Po północy (Styczeń 2020)

Zwykły wpis

Nie znaczy to że zrobiło mi się lepiej. Tak, zrozumiałam, że to nie była moja wina (że rodzice się rozwodzą), że nigdy nie zrobiłam nic źle, że nie powiedziałam czegoś nie tak.

Po prostu czas był nie ten.

Ale uznałam wtedy, że jeśli ktoś tak postrzega rzeczywistość, to niewiele mogę na to poradzić. Poddałam się. Przestałam walczyć wewnętrzną walkę. Styczeń upłynął na obserwowaniu rzeczywistości przepływającej obok mnie w zupełnym emocjonalnym stuporze. Gazety donosiły że wszyscy niebawem umrzemy, Leaderka spędziła trzy dni w domu po powrocie z Nowej Zelandii ale i tak żartowaliśmy że przywlekła z samolotu dżumę i już po nas. Zak, straszny hipochondryk, od razu załapał przeziębienie i kazał mi sobie obmacywać jego węzły chłonne w poszukiwaniu dżumy dymieniczej.

Leaderka leczyła zerwane zaręczyny i odwołany ślub a ja patrzyłam na to zza laptopa z głęboko ukrywaną satysfakcją. Kierowały mną bardzo upadłe odruchy. Widziałam Maisie włażącą jej do dupy bez smalcu, przytulaski, uściski, buziaczki, każda mijała Leaderkę głaskając ją po główce. Podobno Leaderka spędziła dwa dni i dwie noce na podłodze pijąc jakiś napój wyskokowy prosto z butelki. Tego jej pozazdrościłam.

Ken nadal nadawał wieczorami. Szykowały się awansy i Firma zaplanowała wielkie dofinansowanie jego działu. Na wiosnę, do lata, magazyn miał zostać przebudowany i w środku miało powstać drugie piętro gdzie mieściłyby się biura z prawdziwego zdarzenia a nie tylko kącik w kształcie litery L gdzie siedziało już 6 osób. Ken, żeby jeszcze bardziej wkurwić Hydrę, kazał Michasiowi posunąć dupę i dostawił sobie tam swoje biurko. Hydra dostała wylewu zupy do zlewu. Miał oko na Michasia, biznes i na Hydrę w całej okazałości. Michaś wydawał się bardziej zrelaksowany, Ken bardziej zadowolony a Managerka tylko bardziej wkurwiona. Nadchodzące przemiany miały podzielić oba biura raz na zawsze. Do tego potrzebował dwóch osób. Jedna miała zastąpić go w Magazynie, na wózku widłowym, druga miała zostać jego prawą ręką w biurze. I to miałam być ja. Wypytał mnie zawczasu o moje kwalifikacje, doświadczenie i plany na karierę. Dla mnie Firma była jak dom. Patologiczna rodzina. Miałabym w końcu stanowisko które byłoby tylko moje, własne biurko, własny biznes to prowadzenia a nie tylko ‚tak, proszę Jaśniepanienki”. Planował jak zorganizuje biuro, pytał mnie o opinię, rady, jak zaplanować to i tamto i cieszył się że będzie miał kobiecą rękę na pulsie spraw.

W lutym Korona zbliżała się wielkimi krokami. Wysłali mnie na kurs pierwszej pomocy do biura. To chyba był jeden z ostatnich momentów które pamiętam kiedy jeszcze nie trzeba było nosić maseczek. Złapałam autobus, potem drugi, potem pociąg i przed 9:00 byłam na miejscu. Nawet zdziwiłam się że znalazło się połączenie dzięki któremu mogłam znaleźć się w Dużym Biurze na 9 rano. Moje ‚stanowisko’ które zbliżyło się wielkimi krokami mogło czasem wymagać ode mnie bycia w Biurze i wyglądało na to, że dopóki nie będę miała prawa jazdy nadal było to jak najbardziej wykonalne. W Biurze, po szkoleniu złapała mnie Polka o której wspominałam kiedy opowiadałam o konferencji na której Michaś oddał mi swoją kukurydzę. Usiadłyśmy i plotkowałyśmy kilka godzin po pracy. Spytała mnie czy to prawda że w Magazynie trwa wojna domowa, czy to prawda, że jestem z Michasiem i czy wiem że Ken to ‚c***j i rasista’? Łoł! Na pierwsze pytanie odpowiedziałam twierdząco, na drugie wymijająco, na trzecie nie zdążyłam bo wtedy Polka powiedziała, że wszyscy w Dużym Biurze plotkowali że Michaś znalazł sobie dziewczynę Polkę. Tyle wiedziała, skąd- nie powiedziała. A o Kenie wszyscy wiedzieli, że jest kawał zbója, na co odparłam że w patologicznej rodzinie wszyscy mają coś na sumieniu. Odpowiadałam ostrożnie bo nie wiadomo było kto siedzi u kogo w tubie i nasłuchuje. Ale plotki wydawały się pochodzić od Hydry.

