Godziny niczym lata (Lipiec 2020-lipiec 2021)

Zwykły wpis

Dostałam prace w Dachówkach. Miałam siedzieć cały dzień i wklepywać dane do komputera żeby ktoś gdzieś zdjął z półki milion dachówek i wysłał je do klienta.

W trzy miesiące lockdownu, rodzinna firma dachówkowa miała taki obrót, że potrzeba było nowych maszyn żeby nadążyły za popytem. Ludzie utknęli w domach i podobnie jak ja przemalowałam salon, wielu właścicieli domów postanowiło zafundować sobie nowe płoty, dachy, jaquzzi… Rynek materiałów budowlanych eksplodował. W lipcu, kiedy skończył się lockdown trzeba było zacząć wysyłać zamówione dachy, dekarze mieli zamówienia na 2 lata do przodu.

Więc dzięki COVIDowi dostałam dość stabilną pracę w budowlance. Na początek przez agencję, po miesiącu kazali mi ‚opuścić agencję’ i zatrudnili mnie na stałe.

W biurze siedziałam ja i Yasmina. Dziewczę 23 letnie, lekko kawa z mlekiem. Ja miałam wklepywać zamówienia, ona miała zająć się logistyką. Tak było przez tydzień. Po tygodniu, pokazała mi jak organizować transporty. Tydzień później, wisiałam na telefonie do fabryki, do magazynu, do klientów, do przedawców, do Royal Mail, do spedycji…. Oddała mi całą logistykę. Plus wklepywanie zamówień. Na urlopie macierzyńskim była managerka która wcześniej się wszystkim zajmowała. Jej mąż był współwłaścicielem połowy firmy.

W biurze były dwa psy- Jack Russell i wyżeł węgierski. Jack Russel była starą, znudzoną życiem suczką ale wyżeł był skarbem rodzinnego interesu- półroczna suka, Honey, której wolno było wszystko. Chodziła po biurach i kradła ludziom kanapki z toreb. Miałam na nią alergię i wystarczyło że mnie polizała, puchłam jak truskawka. Yasmin było przykro z tego powodu ale psy nadal żyły w biurze 3x3m. Oba psy jednak należały do Yasminy i dopiero kapnęłąm się, że Yasmina jest częścią Rodziny- była narzeczoną syna Szefa.

Syn Szefa zarządzał produkcją. Szef zarządzał biznesem, Żona Szefa zarządzała finansami a Yasmina zarządzała logistyką. Aż się jej znudziło. Zaczęła narzekać że za dużo, że za szybko więc zatrudnili pomoc do wklepywania. Wtedy Yasmina stwierdziła, że skoro mogę wklepywać to się zamienimy- ja będę zarządzać logistyką za te same drobne a ona, za wypłatę o wiele wyższą, będzie wklepywać. Rodzina się ucieszyła, że Yasmina okazała się tak obrotna a Yasmina miała od tego czasu więcej okazji żeby nic nie robić. Odkładała zamówienia na wielką kupę i pracowała do drugi dzień. resztę czasu snuła się po biurach, siadywała na podłodze w biurze Żony Szefa i gadała o życiu i jajecznicy, chodziła z psami na spacery na trawnik przed Dachówkami, wybierała w internecie zasłony, sofy, dywaniki ii wazony. Wszystko w bardzo powolnym tempie.

Jak już ogarnęłam o co chodzi, oddała mi też zamówienia, no przecież jej zajmowały trochę czasu co dwa dni.

Nie przyzwyczajałam się do niczego i do nikogo. Mieszałam zupę w kubku ze słuchawkami w uszach, jadłam na ławce za budynkiem, nadał łapałam autobus ale w innym Miasteczku. Do tamtego nie wróciłam przez ponad rok.

Razu pewnego… w końcu sierpnia 2020, dwa miesiące od mojego odejścia z Firmy, obudziłam się rano, odpaliłam FB i pierwszą rzeczą jaką przeczytałam było, że Michaś ”jest w związku”. Jeśli było we mnie jeszcze jakieś życie to tylko do tamtego poranka. Nie wróciłam na FB przez kolejne 3 lata. Nadal mnie tam nie ma ale zrobiłam jedną aktualizację która była ważna. Przez 3 lata nie wiedziałam co u niego, jak się ma w związku którego nie chciał. Twarda suka. Rodzicielka raz znalazła go na FB i po jej minie poznałam, ze nie jest dobrze. Zabroniłam jej kategorycznie mówić na co patrzy ale byłam sparaliżowana. BARDZO chciała mi powiedzieć, z tym wrednym ‚a nie mówiłam’ wyrazem twarzy sensatki z pierwszego piętra. Krzyczałam na granicy paczu że nie chcę, ze żyję i cieszę się żyję i tyle mi wystarczy. Nie rozumiała dlaczego nie chciałam wiedzieć co tam u człowieka który złamał mi serce, pokruszył na milion kawałków… Zrobiła to jeszcze 2 razy, za każdym razem ta sama sensacja. ‚wooooow, ale jak nie chcesz wiedzieć… wooooow’…… Tortura. Znowu nie spałam.

