Skoro już tu jesteśmy, przyglądamy się Wielkiej Debacie. W sumie, mamy w obojętności swojej kto zostanie premierem w UK, ale dzieje się tak jak zawsze, kiedy oglądałam wybory Miss World kiedy byłam dzieckiem.
Ponieważ byłam raczej zbuntowana w kwestii tego co modne, co na topie i jaki mamy właśnie nurt, więc kiedy tylko Rodzicielka zasiadała, żeby ocenić swój gust głośno zapierałałam się, że ja tego oglądać nie będę bo to tania rozrywka dla powierzchownych samczyków. Tymczasem Rodzicielka przystępowała do wyborów jak profesjonalista- z ołówkiem w ręku i kartką na podorędziu, żeby sama przed sobą założyć się która jest najpiękniejsza od pierwszego wybiegu i czy okaże się, że „miałam rację od początku”.
Zerkając niechętnie na Beligijkę i Urugwajkę, która dostawała najwięcej ołówkowych oklasków, jakoś tak sama wybierała się ta najładniejsza i chociaż na końcu nigdy nie wygrywała, przed końcem wieczora siedziałam i dopingowałam swojej „brzyduli” kiedy zostawała samiutka w ostatnim rzędzie, w tym stroju kąpielowym i szpilkach, zmarznięta i pokryta gęsią skórką.
I tak jest z obecnymi wyborami w UK. Z pogardą, którą mam dla polityki i polityków i zdziwieniem dla Susła, który dla debaty szedł do samochodu słuchać radia w bo w domu nie łapie- nie pozwoliłam w końcu przełączyć kanału i obejrzałam sobie debatę w poszukiwaniu „brzydala”.
Razem z Susłem wybraliśmy już więc Clegga na premiera. 😀 Po pierwsze- ma śliczny ryjek a to już „katapultuje” (śliczne określenie) go tam gdzie ani Browm ani Cameron nie mają dostępu- do serc połowy uprawnionych do głosowania. Brown to obwisły smutas, z tikiem który powoduje, że mam wrażenie, że cały czas żuje gumę kiedy mówi. Powołuje się na swoje doświadczenia i wpienia mnie swoją postawą typu ” ‚Been there, done this, bought the tshirt”, co nikomu się do końca nie podoba, bo „tshirt” jest mocno zmęczony i śmierdzi.
Cameron ma szklane, puste oczka, zieje nienawiścią do inności, dobrze skrywaną pod kołnierzykiem i mówi bezsensowne, puste frazesy, kompletnie bez treści. Skarży się na Browna, że mu smarczy w ulotki i pokazuje paluszkiem na winnego, żeby mama rozstrzygnęła spór i odesłała Browna do kątka, klęczeć na grochu.
Natomiast Cleggowi ktoś dobrze coś poradził: ludzie c z u j ą, że można inaczej- powiedz im, że „już czas”!. Każdy przez całe życie czeka na ten Moment, powiedz im, że już nadchodzi, tuż tuż, zaraz po wyborach!
Ale serio. Od kilku lat na całym świecie, chcemy czy nie przychodzi powoli czas na postawę typu „Organic”. Chcemy powrotu do natury, chcemy tulić drzewa, uśmiechać się do smug kondensacyjnych na niebie, przestać jeść hamburgery, hodować fasolę, oszczędzać prąd i przestać strzelać do ludzi.
Jedni nazywają to wstępem do Oświecenia, inni reakcją odrzucenia na plastik i sztuczność kultury zachodniej.
Clegg świetnie się wmanewrował w nieuświadomione jeszcze do końca pragnienie bycia „cool and green” i chce sprowadzić bandytów na ścieżkę podatków, chce mniej bomb a więcej uścisków, chce więcej miłości a mniej słodzików w płatkach śniadaniowych.
I nawet jak zostanie premierem i okaże się kompletnym pajacem bez celu i środków, to i tak się ucieszę, bo na razie ładnie mówi i nie żuje wyimaginowanej gumy. Przpomina obwoźnego handlarza, który zamiast teczki z kolekcją noży ze stali nierdzewnej z gwarancją dożywotnią, do końca żywota męża, wyciąga z reklamówiki kostur dębowy i zaczyna zachwalać go pani domu.
-Kochanie! Chodź no i spójrz tu na pana, ma taki ładny pyszcz… kijek! Mówi, że zastąpi nam wiele narzędzi w domu…. i że można nim ubić kurę…. i kotlety rozbić….i mówi, że skutecznie odstrasza obwoźnych handlarzy!. Co? Mam kupić i użyć???
Czyli zasadniczo syf jak w każdym kraju tuż przed wyborami, zaraz po nich i w długo rozumianym międzyczasie.