Wróciłam do biura, przyszły moje urodziny. Na kartce urodzinowej, pomiędzy innymi, wpisał ”XX Love M”.

Potem na niego nakrzyczałam. Siedzieli w jednym biurze, wszyscy managerowie a żadne nie umiało dogadać się z drugim kiedy przychodziło do czegoś ważnego. Na 5 osób klucz do Magazynu miało troje: Managerka, Ken i Michaś. Tego dnia Managerka miała być w Dużym Biurze, Michaś miał się spóźnić a Ken miał być późno więc oddał swój klucz Zakowi dzień wcześniej. Zak wsadził klucz do dresów ale wypadły mu z kieszeni kiedy ścigał się po Magazynie wózkiem widłowym (nie wolno mu było nim jeździć bez szkolenia ale co tam) i wpadły w szparę miedzy fotelem a ramą. Ale o tym, że rano w Magazynie nie będzie nikogo- żadne się nie dogadało.

A rano było -10*C. Przy drzwiach 15 osób, w tym troje wolontariuszy po 70 roku życia. Minęła godzina na żartach, potem godzina na przekleństwach. Po 11:00 zabrałam dziewczyny na siku na stację benzynową, kupić kawę dla reszty. Część siedziała w aucie Wujka Barry’ego i zmieniała się żeby zagrzać nogi. A Managerów jak nie było tak nie było. Wolontariusze poszli do domu a my nadal czekaliśmy. Po 12:30 przyjechał Michaś i w sumie, ktokolwiek by to nie był, dostałoby się tej osobie tak samo. Ale dostało się ode mnie, bo reszta prędzej zamarzłaby niż poszła po rozum do głowy. Same dzieciaki bez krztyny rozumu i Zak płaczący że to jego wina bo ścigał się na wózku i klucze mu wypadły…. Po tym jak już nakrzyczałam na Michasia, co przyjął na klatę jak mężczyzna, poszłam przeprosić. Ostatnia rzecz która sprawiała mi frajdę to krzyczeć na niego za cokolwiek. Ale nakrzyczałam. Rozłożył ramiona i kazał się przytulić. Hydry nie było w biurze więc tak staliśmy aż Kuzynka weszła, zawinęła na pięcie i wyszła, że niby zostawiła włączone żelazko.

-Tak będziemy stać…- wymamrotałam w rękaw bluzy.

-Będziemy. Nie narzekaj. – odparł.

Staliśmy. W milczeniu głośniejszym niż tysiąc słów naraz. W końcu jednak kroki na schodach zdradziły życie w budynku. I wszystko wróciło do normy.

Wieczorem Ken nadal roztrząsał 3.5h stania na mrozie, że to wina Hydry i Michasia itp…. Słuchałam cierpliwie jak to Ken, bohatersko jechał firmowym vanem z ‚bardzo daleka’, kiedy to usłyszał od Zaka że wszyscy czekamy na klucz… ale nie dojechał bo sytuację uratował Michaś…. Broniłam Michasia bo przynajmniej my wiedzieliśmy że tego dnia będzie w pracy późno ale o reszcie nie wiedzieliśmy nic a już na pewno o tym, że klucz do Magazynu miał mieć Zak… I tak w końcu Ken zarzucił mi, że zawsze bronię Michasia. Pretensja. Foch. Odparłam, że bronię bo mam rację i zawsze będę go bronić, jestem uprzedzona i tyle. W żartach.

W końcu Korona podpełzła pod drzwi. Zaczęliśmy przecierać wszystko chusteczkami antybakteryjnymi, skończyło się przyjmowanie klientów w Magazynie, zmniejszyła się ilość kursów po datki bo ludzie bali się chodzić po sklepach, szczególnie ci starsi. Planowaliśmy wystawić na sprzedaż WSZYSTKO co się tylko nie opierało. Mieliśmy w magazynach towaru na miesiące. Poczta działała, dużo ludzi w kraju zaczęło pracę z domu, siedzieli i kupowali a sprzedaż wzrosła o 50%.