Jazdy autobusem też były torturą. Zanim jeszcze napatoczył się KD (<– Link do posta o KD), dwa razy dziennie siedziałam w otoczeniu tych samych, zaspanych ludzi i dzieci wsiadających i wysiadających na tych samych przystankach. Wszyscy w maseczkach, same oczy. Był chłopak, wsiadał w pobliskiej wsi i jechał do koledżu w Miasteczku. Trzy razy w tygodniu siadał na wprost mnie młodsza kopia Michasia. Ten sam typ budowy, takie same włosy, oczy, nos, ręce. Tak naprawde nie wiem jak wyglądał bo nigdy nie widziałam go bez maseczki ale lubiłam wyobrażać sobie że to on. Gapiłam się otwarcie i miałam to gdzieś. Gdyby miał cos przeciwko, przesiadłby się na jedno z licznych autobusowych miejsc z dala od mojego wiercącego spojrzenia ale nie przesiadł się. Zawsze siadał na wprost mnie i odwzajemniał gapienie.

Całe lato smażyłam się w przerwach na drewnianej ławce, oglądałam YT, potem znalazłam sposób żeby w przerwach między telefonami do fabryki słuchać też YT na słuchawkach telefonicznych. Nie było ze mną wielkiego kontaktu. Przychodziłam, czyniłam cuda, błagałam, obiecywałam, szantażowałam, klienci dostawali swoje dachówki a ja szłam na przystanek autobusowy. Znowu byłam w stanie wysoko funkcjonalnej depresji. Takiej, której nikt nie zauważał. Byłam skoncentrowana, przebojowa, zdeterminowana, uprzejma, uśmiechnięta. A w środku pusta jak kokos.

Był tam Ben. Ben był młody i od razu zainteresowany. Ja nie. Ostrożnie obserwowałam Bena w każdej nadarzającej się sytuacji. Kiedyś rozmawiali o romansach w pracy. Powiedział że nie sra tam gdzie je. Ale z czasem zaczął mi wysyłać zdjęcia czegoś tam bo mu się przypomniałam. Albo zdjęcie Stonehenge bo akurat mijał a sie nie spodziewał. Albo sklepu z Muminkami w Londynie bo akurat był i pomyślał o moim malowaniu (malowałam w przerwach na lunch, na ławce). Kiedyś zapytał czy wyszłabym z nim gdzieś w weekend. Byłam w środku martwa, nic tam nie było, ani woli ani nie woli, nic. Spytałam co się stało z ‚nie sram tam gdzie jem’? Odpowiedział, że nie miał tego na myśli. Wzruszyłam ramionami i wsadziłam słuchawki do uszu.

Z miesiąca na miesiąc robiłam więcej i więcej. Boom na dachówki nadal trwał, zatrudnili mi pomocnika. Dodatkową osobę pode mną bo Yasminy ze ścieżki lenistwa już nikt nie mógł zawrócić. Pomocnik był 2 miesiące i się zwolnił. Przed Świętami zamówienia eksplodowały bo na dachówki trzeba było czekać do 2 miesięcy a na wiosnę kolejni klienci planowali zrywanie dachów.

Po Świętach, nie wróciliśmy do biur, znowu był lockdown, tym razem dłuższy. Pracowałam z domu do końca czerwca. Równo rok po Firmie, zwolniłam się z Dachówek i przeniosłam do Mikrofonów. Ale do tego dojdę. W tym czasie brałam lekcje jazdy, w sumie 5 chyba, między lipcem a październikiem kiedy przyszły krótkie lockdowny. Kupiłam sobie Suzuki i wielbiłam każdy cal czerwonej blachy. Auto i jeżdżenie stało sie moją terapią.

