )
* oraz projekt ekologicznego domu z gliny i gałęzi
Wszystko to strasznie pożyteczne. Nie natrafiłam jeszcze na przepis na wykonanie grzebienia z ości ale śmiem sądzić, że jeśli miałabym mieszkać w takim błotnym szałasku i biegać do TESCO z plecionką z odzysku, stylistyka zabraniałaby mi używać zgrzebła ku własnej próżności.
***
Wszystkim moim nowym Czytelnikom ślę serdeczne Hi!, starym dziękuję za cierpliwość i podziwiam za pokłady nadziei.
Teraz Majka:
jffgiuimn 568545nyjjkj m nbntb bnn.l , ,mymbn lo n5bv hnk m,iujnjuhgyftrdescbfn jhnb bnvhjk, tfkjj
Już. Mówią, że jak dać małpce maszynę do pisania, kupę papieru i mnóstwo czasu- stworzy dzieło literatury. Majce jak widać potrzeba będzie więcej czasu.
Buziaki.