Wtedy Ken wysłał mi z Magazynu wiadomość:

-Chodź tu jak najszybciej.

Poszłam. W Klatce siedział Ken i Kuba, przy komputerze. Kazali siadać i czytać: Duże Biuro opublikowało wakaty na Business Support Manager, Warehouse Manager i Office Manager. Odpowiednio 26, 22 i 20 tyś funtów rocznie. Ken powiedział, że BSM jest moje i mam jak najszybciej złożyć aplikację i dać mu swoje CV do ręki. Obaj bardzo przejęci, za siatką stał Zak i Wujek Barry. Barry właśnie składał aplikację na Warehouse Managera, jak mu obiecał Ken. Wyskoczyłam pod sufit ze szczęścia, Ken pogratulował, wszyscy ucieszyli się że będzie ze mnie świetny BSM. Razem z Wujkiem Barrym cieszyliśmy się jak norki.

Zaczęło sie odliczanie do Rozmów kwalifikacyjnych. Na BSM aplikację złożyłam ja, jakiś koleś spoza Firmy i Bobby Wiecznie Niezainteresowana. Nagle zrobiła się zainteresowana. Nadal miała w dupie Firmę ale zapachniało jej stanowiskiem. I chociaż powiedziała otwarcie, że liczy tylko na więcej pieniędzy póki nie weźmie ślubu bo po tym chce jak najszybciej mieć dziecko a potem szybko drugie i zostać Żoną Wychowującą Nie Pracującą, to jednak udawała przed Kenem, że pójdzie na koniec świata i jeszcze dalej żeby tylko pracować dla szczytnego celu. Ktoś powiedział Kenowi co powiedziała. Ken przyszedł do Biura i zaczął wypytywać. Dowiedział się że Bobby robi tylko i wyłącznie za co jej płacą i ani o ruch małym palcem on nogi więcej. Spojrzał na tablicę na której nadal widniał mój nigdy nie pobity rekord 60 aukcji dnia i jej ‚czasami 40’ bo czasami i tego się jej nie chciało. Przy czym Rocky dodał również, że nie dlatego że była zajęta klientami czy własną kolejką na sprzątanie biura czy kuchni ale dlatego, że się jej naprawdę nie chciało bo miała ‚raka oka jak miała 5 lat i pręty w kręgosłupie’. Wszyscy rżeli z radości a Rocky nie zostawił na niej suchej nitki. Rocky nie miał wyczucia chwili ani krzty taktu w medycznej diagnozie, to mu trzeba było przyznać ale też nie kłamał w żadnym momencie. Bobby była NPC- non playable character. Wyszło na to, że na jej kandydaturę wszyscy spytani wyrazili skąpy entuzjazm.

Żeby nie być gołosłowną, Google Drive przechowuje wszystko- nawet dowody w sprawie. Na zielono ja, na pomarańczowo-Bobby. O wydajności Maisie świadczy kolor niebieski. Tydzień po tygodniu ja przekraczałam cel, Bobby miała to gdzieś a Maisie stała godzinami na piętrze i właziła Hydrze w dupę.

Michaś przyszedł raz do biurka i wyraził nadzieję że to ja dostanę to stanowisko. Stwierdziłam że byłaby to jedyna szansa, żeby przebywać w jego biurze legalnie i nie musieć uciekać kiedy ktoś nadchodzi. Uśmiał się po pachy. Trzymał kciuki.

Rozmowa nadeszła. Najpierw Koleś, potem ja, na końcu Bobby. Późnym popołudniem, kiedy w Magazynie robiło się już przytulnie ciemno i zimno, siedziałam w swoim zwyczajowym kantorku z palet. Snułam się między półkami kiedy usłyszałam głosy na schodach przeciwpożarowych. Klasyczna scena z filmu sensacyjnego- bohaterka przyłapana za drzwiami nie ma gdzie uciec, panikuje ale trzyma ja w miejscu fakt że oto słyszy głosy i rozmowę, które Zmieni Losy Świata….

Ken stał na schodach i rozmawiał z Managerem Personalnym z którym przeprowadzał tego dnia rozmowę kwalifikacyjną.

-Koleś jest na odstrzał.

-Tak tak- zgodził się Ken- Bezdyskusyjnie.

-Nie rozumiem jednak po co dogrywka? Sprawa jest raczej prosta, kwalifikacje i doświadczenie wystarczą. Obie są równie wygadane ale CV mówi samo za siebie.

-Jednak wolałbym mieć jeszcze jedną rozmowę.

-Jak wolisz.

Na drugi dzień koleś odpadł a Ken ogłosił remis i dogrywkę pomiędzy mną a Bobby. Tłum zajęczał zawiedziony i zdziwiony koniecznością takiego rozwiązania. Kolejny tydzień spędziliśmy na odliczaniu do drugiej rozmowy i na niekończących się tyradach tych co trzymali za mnie kciuki. Jednego popołudnia Biuro było puste, wszyscy skończyli wcześniej albo wcale ich nie było- nie pamiętam. Pamiętam że opróżniałam kubły w Biurze i przyszła też kolej na kubeł pod biurkiem Bobby. Sięgnęłam pod biurko a na biurku zauważyłam jej notes z którym szła na rozmowę kwalifikacyjną. Notes otworzył się sam, nawet nie musiałam wyciągać swojej różdżki. W notesie były notatki z aukcji i notatki na rozmowę kwalifikacyjną. Oraz CV. Ono też się otworzyło samo. Naprawdę!

W CV było tak: szkoła, studia na wydziale sportowym przerwane w wyniku urazu kręgosłupa, praca w supermarkecie 2 lata i praca w Firmie, 4 miesiące. To wszystko. To były jej kwalifikacje. Jeśli zastanawiałam się wcześniej o czym mówił Manager Personalny na schodach to już nie musiałam się zastanawiać dłużej. Moje CV miało długość rękopisów z Kumran. Doświadczenie od 1999 roku, Team Leader, manager w zastępstwie, NHS, specjalista techniczny, zamówienia, logistyka, finanse, tylko wybierać. Wsadziłam CV do notesu, notes zamknął się sam, też bez różdżki, opróżniłam kubeł.

Wieczorem odezwał się Ken. W godzinie przedwyborczej.

-Kochasz go?- zapytał

-Nie spodziewaj sie odpowiedzi. To rodzaj pytania od kórego będzie się odbijać i mi, i tobie, przez wiele dni.

-Dlaczego? To zwykłe pytanie. Czy go kochasz?

Nie odpisałam.

Przyszedł dzień Dogrywki.

Rano, napompowane gorącym powietrzem nie mogłyśmy się doczekać. Ani koleżanki ale rywalki w jednym pomieszczeniu. Przyszedł Ken i poprosił mnie na słówko. Wyszłam do korytarzyka, Ken usiadł na schodach.

-Słuchaj. Nie wiem co zrobić. Nie masz prawa jazdy.

-Po co mi prawo jazdy?

-No, do stanowiska jest potrzebne.

-W opisie stanowiska nie ma ani słowa o prawie jazdy. Praca jest z biura, tutaj. Po to żebyś ty mógł być bardziej ‚mobilny’.

-No tak…. nie ma?

-Nie ma.

-To powinno być.

-Słuchaj, jeśli będę potrzebna w Dużym Biurze to żaden problem, zaledwie miesiąc wcześniej miałam szkolenie na 9:00 rano i byłam przed czasem, moja Rodzicielka ma samochód. Ty sam jeździsz do biura raz na miesiąc, nawet rzadziej…. Nie stać mnie na prawo jazdy z moją obecną wypłatą. Wydaje prawie 200 funtów miesięcznie na autobusy. Daj mi pracę a zrobię prawo jazdy w 3 miesiące. Do tego czasu, jeśli będę tam potrzebna to się nie zawiedziesz.

-Jest jeszcze stanowisko Office Manager…

-O 4 tysiące rocznie mniej. Nie zrozum mnie źle ale nie chcę liczyć długopisów. Mam wykształcenie, doświadczenie, mówię biegle w dwóch językach, tłumaczę ci dla kierowców zza wschodniej granicy. Skąd nagle wątpliwości? Gdybyś mnie nie zachęcał od miesięcy, pewnie nawet bym nie złożyła aplikacji a teraz czuję się jak ktoś kto prosi się o łaskę.

-Ok, jest ok. Powodzenia.

Wróciłam do biurka czując się jak obywatel trzeciej kategorii bo na parkingu stała Micra Bobby. Micra na którą nie byłoby mnie wtedy stać.

Poszłam na górę i dałam z siebie wszystko. Manager Personalny był bardzo zadowolony, pytał mnie o możliwości i pomysły na rozszerzenie kontaktów handlowych z Polską. Z kapelusza wyjęłam możliwości kontaktów z ciuchlandami w całej Polsce które kupowałyby nasze dary na tony. Nie tylko ciuchy ale i komputery, drukarki i cały sprzęt elektryczny który zalegał miesiącami na półkach. Miał mnóstwo pytań. Ken siedział i kiwał głową.

Nie dostałam BSM. BSM została Bobby. Szok był powszechny. Do tego stopnia, że niektórzy otwarcie upuścili fucka albo i dwa, z Bobby w tym samym pomieszczeniu. Ken i Bobby, triumfalnie obeszli włości, ogłaszając nową managerkę w patologicznej rodzinie. Michaś nic nie powiedział, spojrzał tylko na mnie i zmarszczył brwi. Hydra zdezorientowana nie wiedziała co powiedzieć. Bobby piszczała ‚że się nie spodziewała’. Ja też bym się nie spodziewała.

Znowu płakałam. Teraz za budynkiem, za bocznymi drzwiami, siedząc na spróchniałej palecie, oddzielona od ruchu ulicznego gęstym żywopłotem. Wyłam do księżyca. Czułam się jak śmieć. Upokorzona, wykorzystana, wyciśnięta jak tubka pasty do zębów, do ostatniej kropli poczucia własnej wartości. Wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy, wszystko co odbudowałam i postawiłam na glinianych nogach znowu się rozpadło. Głupia, samotna matka, bez pieniędzy, bez szans na awans, bez prawa jazdy, bez auta, bez miłości swojego życia. Głupia, naiwna, smętna cipa. Całą złośc na świat wlałam w siebie. Nienawidziłam się jak nigdy wcześniej. A wszystko z przeszłości podniosło swoje ohydne mordy i teraz szczerzyło na mnie swoje popsute zębiska. Smiały się koleżanki z klasy, śmiał się KD, śmiały się koleżanki z Liceum, śmiał się MA, JA, za nimi w tłumie śmiały się ze mnie AŻ i AN, obie zrykiwały się ze szczęścia. ŁS też się zarykiwał. A tam po prawej, ekipa z przychodni, też szczały w gacie z uciechy. Biedna, naiwna cipa. W twarz śmiał się Ken i Hydra.

A Ken udawał, że nic się nie stało. Jakiegoś dnia szłam do kuchni kiedy przechodził razem z Zakiem. Zak stał się przydupasem Kena, tak jak śmiał się z Michasia, stał się burą suką Kena. Ken obiecał mu licencję na wózek widłowy. Zak spytał o podły humor, pytaniem retorycznym, na co sam odpowiedział, za Kena, że Bobby ‚miała lepsze kwalifikacje’. Zatrzymałam sie w pół roku i mi sie ulało.

-A skąd ty wiesz co ja i Bobby miałyśmy w CV?- Zak spojrzał na Kena, Ken spojrzał na betonową podłogę.

-Ja wiem co było w moim i wiem co było w jej CV. Spytaj się swojego szefa o różnicę, jestem pewna, że podjął w pełni odpowiedzialną i świadomą decyzję z której jasno wynika że CV Bobby było o niebo lepsze od mojego. Jeśli nie, to podjął złą decyzję i wkrótce będzie jej żałował. Ale to już kwestia bycia managerem. Nie bez powodu płacą mu więcej niż takim osobom jak ja. Prawda Ken? Płacą ci za to że wiesz co robisz i jesteś w 100% profesjonalny, prawda? Wiesz jakie pytania SĄ WAŻNE i jesteś absolutnie obiektywny. PRAWDA?

Zak się nie spodziewał wybuchu. Ken odwrócił się i odszedł. Zak został sam w alejce.

Bobby kwitła w świetle nowego stanowiska. Chodziła i powtarzała, że ‚nie wie co robi’ i było to Bardzo Śmieszne. Ja tymczasem odpuściłam sobie wszelkie extrasy którymi wcześniej cieszyło sie biuro. Jeśli paczka nie została wysłana bo Leaderka albo Managerka nie wydrukowała naklejki, nie szłam po tą naklejkę. Paczka leżała nie wysłana aż klient zażądał zwrotu pieniędzy. Przestałam szukać srebra i złota w biżuterii z darów. Sprzedawałam korale na kilogramy. Nie testowałam zabawek czy działają, nie otwierałam zegarków w poszukiwaniu rdzy. Szło po minimalnej cenie. Nie szukałam informacji o antykach dalej niż 2 strony internetowe. Moje aukcje nadal tykały ale ogólny dochód spadał bo nie szukałam rodzynek w cieście i nie podpychałam towaru innym doradzając żeby wystawić produkt za 30 a nie za 5 bo na pewno się sprzeda za więcej. Dochód ogólny spadł na mordę. Wszystkiego trzeba było szukać bo reszta nadal nie umiała czytać. Jak zginęła wartościowa gitara w tłumie innych gitar to wcale mnie nie obeszło, że wysłali gitarę wartą 1000 funtów do faceta który zapłacił 20 funtów za byle jaką, inną gitarę która stała teraz w rogu magazynu. Wzruszałam ramionami w duchu i szłam robić swoje. Jak nie mogłam znaleźć książki na Amazona we właściwej lokacji, nie szukałam w innych. Kiedyś szukałam do upadłego aż znalazłam ksiązkę czy DVD w lokacji A23 zamiast w A32 bo wyobrażałam sibie że Maisie pewnie zrobiła czeski błąd. I zawsze znajdowałam. Teraz przestałam. Poprawić błędy Maisie, Rickiego, myśleć za bezbarwną, szarą masę twarzy które mijałam w nieustannych wędrówkacj po Magazynie.

Dzisiaj w mojej pamięci Magazyn stoi jak przytulne miejsce, gdzie czekałam na popołudnie kiedy robiło się ciemno a światło lamp nie sięgało na moją stronę. Stała tam tylko 20watowa lampka z żółtym, ciepłym światłem poza którym panowała bezpieczna ciemność pustoszejącego Magazynu. Łubudubu Zaka puszczane cały dzień cichło. Byłam sobie żeglarzem i okrętem. Pracowałam powoli, Billie szeptała do ucha, czasem puszczałam coś na więksym głośniku, korzystając z subtelnego echa metalowej puszki. Puszczałam BARDZO GŁOŚNO. Zagłuszałam przytulną ciszę zimnego, ciemnego magazynu.

Od tego czasu większość ambientu którego słuchałam wtedy dla ukojenia zabiera mnie natychmiast w przeszłość, do Magazynu. Uwielbiałam kiedy koło 16:00 nikt już tam nie chodził, czasami zdarzył się Wujek Barry grzebiący w poszukiwaniu jakiegoś towaru, wtedy zawsze przychodził na pogaduchy. Jako jedyny miał trochę ludzkich odruchów. Nadal miał nadzieję na stanowisko Warehouse Manager ale sprawy zwolniły bieg bo nikt w kraju nie wiedział w którą stronę zabierze nas światowa dżuma. Bał się. Bał się że Ken potraktuje go tak jak mnie. Bał się być soba jak dotąd, unikał rozmów, żartów i chichów, żeby nie uszczknąć niczego ze swojego wizerunku Dobrego Kandydata. Nie miał pracy zbyt długo żeby teraz zostać z niczym. Kupił wymarzone auto, miał szansę wyprowadzić się od matki. Nadal miał nadzieję, żę zmienię zdanie i przytulę go do serca. Miał nadzieje, jak każdy normalny człowiek. I przekonywał mnie, że miałam prawo mieć nadzieję, że Ken był szczery i miałam prawo być zła na to jak mnie potraktował. I że zasługuję na więcej niż proszę. Że powinnam prosić, żądać o więcej. Ale w środku nadal mieszkała żałosna kupka szmat. Po pracy, cisza Magazynu przelewała się w ciszę ulicy, przystanku autobusowego, ciszę milczących ludzi jadących autobusem do domów. Ciszę ulicy i przejścia między budynkami prowadzącą do domu. W domu były Dzieciusie, jedyne źródło szczęścia i uśmiechu ale kiedy szły spać, cisza znowy wlewala się do środka ustami, oczami, uszami…..

Dodaj komentarz