NIENAWIDZIŁAM pracy z domu, każdej minuty. Dom zamienił się w Dachówki, wszędzie drukarki, dodatkowe komputery, telefony, słuchawki, nieustanny dźwięk telefonu, w kuchni, w kiblu, w ogrodzie. Podczas kiedy w biurze przychodziłam do pracy o 8:30 (jak zajechał autobus) to mimo tego że oficjalnie zaczynałam pracę o 9:00, juz od drzwi odbierałam telefony z katastrofami. Kończyłam o 18:00 ale do 19:30 byłam pod telefonem. Z listą spedycji w ręku, w autobusie do domu nadal rozwiązywałam tragedie i powstrzymywałam katastrofy. W pracy z domu mój dzień zaczynał się o 7:30 a kończył o 20:00. Za te same pieniądze do 9:00-17:00. Buntowałam się a wtedy Rodzina pytała co robi Yasmin że nie może odbierać części telefonów? Co miałam powiedzieć Rodzinie, że wasza przyszła synowa to leniwa prucz i mam szczęście jak odbierze telefon raz dziennie? I to zawsze z psami w tle, gdzieś na spacerze w plenerze? Jak się poskarżyć Rodzinie na ich własnego członka? Obiecywali poprawę a ja nadal pracowałam 11h dziennie.

W marcu do logistyki wróciła managerka. I od razu wszystko co zbudowałam, kazała wrzucić do kosza. Prowadziliśmy dokument Excela w którym miałam wszystko zaplanowane, co, ile, do kogo, kiedy i jak. Jestem szpecem w budowaniu samodzielnych arkuszy więc pod jednym kliknięciem miałam wszystko zautomatyzowane. Nie, nie podobało się. Wszyscy się tak przywyczaili do tego arkusza, że podniosła się wrzawa. Sprzedawcy mogli zawsze zjarzeć is prawdzić postęp ich zamówień. Fabryka podglądała ile dachówek trzeba zaplanować, Magazyn sprawdzał ile ludzi trzeba zaplanować na poszczególne dni żeby spakować zamówienia na czas.

Ale arkusz bym MÓJ a nie jej. Czyli zły. Ale Rodzina stanęła po mojej stronie i arkusz ocalał. Ale ja miałam przesrane. Jak zwykle. Dzwoniła do mnie co 5 minut i krzyczała że ona nie może znaleźć swoich zamówień. Że kolorki trzeba zmienić bo ją rażą w oczy. Że ten kod jej się źle kojarzy itp…. A robiła minimum pracy. W końcu zarządzałam też jej zamówieniami. Szukałam jej całymi dniami, zostawiałam wiadomości na sekretarce, zapominała mi powiedzieć że ma wolne albo że ma tydzień urlopu w Kornwalii. Taki drobny szczegół. Ale uważała się za moją managerkę. W sumie miałam dwie, z Yasminą.

Pół roku pracy z domu i miałam serdecznie dość. Samotność doskwierała jeszcze bardziej bo naprawdę nie było nikogo z kim mogłam porozmawiać.

KD w tym czasie wyjechał do Walii i cieszyłam się że nie muszę go znosić. Jedyne osoby które się ze mną kontaktowały to KD i jego ziemska inkarnacja oraz…. Ken.

Nie odpuszczał, pisał do mnie regularnie co 6 miesięcy. Zmieniał numery telefonów, obiecywał, przepraszał, udawał że niby nic się nie stało. Odczytałam każdą wiadomość, nie odpisałam na żadną.

Ponieważ pracę miałam i nie musiałam panikować, dawałam sobie 2 miesiące na znalezieniu pracy. Prawdziwej pracy a nie znowu jakichś rur czy nakrętek. W tym praca z domu pomogła bo mogłam rozmawiać z agencjami, brać udział w rozmowach kwalifikacyjnych i nikt nie wiedział co się szykuje.

I tak też się stało. Znalazłam Mikrofony. O tym jak dokładnie, też opowiem ale teraz zaznaczę tylko, że był to Cud.

Kiedy już podpisałam kontrakt na stałe, wysłałam managerce na maila wypowiedzenie. Dostałam ponad 5 tygodni urlopu do wykorzystania i poprosiłam o wypłatę urlopu do ręki. Zadzwonił manager operacyjny prosić żebym została.

-Zwolnisz Yasmin i tą drugą?

-Nie mogę. Jedna jest Narzeczoną szefa druga żoną szefa.

-No to nie zostanę. Tak się kończą śluby w rodzinnych biznesach

Zrozumiał.

Zadzwonił Ben. Czy teraz wybiorę się z nim w jakiś weekend. Jak mrówkę w słoiku, obserwowałam z dystansu. ”Jak coś wymyślisz to się zastanowię”. Wymyślił. Napisał że w przyszły weekend i da mi znać w czwartek. Poczekałam do piątku i skreśliłam go z mentalnej listy znajomych. Zadzwonił w piątek wieczór, że jeszcze nie wiem bo znajomi coś może planują… Że da znać w sobotę. To było 2 lata temu. Nie zatęskniłam.

Napisała do mnie Polka z Firmy, że minęły wieki, że trzeba się spotkać. Napisała: znajdź jakiś pub w połowie drogi bo każdej z nas daleko, zjemy coś dobrego i przegadamy cały dzień. Znalazłam pub, śliczne miejsce, wysłałam jej linka. Nie odpisała. Po co kontaktować się z kimś, zapraszać na wypad i nie odpisać? Już się przyzwyczaiłam ale i tak cicha woda brzegi rwała. Rwała boleśnie.

Ludzie przestali mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. O tym, że trzeba było zwiększyć dawkę antydepresantów świadczył fakt że jakiegoś mglistego poranka w autobusie zdałam sobie sprawę, że ludzie są kompletnie szarzy, jak utkani z dymu. Jakbym mogła patrzeć na nich na wskroś. Szare tumany dymu. „Nie wierz temu co mówi twój mózg, kłamie’. Zadzwoniłam i dostałam 20mg. Pomogło ale też dało mi do myślenia. Już nie wiedziałam czy brak emocjonalych reakcji jest spowodowany depresją czy większą dawka leku… To się nazywa dystymia

Dystymia, znana również jako przewlekłe zaburzenie depresyjne (PDD), to przewlekłe zaburzenie nastroju charakteryzujące się długotrwałym niskim nastrojem, utrzymującymi się uczuciami smutku, beznadziejności lub pustki oraz brakiem zainteresowania lub przyjemnością z aktywności. Osoby z dystymią mogą doświadczać fluktuacji nastroju, ale objawy zazwyczaj utrzymują się przez lata, często trwając co najmniej dwa lata u dorosłych i jeden rok u dzieci lub nastolatków. Dystymia może również wiązać się z innymi objawami, takimi jak zaburzenia snu, zmęczenie, słaba koncentracja, niska samoocena i zmiany w apetycie.

Czyli zdiagnozowłam samą siebie. To akurat był zdrowy objaw bo wariaci rzadko widzą, że są wariatami. Wszysto robiłam na pamięć, na podstawie tego co wiedziałam z doświadczenia. Pracowałam ciężko bo tak trzeba, jadłam bo czymś trzeba życ, szłam do łóżka bo tak robili inni. Ale oglądałam każdy kawałek jedzenia jak obcego, sen nie nadchodził a jeśli już to płytki i przerywany 10, 20 razy na noc. Nic nie sprawiało mi przyjemności, robiłam rzeczy żeby zająć ręce, nie dla frajdy. Przestałam szydełkować, czytać. Nie umiałam już zmusić się do pisania, nawet bloga….

Ale w tle tego wszystkiego uczyłam się czegoś bardzo ważnego. Już nie pamiętam kiedy się to zaczęło, chociaż pamiętam, że próbowałam tej magii kiedy przygotowywałam się do drugiej rozmowy kwalifikacyjnej na COM… Spędziłam miesiące, w końcu lata na analizowaniu całego swojego życia i wszystko miało w końcu sens. Od tamtego czasu powoli, bardzo powoli udało mi sie wynurzyć na powierzchnię tej oleistej cieczy w której unosiłam się od 2019.

Nie wiem ilu z was jeszcze mnie czyta. Na pewno Kasia z Wrocławia, może Jackwar… Wiem, że dla wielu ludzie to o czym bedę niedługo pisać to jakieś bzdety i wariactwo ale jak to sie mówi w USA ‚Nie głupie skoro działa’. A może i zadziałać dla kogoś innego. Teraz czas o tym wspomnieć bo 2022-2024 upłynęły na stosowaniu się do kilku zasad i obserwowaniu wyników. I nie byłabym tu gdzie jestem teraz gdyby nie te zasady. I wyniki.

Jedna odpowiedź »

  1. czytamy:) nawet jeśli nigdy nie piszemy.

    czytałam lata temu jeszcze na poprzednim blogu, przez lata czekałam na kolejny wpis – i teraz z niecierpliwością czekam na każdy następny.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Pochłonęły inne sprawy , samo życie . Choć u Ciebie było bardziej hardkorowo 🙂

    Naprawdę cieszę się że piszesz , Postaram się przesyłać Ci w myślach pozytywną energię 🙂 . Pozdrawiam Jackwar .

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz